sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 44


Rosalinda leżała w łóżku sztywno przytulona do Falena. Było już po wszystkim. Tak, ona nadal to z nim robiła, choć nie chciała. Niby Falen do niczego nie zmuszał Rosalindy, ale… Trudno w jej sytuacji było powiedzieć mu „nie”. Starszy ksiażę co prawda znał się na rzeczy i potrafił być delikatny, ale… Rosalinda go nie kochała. Dziewczyna wolałaby być w tak intymnej sytuacji z kimś innym, na przykład z Evenem z Blackraven. On kochał ją, ona go też i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie zaczęła szpiegować Falena.  Jakby nie podjęła się tego zadania, teraz nie musiałaby tkwić w objęciach Zdrajcy. Rosalinda pamiętała, że z początku, kiedy dopiero zaczynała mieszać się do tej gry, czuła do siebie wstręt i niechęć. Była niepewna… Bała się… Nie namiętność czuła, lecz strach. Ale teraz właściwie się już przyzwyczaiła. To stało się rutyną.

Wcześniej przynajmniej każdy coś z tego miał. Ona miała informacje, a Falen miał ją. Wszyscy szczęśliwi - mogłoby się wydawać. Niestety teraz on nadal miał ją, ale ona nie miała już dostępu do planów Zdrajców. Jednym jedynym pozytywnym uczuciem, jakie doń żywiła była wdzięczność bowiem Falen nadal zgrywał przed nią litościwego następcę tronu, który to okazał jej łaskę i nie przeczytał przechwyconej wiadomości. Nie miała pojęcia o układzie Falena, zawartym z jej ojcem, ale za to rosengardzka księżniczka wiedziała, że zgodnie z Prawem Kardena osoba przyłapana na nielojalności wobec Zdrajców skazywana była na karę śmierci. Rosalinda nie chciała umierać.
- Wiesz… Znamy się już tyle czasu, a ja nadal nie wiem, co ukrywasz – powiedziała cicho, wskazując na srebrną mitrę* na jego lewym przedramieniu.
- Skąd pomysł, że coś ukrywam? - spytał, gładząc ją po włosach. Drgnęła.
- Nigdy jej nie ściągasz. Nigdy. Jestem ciekawa, co tam masz.
- Możesz zgadywać, ale i tak nie trafisz – odpowiedział jej, a jego wargi wykrzywił łobuzerski uśmieszek.

- Hmmm…. Jakbym miała obstawiać, strzelałabym, że jakiś wstydliwy tatuaż, któryś zrobił sobie po pijaku – rzuciła, siląc się na złośliwość.
- Blisko… Bardziej znamię niż tatuaż. Można powiedzieć, że to część klątwy…
- Jakiej klątwy? – zdziwiła się. - Tej, Zdrajców? Myślałam, że ona ogranicza się tylko do czarnych włosów, mrocznej aury i utraty magicznych zdolności, jeśli nie płynie w tobie błękitna krew…
- Widzisz… U mnie jest coś jeszcze.
- Mi możesz powiedzieć. Ściągnij to – poprosiła, delikatnie zsuwając  mitrę z jego przedramienia.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – powiedział ze śmiechem, zabierając rękę.
- Nie boję się – odparła przekornie, chwytając go za dłoń i ponawiając próbę. Falen tylko westchnął ciężko, ale tym razem nie wyrwał ręki. Rosalinda zaniemówiła, gdy zobaczyła to, co Zdrajca ukrywał przed całym światem. Oczom dziewczyny ukazało się czarne znamię w kształcie węża, owijającego się wokół jego przedramienia.
- Zaczyna krwawić, gdy ja zaczynam kłamać – wyjaśnił, patrząc z niechęcią na czarnego węża.
- Nikt o tym nie wie, prawda?
- Wiedział tylko Wespazjan. No i Persenope… Mam tak od urodzenia. Ojciec odkąd byłem niemowlęciem, zawsze kazał mi to zasłaniać. Zawsze znamię było opatrzone bandażem, zasłonięte mitrą, ukryte pod rękawem szaty… Ani Cedricowi, ani Nimfadorze, czy nawet Temidzie nigdy o tym nie powiedziałem – wyznał.
- Dlaczego?
- Rusz swoją śliczną główką, Rosalindo – nakazał. Dziewczyna speszyła się nieco. – Gdyby wiedzieli, potrafiliby rozpoznać, kiedy kłamię. Gdybym uświadomił mojego braciszka, plan porwania Wiktorii i wymuszenia na nim zrzeczenia się Praw koronacyjnych nie powiódłby się, ponieważ Cedric łatwo mógłby mi udowodnić kłamstwo. Przjeżałby mnie. Cały spisek runąłby w gruzach – powiedział, po czym dodał lodowato chłodnym tonem. – Myślę, że jesteś na tyle inteligentna, żeby wiedzieć, iż nie możesz nikomu powiedzieć.
- Będę milczeć jak grób – rzekła, oddając mu mitrę, którą książę niezwłocznie założył z powrotem.
- Wiedziałem, że się dogadamy – odparł, spoglądając na nią z zadowoleniem.
- Dziwna sprawa, nie uważasz? Czemu akurat ty miałbyś być przeklęty od urodzenia? Jako dziecko nie mogłeś chyba aż tak nabroić… Chyba że to tak na zapas – rzuciła z krzywym uśmieszkiem, przeciągając się leniwie.
- Być może – odparł, wzruszając beznamiętnie ramionami. Falen mierzył teraz Rosalindę pożądliwym spojrzeniem.
- Chcesz powtórki, prawda? – spytała, bezbłędnie rozszyfrowując jego intencje.
- Jak ty mnie dobrze znasz - powiedział książę, obejmując ją i całując namiętni w usta. I kiedy ponownie miał się zabierać do rzeczy, rozległo się donośne pukanie do drzwi. – Ech, co znowu?! – warknął cicho, podnosząc się z łóżka. Falen podszedł do mahoniowej szafy, stojącej w rogu komnaty, i wyjął z niej czarny szlafrok, po czym narzucił go pospiesznie na siebie. – Czego chcesz, Priam? - spytał z irytacją książę, otwierając drzwi.
- Panie, przyjechali posłańcy z Trójkrólestwa – zameldował jeden z najbardziej zaufanych Zdrajców Falena.
- Przekaż im, że wiem, po co tu przyjechali. Powiedz, żeby lepiej zabierali się z powrotem. Niezwłocznie mają się wynosić z mojego pałacu.
- Panie… To raczej nie są typy, które łatwo przyjmują odmowę… - odparł pokornie Priam, ostrożnie dobierając słowa.
- Dobrze. Zaraz zejdę – mruknął wyraźnie zirytowany Falen. – Każ im czekać.
- Jak rozkazujesz, książę – powiedział, skłoniwszy się nisko po czym ruszył wykonać rozkaz.
- Ubieraj się. Nic z tego – rzucił krótko do Rosalindy. – Seliw nie daje za wygraną. Zachciało mu się ożenić mnie ze swoją córeczką. Przecież to, że jest w ciąży, nie oznacza, iż muszę brać z nią ślub!
- Rozumiem – odparła księżniczka, starając się ukryć ulgę. 

***

Falen szybko doprowadził się do ładu i zszedł po marmurowych schodach do Sali Tronowej, w której to mieli czekać posłańcy.
- Witaj, książę. Nazywam się Gefir, a to mój brat Tellor. Przybyliśmy przekazać wiadomość od naszego króla – ozwał się jeden z przybyłych, oddając przyszłemu karanijskiemu monarsze pokłon. Drugi uczynił to samo.
- Znam intencje waszego przyjazdu. Możecie przekazać Seliwowi, iż nie zmieniłem swojego stanowiska w tej sprawie. Moja odpowiedź nadal brzmi „nie”. Wracajcie do siebie – odparł chłodno książę, zmierzywszy sługi swojego starszego przyjaciela pełnym niechęci spojrzeniem. Byli to dwaj barczyści, bardzo postawni mężczyźni odziani w czerń. Falen był co prawda wysoki i dobre zbudowany, ale przy nich wyglądał jak chucherko. Zdrajca domyślił się, że w krwi posłów musi płynąć krew olbrzymów, bo zwykłe elfy nie mogły być aż tak… wielkie?
- Przykro mi, Wasza Wysokość, lecz nasz król przewidział taką reakcję i kazał nam przywieźć Was do Trojkrólestwa choćby siłą – ozwał się Tellor.
- Ha! Powodzenia życzę – zadrwił chłodno Falen, krzyżując ręce na piersi. Bracia wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym wzruszywszy ramionami, chwycili księcia pod ramiona.
- Co wy robicie?! Macie mnie natychmiast wypuścić! Zawołam straż! – zaczął awanturować się Zdrajca, próbując się im wyrwać.
- Rycerze księcia wcześniej zostali zawiadomieni przez Seliwa, iż mają niczego nie próbować. Nasz król powiedział, że robi to dla Waszego dobra, więc proszę współpracować – powiedział spokojnie Gefir. Falen jednak nie miał zamiaru współpracować. Nawet jak go siłą usadzili w powozie, nadal awanturował się, odgrażał i przeklinał na nich. Bracia z Trójkrólestwa powoli zaczynali tracić cierpliwość, lecz starali się zachować spokój i go ignorować. Falen uspokoił się dopiero jakieś trzy godziny jazdy później. To nawet nie była połowa drogi do państwa Seliwa. Za drugie tyle czekała ich przesiadka na statek i około godzinny rejs do rodzimych ziem Temidy. Nagle Falenwi przyświeciła w głowie pewna myśl. Tak, to jest to… Niechaj Seliw wie, że nie tak łatwo zmusić go do czegokolwiek.
- Zatrzymajcie powóz – rozkazał chłodno, gdy przejeżdżali blisko lasu.
- Nie możemy. Dostaliśmy jasne instrukcje – odparł beznamiętnie Gefir.
- Zatrzymajcie powóz – powtórzył ostro Falen. – Chcę się przejść. Muszę rozprostować nogi. Chyba możemy zrobić sobie małą przerwę, czyż nie?  - spytał, unosząc wysoko brwi.
- W sumie też się chętnie przejdę – rzucił do brata Tellor.
- Dobrze. Masz pięć minut. Wypuszczamy cię tylko dlatego bo i tak jesteś już zbyt daleko od Alamer, by tam wrócić samemu - rzucił Gefir, wywracając oczami.
„To się jeszcze zdziwicie” – pomyślał Falen, a na głos dodał tylko:
- Zrobię kilka kroków i jestem z powrotem.
Chwilę później powóz zatrzymał się i cała trójka z niego wysiadła. Falen spokojnie oddalił się kilka kroków od swych porywaczy, po czym puścił się biegiem w las.
- Ty, on nam ucieka! Łapmy go! – zawołał Tellor, pędząc za uciekającą przesyłką do Seliwa.
- Król miał rację, wyjątkowo trudny typ – mruknął Gefir, po czym ruszył za bratem.
Falen najpierw biegł leśną drogą, lecz potem stwierdził, iż może ich zgubi, jeśli skręci w zarośla. Tak więc zrobił. Niestety słudzy Seliwa nie dali się tak łatwo zmylić. Biegli za nim i biegli. Powoli zaczynali go doganiać. Falen już niemal czuł ich oddech na karku. W pewnym momencie, kiedy już nie miał siły uciekać, wpadł na pewien pomysł. Falen rozejrzał się w około. Gefira i Tellora nigdzie nie było. Książę uśmiechnął się do siebie pod nosem, po czym wspiął się na wysokie drzewo o niezwykle bujnej koronie. Tam go nie znajdą. „Przecież nie będą za mną skakać po drzewach jak te małpy” – pomyślał szyderczo.
- Ty, gdzie on jest?! – zawołał zdyszany Tellor, rozglądając się po polanie, na której właśnie się znaleźli. – Rozpłynął się w powietrzu!
- Daje spokój, Tel. Pewnie wlazł na drzewo. Potrząśnij którymś, to spadnie – powiedział ze spokojem Gefir.
 Słysząc to, Falen zaklął w duchu. Nie jest dobrze. Zdecydowanie nie jest dobrze. Tellor zrobił tak, jak przykazał mu brat. Przy którymś z kolei podejściu, trafił w końcu na właściwe drzewo. Potrząsną nim z siłą olbrzymów, a Falen zleciał w dół.
- Nie złamałeś sobie czegoś, uciekinierze? – spytał ze śmiechem Gefir, podnosząc go z ziemi jednym szarpnięciem.- Nie, ale zaraz złamię coś tobie, jeśli mnie nie puścisz – wycedził przez zaciśnięte zęby Falen, usilnie próbując wyrwać się połowiczemu olbrzymowi. Bezskutecznie.
- Jesteś bardziej uparty, niż opowiadał nam Seliw. I znacznie bardziej irytujący – mruknął Gefir, wywracając oczami. Dalej szamoczący się Falen wyczerpał cierpliwość posłańca, który bezceremonialnie chwycił go w pasie i przerzucił sobie przez ramię jak worek ziemniaków. Następnie jak gdyby nigdy nic ruszyli do powozu.
- Puszczaj natychmiast! Chyba nie wiecie, kim ja jestem!
- Karanirski następna tronu, przyszły zięć naszego króla – powiedział Tellor, wzruszając ramionami. – Teraz wsiadaj do karety – nakazał ostro, otwierając drzwi powozu.
- Nie, nie, nie! Ja się z nikim żenić nie będę, rozumiecie, czy wam to przeliterować?! – zawołał wściekle Falen, krzyżując ręce na piersi. Ponieważ nie chciał wsiąść po dobroci, Gefir „pomógł mu” zapakować się do środka. Książę kipiał z wściekłości.
- Porozmawiasz o tym z Seliwem, a nie z nami – oparł lakonicznie Tellor, po czym powóz ruszył.
Jechali tak kilka kolejnych godzin, ale Falen ani myślał się poddawać. O nie, nie da się do niczego zmusić. „Po moim trupie” – pomyślał Zdrajca, wzdrygając się na samą myśl o ślubnym kobiercu. Zdeterminowany książę szybko wypatrzył kolejną szansę na ucieczkę, kiedy tylko przesiedli się na statek płynący do Trójkrólestwa. Kiedy żaglowiec odbił do brzegu w porcie i wypłyną na wody Oceanu lilijskiego, Falen rozpętał sztorm. No bo jaki jest pożytek z posiadania matki – syreny, jeśli nie miałoby się używać odziedziczonych po niej mocy? Na pokładzie zapanowało spore zmieszanie. Starszy książę wykorzystał chwilę nieuwagi porywaczy i zadowolony z siebie, skoczył w oceaniczne odmęty. Normalny elf nie przeżyłby takiej burzy będąc za burtą, ale on był wodnikiem. Mógł dopłynąć do brzegu bez problemu. Co prawda nie posiadał barwnego ogona jak syreny** (za co był wdzięczny losowi!), ale za to mógł oddychać pod wodą. Niestety Gefir i Tellor szybko zorientowali się, że go nie ma. Ignorując potężne fale, zarzucili ogromną siatkę do połowu ryb i za jej pomocą wciągnęli Falena z powrotem na pokład.
- Z całym szacunkiem, ale czy książę postradał głowę?! – zawołał Tellor, patrząc na przemokniętego Falena jak na obłąkanego.
- To chyba Seliw postradał rozum, jeśli myśli, że porwaniem przekona mnie do małżeństwa – odparł chłodno, spoglądając na sługę wilkiem. – Wrzućcie mnie z powrotem do oceanu, a wszyscy będą szczęśliwi!
- On naprawdę zwariował – rzucił do brata Gefir. – Tak czy inaczej, radzę się waszej wysokości przebrać, bo sądzę, że nasza księżniczka woli mieć męża zdrowego..
- Nic mi nie będzie.
- Może jednak….
- Nic mi nie będzie - powtórzył ostro książę. Falen był wściekły. Gorączkowo szukał innego planu ucieczki, ale jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy.
_________________________________
* Mitra – tak elfy nazywają często metalową jakby obręcz, bransoletę nie wiem, jak to dokładnie opisać…. Sięgała ona od przegubu dłoni do połowy przedramienia. Na mitrze wyryte były wymyślne zawijasy szerzej znane jako runy ;)
** U kobiet wystarczy, że mają w sobie chociaż 25 % z syreny, a posiadają ogon, łuski itd. U mężczyzn natomiast sprawa wygląda inaczej. Żeby mieć syreni ogon, musieliby być w 100% wodnikami, a nie tak jak Falen, zaledwie w 50 % Nikt na Archipelagu nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego płeć odgrywa tu tak wielką rolę, ale po prostu tak jest.:)

3 komentarze:

  1. Troszeczke zmieniony ale na tym samym sie opiera ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna <3
    Kilka zmian, ale i tak jest super :*
    Falen i jego ucieczki <3 Me Gusta <3
    Zmienilaś jedno słowo na poprawne <3 (zięć a nie jak przedtem szwagier)
    Szkoda mi Rosalndy :( Mam nadzieję, że jakoś z tego wyjdzie :)
    Król Seliv świetny :)
    Pozdrawiam i czekam na NEXT !!!
    P.S. Życze Weny :*

    OdpowiedzUsuń

  3. Biedna Rosalinda... Oczywiście sceny z Falenem godne mistrzów literatury :-)
    Falori 4ever <3
    Emfadora 4ever <3
    Calori 4ever. <3
    Falinda 4ever <3
    Coco Evans

    OdpowiedzUsuń