czwartek, 23 kwietnia 2015

Tom II : Archipelag w ogniu --- Prolog

Rosalindzie cudem udało się zbiec strażnikom. Przebrana za służącą wydostali się z pałacu i ruszyła ku Auren. Gdy dotarła na miejsce, Zakon powitał ją jak bohaterkę. Zwłaszcza Evan. Księżniczka Rosengardu opowiedziała o starciu z Falenem i o tym, jak zostawiła go nieprzytomnego w swojej komnacie. Zapewniła wszystkich, że jeszcze przed wieczorem rozbrzmią żałobne dzwony Alamer. Nimfadora starała się zachować kamienną twarz, choć coś w niej pękło. Nikt z członków Zakonu (nikt, prócz Eryka) nie wiedział, że go ostrzegła. Zresztą nie było już potrzeby, by komuś o tym mówić, skoro jej ostrzeżenie na nic się zdało. Księżniczka wymówiła się bólem głowy i udała się do swoich komnat, by tam w samotności dać upust targającym nią emocjom. A było ich wiele. Złość. Żal. Gniew. Smutek. Gorycz. Bezradność. Poczucie pustki...
Kiedy Nimfadora robiła wszystko, by nie rozpaść się na kawałki jak zrzucona z półki porcelanowa lalka, Rosalinda oznajmiła reszcie, że nie zamierza dłużej kontynuować swojej działalności na rzecz Zakonu Przymierza. Kazała służącym przygotować powóz, którym nad ranem miała wyjechać raz na zawsze z Karaniry.