czwartek, 8 grudnia 2016

WATTPAD

 BRAKOWAŁO MI PISANIA...Bardzo. Napisałam do jednego z wydawnictw w celu publikacji Żywiołów Karteru, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Napisałam więc do pięciu innych i na odpowiedź dalej czekam... W między czasie, ponieważ brakowało mi Was, kontaktu z ludźmi.. wróciłam z żywiołami, ale na Wattpada . Tam zaprezentuję wam nową, ulepszoną wersję tego, co być może zobaczycie kiedyś w księgarni.. zalezy mi na zebraniu czytelników, bo debiuty są trudne. ROZUMIEM, JEŚLI STRACILIŚCIE ZAINTERESOWANIE.
Pozdrawiam, Meridiane <3

https://www.wattpad.com/story/92450412-%C5%BCywio%C5%82y-karteru-tom-i-ziemia/parts

piątek, 5 lutego 2016

Tom II : Rozdział 5

Po dwóch dniach jedna z posłanych przez Cedrica jednostek natrafiła na ślad króla Wespazjana, a kolejne dwa dni później (w dzień procesu Falena) został on przywieziony od obozu Karytów. 
Przysłaniający karanirską ziemię śnieg zaczynał topnieć. Słońca było coraz więcej, a pierwsze wiosenne kwiaty pokazywały się znacznie częściej.
Odnalezionego króla szybko zaprowadzono do namiotu Nimfadory, gdzie mógł ogrzać się trochę, odświeżyć i najeść do syta. Ogólnej radości nie było końca. Nie co dzień bowiem zmarły rodzic powraca w pełni sił do świata żywych. 
- Czemu tata taki smutny? - spytała zdumiona księżniczka, wlepiając w Wespazjana błękitne oczy o tak dziecinnym jeszcze wyrazie.
Król, Cedric, Wiktoria, Eryk i Nimfadora zasiedli wszyscy razem wokoło wielkiego stołu. Markotny monarcha pytał z połowicznym zainteresowaniem, co wydarzyło się w trakcie jego nieobecności, a wszystkie odpowiedzi zbywał cichym potakiwaniem. 
- Może coś Jego Wysokości dolega? Jeśli tak, zaraz poślę po lekarza...
- Nie, nie trzeba, Eryku - zaprzeczył zaraz Wespazjan. Spierzchnięte wargi wygięły się w lekki, bardzo słaby i wymuszony uśmiech. - Wątpię, żeby jakikolwiek medyk był w stanie mi dziś pomóc. 
- Chodzi o Falena i jego proces - rzekł Cedric w zamyśleniu, a było to raczej stwierdzenie niż pytanie. Sam książę także cały dzień wydawał się nieswój. Niby wiedział, że Falen zasłużył sobie na wszystko, co go niebawem spotka, a jednak... - Nie mylę się?
Król uniósł na Cedrica swe bystre, ale i udręczone oczy. Choć nie toczyła go żadna choroba, twarz miał bardzo bladą.

czwartek, 28 stycznia 2016

Tom II : Rozdział 4

Wieści na Karanirze szybko się rozchodzą nawet w czasie wojny. Zaraz po pojmaniu kardeńskiego następcy tronu posłano z listami ogniste feniksy i lodowe feriele do wszystkich przywódców Przymierza.
Po wielogodzinnej ofensywie Karytom udało się zająć twierdzę w Dolinie Smoczych Płomieni. Zdrajców stawiających opór stracono, a pozostałych wzięto do niewoli. Dowodzący obroną Priam, jako bliski współpracownik Falena, został zabrany na przesłuchanie. Paradoksalnie jak na Zdrajcę okazał się wyjątkowo lojalny. Podczas gdy Priwettus i jego brat Rosariell maglowali go pytaniami, milczał. Kiedy Priwettus odprowadzał Priama na noc do celi, oznajmił mu, że jeśli jutro nie będzie bardziej rozmowny i nie wyjawi mu planów Wyklętymi,  nie zawaha się zastosować innych metod przesłuchań... Priam nie wiedział czego bardziej się bać - tortur czy gniewu Falena. Ostatecznie, sparaliżowany strachem, nie widząc innego wyjścia,  sięgnął po schowaną w faldach ubrania pigułkę. Truciznę, którą młody Selear wręczył członkom Kręgu na wypadek porażki.  Sam również nosił jedną przy sobie. O świcie ogłoszono śmierć Priama; wieści szybko dotarły do Alamer.

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Tom II : Rozdział 3

 O świcie szeregi wielotysięcznej armii Cedrica IV Wiseara wyruszyły z Auren ku Półwyspowi Cienia. Ckliwym pożegnaniom rycerzy nie było końca. Wiktoria niemal z płaczem żegnała ukochanego i brata, kilka tysięcy kobiet i dzieci podobnie odprawiało swoich mężów, ojców, braci i synów, ale Nimfadora była silna. Sądziła, że już dość mieli z nią problemów i nie chciała dodatkowo martwić Eryka, Cedrica i Priwettusa.
Karanirskiemu księciu zależało na dyskrecji, dlatego też zabronił uderzać w bębny, które niepotrzebnie ściągałyby na nich uwagę (choć taka była wojskowa tradycja). Nie chciał, by pół kraju zaczęło szeptać o przeprawiających się do półwyspu wojownikach, by nie zdradzać Falenowi swojej pozycji. Tylko jak kilka tysięcy uzbrojonych po zęby elfów może tak po prostu nie rzucać się w oczy? Cedric wiedział, że to raczej niemożliwe, by nikt ich nie zobaczył, jednak miał plan, jak zminimalizować liczbę gapiów. Prowadził swe wojska nie ciągnącymi się przez miasta i obok nich gościńcami, lecz równinami, pod osłoną drzew. Jedni jechali konno lub na jednorożcach, a inni maszerowali na własnych nogach. Wszyscy ubrani byli w identyczne kolczug i srebrne zbroje z wygrawerowaną karanirską siedmioramienną gwiazdą na piersi, jasnowłose głowy ochraniały wypolerowane na błysk moriony lub otwarte przyłbice. Za nimi powiewały błękitne jak zimowe niebo płaszcze. Każdy miał przy boku lub na plecach broń, którą dzierżył. A były to bronie najróżniejsze. Szpady, koncerze, miecze dwuręczne, handżary, kindżały, halabardy, topory, sztylety tarczkowe, mizerykordie, łuki i kusze, a do tego oczywiście tarcze z herbem Karaniry (w którym także widniał wizerunek gwiazdy, a oprócz tego dewiza : "Ognia walecznych serc nie ugaszą nienawiści oceany". Co znajdowało się na flagach chorążych chyba łatwo się domyślić.