piątek, 5 lutego 2016

Tom II : Rozdział 5

Po dwóch dniach jedna z posłanych przez Cedrica jednostek natrafiła na ślad króla Wespazjana, a kolejne dwa dni później (w dzień procesu Falena) został on przywieziony od obozu Karytów. 
Przysłaniający karanirską ziemię śnieg zaczynał topnieć. Słońca było coraz więcej, a pierwsze wiosenne kwiaty pokazywały się znacznie częściej.
Odnalezionego króla szybko zaprowadzono do namiotu Nimfadory, gdzie mógł ogrzać się trochę, odświeżyć i najeść do syta. Ogólnej radości nie było końca. Nie co dzień bowiem zmarły rodzic powraca w pełni sił do świata żywych. 
- Czemu tata taki smutny? - spytała zdumiona księżniczka, wlepiając w Wespazjana błękitne oczy o tak dziecinnym jeszcze wyrazie.
Król, Cedric, Wiktoria, Eryk i Nimfadora zasiedli wszyscy razem wokoło wielkiego stołu. Markotny monarcha pytał z połowicznym zainteresowaniem, co wydarzyło się w trakcie jego nieobecności, a wszystkie odpowiedzi zbywał cichym potakiwaniem. 
- Może coś Jego Wysokości dolega? Jeśli tak, zaraz poślę po lekarza...
- Nie, nie trzeba, Eryku - zaprzeczył zaraz Wespazjan. Spierzchnięte wargi wygięły się w lekki, bardzo słaby i wymuszony uśmiech. - Wątpię, żeby jakikolwiek medyk był w stanie mi dziś pomóc. 
- Chodzi o Falena i jego proces - rzekł Cedric w zamyśleniu, a było to raczej stwierdzenie niż pytanie. Sam książę także cały dzień wydawał się nieswój. Niby wiedział, że Falen zasłużył sobie na wszystko, co go niebawem spotka, a jednak... - Nie mylę się?
Król uniósł na Cedrica swe bystre, ale i udręczone oczy. Choć nie toczyła go żadna choroba, twarz miał bardzo bladą.