środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 67

Eliksir przeniósł Wiktorię do mniejszych rozmiarów komnaty, jednej z tych znajdujących się w Auren. Ściany pokrywała tu barwna tapeta z tłoczonymi wzorkami, na której wisiało na gwoździach kilka pejzaży i jeden sporych rozmiarów gobelin. Na drewnianym parkiecie leżały dwa czerwono-złote dywany, ładnie pasujące do zasłon w tym samym kolorze. Przed ceglanym kominkiem, w którym trzaskał teraz dziko ogień, stała długa, brązowa kanapa ze złotymi nóżkami i ozdobnymi poduszkami oraz dwa podobne do niej fotele. Dziewczyna szybko rozpoznała to miejsce. Ów salonik był jedną z kilku prywatnych komnat Eryka. Serce Wiktorii zabiło szybciej, gdy tylko zobaczyła swojego brata. Chłopak siedział na sofie, trzymając w jednej dłoni srebrny pucharek z napitkiem, a drugą głaszcząc po głowie leżącą na jego kolanach Nimfadorę. Za nimi przechadzał się nerwowym krokiem Cedric. Kipiał gniewem.
- Nie mogę uwierzyć w to, jak zachowała się twoja siostra - powiedział książę głosem tak ostrym, że mógłby ciąć stal. Tori poczuła mocne ukłucie w sercu. Jeszcze nie słyszała w jego ustach tak otwartej wrogości, gdy mówił o kimś innym niż Falen i jego Zdrajcy. A teraz mówił o niej. I to z takim wstrętem...
- Też się nie spodziewałem - Eryk wzruszył ramionami z pewnego rodzaju obojętnością. - Widać taki charakter... Zadziwiające. Żyjesz z kimś prawie dwadzieścia lat i myślisz, że znasz człowieka. Widoczne dwulicowość wychodzi z wiekiem...
- Na to wygląda - prychnął rozeźlony Cedric, nie przestając chodzić po komnacie. - Wespazjan mówił mi, żebym nie wdawał się w romanse ze zwykłą śmiertelniczka, bez urazy, Eryk, ale nie! Ja zawsze muszę być mądrzejszy, prawda?! Niepotrzebnie traciłem czas na tą...
- Daj sobie spokój - mruknął Eryk, pociągając łyk wina ze srebrnego pucharka. Chłopak przeniósł wzrok z Nimfadory na Cedrica. - Znając życie, przy następnej pełni puszczą Falenowi nerwy i uderzy ją, bo jak to Wyklęty delikatnością nie grzeszy, no a potem przybiegnie do ciebie z podkulonym ogonkiem i będzie przepraszać. Poczekaj tylko trochę.
- Nie mam zamiaru na nią czekać - rzucił oschle Cedric, a jego błękitne oczy rozbłysły gniewnie. - Miała wybór. Byłem dla niej dobry, a ona wolała tego mieszańca z sadystycznymi zapędami, więc nawet jak przybiegnie z płaczem, to trudno. Sama chciała. Nie zapomnę jej tego. Nie potrzebuję już jej.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 66

Na Karanirze wzeszło słońce. Falen obudził się rankiem z potężnym bólem głowy. W jego przekonaniu była tylko jedna rzecz gorsza od samego bólu. Kac. Właśnie w tym momencie Zdrajca uświadomił sobie, że niepotrzebnie po wczorajszej wizycie u Lunaris, poszedł jeszcze do Seviana i reszty członków Kręgu... No i tak jakoś ich poniosło... Książę z trudem podniósł się z łóżka i od razu dopadł kryształowej karafki z sokiem winogronowym, która stała na biurku. Wypił duszkiem połowę, ale nie wiele mu to pomogło. Dalej go "suszyło".
"Trudno - pomyślał z rezygnacją Zdrajca, odgarniając z czoła sztywne, czarne włosy. - Później poproszę Temidę, żeby dała mi te swoje "magiczne" ziółka i wszystko przejdzie."
No ale z racji tego, że prawdopodobnie Temida jeszcze spała o tej  porze, Falen, nie chcąc jej budzić, postanowił najpierw pójść do wanny i odświeżyć się nieco, a dopiero później zabrać się za leczenie kaca. Książę wyjął ze stojącego nieopodal łóżka kufra ze złotymi zatrzaskami ciemnozieloną szatę, sięgającą po kostki, przeplataną srebrną i złotą nicią. Zdrajca spojrzał na śpiącą Wiktorię. Jej policzki były zaczerwienione; Falen widział na nich ślady po łzach, spływających po jej twarzy w nocy. Kasztanowe włosy dziewczyny leżały rozsypane wokół głowy, tworząc rudawą aureolę. Wiktoria była do połowy przykryta czarną kołdrą, a temperatura w komnacie pozostawała niska. Jeszcze tego brakowało, żeby się przeziębiła i żeby on musiał koło niej skakać. Falen westchnął ciężko i przykrył ją z powrotem. Wtedy dziewczyna drgnęła i przez sen objęła jego rękę zupełnie tak, jak obejmowała maskotki jako dziecko. Zdrajca uśmiechnął się pod nosem. Nie wnikał, co jej się śni. Książę usiadł na skraju łóżka i zaczął przyglądać jej się w milczeniu. Pomyślał wtedy, że chciałby się już zawsze przy niej budzić, najlepiej po upojnej nocy. Ale tak, żeby i ona chciała być przy nim sama z siebie. Tak jak Temida. Falen zastanawiał się, czy gdyby na horyzoncie nigdy nie pojawił się Cedric, czy wtedy udałoby mu się przeciągnąć ją na swoją stronę. Może gdyby nigdy nie było w grze jego młodszego brata - albo raczej elfa, którego miał za brata przez przeszło sto dwadzieścia trzy lata - Wiktoria nie próbowałaby oprzeć się Imevit... I wtedy Falena naszła pewna myśl. "A co jeżeli na nią jako na człowieka Imevit w ogóle nie zdziała? Co jeśli to wszystko, to że ich połączyło, jest jedną wielką pomyłką?...