wtorek, 29 października 2013

Rozdział 4

Tej nocy Eryk miał piękny sen. Śniła mu się Nimfadora, uśmiechająca się do niego promiennie. Stali tylko we dwoje  na środku pustej sali balowej. Tylko ona i on. Chłopak przysunął dziewczynę bliżej siebie i złożył na jej różanych ustach delikatny pocałunek. Nimfadora odwzajemniła go. Po chwili Eryk odsunął swoją twarz, aby móc spojrzeć w piękne oczy dziewczyny, iskrzące teraz radością.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę zatańczyć - powiedziała, trzepocząc wachlarzem czarnych rzęs. Twarz chłopaka rozjaśnił mimowolny uśmiech.
- Co tylko zechcesz, ale potrzebuję małej zachęty - odparł przekornie. Dziewczyna zaśmiała się perliście i pocałowała go w policzek.
- Masz swoją zachętę. Na coś więcej możesz liczyć dopiero, jak ze mną zatańczysz.
- Niech ci będzie, ale lojalnie ostrzegam, że jestem raczej marnym tancerzem - odpowiedział, unosząc ręce w obronnym geście, czym wyraźnie rozbawił księżniczkę.
- Nie może być tak źle.
Eryk nie dał się dłużej prosić. Jedną ręką ujął delikatną dłoń dziewczyny, a drugą złożył na jej talii. Gdy tańczyli, wszystko co ich otaczało, zniknęło. Teraz liczyli się tylko oni. Tańczyli i tańczyli przez całą noc. Kiedy miał ją znów pocałować, obudziły go pierwsze promienie słońca, wpadające przez witrażowe okna do jego sypialni. Chłopak przeciągnął się leniwie, zły, że sen przerwał się w takim momencie. Nagle rozległo się ciche pukanie w stare, dębowe drzwi.
- Proszę! - zawołał Eryk, tłumiąc potężne ziewnięcie.
- Witaj, mam nadzieję, że cię nie obudziłam - przywitała się księżniczka.
Chłopak nie mógł uwierzyć własnym oczom. Ze snu na jawę, pomyślał ze zdumieniem. Księżniczka uśmiechnęła się ciepło, tak samo jak uśmiechała się w jego śnie.
- Zaraz przyślę służkę Aliendię, aby przyniosła ci śniadanie, a tymczasem chciałam sprawdzić, jak się miewasz - powiedziała, siadając z gracją na krańcu jego łóżka.
- Wszystko dobrze, wyspałem się za wszystkie czasy - odparł lekkim tonem, podnosząc się i odgarniając niesforne kosmyki ciemnych włosów z oczu. - A dodać do tego ten przepiękny widok z samego rana, po prostu nie może być lepiej.
Dziewczyna zachichotała wdzięcznie, przysłaniając usta dłonią, a na jej bladej twarzyczce pojawiły się różane rumieńce.
- Jesteś naprawdę miły. Mam nadzieję, że spotkamy się później, a tymczasem mam kilka spraw do załatwienia - powiedziała, krzywiąc się na samą wzmiankę o obowiązkach, przez które musiała zostawić chłopaka. - Aliendio! Przyjdź już proszę - zawołała, klaszcząc dwukrotnie w dłonie. Wychodząc z komnaty, szepnęła tylko: "do zobaczenia", a jej miejsce zajęła starsza służąca o dobrotliwych rysach twarzy, niosąca śniadanie. Srebrna taca była wypełniona po brzegi tutejszymi smakołykami, nieznanymi dotąd Erykowi. Chłopak musiał przyznać, że wyglądały i pachniały naprawdę apetycznie. Zjadłszy śniadanie, umywszy i ubrawszy się w szmaragdową szatę, którą przyniosła służąca, zszedł po marmurowych schodach do ogrodu. Wszędzie kwitły krzewy pełne róż, roztaczające wokoło słodkawą woń. Na drewnianej ławeczce stojącej przy białej, marmurowej fontannie ujrzał Wiktorię rozmawiającą wesoło z księciem Cedrikiem . Elf wpatrywał się w nią z zachwytem, nawet nie zauważając obecności Eryka. Chłopak nie chcąc im przeszkadzać, postanowił iść dalej, w głąb parku. Snuł się samotnie po krętych alejkach, ciągnących się między wysokimi krzewami i drzewami, aż nagle usłyszał za sobą chłodny, drwiący głos.
- Już się zgubiłeś czy dopiero nad tym pracujesz?
Eryk odwrócił się szybko i ujrzał Falena, opierającego się nonszalancko o pień jednego z drzew. Na jego twarzy malował się ironiczny uśmieszek.
- Bardzo zabawne - rzucił nieco zirytowany chłopak, odgarniając z czoła brązowe włosy. - A ty co tu robisz? Wywalili cię z pałacu czy dobrowolnie postanowiłeś pilnować tego drzewa?
Twarz Falena momentalnie stężała, a jego głos stał się bardziej jadowity niż kpiący.
- Jakie to zabawne... Doprawdy. Mój niewydarzony brat kręci z... Jak jej tam? Wandą? Weroniką? A może to była Wiktoria... Mniejsza o to. - Syn Wespazjana machnął lekceważąco ręką. - I może nawet coś z tego wyjdzie, ale ty i ma siostra? Nimfadora jest tobą wyraźnie zauroczona, niewykluczone, że z wzajemnością, więc jakie to smutne, iż to uczucie, nawet jeśli by się rozwinęło, i tak będzie skazane na niepowiedzenie... Jakież to przykre - dodał po chwili, przeciągając celowo sylaby, jakby delektując się każdym wypowiedzianym słowem, mającym zranić Eryka.
- Po co mi to mówisz? W co ty właściwie pogrywasz? - spytał chłodno chłopak, czując jak krew w jego żyłach wrze.
- Ja? - Starszy z książąt udał zaskoczenie. - O co ty mnie w ogóle posądzasz? Chciałem tylko powiedzieć, że zabawne będzie obserwować, jak ci zacznie powoli na niej zależeć, ale nie będziesz mógł nic z tym zrobić... No bo wiesz... Nimfadora jest już komuś obiecana. Zabawne, nieprawdaż? - Falen obrzucił pogardliwym spojrzeniem Eryka, który był zdruzgotany tym, co właśnie usłyszał. Owszem, starał się nie robić sobie nadziei, ale to było silniejsze od niego. A teraz? Właśnie został brutalnie przywołany do rzeczywistości. Ale w sumie czego on się właściwie spodziewał? Przecież Nimfadora to księżniczka. Nieludzko piękna, mądra, zabawna i urocza, ale KSIĘŻNICZKA. A on? Kim on był w porównaniu z nią? To nie jedna z tych wenezuelskich telenoweli, w których można mówić o miłości już w pierwszej sekundzie spotkania z daną osobą, ale Eryk po prostu polubił Nimfadorę i nie mógł z tym nic zrobić. Chociaż nawet jeśli potrafiłby, to czy w ogóle by chciał? Naprawdę trudno nie zauroczyć się nią.
- Bardzo zabawne, a teraz wybacz, ale muszę już iść - odparł Wileński, mierząc Falena wojowniczym spojrzeniem, po czym, nie zważając już na dalsze słowa księcia, ruszył wprost przed siebie.

***

Na oswojeniu się z tym, co powiedział mu starszy brat Nimfadory i pogrzebaniu swoich wszystkich cichych nadziei Erykowi zeszły jeszcze długie godziny, które spędził spacerując w tę i z powrotem po wielkim parku. Chodził między drzewami i krzewami, mijając co jakiś czas pałacowych służących, mierzących go ciekawskim spojrzeniem, ale nie zwracał na nich najmniejszej uwagi. Z zamyślenia wyrwał go dopiero melodyjny, niby nowy a już znajomy głos.
- Co tu robisz tyle czasu, Eryku? Szukałam cię w całym Alamer, aż w końcu Falen mi powiedział, że postanowiłeś tu chyba zamieszkać, bo tak długo tu już siedzisz...
- Nic szczególnego. - Chłopak wzruszył obojętnie ramionami, starając się nie patrzeć Nimfadorze w oczy. - A ty? Już zrobiłaś wszystko, co miałaś dzisiaj do załatwienia?
- Tak, już jestem wolna do końca dnia - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy księżniczka, podchodząc do niego bliżej. - Coś nie tak? Nie wyglądasz za dobrze - spytała troskliwie, patrząc na markotnego Eryka z niepokojem. - Coś ci jest? Może źle się czujesz?
- Nieee, u mnie wszystko w jak najlepszym porządku - odparł bez przekonania, nadal unikając jej spojrzenia.
- Dlaczego mnie okłamujesz? - spytała smutno.
- Zapomniałem, że umiesz czytać w myślach... - mruknął.
- Wcale nie czytałam, nie teraz. Po prostu to widzę. Nie patrzysz mi w oczy i słyszę, że twój puls przyspieszył... - Eryk chciał już spytać, jakim cudem ona słyszy coś takiego, ale przypomniał sobie, jak Cedric mówił im o tych wszystkich elfich sztuczkach. - Możesz mi powiedzieć wszystko. Przecież wiesz.
- A mogę zadać pytanie? - zapytał, po raz pierwszy odważając się spojrzeć w jej błękitne jak niebo oczy.
- Oczywiście, że tak - dziewczyna zmarszczyła brwi, nadal patrząc na niego z ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.
- To prawda, że... - zaczął Eryk, ale nie potrafił dokończyć. Nimfadora zrobiła to za niego, domyślając się szybko, o co chodzi.
- Że jestem zaręczona? Tak, to prawda - powiedziała smutno, spuszczając głowę.
- Widzę, że nie skaczesz z radości... - zauważył zdziwiony.
- Bo nie mam powodu do szczęścia, ale to bez znaczenia, czy go kocham, czy nie...
- A kochasz? - spytał, lecz dziewczyna nic nie odpowiedziała. Nie musiała. Jej milczenie było wystarczająco wymowne.
- Syn lorda Rebio jest naprawdę w porządku, ale uczucia nie wymusisz - powiedziała w końcu po chwili ciszy.
- To dlaczego z nim jesteś? - Widząc, jak w oczach Nimfadory  błyszczą pierwsze łzy, Eryk pożałował, iż zadał to pytanie. - Przepraszam, ja... nie powinienem był. To nie moja sprawa - zreflektował się szybko, kładąc jej pokrzepiająco dłoń na ramieniu. Księżniczka drgnęła, gdy jej dotknął.
  - Nic się nie stało. Możesz wiedzieć. - Nimfadora podniosła na niego swoje piękne oczy i wytarła wierzchem dłoni jedną ze spływających po bladym policzku łez. - Tacie bardzo zależało, żebym za jakiś czas poślubiła kogoś, kto by się mną należycie zaopiekował po jego śmierci. Chciał, aby był to ktoś znaczący w królestwie... Ojciec boi się, że jeżeli  Falen zasiądzie na tronie, w akcie zemsty na Cedricu, mógłby mnie wygnać, czy pozbawić pozycji w jakiś inny sposób - wyjaśniła, starając się, żeby jej głos się nie załamał.
  - Przecież to twój brat. Dlaczego miałby zrobić coś takiego własnej siostrze? Za co miałby się mścić na Cedricu? - nie dowierzał Eryk. Zmarszczył brwi. Ta cała sprawa wydawała się naprawdę podejrzana.
- Ani ja, ani Ced nie mamy najlepszych stosunków z Falenem... Oni dwaj zawsze rywalizowali we wszystkim. Moi bracia się nienawidzą, więc pewne jest, że kiedy ten starszy zostałby królem, zrobiłby praktycznie wszystko, aby dopiec młodszemu w ten czy inny sposób. A nie od dziś wiadomo, że jeśli chce się kogoś skrzywdzić, należy uderzyć w jego czuły punkt. W tym przypadku jestem i zawsze byłam nim ja. Naprawdę kocham Cedrica jako brata, a on mnie jako siostrę, wiele razy podkreślał, że jestem dla niego najważniejsza... Falen wie, że robiąc coś, co zaboli mnie, sprawi ból również jemu, a na tym mu bardzo zależy. Falena też kocham, ale... - zawahała się - mam czasem wrażenie, iż on mnie nie traktuje nawet jak siostrę. Czasami myślę, że mnie także nienawidzi...  - Głos dziewczyny, mimo wszystkich jej starań, załamał się. Widać było, że najbardziej nie boli jej myśl o związaniu się z  Rebio II, lecz o niechęci rodzonego brata. Eryk współczuł dziewczynie z całego serca i jednocześnie podziwiał jej wewnętrzną siłę. Sam nie mógłby kochać kogoś, kto byłby w stosunku do niego taki zły, kogoś, kto nie zawahałby się skrzywdzić go, byleby tylko osiągnąć swój cel.
- To dlatego musisz zrobić coś wbrew sobie? Nie ma innego wyjścia? Przecież Cedric nie dałby cię skrzywdzić - ani ja bym na to nie pozwolił, dodał w duchu. Księżniczka chyba odczytała tą myśl, bo uśmiechnęła się do niego wdzięcznie.
- Tacie na tym bardzo zależy. Chce dla mnie jak najlepiej i nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłoby mi się coś stać...
- Ale gdyby to Cedric objął władzę? Może wtedy uwolniłby cię od zbędnych zobowiązań - podsunął. Krajało mu się serce, widząc jej smutek, tak pełny zrozumienia i pogodzenia się z losem.
- Szanse są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Nie wiadomo, który obejmie władzę, ale, jak już mówiłam, ojciec chce mieć całkowitą pewność... - Nimfadora nie zdołała już dłużej powstrzymać łez. Tak jak była pewna, że Cedric zakochał się w Wiktorii, jak tylko spojrzał jej w oczy, tak samo ona miała z Erykiem. Imevit to sprawiło. (Później dowiecie się co to jest Imevit) Ale było to bez znaczenia. Widząc jego współczującą i smutną twarz, widząc determinację w tym, aby jej pomóc, miała ochotę rzucić mu się w objęcia i pocałować, ale nie mogła, nie powinna. Chłopak jakby czytając jej w myślach, objął ją w pocieszająco.
- Wszystko będzie dobrze, Nimfadoro. Jakieś rozwiązanie się znajdzie, obiecuję ci to - przysiągł, tuląc stopniowo uspokajającą się dziewczynę.
                                                                                              Miranda ^^^
____________________________________________________________________________
I co myślicie o 4 rozdziale? :D Mam nadzieję, że nie jest znowu taki zły xd Oceniajcie go w komentarzach od 1 do 10 , żebym wiedziała w jakim stopniu go sknociłam ;) haha Przepraszam, że tak wolno wstwiam rozdziały, ale prowadzę też kilka innych blogów + nauka = brak czasu, ale postaram się to jakoś nadrobić :D A tym czasem, do następnego posta! ^^^^

sobota, 26 października 2013

Rozdział 3

Wiktoria wraz z Cedricem miło spędziła popołudnie. Okazało się, iż świetnie się dogadują i, mimo że są z zupełnie innych światów, nie brakuje im tematów do rozmów. Dziewczyna zastanawiała się, jak to możliwe, żeby tacy mili, zabawni i sympatyczni Cedric i Nimfadora byli spokrewnieni z tym dumnym, wyniosłym, odnoszącym się z pogardą do wszystkiego co się rusza arogantem. Na samą myśl, że podczas wspólnej kolacji Wiktoria miała znowu go zobaczyć, jej ciało przeszywał zimny dreszcz. W starszym księciu było coś tajemniczego, jakby... mrocznego. Dziewczyna po prostu czuła, że coś jest z nim nie tak...

W tym samym czasie księżniczka spędzała równie miło czas z Erykiem. Chłopak nigdy nie znał dziewczyny, która byłaby taka jak ona. Delikatna, urocza, piękna i bardzo mądra. Eryk zawsze ubolewał, że wśród otaczających go przedstawicielek płci przeciwnej te cechy nigdy się nie łączyły. Zawsze którejś czegoś brakowało, a Nimfadorze? Ona zdawała się mieć wszystko.
-Dziękuję, że poświęciłeś tyle czasu mojej osobie - powiedziała kokieteryjnie Wiktoria, posyłając Cedricowi ciepły uśmiech, kiedy książę odprowadził ją do komnaty swej siostry.
- To ja dziękuję - odparł Cedric, puszczając jej dłoń. - Do zobaczenia na uczcie. - Wyszczerzył zęby, a efekt był olśniewający.

środa, 23 października 2013

Rozdział 2

- Wspaniała – zachwyciła się Wiktora, kiedy Cedric wprowadził ją do ogromnej, bogato zdobionej komnaty, będącej Salą Tronową. Naprzeciwko rzeźbionych drzwi znajdował się wielki, złoty, wysadzany klejnotami tron. Wiktoria nigdy nie widziała wspanialszego. W żadnym muzeum, nawet na filmach. Pierwsza myśl, gdy się na niego patrzyło, była taka, iż zasiadać na nim musi ktoś naprawdę "wielki". I rzeczywiście tak było. Przecież to tron karanirskich królów od wielu tysiącleci. Od wejścia do owego tronu, ustawionego na kilku stopniowym podeście, prowadził czerwono-złoty dywan. Z wysokiego sklepienia, na którym namalowano kiedyś wspaniały fresk, przedstawiający lecące nad wyspą wielobarwne ptaki, zwisały srebrne kandelabry, zastawione setkami woskowych świec. Ze ścian spoglądało na nich wiele portretów, przedstawiających zapewne co ważniejszych w Królestwie. Wisiało tu również kilka arrasów. W całej sali czuć było zapach kwiatów, poustawianych gdzieniegdzie w złotych misach, zmieszany z wonią kadzidła.
– Co to jest? – spytała nagle Wiktoria, podchodząc do rzędu popiersi, stojących na prawo od wejścia. Przez wielkie, witrażowe okna padało na nie wielobarwne światło, dodające tylko uroku i tak już wspaniałej komnacie.

wtorek, 22 października 2013

Nowy rozdział już prawie xd

Bardzo przepraszam, że nie dodaję nic, ale szkoła -,-" Tak czy tak, rozdział mam już prawie skończony, więc postaram się go wstawić jeszcze dziś lub jutro, jak tylko znajdę wolną chwilę :*

niedziela, 20 października 2013

Tyle osób...

Eh... Ja rozumiem, że nie wszyscy lubią komentować posty, no ale bez przesady -,-" W ciągu 3 - 4 dni nabiliście mi ponad 400 wejść (za co jestem wdzięczna ;* ) , tylko kilka osób z tych 400 napisało mi co myśli o opowiadaniu :( Nie chodzi mi o to , żeby mieć jak najwięcej kom, ale żeby wiedzieć czy wielu osobom się to podoba czy tylko garstce i czy jest sens pisać dalej :/  Już bym chyba wolała, żeby ktoś mi otwarcie napisał co mu się nie podobało, jeżeli przeczytał, niż żeby nie pisał zupełnie nić :p Dziękuję tym wszystkim, którzy ocenili prolog i 1 rozdzał i tym, którzy głosowali w sondzie ;*
Pozdrawiam, Miranda ^^^

piątek, 18 października 2013

Rozdział 1

- Wyglądasz przepięknie! – zawołała podekscytowana i równocześnie dumna ze swojego dzieła księżniczka.
Wiktoria nie mogła przestać patrzeć w lustro. Pokazywało ono młodą dziewczynę w jasnoróżowej, koronkowej sukni. Jej kasztanowe włosy splecione były w długi warkocz, przerzucony przez lewe ramię. Szyję zdobił szmaragdowy naszyjnik, który tylko podkreślał zieleń oczu Wiktorii. Bez wątpienia była piękną dziewczyną.
- Bardzo dziękuję. Nie wiem, jak mam się odwdzięczyć tobie i twojemu bratu za uratowanie życia i…  po prostu za wszystko.
- Nie dziękuj. To nic wielkiego. Naprawdę – odparła ze szczerym uśmiechem Nimfadora. – A tak między nami, chyba wpadłaś Cedricowi w oko – dodała, chichocząc wdzięcznie.
- Ja niby miałabym podobać się księciu? – prychnęła Wiktoria, ale jej serce na chwilę znieruchomiało. – Przecież znamy się zaledwie dwie godziny, z czego połowę spędziłam tylko z tobą na upodobnieniu mnie do ludzi. – Teraz to ona się zaśmiała, ale Nimfadora jej zawtórowała.
- Znam mojego brata i wiem, kiedy jest kimś oczarowany – powiedziała z przekonaniem księżniczka. – Ced to naprawdę sympatyczny facet, ale czasem nie potrafi wyrażać swoich uczuć… - westchnęła.
- Jakich uczuć? Powtarzam: dwie godziny, dwie g o d z i n y! – zaoponowała, kładąc nacisk na ostatnie słowo.

Wielkie dzięki ;*

wow! <3 ta stronka istnieje od wczoraj, a  już jest 100 wejść :D Uwielbiam was ludzie ;)
Niedługo wstawię kolejny rozdział ;* Do następnego posta oxoxoox


czwartek, 17 października 2013

Prolog


Zadziwiające jest to, w jaki sposób jedno wydarzenie potrafi zaważyć na dalszym życiu człowieka… Właśnie tego dnia stało się coś, co całkowicie odmieniło losy Wiktorii i jej brata, Eryka. A zaczęło się to tak...
Rodzeństwo Wileńskich zamierzało opłynąć cały świat. Zarówno Wiktoria, jak i Eryk pasjonowali się dalekimi podróżami i pragnęli zwiedzić każdy zakątek naszego globu. Kochali oni poznawać nowe kultury, odwiedzać kolejne kraje... Zadziwiał ich ciągle sposób, w jaki ludzie funkcjonują, mieszkając w miejscach, do których „nie dotarła jeszcze cywilizacja XXI wieku”. A przeżyte podczas wyprawy przygody pozostawiały po sobie niezapomniane wspomnienia.
Wiktoria i Eryk kolejny już dzień przemierzali Ocean Spokojny, gdy niebo nagle zaszło ciemnymi chmurami. Po chwili zerwał się gwałtowny wiatr.
- Zapowiada się na sztorm - mruknął Eryk pod nosem.
- I co teraz? Do najbliższego portu albo chociaż byle wysepki jest dosyć daleko... - zaniepokoiła się dziewczyna. Wiktoria wyjrzała za burtę. Wiatr ciągle się wzmagał, a fale zaczynały kołysać statkiem coraz mocniej i mocniej. Nie było dobrze. Zdecydowanie nie było dobrze.
- Chyba się nie boisz? - spytał ze śmiechem Eryk, majstrując przy żaglach. Wiktoria była tak zaaferowana całą tą sytuacją, że nawet nie pytała, co jej brat kombinuje z masztem.