Starszy książę siedział właśnie w swoim gabinecie i przeglądał stare
dokumenty Karaniry, umilając sobie nużące obowiązki szklaneczką słodkiego,
złotawego alkoholu o nazwie Lecivia. Gdy Falen kolejny raz przekartkowywał
jedną ze starych ksiąg, próbując znaleźć w niej potrzebną informację, rozległo
się ciche pukanie do drzwi, a po chwili w progu stanęła Temida. Była niezwykle
blada i roztrzęsiona, lecz on tego nie zauważył, gdyż nie raczył nawet podnieść
na nią wzroku.
- Chciałam z tobą porozmawiać, ale widzę, że jesteś zajęty… Nie chcę ci
przeszkadzać, może przyjdę później? – zaproponowała z nadzieję, iż ten ją
odprawi. Temida wiedziała, że dłużej już nie da się tego odwlekać, ale zawsze
można było spróbować.
- Już przeszkodziłaś, ale możesz zostać – odparł Falen ze znużeniem. –
Wszystko dobrze? Nie najlepiej wyglądasz… - spytał, udając zainteresowanie.
- Nie, to znaczy tak, to znaczy… Eh…
- Może opowiedz mi wszystko po kolei – zaproponował, przeciągając się
leniwie w fotelu.
- A więc… Widzisz, nie wiem, jak ci to powiedzieć… W zasadzie powinnam była
ci to wyznać już wcześniej, ale bałam się twojej reakcji… Bałam się ciebie,
zwłaszcza po tym jak zabiłeś Flina… - zaczęła nieskładnie, chodząc nerwowo po
komnacie.
- Jestem aż tak straszny? – spytał Falen z pewnego rodzaju rozbawieniem.
Seliwiańska księżniczka nie odpowiedziała na to pytanie, posłała mu tylko
przepraszające spojrzenie.
- Długo się zbierałam na odwagę… i oto jestem… Falenie, ja… - Temida wzięła
głęboki oddech, aby dodać sobie otuchy. Nie podziałało. – Falenie, jestem w
ciąży.