wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 32



Wkrótce lato dobiegło końca, a po nim nastała jesień, która rychło ustąpiła miejsca ostatniej z pór roku. Zimy na Karanirze były bardzo srogie i mroźne. Cała wyspa zakopana była teraz pod wieloma warstwami śniegu, a jeziora i rzeki były skute lodem. Stary król okazał się silniejszy, aniżeli przypuszczał medyk. Minęło już dobrze ponad trzy miesiące, które mu dawał lekarz, a władca nadal dzielnie walczył z chorobą. Niestety jego zmagania i tak dobiegały końca. Wespazjan był już tak osłabiony, że praktycznie nie wstawał z łóżka. Dobry król w niczym nie przypominał tego radosnego starca, który niegdyś nie mógł usiedzieć w miejscu. Falen niewątpliwie był rozdrażniony wciąż oddalającą się koronacją. Jego zaufany człowiek, sir Menessef, radził mu nawet, aby dobić chorego, lecz starszy z książąt stanowczo się temu sprzeciwił. Fakt, nie znosił ojca i miał doń żal niemalże o wszystko, ale miał też honor, nie pozwalający mu na otrzymanie tytułu królobójcy. W całym Alamer panowała napięta atmosfera. Teraz pałac, który przez wieki stanowił symbol sprawiedliwej władzy synów Imeny, skąpany był w wszechogarniającej nienawiści i wrogości. Odkąd Falen sprowadził do Alamer całą tę zgraję, nie można było spokojnie zamienić słowa bez obawy, że któryś ze Zdrajców nie podsłucha i nie doniesie o wszystkim swemu panu. Wiktoria miała już tego wszystkiego dosyć, zresztą nie tylko ona. Cedric nie ukrywał, że jedynym powodem, dla którego jeszcze nie zabrał ich wszystkich do Auren, była obawa o to, co mogłoby spotkać Wespazjana, pozostawionego na pastwę Wyklętych. 


Tego dnia Wiktoria została zupełnie sama. Jej ukochany zajęty był sprawami królestwa. Nimfadory też nie było, gdyż „kochający narzeczony” postanowił złożyć jej niespodziewaną wizytę. Rebio przyjechał rano do Alamer i zabrał dziewczynę do swej posiadłości na kilka dni. Eryk aż zgrzytał zębami, gdy zobaczył przez okno, jak oboje wsiadają do powozu młodego lorda i odjeżdżają. Chłopak był tak wściekły, że nie mógł znaleźć sobie miejsca, więc postanowił pomóc Cedriciowi w obowiązkach, by zająć czymś myśli. Zmęczona  głuchą ciszą w swojej sypialni dziewczyna postanowiła się przejść. Nikt nawet nie zauważył, jak odziana w białe futro Wiktoria wymknęła się z Alamer i udała na spacer do pobliskiego lasu. Okryte śnieżnym puchem drzewa tworzyły wręcz bajeczny widok. Uszy dziewczyny pieścił teraz śpiew wielobarwnych ptaków, które w przeciwieństwie do swych pierzastych przyjaciół nie odleciały schronić się przed mrozem do Rosengardu lub Cristalionu. Zima była ulubioną porą roku Wiktorii. Kochała trzeszczący pod podeszwami butów śnieg, jazdę na łyżwach i bitwy na ścieżki, które to zawsze dawały jej i Erykowi tyle radości. Dziewczynie było tu tak dobrze, że nawet nie zauważyła, kiedy zapadł mrok, a ona znalazła się sama pośrodku ciemnego lasu, skąpanego w bladym księżycowym świetle.

- Jak tak na ciebie patrzę, dochodzę do wniosku, że ty sama szukacz kłopotów – rozległ się znajomy męski głos tuż za jej plecami. Falen. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie.

- Nie zakradaj się tak do mnie, bo prawie zawału przez ciebie dostałam – rzuciła z irytacją.

- Specjalnie dla ciebie zacznę chodzić z dzwoneczkiem na szyi – powiedział ze śmiechem starszy książę, podchodząc do niej bliżej.

- Nie zaszkodziłoby.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie powinnaś zapuszczać się sama tak daleko i to po zmroku? Czyżbyś nie zdawała sobie sprawy, jak wiele niebezpieczeństw się tu czai? – spytał, przeszywając ją swymi lodowato błękitnymi oczami.

- Zabawne, że z największym z nich właśnie teraz rozmawiam – odparła Wiktoria, krzyżując ręce na piersi. – Swoją drogą, a co ty robisz o takiej porze w takim miejscu?

- Zadajesz za dużo pytań, kochanie.

- Nie mów do mnie „kochanie” – rzuciła ostrzegawczo.

- A ty nadal zgrywasz taką niedostępną? To zaczyna robić się nudne – powiedział Falen z prześmiewczą miną.

- Ile razy mam ci powtarzać, że zawsze liczył się i zawsze liczyć się będzie tylko Cedric? Nie zrobisz ze mnie swojego trofeum, Falenie. Nie jestem taka jak twoje „przyjaciółki” – odparła chłodno dziewczyna.

- Skąd pomysł, iż zależy mi tylko na tym? – spytał, podchodząc bliżej, a ona instynktownie cofnęła się o krok.

- Bo cię znam. Traktujesz dziewczyny jak zabawki, zmieniasz je jak rękawiczki i nie próbuj zaprzeczać.

- Nawet nie miałem takiego zamiaru – powiedział beznamiętnie, wzruszając przy tym ramionami. – Zresztą… Nie myślisz, że jeśli naprawdę zależałoby mi tylko na jednym, miałem dostatecznie dużo okazji do wykorzystania? Na przykład w Dolinie Smoczych Płomieni? – spytał, ujmując delikatnie jej podbródek, by spojrzała mu w oczy. Ciało Wiktorii przeszył lodowaty dreszcz.

- Eryk i Cedric zabiliby cię, jeśli tylko byś mnie tknął.

- Myślisz, że bałbym się twojego lub mojego brata? Że bałbym się kogokolwiek?

Wiktoria nie odpowiedziała.

- No właśnie – mruknął pod nosem Falen. – Ale zostawmy ten temat. Jest już bardzo późno, a ty jak najszybciej powinnaś wrócić do pałacu dla własnego dobra. Pozwól więc, że cię odprowadzę – zaproponował, puszczając ją.

- Jaką mam pewność, że znów mnie gdzieś nie zaciągniesz jak tamtego pamiętnego wieczoru w noc balu? – spytała, patrząc na niego podejrzliwie.

- Oj, daj spokój – Falen machnął lekceważąco ręką. – Ile mi będziesz to jeszcze wypominać? Albo wiesz co? Lepiej nie odpowiadaj, tylko chodź już.

Po tych słowach chwycił ją delikatnie za ramię i pociągnął w kierunku do Alamer zupełnie przeciwnym.

- Jeśli się nie mylę, pałac jest w tamtą stronę.

- Wiem.

- To czemu ciągniesz mnie jeszcze dalej od Alamer? -  spytała nieufnie. – Coś ty znowu wymyślił? – syknęła cicho, gdy ten nie raczył jej odpowiedzieć.

- Czemu ty mnie zawsze o coś podejrzewasz?

- Mam ci przedstawić listę powodów?

- Nie musisz.

- To dowiem się w końcu, gdzie idziemy?

- Spokojnie, to zajmie tylko chwilkę. Zaraz cię odstawię do Alamer, w ramiona mojego… powiedzmy, że brata… - Falen skrzywił się na samą wzmiankę o Cedricu. On naprawdę go nienawidził, a młodszy nie pozostawał mu dłużny. Wiktoria zaczęła się nawet zastanawiać, czy u nich to dziedziczne, bo zaledwie kilka lat wstecz Karden i Wespazjan skakali sobie do gardeł dokładnie tak samo. Dziewczyna nie rozumiała, jak rodzina może siebie tak traktować, rzucać nawzajem kłody pod nogi… Może nie rozumiał tego dlatego, że sama w rodzinie nigdy nie była… Dziadkowie nie żyli, rodzice zginęli, a on miała tylko Eryka. Gdyby też zaczęła się tak kłócić z bratem, jak Cedric z Falenem albo Wespazjan z Kardenem, zostałaby zupełnie sama.  Zresztą… Co mogłoby ją i Eryka doprowadzić do takiej nienawiść? Tamci walczyli w jakimś celu. Walczyli o koronę, o całe królestwo i poddanych, podczas gdy Wiktoria i Eryk przez wiele lat nie mieli zupełnie nic. Nic, o co można by się kłócić i o co można byłoby się znienawidzić.

- Co zajmie chwilkę?

- Zostawiłem mojego konia przy Kamiennym Łuku. To kilka minut stąd – rzucił zdawkowo, nie zatrzymując się nawet na chwilę.

- Daleko jeszcze?

- Tak, nie, nie wiem. Złotko, nie bądź taka marudna, bo cie tu zostawię – zagroził ze śmiechem.

- Bardzo zabawne, Falenie – rzuciła chłodno Wiktoria.

- Ja nie żartowałem. Zdenerwuj mnie, a będziesz wracać sama, a zapewniam, iż z tej części lasu nie trafisz szybko do domu.

Wiktoria nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego wilkiem.

- Jak już wrócimy, pójdziesz ze mną do mojej sypialni. Musimy o czymś porozmawiać – ozwała się dopiero po kilku minutach.

- Na osobności, mówisz? – powtórzył wyraźnie rozbawiony. On zawsze musiał widzieć we wszystkim jakieś podteksty. Co jak co, ale pod tym względem niczym nie różnił się od ludzkich nastolatków, chociaż nastolatkiem to on już nie był od dawna. - Dochodzi północ, jak dotrzemy do Alamer, będzie pierwsza albo druga w nocy. Mogę wiedzieć, czego byś chciała od mojej osoby o takiej porze? I to na osobności? – Falen posłał jej znaczące spojrzenie, ledwo powstrzymując śmiech.

- Chodzi mi tylko o rozmowę, zboczeńcu – Wiktoria wymierzyła mu delikatnego kuksańca miedzy żebra.

- Od rozmowy się zaczyna – powiedział przekornie, posyłając jej filuterny uśmieszek.

- Nie rób sobie nadziei, „skarbie” – zaśmiała się dziewczyna.

- Ooo, jak ładnie się do mnie odnosisz. Może jednak jest dla ciebie szansa – powiedział, przyciągając ją do siebie ramieniem.

- Rosalindę i Temidę, która jest już w siódmym miesiącu. Więcej ci do szczęścia nie potrzeba – odparła z ironicznym uśmieszkiem na ustach, wyrywając się z jego uścisku. – Ja jestem, byłam i będę Cedrica, więc porzuć ten temat.

- No jasne – mruknął z niezadowoleniem Falen. – Znów mój idealny braciszek… Teraz też jesteśmy sami, więc możesz spytać mnie o to coś. Szybko, póki mam dobry humor.

- To bardzo delikatne sprawa…

- Ciekawie się zaczyna – rzucił drwiąco Falen. Wiktoria zignorowała go.

- Chodzi o Wespazjana...

- Co z nim? – spytał Zdrajca, momentalnie tracą zainteresowanie.

- Wiem, że go nienawidzisz i chcesz jak najszybciej przejąć koronę, ale… Widzisz, jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc… – mówiła nieskładnie, starając się nie patrzeć mu w oczy.

- Coś ty znowu wymyśliła? – Falen oparł się o drzewo, krzyżując ramiona i posyłając jej przy tym badawcze spojrzenie.

- Widzisz… Możesz mieć do niego żal o pewne sprawy, ale nie zmienia to faktu, że Wespazjan jest dobrym elfem i nie zasłużył na taki koniec.

- Polemizowałbym.


- Falen…

- Wiktorio, zrozum. Niezależnie od tego, co o nim myślę, a myślę bardzo źle, dla niego nie ma już nadziei. Na jad Vipery obecnie nie wynaleziono jeszcze lekarstwa.

- Cóż… Okazuje się, że jest pewien sposób…

- Co takiego? – ożywił się nagle, lecz po chwili wrócił do swojego znużonego tonu. – Zresztą to bez znaczenia. Nie mam zamiaru mu pomagać w jakikolwiek sposób. Im dłużej Wespazjan będzie żył, tym dłużej ja muszę czekać na miejsce na należnym mi tronie. Myślałem, że znasz moje priorytety, więc dlaczego uciekasz się akurat do mnie o pomoc w takich sprawach?

- Bo jesteś jedyną osobą, która tak świetnie zna się na alchemii i tych wszystkich miksturach. Chciałam po prostu, byś pomógł mi w przyrządzeniu czegoś, co mu pomoże – wyjaśniła dziewczyna.

- Posłuchaj mnie uważnie, Wiktorio – nakazał. – Fakt, umiem przyrządzić wiele eliksirów, wywarów czy nawet proszków od eliksiru miłości zacząwszy, poprzez miksturę niewidzialności, aż do trucizn, ale nawet gdybym znał sposób na stworzenie lekarstwa dla ojca, do którego mam żal o tak wiele rzeczy… Chyba sama rozumiesz. Możesz mnie osądzać, ale nie wiesz, jak między nami było naprawdę.

- Ale Falenie! Cokolwiek by się nie wydarzyło, obiecałeś mu, że nie zabijesz go, że dasz mu godnie przeżyć ostatnie miesiące swego życia, a zamieszkujący Alamer Zdrajcy nic mu nie zrobią. Jeśli jest sposób, by uratować mu życie, a tego nie zrobisz to tak, jakbyś sam go zabił i złamał daną obietnicę – próbowała go przekonać, lecz coraz bardziej wątpiła w to, że uda jej się namówić Falena do pomocy.

- Wiktorio, nie drąż tematu… - poprosił zmęczonym głosem. – Nie rozumiesz, że nawet gdybym uleczył go w jakiś sposób, a nie mam zamiaru tego robić, Seliwowi i innym władcom Unii Kardeńskiej byłoby to wyraźnie nie na rękę i zanim byś się obejrzała, któryś z nich rozwiązałby tę sprawę po swojemu? Daję głowę, iż już dzień po ogłoszeniu wyzdrowienia Wespazjana, Zdrajcy z Unii obmyśliliby plan jego zabójstwa. Zrozum, jeśli nie strawi go choroba, zabiją go inni. Krótka piłka. Zresztą… I tak bym nie pomógł. Zbyt długo czekałem na tron w Alamer. Zdecydowanie zbyt długo, by mój ojczulek od siedmiu boleści mógł pokrzyżować me plany. Przecież póki on żyje, nie mogę dostać korony – odparł z przejmującym chłodem w głosie, który przyprawił Wiktorię o ciarki. Dziewczyna w końcu odważyła się spojrzeć mu w oczy i przemówiła do niego spokojnie:

- Nikt nie musi wiedzieć, że przeżył.

- Co masz na myśli? – spytał Falen, patrząc na nią wyraźnie zaintrygowany.

- Możemy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu… Bo widzisz… Jeśli tak zależy ci na jego śmierci, a mi na jego życiu możemy pójść na kompromis. Ty przyrządzisz lekarstwo, a ja pomogę ci upozorować jego śmierć. Można by było przenieść Wespazjana w jakieś miejsce, w którym nikt by go nie odnalazł. Wtedy już nikt nie stałby ci na przeszkodzie do władzy, a ja miałabym pewność, że Wespazjan będzie cały, zdrowy i przede wszystkim żywy - wyjaśniła dziewczyna z szatańskim błyskiem w oku.

- No, Wiktorio, jestem  pod wrażeniem – powiedział Falen z uznaniem. – Wymyślić taką intrygę w tak krótkim czasie? Jesteś idealnym materiałem na Zdrajcę.

- Wcale, że nie. Po prostu chcę go chronić.

- Intryga to intryga.

- A więc? Zapomnisz na chwilę o swej nienawiści wobec ojca i pomożesz mi uratować mu życie? – spytała z nadzieją w sercu, ignorując jego komentarz.

- Niech ci będzie. Ale pamiętaj, nikt nie może się o tym dowiedzieć. Piśniesz komukolwiek chociażby słówko o tym, że przeżył, a osobiście go zabiję, rozumiemy się? – odparł, posyłając jej znaczące spojrzenie swych lodowato błękitnych oczu. – Ten swój cudowny sposób zdradzisz mi później, a teraz wracamy.

- Rozumiem – odpowiedziała cicho pełna powagi Wiktoria. – Falenie… Ja dziękuję w imieniu swoim i Wespazjana.

- Nie robię tego dla niego – powiedział beznamiętnie książę, a spojrzenie jakie jej posłał zdawało się mówić, iż godzi się na to tylko ze względu na nią. Po tych słowach żadne z nich już się nie odezwało przez resztę drogi do Kamiennego Łuku. Zalegającą cisze przerwał dopiero po chwili głos Falena, który oznajmił, że są już na miejscu. Oboje znajdywali się teraz na skąpanej w księżycowym świetle, leśnie polanie. W jej centralnej części znajdował się wielki kamienny łuk, a przed nim coś, jakby ołtarz. Do jednego z drzew otaczających łuk był przywiązany czarny koń.

- Co to za miejsce? – spytała Wiktoria, będąca pod wrażeniem potężnego monumentu, na którym wyryte były elfickie runy.

- Ten łuk, ołtarz, kamienne schody i fragment muru kilka metrów dalej to pozostałości po Świątyni Księżyca, zburzonej jakieś 12000 lat temu. Nasi przodkowie czcili go jako bóstwo, zresztą gwiazdy również, zwłaszcza iż w pewnym sensie od nich pochodzimy – wyjaśnił Falen, podchodząc do wierzchowca i gładząc go po czarnej grzywie.

- Jak to pochodzicie od nich? – zdziwiła się Wiktoria. – To jakaś filozoficzna przenośnia, której nie pojęłam czy…

- Nie, ależ skąd – zaśmiał się, odrzucając do tyłu ciemnowłosą głowę. – Naprawdę od nich pochodzimy. Bo widzisz… Poważnie ? Nie znasz podania o powstaniu elfów? – spytał z niedowierzaniem.

- A skąd mam je znać? Wychowałam się jakby w innym świecie, więc proszę, oświeć mnie.

-No dobrze… - Falen westchnął ciężko i zaczął jakby od niechcenia. – Kiedyś na tych ziemiach mieszkali również ludzie. Żyli oni obok syren, driad, olbrzymów i wielu innych, lecz nie potrafili się z nimi dogadać. Dążyli do podporządkowania sobie wszystkich ras i objęcia panowania nad całym Archipelagiem. Stara legenda głosi, iż wtedy czczony przez pradawne ludy Archipelagu Księżyc zesłał na ziemię swe córki- gwiazdy, aby zaprowadziły wśród nich pokój. Pokój został zaprowadzony, lecz miał on pewne nieprzewidziane skutki… Gwiazdy, które spadając z niebieskiego sklepienie, przybrały postacie kobiet, wkrótce popadły w miłość z ludzkimi mężczyznami, dając w ten sposób życie całkiem nowemu gatunkowi - elfom. Według owej legendy to właśnie dlatego jesteśmy do was tak podobni, ale zarazem tak inni. Nie jesteśmy nieśmiertelni jak gwiazdy, lecz żyjemy znacznie dłużej od zwykłych ludzi. Potrafimy też panować nad starymi czarami, pozostającymi niepojętymi dla zwykłego człowieka.

- Skoro ludzie tu mieszkali, to dlaczego teraz ich już nie ma na Archipelagu? – spytała wyraźnie zaintrygowana tą historią Wiktoria.

- Kilka lat później znów zaczęli obnosić się jak panowie i rościli sobie prawo do władzy nad całym tym światem, więc zostali wygnani, tak dawno, że już nie pamiętają – powiedział, wzruszając ramionami. – No ale dość już o tym. Trzeba wracać.

- No tak – przyznała mu rację dziewczyna, patrząc niepewnie na groźnie wyglądającego czarnego wierzchowca.

- Chyba się go nie boisz – spytał z rozbawieniem, widząc jej minę.

- Nie… Oczywiście, że nie… - mruknęła niezbyt przekonująco, odwracając wzrok od zwierzęcia.

- Varigh cię nie skrzywdzi. Wygląda strasznie, ale jest łagodny jak baranek. Nic się nie bój – powiedział, po czym pomógł jej wsiąść na wierzchowca. Kiedy Wiktoria już siedziała bezpiecznie na jego grzbiecie, nadszedł czas, by i książę się na niego wdrapał.

- Falenie… Co ty… - zaczęła niepewnie, kiedy siedzący za nią chłopak, objął ją jedną ręką w tali, przyciągając do siebie.

- Oj, spokojnie. Trzymam cię tylko żebyś nie spadła. W tym co robię, wyjątkowo nie ma żadnych podtekstów – odparł, posyłając jej ironiczny uśmieszek. Mimo zapewnień chłopaka, Wiktoria była lekko skrępowana, czując na swej skórze dotyk Falena. Dotychczas tak blisko bywała tylko z Cedriciem. Dziwnie było być w ramionach Zdrajcy, nawet jeśli trzymał on ją tylko, żeby nie spadła. – No to jedziemy – zakomenderował książę , a Varigh, jakby rozumiejąc jego słowa, ruszył pędem przez las.
Meridiane Falori
________________________
Przepraszam, jeśli czcionka się jakoś źle dodała, ale mojemu bloggerowi odwala :P 
Tak czy inaczej, co myślicie o tym rozdziale? :) Zaskoczyła was postawa Wiktorii? Spodziewaliście się, że mogłaby wymyślić coś takiego? Nawet w dobrej wierze, ale cytując Falena " intryga to intryga "... Jak ją oceniacie? Cieszycie się, że dla Wespazjana to nie koniec? :D

11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ale szok !!!!! To dobrze, że Wespezjan przeżyję :) To takie słodkie. Ona i Falen ^^ bardzo mi się podobał :)

      Usuń
  2. Dopiero teraz zauwążyłam, że mój poprzedni komentarz się nie dodał, bosko...
    No cóż to piszę jeszcze raz.
    Dostałam cudowny prezent na urodziny, a mianowicie nowiutki rozdziałek : )
    Jest dużo Falena i Wiktorii i jest to super. Pisałam tam kiedyś, że zaczęli podobać mi się razem i mam skrytą nadzieje, że to będzie coś więcej niż tylko znajomość. Z drugiej strony zaś za Cedrikiem też jestem więc...
    No trudno. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie wierze Falen i Wiktoria - intryga. Szczegolnie rozwalaja mnie Falen i jego podteksty ;) czekam z niecierliwoscią

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiktoria, Falen, wspólna tajemnica... Nie ma siły, muszą się teraz bardziej do siebie zbliżyć. Ale zdaję się na twoją wyobraźnię. I oczywiście czekam na next. ;)
    Pzdr.
    S.c.

    OdpowiedzUsuń
  5. heh Ile sie tu dzieje Felen i Wiktoria ...?
    ciekawe jak to rozwiążesz tych ich całą zażyłość pomiędzy bohjaterami.
    jak zwykle cudowny czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Falen i Wiktoria? Sami? Cedric będzie zły... Rozdział jest extra! Fajny jest ten pomysł Wiki, ale Falen ma rację intryga to intryga. Ciekawe czy uda im się uratować króla i gdzie go schowają. Ciekawi mnie też to czy on się zgodzi na ukrycie go przed światem i wgl na cały ten plan. Mam nadzieję, że niedługo się dowiem!

    OdpowiedzUsuń
  7. OOO Falen i Wiktoria...Rozdzial jak zwykle świetny :P Chce juz next. Jestem ciekawa czy uda im sie tego krola uratowac.
    Pozdrawia
    Aqua
    zapraszam na 10 rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  8. Dopiero komentuje, ale przeczytałam wcześniej. Nie było u mnie światła. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Wiktoria wpadła na taki plan. Może jego da się uratować. Wiem, że Falenowi nie można ufać, ale myślę, że to jest jedyne rozwiązanie, no i ostatecznie dla Falena to ojciec. Może coś z tego wyjdzie. Przynajmniej taką mam nadzieję.
    Pozdrawiam ;)
    http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com
    http://szkolaastridlilo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Super.
    Wybacz że tak krótko.
    Emfadora 4ever
    Coco Evans

    OdpowiedzUsuń
  10. Ołjeah, bardzo podobał mi sie rozdział, oczywiście ze względu na moją ulubioną parę, jaram się Falenem, jego osobą i postawą, jest idealny. Też chcę takiego Falena:(
    co do króla to fajnie, jeśli by jeszcze pozyl i niech Falen nie rezygnuje z tronuuuu!
    ~E.

    OdpowiedzUsuń