czwartek, 17 października 2013

Prolog


Zadziwiające jest to, w jaki sposób jedno wydarzenie potrafi zaważyć na dalszym życiu człowieka… Właśnie tego dnia stało się coś, co całkowicie odmieniło losy Wiktorii i jej brata, Eryka. A zaczęło się to tak...
Rodzeństwo Wileńskich zamierzało opłynąć cały świat. Zarówno Wiktoria, jak i Eryk pasjonowali się dalekimi podróżami i pragnęli zwiedzić każdy zakątek naszego globu. Kochali oni poznawać nowe kultury, odwiedzać kolejne kraje... Zadziwiał ich ciągle sposób, w jaki ludzie funkcjonują, mieszkając w miejscach, do których „nie dotarła jeszcze cywilizacja XXI wieku”. A przeżyte podczas wyprawy przygody pozostawiały po sobie niezapomniane wspomnienia.
Wiktoria i Eryk kolejny już dzień przemierzali Ocean Spokojny, gdy niebo nagle zaszło ciemnymi chmurami. Po chwili zerwał się gwałtowny wiatr.
- Zapowiada się na sztorm - mruknął Eryk pod nosem.
- I co teraz? Do najbliższego portu albo chociaż byle wysepki jest dosyć daleko... - zaniepokoiła się dziewczyna. Wiktoria wyjrzała za burtę. Wiatr ciągle się wzmagał, a fale zaczynały kołysać statkiem coraz mocniej i mocniej. Nie było dobrze. Zdecydowanie nie było dobrze.
- Chyba się nie boisz? - spytał ze śmiechem Eryk, majstrując przy żaglach. Wiktoria była tak zaaferowana całą tą sytuacją, że nawet nie pytała, co jej brat kombinuje z masztem.

- Oczywiście, że nie - obruszyła się, krzyżując ręce na piersi. - Nie z takich opresji wychodziliśmy już obronną ręką - powiedziała Wiktoria, siląc się na spokojny ton. Na twarzy jej brata pojawił się podekscytowany uśmiech. Dziewczyna nie wiedziała, jak Eryk może być taki spokojny, podczas gdy Wiktoria tylko udawała opanowanie i to z marnym skutkiem.
- Masz rację – odrzekł chłopak tym samym wyluzowanym tonem. -  Przynajmniej nie będzie nudno.
Ledwo zdążył to powiedzieć, a statek zakołysał się bardzo mocno.
Rodzeństwo spojrzało tylko po sobie, starając się zachować równowagę. Nie minęła minuta, a sytuacja powtórzyła się. Wileńscy próbowali zapanować nad statkiem, który z chwili na chwilę przechylał się coraz bardziej, ale na nic się zdały ich starania. Chociaż oboje mieli już do czynienia ze sztormem wiele razy, nie mogli oprzeć się wrażeniu, że ten jest jakiś inny, że jest w nim coś... nieziemskiego? Może to głupie, ale naprawdę ten był inny. Jednak ani Wiktoria, ani Eryk nie odważyli się wypowiedzieć na głos swoich myśli.
- Co mamy robić?! - zawołała teraz już poważnie wystraszona dziewczyna. Brat ledwo ją usłyszał, gdyż otaczające ich fale co chwila rozbryzgiwały się z głośnym chlupnięciem o burty statku. Woda wlała się do środka, zalewając pokład.
- Cokolwiek by się nie działo, na pewno nie zatoniemy! To bardzo solidna łódź! - próbował ją pocieszyć, choć sam nie wierzył już w słowa wypływające z jego ust. Statek zakołysał się jeszcze kilkakrotnie, za każdym razem coraz mocniej. W końcu przechylił się w prawo. - Do góry! - zawołał Eryk, wskazując tę część statku, która znajdowała się najwyżej. Dziewczyna wykonała bez słowa polecenie brata, lecz okazało się to bez celowe. Już chwilę później potężna fala zmyła ich oboje z pokładu.
- Wiki! - zawołał Eryk, z trudem próbując utrzymać się na powierzchni wzburzonej wody. Siostra nie odpowiadała. - Wiktoria! – krzyknął raz jeszcze, a słona woda wlała mu się do ust. Chłopak zaczął się krztusić.
Nagle dziewczyna wyłoniła się na powierzchnię, mocno kaszląc i rozpaczliwie próbując złapać powietrze. Chłopak starał się do niej podpłynąć, ale szalejące wokół fale nie ułatwiały mu tego. Prawdziwym błogosławieństwem losu okazały się resztki połamanego masztu, dryfujące obok. Rodzeństwo złapało się roztrzaskanych kawałków drewna, aby utrzymać się choćby przez chwilę dłużej na powierzchni, chociaż zdawali sobie sprawę, że już nic im nie pomoże. To koniec. Utoną. Nie było innej możliwości.
Nagle oczom Wiktorii i Eryka ukazał się wielki, biały żaglowiec. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zwrócili uwagi, iż ów statek całkowicie różnił się od innych, XXI–wiecznych łodzi. Wykonany bowiem był w całości z drewna i wyglądał jak rodem wyjęty z filmu historycznego. No ale jak się tonie, to się nie zwraca uwagi na takie szczegóły… Na błękitnych masztach białego żaglowca widniał herb królestwa, którego częścią mieli się stać już niebawem. Była to srebrzysto-złota ośmioramienna gwiazda. Karanirska Gwiazda. Statek podpłynął do Wiktorii i Eryka, a ludzie na jego pokładzie bez chwili wahania rzucili się rodzeństwu na pomoc. Nieznajomi przerzucili przez burtę liny, którymi wciągnęli ich na pokład.
- Dziękujemy za uratowanie życia - wykrztusił Eryk, zaciągnąwszy się powietrzem.
- To był nasz obowiązek - odparł wyskoki młodzieniec, który wyłonił się właśnie z tłumu pomocnych żeglarzy. Był blady i zdawał się emanować dziwnym srebrzystym blaskiem. Jego sięgające do ramion włosy miały niespotykaną, złotą barwę. Uszy nieznajomego były lekko szpiczaste. Młodzieniec patrzył teraz na nich bystro swymi błękitnymi oczami. Jednakże coś jeszcze bardzo przykuwało uwagę… Nieznajomy miał na sobie biały kontusz szlachecki, a przez jego prawe ramię opadała długa do ziemi, purpurowa peleryna. Wyglądał jakby wybierał się na bal kostiumowy. Otaczający go marynarze ubrani byli jakby w stylu tej samej epoki. A przy okazji tak samo bladzi, posiadający podobne jasne włosy, te same ostro zakończone uszy, jednak ten jeden wyróżniał się z pośród nich nie tylko bardziej  wyrafinowanym ubiorem, lecz także szlachetnymi rysami twarzy oraz wrodzoną dostojnością.
- Nazywam się Cedric - powiedział jedwabistym barytonem, kłaniając się lekko. – Cedric IV Wisear, syn Wespazjana Lupusa. A to są Ederys, Endyer, Looydt i Stefev, załoga patrolują okolicę. - Wskazał na marynarzy. Nawet kiedy nijaki Cedric pokazywał na swych towarzyszy, nie był w stanie oderwać oczu od Wiktorii, co jednocześnie schlebiało dziewczynie, ale i ją onieśmielało. Oczywiście nie uszło to uwadze Eryka, ale chłopak postanowił się nie wtrącać.
- Jestem Wiktoria, a to mój brat - Eryk. Miło was poznać – powiedziała niepewnie, starając się nie patrzeć Cedricowi w oczy. Z natury była nieśmiała…
- Nie, to nam jest miło poznać tak uroczą damę i jej brata – zaoponował młodzieniec, całując delikatną dłoń dziewczyny. Wiktoria zarumienił się lekko. Eryk natomiast zmieszał się nieco. - Pozwólcie, że zabiorę was do mojego domu. Jesteście cali mokrzy… Trzeba was trochę... cóż… doprowadzić do stanu używalności – powiedział, uśmiechając się szeroko.
Eryk i Wiktoria spojrzeli po sobie zdumieni, ale ostatecznie przystali na jego propozycję. Cedric miał w sobie coś takiego, co wręcz kazało mu zaufać. Zarówno chłopak, jak i jego siostra byli zbyt zdezorientowani, by zwrócić uwagę na podniesione szepty załogi za ich plecami.

 ***

Po jakimś czasie ów biały statek dopłynął do wielkiej, zielonej wyspy. Gdy wysiedli w porcie, na plaży, pierwsze co rzuciło im się w oczy, to piętrzący się ku niebu pałac z białego marmuru, wzniesiony na znajdującej się nieopodal górze. Był wielki, wzbudzał respekt. Wiktoria nie widziała jeszcze tak wspaniałej budowli.
- Chodźcie za mną - powiedział Cedric przyjaźnie.
- Ale gdzie? - zdziwił się Eryk, podobnie jak siostra będący pod wrażeniem piękna pałacu oraz cudownej fauny i flory wyspy. A także jej nieziemskiej inności…
- Przecież powiedziałem, że zabiorę was do domu - rzucił, obdarowując ich promiennym uśmiechem. - Wy, ludzie, macie aż tak słabą pamięć?
"Wy, ludzie.."? Co to miało niby znaczyć? Eryk wymienił zdumione spojrzenia z Wiktorią.
- Myśleliśmy, że przez "dom" rozumiesz kraj albo po prostu wyspę czy coś tam innego... - powiedziała trochę zmieszana dziewczyna, spoglądając na brata. Nie wiedziała, co ma myśleć o niespotykanej gościnności nieznajomego.
- Ach, skądże znowu - roześmiał się Cedric, machnąwszy lekceważąco ręką. - Chodziło o mój dom.
Rozsądek podpowiadał zarówno dziewczynie, jak i chłopakowi, że pójście do domu całkowicie obcej osoby, która wygląda… cóż… jakby pomieszała epoki, lekko mówiąc, było skrajną nieodpowiedzialnością. Później sami nie wiedzieli, jak to się stało, iż zgodzili się na coś takiego, no ale po prostu się zgodzili.
- A więc jeszcze raz dziękujemy – powiedziała Wiktoria. - A tak właściwie, gdzie my jesteśmy? - spytała, kiedy po chwili ruszyli pomiędzy drzewami ku białemu pałacowi.
- To jest Karanira - odrzekł Cedric. - W języku elfów znaczy tyle co "wieczne piękno".
Eryk zatrzymał się gwałtownie i posłał nieznajomemu klasyczne spojrzenie z cyklu „coś ty brał, człowieku?!”.
- Że co proszę? Echm... język elfów? To jakiś żart, a może jesteśmy w ukrytej kamerze? - rzucił z niedowierzaniem.
- Elfy nie istnieją - powiedziała Wiktoria z myślą, iż nieznajomy zaraz wybuchnie śmiechem i powie, że tylko sprawdzał ich reakcję.
- To, że czegoś nie widzisz, nie znaczy, że nie istnieje  - odparł złotowłosy lekkim tonem. - Możecie mi nie wierzyć, ale niebawem sami się przekonacie.
- Aha. Taaa, jasne - prychnął Eryk pod nosem, a Cedric wywrócił teatralnie oczami.
- Dlaczego Karaniry nie ma na mapach? - spytała Wiktoria, usiłując zmienić temat.
- Bo jest odcięta od waszego świata. To dla was jakby inny wymiar... Tylko jeśli ktoś z nas zaprosi człowieka, Karanira staje się dla niego widoczna.
- A więc skąd znacie nasz język? - dociekała dziewczyna, która zaczynała powoli wierzyć Cedricowi. - Przecież gdybyście mieli styczność z ludźmi, to nie twierdzono by, że nie istniejecie...
- Serio?! Wierzysz w te bajeczki?!  - syknął szeptem jej brat, łapiąc dziewczynę za ramię.- Chyba nałykałaś się za dużo słonej wody. Po powrocie jedziemy z tobą do lekarza! Na jakieś odtrucie, nie wiem!
- To zrozumiałe, że mi nie wierzysz, Eryku - powiedział spokojnie Cedric, a w jego głosie nie  słychać było cienia urazy. Chłopak spojrzał na siostrę szeroko otwartymi oczami, bo przecież mówił tak cicho, że nie możliwe, by arystokrata go usłyszał... Co tu się dzieje? Co jest z nim nie tak?! - Odpowiadając na twoje pytanie, elfy potrafią mówić w każdym języku jaki istnieje. Potrafimy także używać telepatii, ale ja osobiście nie lubię grzebać komuś w mózgu. - Wzruszył ramionami, po czym dodał tonem amanta: - A  szczególności takim pięknym dziewczętom.
Dziewczyna spłonęła rumieńcem, a jej serce przyspieszyło.
- A więc umiesz czytać w myślach, hę? W takim razie powiedz, o kim myślę? - Wileński nie dawał za wygraną.
- O Katy Perry, ktokolwiek to jest - odparł pewnym siebie głosem Cedric, wzruszając ramionami. Eryk zaniemówił z wrażenia. - Jesteśmy już prawie na miejscu. - Chwilę po tych słowach, wszyscy troje zatrzymali się przed śnieżnobiałym pałacem, który Wiktoria podziwiała wcześniej z oddali. W wielkich, zdobionych złotymi runami wrotach powitała ich drobna, niezwykle podobna do Cedrica dziewczyna. Jej złote loki opadały kaskadą na plecy, a czubek głowy przyozdabiała diamentowa tiara. Swymi głębokimi jak morska toń oczami spojrzała pytająco na księcia. Kiedy stali dłuższą chwilę, zupełnie nic nie mówiąc, Wiktoria domyśliła się, że pewnie rozmawiają telepatycznie. Nagle dziewczyna z diademem na głowie rozpromieniła się pięknie i powiedziała:
- Seirene ile Allamere! Witajcie w Alamer. - Zrobiła ręką zapraszający do środka gest. Rodzeństwo i Cedric przeszli przez białe wrota.
- Alamer? - Eryk spojrzał pytająco na Cedrica. - Mówiłeś, że jesteśmy na Karanirze...
- Och, bo jesteście! – zachichotała drobna dziewczyna, zapewne siostra Cedrica. - Alamer to pałac, w którym mieszkamy. Od tej pory jest również waszym domem tak długo, jak tylko chcecie - wyjaśniła swym melodyjnym głosikiem. Nieznajoma nawet najdrobniejszy ruch wykonywała z wielką gracją. Była niezwykle piękna, a w jej oczach odbijała się inteligencja. Eryk nie mógł oderwać od niej wzroku. Była ucieleśnieniem jego marzeń.
Wiktoria przerwała rozglądanie się po eleganckim, biało-złotym wnętrzu, które nie sposób było opisać tak, by oddać w pełni jego wspaniałość.
- Ale jak to? – zdumiała się.
- Chyba nie chcecie teraz wracać? Jesteście przemoczeni do suchej nitki, a z tego co wiem, wasz statek zatonął. Zostaniecie u nas, żeby odpocząć tyle, ile będziecie chcieli, a że lubię towarzystwo, mam nadzieję, że nigdzie wam się nie spieszy. A tak poza tym, nazywam się Nimfadora Aelena. - Dziewczyna dygnęła. - Wy nie musicie się przedstawiać. Brat mi już wszystko powiedział.
- Czyli... wy... jednak... Ten... no... - Eryk nie wiedział, jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć.
- Tak. Widzisz? Wiedziałem, że w końcu uwierzysz - odparł zadowolony z siebie młodzieniec.
- Tu jest naprawdę pięknie - pochwaliła Wiktoria, w dalszym ciągu podziwiając wielką komnatę, w której teraz się znajdowali. - Jesteście...?
- Tak - odparła Nimfadora, doskonale wiedząc, o co Wiktoria chciała spytać. - Jesteśmy rodziną królewską. Ja jestem księżniczką, a mój przystojny brat księciem. - Puściła do Cedrica oczko, a ten się roześmiał.
- Już nie przesadzaj. Na nieszczęście mamy jeszcze jednego brata, Falena, ale lepiej módlcie się, żeby go nie spotkać. To naprawdę nieprzyjemny typ. I wyjątkowo wredny.
- No ale dosyć pogaduszek! Ced, znajdź coś suchego dla Eryka, a ja zajmę się Tori – ucięła Nimfadora i pociągnęła Wiktorię w stronę swojej komnaty.
_______________________________________________________________________

Cześć! Jak wam się podobał ten rozdział? Mam nadzieję, że nie zanudziłam was nim na śmierć ;) Liczę, że z waszą pomocą ten blog szybko się rozkręci :D Jeśli przeczytałeś/aś to proszę skomentuj, to dla mnie ważne, chyba jak dla każdego innego blogera :) Pozdrawiam, Miranda^^^^

19 komentarzy:

  1. Świetny :D
    Twój blog jest wspaniały :D
    Historia jest bardzo ciekawa :D
    Mam nadzieje, że następny będzie szybko :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha cudowny, moment z Katy Perry najlepszy :) zapraszam do mnie dlaciebiewszystkoo.blogspot.com moje początki też były trudne dlatego życzę Ci powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. super blog jest swietny
    na pewno tu bede wpadac i czytac go

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny. Fajnie piszesz i masz ciekawy pomysl na to zapraszam do mnie ale moj o HP http://fear-is-born-in-heads.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No musze powiedziec że to jest.....ŚWIETNE!!!

    Zaraz zabieram sie za 1 rozdziałam i jak tylko będe mogła to pomoge Ci rozławić bloga ;)

    Pozdrawiam i życze weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne. Takie inne < 3
    Zapraszam do mnie http://live-as-if-it-were-your-last-day.blogspot.com/
    http://la-vie-est-cruelle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest nawet całkiem spoko. Tylko proponowałabym mniejszą czcionkę- żeby czytać ciągle muszę przesuwać na dół i literki skaczą mi przed oczami. No i trochę popracuj nad opisami. Mam trudność z wyobrażeniem sobie bohaterów

    OdpowiedzUsuń
  8. No, dla mnie też komenty są ważne.
    Nie mam zbyt popularnego bloga - jak i Ty i wiesz, jak to jest...
    Zajebiście, że tu trafiłam.
    Uwielbiam elfy!!!
    A skoro tak jest, to już wiesz, że prolog mi się podoba.
    Hah, pierwszy obrazek kojarzy mi się ze "Starym człowiekiem i morzem", drugi z wyspą Mako • to ja jeszcze to pamiętam?! A podobno mam słabą pamięć... •, a trzeci z... jakąś salą balową? ツ

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej ;)
    Dopiero zaczęłam czytać, ale spokojnie nadrobię wszystkie zaległości. Prolog bardzo mi się podobał. Jest taki spokojny, uporządkowany, ale zarazem ciekawy. Idealnie dobrałaś muzykę. Gdy to czytam czuję się naprawdę, jakbym tam była :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Superr naprawdę boski zapraszam też do mnie i gdybyś mi troszkę pomogła z rozgłośnieniem mego bloga ;http://oczamiwyobrazniczylimojefantasy.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiedźma widzi to tak: Ponieważ na wyspę nie może trafić nikt, kto nie został wcześniej zaproszony, cała akcja została zaplanowana. Wileńscy zostali uprowadzeni, później w wyniku działającego syndromu sztokholmskiego oboje zakochują się w porywaczach. I nadal nie potrafię zrozumieć w jakim wieku żyją, skoro mają Katy Perry, a drewniane okręty żaglowe i arystokracja nie są dla nich niczym wyjątkowym/podejrzanym/niespotykanym, niepotrzebne skreślić.

    Tak poza tym to całkiem, całkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Prolog bardzo mi się podoba :)
    Zabieram się za czytanie 1 rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kilka uwag technicznych:
    - mruknął, nie mrukną
    - zatonął, nie zatoną
    itd.

    Ponadto, zdarzają Ci się powtórzenia: "Ten dzień był wyjątkowym dniem..." a dwa zdania później: "Właśnie kolejny dzień...".

    W ogóle też nie czuję postaci - ciężko cokolwiek powiedzieć o bohaterach. Jak wyglądają? Dlaczego opływają świat? Jak już ktoś zapytał: w jakim wieku dzieje się akcja? Uważam też, że całość dzieje się za szybko. Wiktoria i Eryk trafiają na sztorm, prawie toną ktoś ich ratuje, zabiera do baśniowej krainy a to wszystko na niespełna trzech stronach. Ponadto Wileńscy w mojej opinii zbyt łatwo przyjmują to, co się dzieje i mało w nich emocji: strachu przed sztormem, utonięciem, zdziwienia na widok żaglowca i elfów oraz wyjaśnienia o magicznej krainie.

    Sama fabuła jest jednak urokliwa. Motyw ludzi z naszej rzeczywistości trafiających do magicznych światów jest prosty ale jednocześnie interesujący i wciągający. Chętnie przeczytam kolejne części.

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajnie się zapowiada :) Czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  15. fajnie piszesz! zaczęłam czytać, ale skończę jutro bo mam mało czasu :)

    obserwuję.
    www.patt-cieslewicz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo ciekawy prolog.
    KOCHAM jak piszesz.

    AWww, napewno będę częściej wpadać, bo warto :)

    OdpowiedzUsuń