sobota, 31 maja 2014

Rozdział 57

Nimfadora była przerażona i roztrzęsiona... Już nie miała siły płakać. Rebio przed chwilą skończył to robić. Właśnie zapinał spodnie,  a ona drżącymi rękoma nakładała swą sukienkę, teraz całą w strzępach. Krwawiła. Zrobił jej to, zrobił, chociaż tak go prosiła. Chociaż tak w niego wierzyła... Tak ufała...
- I co, Nimi? Chyba nie było tak źle, co? - spytał, uśmiechając się obleśnie. Rebio posłał Nimfadorze triumfalne spojrzenie. Patrzył na nią jak na zdobycz, teraz tak pokonaną. Tym jednym czynem osiągnął dokładnie to, co chciał. Pokazał dziewczynie, że dla niego jest niczym i w każdej chwili może zrobić z nią co chce... Że jej zdanie jest najmniej ważne albo raczej w ogóle nie jest ważne. On był figurą, a ona zwykłym pionkiem...
Kiedy Nimfadora nic nie odpowiedziała, gdyż nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa i tylko spuściła głowę, on usiadł koło niej. Księżniczka odskoczyła w bok jak oparzona, ale Rebio przysunął ją mocno do siebie ramieniem. Dziewczynę przeszedł dreszcz. - Nie zgrywaj takiej niedostępnej cnotki. Dobrze wiem, że ci się podobało.
- Nie dotykaj mnie.
- Co takiego?
- Masz mnie nie dotykać - powtórzyła, starając się zapanować nad drżeniem głosu. Kiedy on objął ją mocniej, ona wyszarpnęła mu się i posłała pełne wzgardy, ale i bólu spojrzenie. Do jej oczu napłynęły nowe łzy. Wszystko ją bolało. Nie tak wyobrażała sobie swój pierwszy raz. Chciała z Erykiem, po ślubie... Ale Rebio najwyraźniej to nie obchodziło.
- Słuchaj, naprawdę po tym wszystkim jeszcze chcesz się stawiać? - spytał drwiąco, unosząc wysoko brwi. - Wszystko udało się przełożyć. Wieczorem przybędzie Orakel i udzieli nam ślubu - powiedział słodkim głosikiem, znów rozbierając ją wzrokiem.
- Zabiję się, ale twoją nigdy nie będę! - zawołał rozpaczliwie; jej głos załamał się na ostatnim słowie.
Nimfadora jeszcze nigdy nie czuła takiej bezsilności, takiej złości i rozdzierającego duszę bólu. Zawsze starała się być dobra i w jaki sposób los się jej za to odpłaca?!
- To się zabij, nikt ci nie broni! Ale dopiero po ślubie. Jak już zyskam tytuł książęcy, nie będziesz mi potrzebna. Mogę ci nawet pętlę na szyję załatwić, wystarczy, że poprosisz - Rebio wzruszył ramionami.
- Zobaczysz, jeszcze zawiśniesz za to, co mi zrobiłeś! - załkała.
- Słuchaj, jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że sam cię zabiję od razu po ceremonii.Wyświadczę nam obojgu przysługę - rzucił lodowato chłodnym głosem Rebio, a jego oczy błysnęły złowrogo. - Teraz muszę załatwić formalności odnośnie ślubu. Później do ciebie wrócę. O, i nie myśl, że stąd uciekniesz. Zamknę drzwi. Jeśli będziesz bardzo zdeterminowana, pozostaje jeszcze okno, ale nie radzę. Nie mam ochoty cię zdrapywać z chodnika.
- Mój woźnica czeka pod twym domem. Zauważy, że mnie długo nie ma i zawiadomi kogoś - powiedziała bez większego przekonania. Rebio roześmiał się.
- Myślisz, że o to nie zadbam? Zaraz go odprawię. Powiem, że trochę dłużej nam zejdzie i potem sam cię odwiozę.
- Co ja ci takiego zrobiłam, ze tak mnie nienawidzisz? - wycedziła przez zaciśnięte zęby, oplatając się ciasno ramionami w jakby obronnym geście. Czuła się teraz tak brudna, czuła wstręt do siebie po tym, co jej zrobił. Jeszcze nikt jej tak nie skrzywdził. To było najgorsze, co można zrobić kobiecie.
- Nie nienawidzę cię. Właściwie to mnie bawisz. Jesteś niczym takie małe pocieszne zwierzątko, niby masz swoje humory, ale... Twoje zachowanie jest dla mnie tak śmieszne, że aż żałosne. Doprawdy nie wiem, kto mógłby chcieć się z tobą związać na stałe - Rebio pokręcił głową. - Jesteś jak dziecko, które nie wie nic o świecie. Żyjesz już tyle, a nadal nie wiesz, że w życiu obowiązuje prawo dżungli. Przetrwa najsilniejszy. Trzeba iść do przodu, nie zawracając sobie głowy moralnością. Moralność nie zapewnia władzy, ani zwycięstwa w wojnie - powiedział beznamiętnie, po czym ruszył do drzwi - O, i jeszcze jedno. Nie próbuj żadnych numerów, dobrze ci radzę - rzucił na odchodne, po czym wyszedł z komnaty, zostawiając ją samą.. Uszu Nimfadory doszedł dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza, a potem kroki odchodzącego Rebio.Księżniczka skuliła się na podłodze. Nie wiedziała, co zrobić dalej. Była przerażona, upokorzona... To co jej zrobił, było okrutne, ale jeszcze gorsza była świadomość, że na tym jednym razie się nie skończy. Nimfadora była pewna, że za jakiś czas Rebio przyjdzie jeszcze raz, a potem ślub i noc poślubna zrobi to znowu. I znowu. Dziewczyna rozpaczliwie chciała się stąd wydostać. Ale drzwi był zamknięte. Podeszła do okna i wychyliła się przez nie.Pech chciał, że komnata, w której ją uwięził, znajdywała się na piętrze.Nie mogła wyskoczyć.Przez myśl jej przeszło, by zawołać do czekającego na dole woźnicy, ale... Już go nie było. Rebio kazał mu odjechać, więc odjechał. No bo skąd miał wiedzieć, co się stało? Sytuacja była beznadziejna. Nimfadora usiadła zrezygnowana na kanapie, ledwo powstrzymując kolejne łzy. Nie chciała płakać, bo to i tak nic nie zmieni. Stanie się to, co ma się stać, a płacz nie pomoże. Dziewczyna rozpaczliwie myślała, co mogłaby zrobić. Przez chwilę zastanawiała się, czy może lepiej rzeczywiście nie wyskoczyć i zakończyć to wszystko? Nimfadora spojrzała w stronę okna. Jej serce przyspieszyło. Zawahała się. Może to tak ma się skończyć? Przecież nie mogła inaczej. Nimfadora drżącymi dłońmi otworzyła zasuwkę okna. Wychyliła się. Nie wiedziała, co dalej. Bała się zostać i żyć z ni,, ale bała się także umrzeć. Nie chciała umierać. Była jeszcze taka młoda... Ale jeśli to jedyne rozwiązanie, by nie dać Rebio tego, czego chce? Miała tylko nadzieję, że Eryk jej wybaczy... I Cedric, i Wiktoria... A Falen? Pewnie i tak nawet się nie przejmie. Być może będzie mu to nawet na rękę. Traktował ją jak powietrze, miał za nic przez tak wiele lat, więc czemu miałby po niej płakać? Nigdy nie krył wrogości... Nimfadora otarła wierzchem dłoni łzy i wychyliła się, by spojrzeć w dół. Do ziemi było sporo metrów. Nie ma szansy, by przeżyła upadek. Księżniczka wdrapała się na parapet. "Zrobię to na trzy" - pomyślała. " Raz... Dwa....". I wtedy, dosłownie w ostatnim momencie drzwi komnaty się otworzyły. Nimfadora odwróciła się gwałtownie do tyłu. W drzwiach stanęła starsza pokojówka, która właśnie miała tu posprzątać. Gdy tylko ja zboczyła, kobiecina wydała z siebie zduszony okrzyk i natychmiast podbiegła do Nmfadory.
- Co panienka robi?! Proszę stąd zejść! - zawołała, a w jej oczach zamalowało się przerażenie. Księżniczka była zaskoczona. Czy to przypadek, że służąca pojawiła się akurat w tym momencie? A co jeśli to był znak...? Może jest jeszcze nadzieja? I wtedy Nimfadorze do głowy przyszedł pewien pomysł.
- Musi mi pani pomóc. Proszę mi dać jakiegoś feniksa albo feriela. Jakiegokolwiek ptaka, który może przenieść list - zaczęła błagalnie, schodząc z parapetu. Na twarzy kobieciny pojawił się wyraz głębokiego zmieszania.
- Z całym szacunkiem, ale pan ostrzegał mnie, żeby... - zaczęła, nie patrząc jej w oczy.
- Proszą, musi mi pani pomóc! - załkała Nimfadora.
- Dziecko, ty nic nie rozumiesz....  Rebio II mnie zabije, jeśli spełnię twoją prośbę... - odparła kobiecina. Służka była rozdarta. Z jednej strony powinna być lojalna swej księżniczce, ale z drugiej... Bala się gniewu Rebio.  Nie chciała ryzykować.
- Błagam, panią! Błagam! - zaszlochała, rzucając jej się do stóp.
- Wstań, nie godzi się królewskiej córce klękać przed kimś takim jak ja - odrzekła zakłopotana kobieta.
- Błagam, panią, błagam - powtarzała tylko Nimfadora, nie ruszając się z ziemi. Dziewczyna spojrzała na nią błagalnie, wielkimi, szklanymi oczami.
- Och, no dobrze, już dobrze - powiedziała w końcu pokojówka. - Mogę spróbować przemycić tu dla ciebie jakiegoś ptaka, ale nie obiecuję, że się uda...
- Dziękuję! - zawołała księżniczka, wstając.- Tak dziękuję!
- Nie dziękuj, dziecko, bo nie wiem, czy to coś w ogóle da... Mogę dać ptaka, ale nie dostaniesz ode mnie niestety ani pergaminu, ani atramentu, by napisać list... Bo widzisz, tutaj dostęp do takich rzeczy maja tylko państwo; większość służby nawet nie umie pisać, więc nie potrzebują...
- To nie ważne, coś wymyślę. Potrzebuję tylko ptaka - powiedziała cichutko Nimfadora.
- Jak uważasz... - westchnęła pokojówka i wyszła z komnaty. Kobieta wróciła za dziesięć minut z małym feniksem, schowanym w kieszeni fartucha. Ptaszek był tak malutki, że mieścił się w jednej dłoni. - Niestety mogłam wziąć tylko pisklę. Gdybym zabrał większego, ktoś by zauważył...
- Taki też może być. Dziękuję - powtórzyła księżniczka. Służąca wyszła szybko z komnaty, nie chcąc brać w tym wszystkim udziału. Bo po co się narażać...? I tak zrobiła już coś, czego wcale nie musiała. Niestety entuzjazm Nimfadory opadł tak szybko, jak się zrodził. Do głowy nie przychodził jej żaden pomysł, w jaki sposób mogłaby napisać list bez pergaminu i pióra z atramentem. Dziewczyna rozejrzała się po małym saloniku. To nie był pokój roboczy, więc nie szło tu znaleźć przyborów do pisania czy innych tego typu niezbędników... Nimfadora była w desperacji. I co jej po tym ptaku, skoro nie ma listu? Kiedy jej wzrok padł w końcu na leżący na ziemi płaszcz, w którym tu przybyła, przyszła dziewczynie do głowy pewna myśl... Nimfadora słynęła z tego, że jak już coś włożyła do kieszeni, rzadko kiedy pamiętała, by to wyjąć. Księżniczka dopadła do płaszcza i zaczęła go przeszukiwać w nadziei, iż znajdzie tam jakiś ołówek czy cokolwiek innego, czym dałoby się nakreślić tych kilka słów. Niestety żadnego ołówka czy choćby kredki nie było. W kieszeniach znalazła tylko jakiś zwinięty papierek, wstążkę, którą ściągnęła z włosów, gdy tu jechała, i cieniutki pędzelek, którego używała w zeszłym tygodniu, kiedy udała się w plener, aby dokończyć zimowy krajobraz, malowany na prośbę Eryka. Ale czy mogła zdziałać cokolwiek takim pędzelkiem? I to bez farb? Barwników? Atramentu? Chwila... Nimfadora zawahała się przez moment... Będzie bolało, ale... Księżniczka podeszła do wysokiego regału z książkami, na którego szczycie stał zabytkowy, porcelanowy imbryk, służący za ozdobę. Dziewczyna musiała podstawić sobie krzesło, aby do niego sięgnąć. Wzięła go delikatnie w dłonie i... upuściła, pozwalając by roztrzaskał się o podłogę z głośnym trzaskiem. Księżniczka zeskoczyła z krzesła i pochyliła się nad skorupkami. Ostrożnie wybrała najostrzejszy odłamek i położyła go razem z pędzelkiem na stoliku przy kanapie, na której zaledwie kilkanaście minut temu Rebio jej to zrobił. Nimfadorę ścisnęło za serce i zrobiło niedobrze na samo wspomnienie. Oczy ją zapiekły. Nie, nie mogła się teraz rozkleić. Musiała teraz sobie pomóc, bo potem będzie już za późno. Rebio mógł wrócić w każdej chwili, więc musiała działać szybko, ignorując mocny ból, pamiątkę po brutalnych zabawach jej oprawcy. Nimfadora jeszcze raz podeszła do regału na książki i pociągnęła za grzbiet pierwszą lepszą księgę. Następnie wyrwała z niej pierwszą stronę, na której widniał tytuł Podróż w jedną stronę, autorstwa Heinera Augustea. Dziewczyna uklękła przy stoliku i położyła kartkę przed sobą, odwracając na niezapisaną stronę. Następnie Nimfadora wyciągnęła rękę po ostrą porcelanową łupinkę i podwinęła sukienkę. Księżniczka zaczerpnęła głęboki oddech, po czym zrobiła na swoim udzie płytkie, aczkolwiek rozległe nacięcie. Zaczęły pojawiać się pierwsze krople krwi. Nimfadora odrzuciła za siebie zakrwawioną łupinkę. Rana piekła boleśnie, ale trzeba było zacisnąć zęby i zrobić co trzeba. To jedyne wyjście. Nimfadora zanurzyła delikatnie końcówkę pędzelka w krwi i przeniosła go nad kartkę. Wiedziała, że w ten sposób nie zdoła napisać kilku stronicowej rozprawki, jedynie proste znaczki, ale właśnie w tych znaczkach pokładała wiarę na ratunek. Nimfadora nie zastanawiała się, do kogo napisać. Cedric był zbyt daleko, by przybyć na czas. Eryk też, ale nawet gdyby był na miejscu, nie dałby rady tego odczytać. Tak jak Wiktoria.Jedyną osobą, która może jeszcze to pamięta był Falen. Miała tylko nadzieję, że nie jest mu tak całkiem obojętna i, że przyjedzie. Ten jeden raz. Nigdy go o nic wielkiego nigdy nie prosiła, więc chciała wierzyć, że dziś ją wysłucha. Ten jeden raz potraktuje ją jak siostrę.
Nimfadora nakreśliła pędzelkiem krwisty ukośny krzyżyk w kształcie "x", co oznaczało tyle co "pomocy". Ten szyfr wymyślili jako dzieci. Znała go tylko ona, Falen, Cedric, Priwettus i Rebio. Nikt więcej. Nimfadora nie używała tego kodu od lat, więc sporo już zapomniała. Jednakże na szczęście pamiętała tych kilka znaków, najbardziej potrzebnych, i zaklinała w duchu, żeby Falen też pamiętał. W końcu taką metodą znacznie łatwiej było nakreślić kilka znaczków, niż próbować pisać całe słowa. Następnie księżniczka narysowała mały wykrzyknik, co oznaczało "pilne". Nimfadora umoczyła jeszcze raz końcówkę pędzelka we krwi, sycząc przy tym cicho z bólu, po czym narysowała lekko koślawy trójkąt na kwadracie i litery Re* w kółku, czyli dom Rebio. Na końcu nakreśliła, również zakreślone w kółko, literki Nf, stanowiące jej podpis. Następnie księżniczka zwinęła pospiesznie list i podała go małemu feniksowi, a ten wziął go do dziobka, spoglądając na nią rozumnie bystrymi, czarnymi oczkami.
- Zanieś go do Falena, dobrze? Znajdziesz go w Alamer. Proszę, leć szybko - wyszeptała dziewczyna, biorąc ptaka w obie dłonie. Feniks pokiwał główką, a on zaniosła go na parapet i postawiła. Pisklę uniosło się w powietrzu i pofrunęło ku pałacowi. Teraz wszystko w rękach jej przybranego brata. Oby chociaż raz zareagował.
***
W Alamer trwała uczta, na którą zaproszeni zostali wszyscy członkowie Kręgu, tworzonego z najbardziej zaufanych Zdrajców Falena, którym pozwolił zamieszkać ze sobą w pałacu, oraz kilkunastu innych wpływowych Wyklętych. Panowała podniosła, ale i po części frywolna atmosfera. Na prawo od długiego, suto zastawionego stołu, zdobionego czarno - srebrnym obrusem, stała grupka syren, wygrywających na harfach i lutniach różne pieśni, popularne wśród zwolenników Kardena. Były one chwilami głośne, agresywne, a nawet natarczywe i niewątpliwie mogłyby przyprawiać o ciarki, jednakże Falena i większość zebranych muzyka ta relaksowała. Karanirski książę rozmawiał właśnie wyraźnie rozbawiony z Sevianem, popijając wino ze złotego pucharka. Po jego prawicy siedziała Temida, prowadząca właśnie ożywioną dyskusję z Meridą, żoną Seviana, i małżonką barona Agisa, Iseldą. I wtedy przez szeroko otwarte, witrażowe okno wleciał mały feniks, trzymający w haczykowatym dziobie rulonik papieru. Ptaszek wylądował niezgrabnie przed Falenem, przewracając przy tym srebrny półmisek z migdałami. - Co jest grane? - mruknął do siebie książę, wyciągając przesyłkę z dzioba pisklęcia. Kiedy Falen rozwinął rulonik, zamurowało go na chwilę. Jego oczom ukazały się nabazgrane w pośpiechu małe, krwiste symbole, które pamiętał jeszcze z wczesnego dzieciństwa. - Sevian, zbieraj się. Jedziesz ze mną  - rzucił krótko do Seviana, wstając od stołu.
- Co? Gdzie cię znowu nosi? - spytał brat, marszcząc brwi.
- Nimfadora w coś się wpakowała. Jest w domu Rebio, a to nie oznacza niczego dobrego  - odparł Falen.
- Ech, pokaż to - mruknął Sevian, biorąc od niego wiadomość. - Falen z całym szacunkiem, ale jak ty, u licha, cokolwiek wywnioskowałeś z tych znaczków?!
- Sev, Sev, Sev  - Falen posłał mu protekcjonalne spojrzenie, kręcąc przy tym głową. - Ty to chyba nigdy dzieckiem nie byłeś. No ale mniejsza o to. Idź do zbrojowni, wybierz sobie coś odpowiednio ostrego, a mi przynieś ten mój długi miecz  ze srebrną rękojeścią. Ja pójdę do stajni i każę osiodłać konie  - powiedział, po czym dodał znacznie ciszej, a jego blade oczy błysnęły złowrogo. - Skrócę gnojka o głowę.
- Skąd pewność, że w ogóle coś jej zrobił? - spytał Sevian, posyłając mu badawcze spojrzenie.
- Masz rację. Nimfadora tylko jest u niego i prosi krwią o pomoc najbardziej anty pomocnego elfa w całej Karanirze. Jak myślisz, czy zwyczajnie drętwa atmosfera przy popołudniowej herbatce zapędziłaby ją w taką desperację? Jak nic ten niedorobiony lord od siedmiu boleści coś jej zrobił, więc rozumiesz, Sev, że wypadałoby wyrządzić mu jakaś krzywdę. Większą lub mniejszą,wedle zasług.
- Przyznaję, widzę w tym pewną logikę...
- No widzisz? - rzucił Falen, unosząc wysoko brwi. - To teraz leć po broń, a ja po konie.
***
Minęło już zdecydowanie zbyt dużo czasu odkąd Nimfadora wyjechała z Auren. Wiktoria szalała z niepokoju. Kiedy minęła już godzina, a przyjaciółka nadal nie wróciła, chociaż od rezydencji Rebio do ich domu wcale nie było daleko, dziewczyna postanowiła tam pojechać i sprawdzić, co jest grane. Priwettus wyszedł jakiś czas temu na ćwiczenia, więc postanowiła nie zwlekać i pojechać sama. Wiktoria poszła do sypialni Cedrica i zabrała z szuflady długi sztylet, którego nie zabrał ze sobą na wyjazd. Następnie dziewczyna szybkim krokiem udała się do stajni, wsiadła na pierwszego lepszego konia i pojechała do Rebio. Po jakiś piętnastu minutach bardzo szybkiego galopu Wiktoria dotarła do jego rezydencji. Była tak zaaferowana, że nie pomyślała, żeby przywiązać konia, by na pewno nie uciekł. Dziewczyna tylko zsunęła się szybko z jego grzbietu i podbiegła do drzwi.
- Rebio, otwieraj, do ciężkiej cholery! - zawołała, waląc mocno w drzwi. - Rebio!
Nie minęła minuta jak dziewczyna usłyszała dźwięk przekręcanego klucza. W drzwiach staną wysoki, ponury służący, patrzący na nią jak na wariatkę.
- W czym mogę pomóc? - spytał mężczyzna, siląc się na uprzejmość.
- Muszę porozmawiać z Rebio. Teraz - rzuciła krótko Wiktoria, wchodząc na siłę do środka.
- Z całym szacunkiem, lady Wiktorio, ale pan jest zajęty przygotowaniami ślubnymi. Przekażę, że pani wpadła z wizytą - powiedział głosem wyprutym z emocji służący. Wiktorię coś trafiło. W jednym momencie wszystko zrozumiała.
- Już ja mu dam przygotowania do ślubu! - warknęła, mijając służącego i ruszając ku schodom. - Rebio, gdzie jesteś, padalcu?! Rebio! - zawołała.
- Proszę stąd wyjść i się nie awanturować! - mężczyzna najwyraźniej stracił cierpliwość. Chwycił ją za ramiona i pociągnął ku drzwiom. Wiktoria zaczęła się szarpać.
- Puszczaj mnie, cholera jasna! Rebio, do nogi! Powiedziałam, puszczaj mnie! - awanturowała się dalej. Kiedy mężczyzna nie chciał spełnić jej żądania, dziewczyna nadepnęła mu po prostu obcasem na nogę. Służący syknął cicho i puścił ją. Wiktoria wbiega na schody.
- Co tu się dzieje? - spytał rozdrażnionym głosem Rebio, wyłaniając się zza rogu.
- Panie, ona sama tu weszła! Próbowałem ją zatrzymać! - ozwał się przepraszającym tonem służący.
- Ty... Gdzie jest Nimfadora?! - warknęła Wiktoria, łapiąc go za frak i przyciskając do ściany.
- Ma się świetnie. Swoją drogą nie przypominam sobie, bym cię zapraszał - odparł chłodno młody lord. W Wiktorii się zagotowało. Dziewczyna wymierzyła mu siarczysty policzek.
- Mów, co żeś jej zrobił! - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Nic czego ona sama by nie chciała - zaśmiał się krótko. Rozwścieczona Wiktoria, która od razu pojęła jego drobną aluzję, zamachnęła się na niego jeszcze raz. Rebio jednak złapał jej rękę w locie i wykręcił ją boleśnie. Po dziewczyną ugięły się kolana.
- Zabieraj łapy! - syknęła gniewnie Wiktoria, sztyletując go spojrzeniem.
- To samo mogę powiedzieć tobie - wycedził przez zaciśnięte zęby Rebio, puszczając jej rękę.
- Oddaj mi Nimfadorę! - zażądała Wiktoria, posyłając mu nienawistne spojrzenie.
- Wybacz, ale teraz jesteśmy nieco zajęci przygotowaniami do ślubu. A teraz przepraszam, ale przydałaby się nam jeszcze jedna próba przed nocą poślubną, więc... - zaczął szyderczo, ale Wiktoria nie dała mu dokończyć. Jednym szybkim ruchem wyciągnęła sztylet Cedrica z kieszeni swojego płaszcza i przystawiła ostrze do gardła Rebio.
- Jeśli spadł jej chociaż włos z głowy, przysięgam, że cię zabiję - zagroziła. Nóż, który przyciskała do jego szyi, zrobił nań małe nacięcie. Popłynęła strużka krwi. Rebio przez chwilę wydawał się zdumiony, ale po chwili na jego twarzy zamalował się gniew. Młody lord wyrwał ostrze z ręki Wiktorii, raniąc tym samym swoją dłoń, i przycisnął je do gardła Wiktorii. Drugą ręką złapał ja tył głowy, by nie mogła odskoczyć od ostrza.
- Rolę się zamieniły, co? - zadrwił z niej. -A teraz słuchaj. Naprawdę chcesz być następna? Jeśli nie wyjdziesz z mojego domu w ciągu pięciu sekund, uznam to za zachętę. Albo sama wyjdziesz, albo zamknę cię w jednym pokoju z Nimfadorą i zagramy w trójkącik, rozumiesz? No już! Won! - zawołał, zabierając nóż i odpychając ją od siebie. Wiktoria o mały włos nie spadła ze schodów.
- Bezczelny! - syknęła dziewczyna, nie dając za wygraną. Wściekły Rebio wywrócił ze znużeniem oczami, po czy, chwycił ją za kark, sprowadził szamoczącą się dziewczynę, a potem siłą wyrzucił za drzwi. Wiktoria potknęła się i uderzyła mocno kolanami o zmarzniętą ziemię. Kipiała gniewem.Teraz miała już pewność, że Rebio jej coś zrobił, a ona musiała jej pomóc. Sama nie była w stanie nic więcej zdziałać, więc postanowiła wrócić ze wsparciem. Ced i Eryk na delegacji. Priwettus niby na miejscu, ale jednak nie ma aż takiej siły rażenia. W takiej sytuacji pozostawał tylko Falen. Nie miała pewności, że zechce jej pomóc, ale jakby to powiedzieć.... Pomoże,  czy ma na to ochotę, czy nie. Już ona tego dopilnuje. Jeśli Falen tak bardzo chce ją mieć, to niech się stara. I tak nie będzie jej miał, ale starać się może. Z tą myślą Wiktoria ruszyła pieszo przez zaspy ku Alamer, bo oczywiście koń uciekł.
__________________________________________
* Re - tak się zawsze podpisywał Rebio. Falen był - Fa, Priwettus - Pw, Cedric - Cc, a Nimfadora - Nf
_____________________________________________________________
MERIDIANE FALORI ^^^
No i co myślicie? Sądzę, że nie jesteście zdziwieni, że Falen jednak postanowił ruszyć swoje cztery litery z Alamer i załatwić sprawę Nimfadoy xD No, ale Wiktoria jak sami widzieliście, pokazała pazurki, a Nimfadora była o krok od samobójstwa... Piszcie, co myślicie.

8 komentarzy:

  1. Ale szuja!
    W dodatku bezczelny gnojek!
    Od razu dźgnąć go tym sztyletem!
    Ale Wiktoria pewnie spotka Falena po drodze ,prawa?
    Jak Falen sie dowie co ten gnojek zrobił to...
    Rebio już może sie pożegnać z życiem
    jak nie Falen go dorwie to osobiście go udusze ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. REBIO NA STOS!!!!!!!
    NIENAWIDZE DRANIA.
    ZABIJEMY GO!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na stos !!! Zgadzam się !
    Ratujcie ją ;c

    OdpowiedzUsuń
  4. To. Było. Zaje**ste.
    Ręce to mi się masakrycznie trzęsły jak czytalam...
    I tak jak sobie wymarzyłam to Falen jej pomoże. Oj się będzie działo..
    Tak sobie pomyślałam: F. chciał skrócić Rebio o głowę... Chyba przydałoby się jeszcze coś innego mu skrócić... :D
    Ale przyznam że Wiktorii się tam nie spodziewałam. Ale fajnie. Razem będą ratować Nim. Miodzio.^^
    Już czekam na next.
    S.c.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj już widzę minę Rebio jak Falen wparuje do zamku xD Sama śmierć by się bała... Swoją drogą, świetny rozdział, szkoda tylko Nimi :(

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG!!!
    Ciesze się, że Falen nie okazał się skączonym idiotą i ruszył z pomocą przybranej siostrze! :)
    Nie myślałam, że Wiktoria będzie tak szalała z niepokoju o Nimfadore! :)
    Jakie to szczęście, że Nimi jednak nie wyskoczyła z okna! :)
    Mam nadzieję, że Rebio zawiśnie na stryczku za to co zrobił Nimi! :)
    Cedric i Eryk niech szybko wracają!
    Pozdrawiam i czekam na NEXT!!!
    P.S. Życze ddduuużżżooo weny :* Pat ka:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział genialny!
    W poprzednim rozdziale - przepraszam, że nie skomentowałam - spodziewałam się jednak, iż Wiktoria nagle wpadnie do komnaty i uratuje Nim przed Rebio. Jednak teraz fajnie to rozegrałaś.
    Nie wiadomo co zrobić - trzeba prosić Falena o pomoc. Jestem ciekawa jak Fa to wszystko rozegra.
    Ten ich język prosty, ale pomysłowy!
    Ale szczerze mówiąc to w pewnym momencie serio myślałam, że Nim skoczy. Wtedy to by dopiero było. Ale pisać własną krwią, to jednak duże poświęcenie.
    Rozdział extra, czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  8. Komentarz krótki bo czytam dalej
    Coco Evans
    Super

    OdpowiedzUsuń