piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 64

Zdenerwowany Falen wyszedł ze swojej sypialni, zamykając z impetem drzwi. Kiedy wszystko już się układało, Wiktoria nagle musiał sobie przypomnieć! Naprawdę?! Właśnie teraz?! Ech...mówi się trudno. Falen musiał teraz myśleć o ważniejszych sprawach niż fochach swojej przyszłej królowej. A mianowicie skoro jego jedyny rywal do tronu, teoretycznie unieszkodliwiony po podpisaniu aktu zrzeczenia się praw do korony, powrócił do kraju, to czas wdrążyć plan w życie. Zdrajca nie chciał ryzykować, że któregoś pięknego dnia Karyci odnajdą dokumenty, do których podpisania zmusił Cedrica w Dolinie Smoczych Płomieni i je zniszczą, przez co syn Wespazjana znów będzie mógł ubiegać się o koronę ojca, więc postanowił zawczasu pozbyć się konkurencji. Swoją drogą, nie zaszkodziłoby, gdyby Lunaris otruła także Eryka... Wileński na razie, gdy posiada "tylko" tytułu lorda, nie stanowi zagrożenia, ale co potem? Falen dobrze wiedział, że Nimfadora pragnie go poślubić, a w takim wypadku sytuacja się komplikuje...
Po zawarciu małżeństwa, Eryk stanie się księciem, kolejnym dziedzicem Karaniry. Z tego, co syn Kardena wiedział, na chwilę dzisiejszą było czterech potencjalnych spadkobierców Alamer. Od strony Wespazjana Lupusa - Cedric i Eryk już jako mąż Nimfadory, a od strony Kardena Seleara, zwanego też Kardenem Upadłym - Sevian i Falen. Cedric przynajmniej chwilowo wyeliminowany, pozbycie się Eryka to też tylko kwestia czasu, więc pozostaje Sevian, który, na całe szczęście, dobrowolnie wyrzekł się miejsca na tronie Alamer. Gdyby tego nie zrobił, korona automatycznie przypadła by jemu w udziale, ponieważ jedna z Zasad Kardena głosiła, że władza należy się tylko i wyłącznie najstarszemu synowi, gdyż tylko on jest jej godzien. A w tym przypadku, co było zupełnie nie do pomyślenia, najstarszy wcale jej nie chciał, więc "ciężar władzy" spadał na Falena, ku jego wielkiej radości. Sevian bowiem wyznawał w życiu całkiem inne priorytety niż przyrodni brat... Dla niego na pierwszym miejscu zawsze figurowała rodzina i przyjaciele, nieco niżej dobro Unii, a cała reszta uplasowała się na szarym końcu. Jako król Sevian nie mógłby poświęcać tyle czasu ukochanej żonie i dzieciom, ile by chciał. Ponadto musiałby dbać o dobro Karaniry. Kraju, z którym w żaden sposób nie czuł się związany. Starszy z synów Kardena czuł się bardziej Seliwiańczykiem aniżeli Karanirczykiem, chociaż krew obojga narodów płynęła w nim po równo. Podobnie było z Falenem, który to zawsze uważał się za Karanirczyka, nigdy za Deevisha*, chociaż po matce, syrenie, również należał do Podwodnego Królestwa Deeverish.
Lunaris siedziała właśnie na łóżku, splatając długie włosy w warkocz, gdy Falen zapukał do jej drzwi. Dziewczyna zerwała się pospiesznie z miejsca i pobiegła otworzyć. Gdy zobaczyła w progu posępnego księcia, dygnęła nisko.
- Dzień dobry! Czemuż to zawdzięczam twą wizytę? W czym mogę pomóc, jaśniepanie? - pytała uniżenie dziewczyna. Lunaris miała do Falena wielki szacunek. Była mu niezmiernie wdzięczna. Bez znaczenia z jakiego powodu Zdrajca ją tu przywiózł, nie zmieniało to faktu, iż uratował ją tym od Reeviana i piekła, jakie niewolnicy zgotował. Syn Kardena jak dotąd nie zdradził dziewczynie szczegółów swojego planu. Lunaris wiedziała tylko tyle, że ma czegoś dosypać nijakiemu Cedricowi. Jakiejś trucizny. To wszystko. Dziewczyna nie chciała go zabijać, więc miała cichą nadzieję, że ostatecznie Falen wyznaczy do tego zadania kogoś innego, jeśli ten biedak naprawdę musiał umrzeć...
- Witaj, Lunaris - przywitał się chłodno książę, wchodząc do środka. Dziewczyna po jego minie i tonie od razu rozpoznała, że Wyklęty przechodzi właśnie przez jeden ze swoich "gorszych dni". Kiedy Falen był w dobrym nastroju, niewolnica mogła z nim bez krępacji rozmawiać o wszystkim, a nawet żartować, ale gdy miał zły humor... Strach się bać. Albo (w lepszym wypadku) nie przejawiał najmniejszego zainteresowania tym, co się dzieje dookoła, albo (w gorszym razie) krzyczał na wszystkich i na wszystko; wystarczyło powiedzieć jedno słowo, które mu się nie spodoba, aby wylądować w lochu.
Wyklęty opadł ciężko na łóżko dziewczyny i przyjrzał jej się uważnie. Lunaris, chociaż dalej pozostawała drobniutka i chudziutka, zdążyła przez te półtora tygodnia nabrać trochę masy tak, że teraz już przynajmniej nie wystawały jej kości. Niewolnica miała na sobie prostą koszulę nocną z długim rękawem i małym dekoltem, którą przykrywał częściowo ciepły sweter z szarej wełny. A na nogach skromne pantofelki. Jasne włosy Lunaris opadały rozpuszczone na ramiona. Nie zdążyła związać warkocza, w gruncie czego cały się rozplótł. Nie wyglądała jak pomieszkujące tu księżniczki, skąpane w złocie i drogocennych klejnotach, ale urodą przewyższała nie jedną z nich.
- Coś się stało, Wasza Wysokość? - spytała dziewczyna, siadając tuż obok niego. - Niezbyt dobrze wyglądasz... Co się stało?
Falen przymknął oczy. Cała ta sytuacja z Wiktorią porządnie wytrąciła go z równowagi. Musiał się uspokoić. - Może mogę jakoś pomóc...? - Lunaris położyła mu nieśmiało dłoń na ramieniu. Falen spojrzał na nią zdumiony. Dziewczyna spłonęła rumieńcem. Przez chwilę myślała, że książę skarci ją za zbytnią zuchwałość, ale Zdrajca uśmiechnął się tylko lekko.
- Nie zwracaj sobie tym głowy, Luno - powiedział zmęczonym głosem. - Przyszedłem tu tylko, aby ci powiedzieć, że Cedric wrócił. Nazajutrz zapukasz do jego drzwi, wyposażona przeze mnie w truciznę. Nie zabijesz go od razu... Nie... Najpierw zdobądź jego zaufanie... Może się czegoś ciekawego od niego dowiesz... Rozumiesz, trzeba wykorzystać sytuację. A potem, gdy uznasz, że już nic od Cedrica nie wyciągniesz i gdy nadąży się okazja, otrujesz go. Patrz mu w oczy, by móc mi potem opisać ostatnie sekundy jego nędznego życia - powiedział Falen, uśmiechając się mściwie. Lunaris przeszedł dreszcz. W lodowato błękitnych oczach księcia malowała się teraz nieposkromiona nienawiść do przybranego brata.
- Ale czy naprawdę musisz go zabijać, książę? Czy nie da się waszego sporu rozwiązać inaczej? - spytała cicho niewolnica. - Nie - huknął Zdrajca. Lunaris aż podskoczyła. Falen widząc to, dodał po chwili znacznie spokojniej - Nie, nie można.
- Och, rozumiem... Ale czy nie można sprawić, aby to ktoś inny musiał zrobić? - próbowała go przekonać. - Może jakiś zawodowy morderca? Ktoś, kto zna się na rzeczy, a nie ja...
- Lunaris, nie denerwuj mnie. Otrujesz go i koniec dyskusji - uciął krótko, a ona spuściła posępnie wzrok. Dziewczyna cały czas żywiła cichą nadzieję, że zdoła przekonać młodego następcę, by nie zmuszał jej do odebrania życia elfowi, który w niczym jej nie zawinił... Lunaris była tylko zwykłą niewolnicą, nie zawadzającą nikomu. Niestety z racji tego, że była również własnością Falena III Seleara, winna mu całkowite posłuszeństwo. Książę wyraził się bowiem jasno. Albo Lunaris będzie robiła to, co on jej każę, albo wróci do Trojkrólestwa Seliwa... A wtedy Reevian się nią zajmie... Tego dziewczyna bała się najbardziej. Jako niewolnica nie miała prawa decydować o samej sobie, więc książę mógł ją oddać komu chce i kiedy chce. Lecz wbrew pozorom, nie licząc tego małego szantażu, Falen naprawdę traktował dziewczynę dobrze. Lunaris jeszcze będąc w Trojkrólestwa, słyszała wiele opowieści na jego temat... Zła sława go wyprzedzała. Nic więc dziwnego, że gdy pierwszy raz spotkała się z nim twarzą w twarz i gdy usłyszała, że Seliw oddaje mu ją w darze, była przerażona... Myślała wtedy, że się rozpłacze. Na podstawie owych historii miała wszelkie powody, by sądzić, że Falen okaże się drugim Reevianem. Na szczęście żadna z jej obaw się nie sprawdziła. Zdrajca podarował dziewczynie nie tylko przytulną komnatę, w niczym nie przypominającą brudnej i ciasnej klitki, którą uraczył ją poprzedni pan, ale także traktował ją jak swoją protegowaną. Podczas gdy w Laxoris musiała pracować ponad swoje siły od poranka aż do zmierzchu, tak tutaj Falen nie kazał jej nic robić, oprócz tej jednej rzeczy, jaką było dolanie trucizny do trunku Cedrica. Ponadto młody Selear nie uczynił brzemiennej Lunaris tego, czego najbardziej się bała. Nie próbował dziewczyny dotykać, nie zmuszał do niczego... Naprawdę był dla niej dobry, a samej niewolnica czuła się w Alamer znacznie lepiej niż w Laxoris. Więc jeśli nie chciała wrócić do piekła, jakie zgotował jej mąż siostry Temidy, Kiary, musiała to zrobić. Musiała otruć syna Wespazjana.
- Wiesz, muszę ci powiedzieć, Luno, że żałuję, iż sam nie mogę zabić tego parszywca - ozwał się po chwili milczenia Falen.
- To dlaczego ty tego nie zrobisz? - spytała dziewczyna, podnosząc na niego swe niebieskie, łagodne jak u łani oczy.
- Bo mnie by nie wpuszczono do Auren, a gdziekolwiek indziej ciężko go dorwać. Przeważnie ma ze sobą obstawę tak jak ja - wyjaśnił z grymasem niezadowolenia na ustach. - Każdy podejrzanie wyglądający typ, nie jest do nas dopuszczany. Ta ostrożność wzięła się głównie z tego, że jakby nie było, oboje jesteśmy jednymi z najważniejszych figur w tej grze... Wielu Wyklętym zależy na życiu Cedrica, a mnie z kolei wielu Karytów chciałoby skrócić o głowę, rozumiesz? - Lunaris skinęła, więc Falen kontynuował. - Na całe szczęście nikt nie będzie podejrzewał o nieczyste zamiary biednej, pokrzywdzonej niewolnicy - niezdrajczyni. A jak jeszcze Cedric dowie się, że "uciekłaś" ode mnie i, że jesteś w ciąży, najpewniej pomyśli, że to moja sprawka i z litości cię przygarnie pod swój dach. Proste? Proste - zakończył z łobuzerskim uśmiechem.
- Bardzo proste... - westchnęła ciężko. - Tylko zastanawiam się, czy dam radę... Nigdy nikomu nic nie zrobiłam i... boję się. I nie chcę... Nie chcę go zabijać... Nie chcę mieć krwi na rękach... - wyszeptała, patrząc na Zdrajcę przepraszająco. Lunaris była tak niewinna... Po tym, jak sama została wielokrotnie skrzywdzona na wszystkie możliwe sposoby, postanowiła, iż ona sama nigdy nikogo w żaden sposób nie zrani, a co dopiero zabije.
Falen zobaczył, że jego niewolnica nie zrobi tego, jeśli nie postawi jej jasnego celu przed oczami. A tak się składa, że była tylko jedna rzecz, której Lunaris pragnęła dosłownie ponad wszystko.
- Słuchaj, wiem, że to dla ciebie trudne, ale... pomysł o nagrodzie... - zaczął syn Kardena sugestywnym tonem.
- Jakiej nagrodzie? - spytała z powątpiewaniem dziewczyna.
- Jeśli uda ci się otruć mojego kuzyna, zwrócę ci wolność - powiedział z tajemniczym uśmieszkiem na ustach. Lunaris podniosła głowę i spojrzała z niedowierzaniem na Falena. Błękitne oczy niewolnicy rozbłysły. Jednakże jej entuzjazm opadł tak szybko, jak się pojawiły.
- Pewnie, książę, żartujesz sobie ze mnie, prawda? - spytała smutno, znów spuszczając głowę.
- Nie, Luno - rzekł Falen, unosząc delikatnie dziewczynę za podbródek tak, by na niego spojrzała. - Mówię całkowicie poważnie. Zwrócę ci wolność, jeśli zrobisz to, o co cię proszę.
- Ale... Ale jak to? - wyszeptała. - Przecież kto urodził się niewolnikiem, nigdy niewolnikiem być nie przestaje...
- Lunaris, o to się nie martw. Po śmierci Wespazjana Lupusa, ja jestem panem na Alamer, a kto jest panem Alamer, jest panem całej Karaniry. Mogę wszystko - rzucił lekkim tonem Falen.
Lunaris znieruchomiała na sam dźwięk imienia dobrego króla. To o nim rozmawiał wtedy Zdrajca z lady Wiktorią, gdy przypadkiem ich posłuchała. Niewolnica już wiedziała, że Wespazjan żyje, lecz nie miała zamiaru afiszować się tą wiedzą. Dziewczyna miała pewność, że starszy książę nie będzie szczęśliwy, jeśli dowie się, iż ktoś poznał jego tajemnicę... Lunaris postanowiła milczeć jak grób, do którego mógłby posłać ją syn Kardena, gdyby się wydało.
- Naprawdę mnie uwolnisz? Mogę ci wierzyć? - spytała z nadzieją, odpędzając od siebie myśli o nieznajomym jej Wespazjanie.
- Nie jesteś moją kurtyzaną, więc nie będziesz mi już potrzebna. Zwrócę ci wolność, masz moje słowo - zaśmiał się Falen, unosząc dwa palce jak do ślubowania. Lunaris nie posiadała się ze szczęścia. W przypływie radości, objęła go w pasie, przytulając mocno. Falen nie spodziewał się otrzymać tyle czułości od osoby, którą jeszcze parę dni temu prawie rozpłakała się, gdy miała wsiąść z nim do powozu, bo tak się bała, że ją skrzywdzi. Jednakże mimo zaskoczenia, odwzajemnił uścisk, chociaż trochę sztywno, niepewnie. Falen lubił w niej tą dziecinną wylewność i spontaniczność. Po chwili jednak Lunaris oderwała się od niego jak oparzona.
- Ja... przepraszam za ten nietakt... Nie powinnam była... Przepraszam za zuchwałość...
- Lunaris, spokojnie - rzucił Falen, zbywając ją machnięciem ręki. - Wiem, że Reevian tak cię wytresował i karał za wszystko, ale ja to nie on. Nie mam w zwyczaju bić kobiety za lekką, jak to określiłaś, "zuchwałość" - uspokoił ją, kładąc jej dłoń na ramieniu. - Zwłaszcza, że w niektórych sytuacjach lubię zuchwałość - dodał pod nosem, a kącik jego ust drgnął w łobuzerskim uśmiechu.
- Właściwie to bił mnie za wszystko...
- Te czasy minęły bezpowrotnie - powiedział, podnosząc się z łóżka. - O ile oczywiście wykonasz swoje zadanie - powiedział zaraz, prostując dłońmi trochę pogniecioną szatę. W żółtawym blasku płomieni  dziesiątek woskowych świec, połyskiwała srebrna broszka w kształcie srebrnego węża, formującego się w Znak Zdrajców. Wąskie oczka gada wykonane zostały z małych, precyzyjnie oszlifowanych szmaragdów. Podobną odznakę nosił każdy z przywódców państw Unii. Falen otrzymał swoją od Seliwa, podczas swojego ostatniego pobytu w Laxoris.
- Postaram się - szepnęła. - Tylko mnie tam nie odsyłaj... Nie odsyłaj mnie do niego...
- Nie odeślę, tylko bądź posłuszna.
- Będę.
--------------------------------------------------------------------------------
* Deevish to nazwa wodnika lub syreny pochodzącego z tego konkretnego podwodnego państwa, bo takich zatopionych krain na Archipelagu jest mnóstwo. Z racji też, że Falen jest mieszanką dwóch ras - elfa i syreny - jest Dimidianem (po elficku znaczy tyle co "połowiczny", gdyż w połowie jednym i drugim).

Część wam :D Co myślicie o tym rozdziale? Mam tylko nadzieję, że nie był zły, przynajmniej nie aż tak xD Zostawcie po sobie ślad w komentarzach :* Lubię czytać wasze wypowiedzi :D
Meridiane Falori

9 komentarzy:

  1. Super <3 bardzo lubię Lunaris za jej dziecięce zachowanie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu, nie mogę się juz doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejciu z każdym rozdziałem bardziej kocham Falena a Luna to ciekawa postać która wiele zdziała . Pozdrawiam i czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzisiaj krótko. Rozdział wcale nie był zły, wręcz przeciwnie. Ale i tak ci nie wybaczę... Jak mogłaś? Ja miałam iść wcześnie spać, bo jutro muszę bardzo rano wstać, a ty mi tu z rozdziałem... Ehh... :D
    Ps. "Jako niewolnica nie miała prawa decydować o samej sobie, więc książę mógł ją oddać komu chce i kiedy chwili." Wiesz o co chodzi.
    gc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ups xd tak to jest jak się sczytuje i ogląda coś jednocześnie
      zaraz poprawię ;)

      Usuń
  5. Czekam na następny rozdział :)
    Choć przyznaję, że ten był taki bardzo luźny i chyba napisałaś go głównie, żeby trzymać nas w napięciu jak to będzie z tą Wiktorią, Cedem, Nim i Erykiem :D

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG!!!
    Nie spodziewałam się, że aż tak źle Falen potraktuje Cedrica i Eryka :O
    Lunaris od początku do tego była potrzebna Falenowi. Przynajmniej dobrze ją traktował :)
    Nie pomyślałabym, że spróbuje przekupić ją wolnością :O
    Ciekawe czy dotrzyma obietnicy :)
    Nie dziwie się Lunaris, że nie chce zabić Cedrica :)
    Nic złego przecież jej nie zrobił! Falen też nie, a nawet dobrze traktuje :)
    Mam nadzieję, że jednak ich nie zabije :)
    Ona ma zbyt dobre serce, chociaż wolność to duża pokusa :(
    Pozdrawiam i czekam na NEXT'a :)
    Życze weny :* <3Pat ka <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne <3 Mam nadzieję, że Lunaris jednak nie zabije Cedrica... Może powie mu prawdę, a on ochroni ją przed gniewem Falena? Albo zrobi tak, jak Falen i Wiktoria z królem, że Ced będzie żył, ale Falen będzie myślał, że nie? Uff, cieszę się, że Wiktoria odzyskała pamięć. Chociaż jestem za jej związkiem z Falenem, to uważam, że czar nie jest dobrym sposobem... :) Czekam na następny. Weny :) Horace Love <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana Luna... Tak mi jej szkoda
    Emfadora
    Celivan
    I może kiedyś
    Falori
    Coco Evans

    OdpowiedzUsuń