niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 61



Była trzecia w nocy. Falen spał właśnie z przytuloną do siebie Wiktorią w jego sypialni. Starszemu z książąt zarówno tej nocy, jak i każdej innej nie śniło się zupełnie nic. To nie tak, że Falen nie pamiętał swoich snów, jak to czasami bywa w przypadku ludzi. On po prostu ich nie miał. Nie śnił. Nigdy. Nie potrafił, odkąd przyjął na siebie klątwę Zdrajców. Falen nie wiedział, jaki związek ma to z jego przeklęciem, ale szczerze mówiąc, nigdy specjalnie się nad tym nie zastanawiał. Najwyraźniej Wyklętym nie dane było oderwać się od szarej rzeczywistości i uciec do krainy sennych marzeń, zaznając przy tym ukojenia. Falen jak każdy inny Zdrajca po prostu zamykał oczy, a potem, po długich godzinach całkowitej ciemności, ponownie je otwierał. To wszystko. Książę właśnie odsypiał zarwane ostatnimi czasy noce, gdy nagle idealną ciszę, panującą teraz w sypialni, przerwało donośne pukanie do drzwi.
- Falen… - ziewnęła sennie Wiktoria, przecierając oczy. – Ktoś się dobija! Idź otworzyć – powiedziała, tłumiąc kolejne ziewnięcie.
- Przecież słyszę – warknął cicho, przekręcając się na drugi bok i chowając głowę w poduszkach.
- Nie masz zamiaru otworzyć? Przecież ten ktoś zaraz wyważy drzwi! To musi być coś ważnego – powiedziała dziewczyna, szturchając go lekko.

- Nie ma głupich, nie wstaję – mruknął Falen, nawet nie otwierając oczu. – Jak ktoś czegoś ode mnie chce, niech poczeka do rana – rzucił z irytacją,  zagrzebując się jeszcze bardziej w kołdrze. Zdrajca łudził się, że jak zignoruje natręta, niechciany nocny gość w końcu się zmęczy i sobie pójdzie, ale nic z tego. Mijały kolejne minuty, a hałas przybierał na sile. – Cholera jasna, do czego to podobne, żeby we własnym domu nie można było się porządnie wyspać…! - syknął wściekle Falen, odrzucając gniewnie pościel i wstając z łóżka. Wiktoria nie chciała znaleźć się teraz na miejscu osoby, która czekała za drzwiami. Zdrajca, tupiąc donośnie, podszedł do drzwi i przekręcił gwałtownym ruchem tkwiący w zamku klucz. – Czego?! – warknął, otwierając je z impetem. W progu stała Temida, odziana w koronkową koszulę nocną; na ramionach miała zarzuconą złotą chustę, przykrywającą dekolt. Seliwiańska księżniczka trzymała na rękach płaczące wniebogłosy niemowlę.
- Nie mogę uspokoić Naviego już od godziny. Karmiłam go, ale nic to nie daje. Twoja kolej, tatuśku – rzuciła do niego ozięble, wciskając mu dziecko. Falen skrzywił się i spiorunował niedoszłą żonę spojrzeniem.
- Nie będę robił za niańkę! Jest tyle służących w pałacu, wciśnij go komuś! – zaprotestował głośno.
- Ha! I jeszcze czego?! – prychnęła Temida. – Nie oddam mojego synka jakiejś obcej babie, po moim trupie!
- To sama się nim zajmij. Jesteś matką, więc mu matkuj – rzucił z irytacją Falen.
- A ty to co?!
- Ja? Nie jestem jego matką!
- Ale jesteś ojcem! Najgorszym z najgorszych, ale jednak ojcem! – zawołała seliwiańska księżniczka, przenosząc mordercze spojrzenie z księcia na półleżącą Wiktorię. – Ooo, widzę, że zajęty jesteś… - głos Temidy był jadowity, a oczy lśniły gniewnie. Widok tej ludzkiej dziewczyny, którą upodobał sobie jej ukochany, działał na Zdrajczynię niczym płachta na byka.
- Tak, jestem – odparł ostro książę, akcentując mocno każdy wyraz.
- O, co za szkoda, ale nie będę się sama Navim zajmować, kiedy wy się tu zabawiacie! – zawołała, zakładając ręce na biodra. Jej ciemnoniebieskie oczy ze złotymi plamkami wokoło źrenic sztyletowały teraz Falena. Książę jeszcze nigdy nie widział dziewczyny aż tak wściekłej.
- Spałem! Nic więcej nie robiłem, tylko spałem! – krzyknął Zdrajca,  wyprowadzony już do reszty z równowagi. I wtedy wystraszony Navi zaczął płakać jeszcze głośniej. Ojciec małego księcia wyglądał teraz, jakby miał ochotę rzucić się z najwyższej baszty. Widząc jego minę, Temida roześmiała się w głos.
- I pośpisz sobie znowu, ale najpierw go uśpisz – powiedziała z prześmiewczym uśmieszkiem na ustach.
- Czemu niby ja?! – nie dawał za wygraną Falen. Owszem, od czasu do czasu mógł wziąć dzieci na ręce, przytulić, ale żeby zaraz się nimi zajmować? No bez przesady! Od tego była przecież Temida, zresztą… Nawet gdyby chciał, to nie potrafiłby nic przy nich zrobić. I szczerze mówiąc, nie zbyt zależało mu na tym, aby tak kwestia uległa jakiejkolwiek zmianie.
- Bo ja się nimi opiekowałam od urodzenia i jeszcze z osiem miesięcy wstecz! A teraz wybacz, ale zostawiam cię i radź sobie sam – rzuciła chłodno Temida, po czym wyszła z komnaty, zamykając za sobą drzwi z hukiem. Falen spojrzał na awanturujące się w jego ramionach niemowlę. Chłopiec miał już zaczerwienione od ciągłego płaczu oczka i policzki. Jego miękkie czarne włoski sterczały śmiesznie każdy w inną stronę. Małego księcia matka przebrała do snu w ciepłe, wełniane śpioszki koloru bordowego.
- Wiktorio, kochanie, że tak spytam z czystej ciekawości… Znasz może jakieś sposoby na uspokojenie tego tu? – spytał Falen, posyłając jej desperackie spojrzenie. Tori wyglądała na rozbawioną, ale pod tą luźną pozą kryło się niemałe zdenerwowanie. Dziewczyna wygrzebała się z pościeli i podeszła do niego.
- Oczywiście, że znam – zaczęła słodkim głosikiem, ale potem jej twarz nagle stężała, a zielone oczy zabłysły złowrogo – Ale ci nie pomogę.
- Co?! Dlaczego?! – wyrwało mu się.
- Skoro byłeś na tyle podły i zdradziłeś mnie z nią, to sam się zajmuj waszym dzieckiem – rzuciła ostro, ruszając do drzwi.
 - Co?! Ale ja wcale cię nie…
- O, daj spokój! – przerwała mu gwałtownie. – Co jak co, ale wiem, skąd się biorą dzieci. Zdradziłeś mnie, więc radź sobie dalej sam – i wyszła, trzaskając drzwiami. Falen zawsze mógł pobiec za nią i nakazać jej hipnozą pomoc, ale był tak zaspany i zaaferowany tym wszystkim, że nawet nie przeszło mu to przez myśl. Zmęczony i pokonany Zdrajca opadł ciężko z małym synkiem na łóżko.
- Kochasz ty choć trochę ojca? Tak ociupinkę? – zaczął, posyłając Navielowi znaczące spojrzenie. Mały chłopiec na chwilę przestał płakać i spojrzał na Falena wielkimi, załzawionymi oczkami. – Jeśli tak, to chociaż tę jedną noc prześpij spokojnie, albo chociaż udawaj, że śpisz, bylebym cię nie słyszał – powiedział błagalnie. I wtedy małe książątko znów zaniosło się płaczem. – Aha, no jasne. Czyli nie kochasz – mruknął niezadowolony Zdrajca. – Nie no, miło wiedzieć, na czym się stoi, ty mały zdrajco, ty… - rzucił z wyrzutem. – To może tak… Czym cię przekupić młody, hę? Wiem, że jeszcze nie mówisz, ale jakoś się dogadamy. Dwa kiwnięcia głową na „tak” i jedno na „nie”. No więc… Hm… Może jakaś nowa zabawka? Misiek? Albo od razu cały zwierzyniec? A może kazać matce więcej z tobą na spacery wychodzić? – Falen, który był twardym negocjatorem, targował się tak z Navim jakieś dziesięć minut, ale malec pozostawał nieugięty. Płakał i płakał, a książę nie wiedział, o co mu chodzi. Po półgodzinie był już na skraju wytrzymałości nerwowej. Myślał desperacko, co tu zrobić i wtedy przypomniał sobie coś… Temida zawsze w takich momentach przytulała Meridianę albo Naviela, zależy które z bliźniaków danego dnia postawiło sobie za punkt honoru postawić w środku nocy całe Alamer na nogi, i kołysała się lekko. To podobno zawsze skutkowało, więc co szkodzi spróbować? Tak więc zirytowany Falen objął mocniej małego synka i zaczął naśladować  księżniczkę, mówiąc do niego coś „uspokajającym” głosem (kolejna sztuczka dziewczyny), lecz i to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Po jakiś dwóch godzinach, czyli około godziny piątej nad ranem rozległo się znów natarczywe pukanie do drzwi. Zdrajca pełen nadziei, że to Temida się ulitowała albo Wiktoria wróciła, położył Naviego delikatnie na łóżku i poszedł, ba! Pobiegł otworzyć. Ku jego rozczarowaniu w drzwiach nie zobaczył żadnej z nich.
- O, to ty – mruknął chłodno do Meridy, żony Seviana.
- Też się cieszę, że cię widzę – prychnęła księżna. – Nie chciałam się wtrącać, zwłaszcza iż wiesz, że tego nie lubię, no ale, na Najwyższą Wyrocznię, co ty robisz temu dziecku?! – zawołała Merida, wchodząc bez pytania do środka. – Katujesz go czy jak?! – ciemne oczy księżnej spojrzały na niego oskarżycielsko. Kobieta przewiązała mocniej swój granatowy szlafrok, przykrywający zwiewną, białą koszulę nocną. Jej czarne włosy, zazwyczaj nienagannie ułożone, teraz były potargane po spaniu.
- Hola, hola! Jak komuś dzieje się tu krzywda, to tylko i wyłącznie mi! – Falen uniósł ręce w obronnym geście.
- Ciekawe – prychnęła kobieta, po czym przeniosła wzrok z księżna na maluszka. Jej sroga twarz momentalnie się rozanieliła.
- Chodź do cioci – zagruchała, biorąc szkraba w ramiona. – Niedobry tata nie potrafi się tobą zająć, oj, nie potrafi, ale bez obaw. Ciocia potrafi. I wujek Sevian też potrafi, tak? Wujek co prawda właśnie przysypia, ale trudno. Zajmie się bratankiem, tak? Tak, Navielku? – powiedziała słodko, tuląc do siebie niemowlę i gładząc je po czarnowłosej główce. Po chwili rzuciła lodowato do Falena – Zabieram go do nas, a rano oddam Temidzie. Bez urazy, ale boję się zostawić Naviego tutaj z tobą – księżna obrzuciła go niechętnym spojrzeniem. Nie było tajemnicą, że Merida nie pałała sympatią do młodego Seleara, a sam książę też nie przepadał za nią zbytnio. – Może i jesteś sprytnym manipulantem i niezłym kandydatem na króla Karaniry, ale od dzieci to się trzymaj z daleka. Tak dla wszystkich najlepiej – rzuciła, po czym wyszła. Falen odetchnął z ulgą. Syn Kardena rzucił się na łóżko. Kiedy w końcu w jego sypialni zapanowała z powrotem upragniona cisza i Zdrajca był znów w stanie usłyszeć swoje myśli, uświadomiło sobie, że musi szybko odnaleźć Wiktorię i znów wymazać jej pamięć. Jutro, kiedy nie będzie już pełni, Kamień Księżycowy z jego sygnetu nie zadziała, a nie miał on zamiaru przez kolejny miesiąc wysłuchiwać wyrzutów dziewczyny. Falen zerwał się gwałtownie z łóżka i wybiegł na korytarz. Musiał szybko znaleźć Wiktorię i zamieścić poprawki w jej pamięci…
***
- Czego chcesz? – warknęła chłodno Wiktoria, gdy w końcu znalazł ją w jednej z gościnnych sypialni Alamer.
- Ja? Ależ niczego… - odparł Falen tonem niewiniątka, tak nie pasującym do jego szatańskiego uśmieszku.
- Najbardziej mnie boli, że mi nie powiedziałeś. Że dowiedziałam się dopiero przypadkiem, kiedy ta kobieta przyszła z waszym synem – powiedziała z wyrzutem dziewczyna, patrząc na niego zielonymi oczami, w których teraz malowała się dziwna mieszanina smutku i złości.
- Wszystko to naprawię, kochanie – powiedział kojąco, posyłając jej blady uśmiech. Po policzku Wiktorii spłynęła łza. Falen był zaskoczony. Nie wiedział, że urok podziała na nią aż tak bardzo. Książę ujął delikatnie jej podbródek tak, żeby spojrzała mu w oczy. Chwilę patrzył tak na nią, po czym jeszcze raz zawiesił przed nią dłoń z sygnetem. – Patrz na kamień i się nie ruszaj – polecił cicho. Tym razem Wiktoria nie protestowała. Nie wiedziała, co on chce jej zrobić. – Grzeczna dziewczynka – pochwalił. – Teraz słuchaj, skarbie. Nie będziesz na mnie zła za nic, cokolwiek zrobię. Czy cię zdradzałem, czy nie, czy cię dalej będę zdradzać, czy nie, nie masz nic przeciwko temu. Ponadto każda moja prośba, jest dla ciebie rozkazem, rozumiesz? – dziewczyna pokiwała z wolna głową. – Świetnie – mruknął Falen, zabierając pierścień.
- Co się stało? Jakoś się tak dziwnie czuję… - powiedziała, nieświadoma, że przed chwilą poddana została kolejnej hipnozie.
- Nic, skarbie. To pewnie przez pogodę się źle czujesz… No nic, chodź, wracamy do komnaty – powiedział troskliwie, gładząc ją po ramieniu i uśmiechając się ciepło. Wciąż lekko oszołomiona dziewczyna przytaknęła i bez słowa poszła za nim.
***
Następnego rana Falen, Wiktoria, Nimfadora, Sevian z rodziną, Temida i inni kardeńscy dostojnicy zeszli do jadalni na ucztę. Podłużny stół, nakryty złotymi i czerwonymi obrusami, jak zwykle był bogato zastawiony najwymyślniejszymi daniami i trunkami. Do śniadania przykrywały im tradycyjnie nadworne muzy. Mianem muzy w tej części Archipelagu określało się kobiety, najczęściej syreny, zabawiające arystokratów muzyką i śpiewem. Przez wielkie, sięgające sklepienia okna wlewało się do środka światło poranka. Karanirski książę zajmował miejsce honorowe u szczytu stołu, siedząc na krześle, przypominającym tron. Falen już czuł się jak król, chociaż jeszcze nim nie był i nawet nie miał pewności, czy w ogóle zostanie koronowany. Po jego prawicy zasiadło jego Imevit i Nimfadora, a po lewej stronie Temida. Przybrana siostra księcia czuła się bardzo nieswojo w otoczeniu tak wielu Wyklętych… Dalej była w bardzo złym stanie psychicznym i co i raz wybuchała płaczem na samo wspomnienie tego, co przeżyła. Teraz nie mogła nawet liczyć na Wiktorię, która całą uwagę poświęcała Falenowi. Gdyby chociaż Nimfadora wiedziała, że jej zachowanie to sprawka hipnozy… Ale nie miała o tym najmniejszego pojęcia. Była przekonana, że przyjaciółka naprawdę się od niej odwróciła i zdradzała od dawna nie tylko Cedrica, ale i wszystkich Karytów, bratając się ze Zdrajcami.
- I jak się spało, „skarbie”? – spytała złośliwie seliwiańska księżniczka, obierając jajko ze skorupki.
- Masz trzy sekundy na ucieczkę – rzucił ostrzegawczo Falen, mrużąc oczy.
- Uważaj, bo się wystraszę – zaśmiała się szyderczo Temida. – Od teraz częściej będziesz się nimi zajmował. Ja nie jestem od wszystko – zagroziła. Falen uniósł kieliszek wina, jakby do toastu, i odpowiedział jej lakonicznie, uśmiechając się przy tym drwiąco:
- Bo się jeszcze zdziwisz.
Temida prychnęła gniewnie i wstała od stołu. Nie miała ochoty użerać się z nim i przy okazji patrzeć na tę ludzką dziewczynę, o którą była tak zazdrosna.
- Czy ty naprawdę musisz ją drażnić na każdym kroku? – spytał z pewnego rodzaju znużeniem Sevian, pomiędzy jednym kęsem ciasta a drugim. Najstarszy z synów Kardena bowiem nie przepadał za normalnymi śniadaniami. Dla niego ciasto było uniwersalnym daniem. Ciasto na śniadanie, ciasto na obiad, ciasto na deser i ciasto na kolację . No i czasem między posiłkami.
- To nie moja wina, że ma jakieś humory. Od początku jej powtarzałem, że nie będzie jedyna, a ona na to przestała. To, że teraz zrobiła się zazdrosna – Falen wzruszył ramionami – nie mój problem.
- Tak, ale przynajmniej teraz, kiedy macie razem dzieci, mógłbyś być wobec niej, no nie wiem? Delikatniejszy? Trochę milszy? Zobaczysz, w końcu się zbuntuje i od ciebie odejdzie – ostrzegł go Sevian.
- Eee, tam – Falen machnął lekceważąco ręką, po czym pociągnął kolejnych kilka łyków wina. – Niech sobie robi, co chce – powiedział, ocierając usta wierzchem dłoni.
- Temida cię naprawdę kocha, więc mógłbyś łagodniej obchodzić się z jej uczuciami – nie dawał za wygraną pierwszy z synów Kardena.
- Sev, daj spokój. Odnoszę wrażenie, że chciałbyś mnie z nią zeswatać.
- Wyszłoby ci to na dobre. Wielka szkoda, że nie doszło do waszego ślubu. Naprawdę umocniłoby to twoją pozycję. Jesteś moim młodszym bratem i chcę tylko dla ciebie jak najlepiej – dodał, widząc jego piorunujące spojrzenie.
- Wielkie dzięki, ale ślub z nią mi do szczęścia nie potrzebny. I tak praktycznie okręciłem sobie Seliwa wokół palca, a Wespazjan nie żyje, więc nie ma dla mnie żadnego realnego zagrożenia – odparł mu lekko Falen.
- Przymierze jest silne… - wtrącił roztropnie Priam, jeden z członków Kręgu najbardziej oddanych Wyklętych.
- Ale my jesteśmy silniejsi – odparował przyszły król. Jego lodowato błękitne oczy rozbłysły złowrogo. – Władcy Przymierza ciągle kłócą się, bo każdy chce grać pierwsze skrzypce. Skłóceni nie będą działaś razem. A jeszcze teraz, kiedy wycofał się Rosengard, szybko zmieciemy ich na pył. Zdrajcy są zjednoczeni i nie mają zasad – w tym tkwi nasza siła – powiedział Falen z pełnym przekonaniem, ignorując fakt, że Nimfadora siedzi tuż obok i wszystko słyszy. Księżniczkę ścisnęło za gardło i zapiekły oczy. Jej przybrany brat naprawdę chciał to wszystko zrobić, pragnął ich porażki, ich zagłady… To był cios w samo serce. Jej, która ciągle nosiła w sobie nadzieję, że może pod tą kamienną fasadą wciąż kryje się jej brat, bardzo trudno było tego słuchać. W takich momentach zaczynała wątpić, czy dla Falena nie jest już za późno…
***
Po uczcie Nimfadora od razu udała się do swojej sypialni i nie wychodziła z niej aż do obiadu. Właściwie to nawet i na obiad nie zeszła. I tak nie była w stanie niczego przełknąć. Dziewczyna leżała skulona na łóżku, wpatrując się niewidzącymi oczami w ścianę. Nie mogła się doczekać przyjazdu Eryka i Cedrica. Chciała, by zabrali ją daleko stąd. Falen nie pozwolił jej samej opuścić Alamer w takim stanie, co początkowo uznała za przejaw troski z jego strony. Ale teraz już sama nie wiedziała… Miała tylko nadzieje, że Falen nie będzie aż tak podły i nie wykorzysta jej obecności do pojmania Cedrica… Nagle ponure rozmyślania księżniczki przerwało ciche pukanie do drzwi.
- Proszę! – zawołała słabo, wtulając się w poduszkę.
- To tylko ja – powiedziała cicho osoba, wchodząc do środka. Ku zaskoczeniu Nimfadory ową osobą był Falen. Ale co on tu robił? Ostatnio miał ciekawsze rozrywki, niż przesiadywanie z nią, na przykład obściskiwanie się z Wiktorią. – Nie było cię na uczcie…
- Nie jestem głodna – odburknęła księżniczka, odwracając się na drugi bok. Po tym co powiedziała przy śniadaniu, nie miała ochoty na niego patrzeć. Jeszcze tak się cieszył ze śmierci ojca…
- Twoja sprawa – wzruszył ramionami, siadając na skraju jej łóżka. Kiedy dalej nie chciała się odwrócić, położył jej rękę na plecach. Drgnęła. – Słuchaj, wiem, co słyszałaś, ale to jest wojna. Tu nie ma miejsca na sentymenty – powiedział w końcu, ale Nimfadora milczała dalej. – Chcę tylko, żebyś wiedziała, że walczę z Przymierzem jako całością. I z Cedriciem. Ale na pewno nie z tobą, więc nie traktuj tego tak osobiście.
- Jak mogę nie traktować tego osobiście? Falenie! Cieszyłeś się ze śmierci ojca, chcesz zabić Ceda i wielu innych na swojej drodze! Czy naprawdę tron jest warty aż tak wiele? Czy musi zostać przelana krew, abyś tylko osiągnął swój cel?! – wyrzuciła mu, posyłając przybranemu bratu oskarżycielskie spojrzenie.
- Tak – odpowiedział po krótkiej chwili milczenia. – Dla mnie tak.
- A czy gdybym ja ci zawadzała zrealizowaniu celu, mnie też byś zabił? A może „zlitował byś się” i tylko uwięził? – spytała z wyrzutem. Głos dziewczyny balansował teraz na skraju załamania. Naprawdę ciężko jej było o tym rozmawiać i to z nim.
- Nimfadoro…
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie – nie dawała za wygraną.
- Nie będę o tym z tobą rozmawiał – odparł w końcu chłodno Falen, odwracając wzrok.
- No oczywiście. Po co miałbyś ze mną rozmawiać. Nigdy nic mi nie mówiłeś, to czemu teraz miałoby się to zmienić? Zwłaszcza, że masz już i tak nowe rodzeństwo, i stare jest ci niepotrzebne… - powiedziała przybita.
- Czyli już wiesz.
- A jak mogłabym nie wiedzieć, skoro po pałacu chodzi twój inny brat? Wystarczy zamienić z nim kilka słów i już się wie wszystko. Szkoda tylko, że nie od ciebie się dowiedziałam.
- A co miałem ci powiedzieć?
- Prawdę.
- Aha. Świetnie. Czyli od razu na wejściu, najlepiej jeszcze u Rebio, miałem rzucić jako przywitanie: „Witaj, Nimfadoro. Nie jesteśmy rodzeństwem i nigdy nie byliśmy. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo, podobnie jak twoje. Miło cię widzieć. Pomóc ci z tym palantem, czy może chcesz kontynuować zabawę”? – rzucił sarkastycznie. Księżniczka prychnęła rozeźlona. – No co? Chciałaś prawdę, to masz. Prawda jest dokładnie taka. Nigdy nie byłaś moją siostrą, a Cedric nie był bratem. I ja też bratem waszym nigdy nie byłem – powiedział z dziwną nutą w głosie, której Nimfadora nie potrafiła zinterpretować.
- Mylisz się. Zostaliśmy wychowani jak rodzeństwo, więc rodzeństwem pozostaniemy na zawsze. Jesteśmy i byliśmy rodziną, nawet jeśli nie aż tak bliską, jak nam się wydawało… - tu księżniczka zrobiła krótką pauzę i zaczerpnęła głęboki oddech, jak gdyby chciała sobie w ten sposób dodać odwagi.  – Wielka szkoda tylko, że ty nas tak nie traktujesz. Jesteśmy dla ciebie wrogami, nie rodziną, prawda?
- Zdaje się, że już ci coś powiedziałem w tym temacie – Falen westchnął ciężko. Książę podnosił się z miejsca, żeby wyjść, ale księżniczka go zatrzymała.
- Siedź – rzuciła krótko. – Istotnie, o mnie mówiłeś, ale co z Cedem? Dlaczego za punkt honoru postawiłeś sobie zniszczyć mu życie?
- Zasłużył na to – odrzekł chłodno Falen.
- Niby czym?! – zawołała księżniczka. Nie wiedziała, jak ma z nim rozmawiać.
- On już dobrze wie – wycedził książę przez zaciśnięte zęby. – Wszystkim. Zawsze musiał być lepszy we wszystkim…
- Jakkolwiek by między wami nie było, powinniście się kochać! A już o wsparciu i wzajemnym szacunku nie mówię!
- Nimfadoro, nie chcę o tym dłużej rozmawiać – rzucił krótko Zdrajca, w którym zawrzała krew już na sam dźwięk imienia znienawidzonego syna Wespazjana. Jednakże księżniczka nie dawała za wygraną.
- Bez znaczenia czy jesteście kuzynami, braćmi, czy w ogóle nie łączy was żadne pokrewieństwo! Liczy się tylko to, że wychowaliście się razem. Nasza matka była twoją matką, a nasz ojciec twym ojcem… Czy to bez znaczenia? - ostanie słowa dziewczyna wyszeptała bardzo cicho, ledwo słyszalnie…
- Nie wspominaj przy mnie o tym głupcze - Wespazjanie. Zawsze faworyzował drogiego Cedriczka, a ja pozostawałem niedostrzegalny – powiedział ze wzgardą. - Dla mnie nie był taki łaskawy. Tylko mi rozkazywał, miałem dość tej wiecznej musztry. Myślał, że jak mnie odpowiednio wytresuje, nie odezwą się we mnie zapędy oddziedziczone po ojcu. I tu się kochany Wespazjan pomylił. Jaka szkoda – syknął jadowicie Falen. Jego oczy płonęły wielką złością.
- Dał ci dom! – zawołała Nimfadora. – Dał ci rodzinę!
- Po stokroć wolałbym już trafić do Seliwa niż do niego. Cieszę się, że Wespazjan nie żyje. Zatańczyłbym na jego grobie, gdyby tylko nie nie chciałoby mi się tracić czasu na odwiedzenie jego szczątków – warknął gniewnie. Do oczu Nimfadory napłynęły łzy. Bardzo tęskniła za ojcem. Właściwie jeszcze nie zdążyła się pozbierać po jego stracie. Nie mogła więc znieść, jak Falen o nim wspomina i to z taką nienawiścią.
- Jak śmiesz tak mówić?! Tyle dla ciebie z Iyane zrobili!
- Nie bierz mnie na poczucie winy. Wielu przed tobą próbowało – odparł jej beznamiętnie Falen, ruszając do drzwi.
- A czy komuś się udało? Na pewno nie, bo do wyrzutów sumienia, trzeba najpierw mieć sumienie!
- Sumienie to niepotrzebny nikomu wymysł. Kiedy je zatracisz, dopiero stajesz się prawdziwie wolnym.
- Nie – Nimfadora pokręciła głową. – Tak ci się tylko zdaje na początku. Ale potem zaplątujesz się w to wszystko coraz bardziej i bardziej, a sznur twoich zbrodni coraz ciaśniej zaciska się na twej szyi, aż w końcu odbiera oddech i sam udusisz się swoimi uczynkami – powiedziała lodowato księżniczka z oczami lśniącymi od łez.
- Kiedy pętla się zaciśnie, będziesz wreszcie szczęśliwa? – syknął Falen, łypiąc na nią groźnie.
- Dobrze wiesz, że nie! – zawołała, czując, jak ogarnia ją coraz to większa niemoc. – Chcę tylko, żebyś zrozumiał!
- Ja wszystko rozumiem, w przeciwieństwie do ciebie – wycedził przez zaciśnięte zęby Zdrajca. – Cedric dla mnie to zwykłe ścierwo i, do twojej wiadomości, nie spocznę, dopóki całkowicie go nie upokorzę i nie zabiję. Twe przemowy i próby odwołania się do mej moralności są na nic. Jestem, jaki jestem i nic tego nie zmieni.
- Brak mi na ciebie słów! Żyjesz i nienawidzisz, tylko tyle potrafisz!
- Mi więcej nie potrzeba.
- Jesteś ograniczony, jesteś potworem.
- Mi to odpowiada – odparł lodowatym tonem, mrużąc przebiegle oczy i przyglądając się jej bacznie.
- Nie chcę zostać z tobą ani chwili dłużej pod tym dachem. Nie potrzebuję twej troski. Obejdę się bez niej  – wycedziła, ocierając drżącą ręką spływające po jej policzkach łzy.
- Jak sobie chcesz, ale jak wyjdziesz, możesz nie wracać – rzucił chłodno. – O i jeszcze jedno. Jak się w coś wpakujesz po drodze, nie licz, że znów przyjadę. Wtedy sobie pomyślisz: „trzeba było zostać” – powiedział ostrzegawczo, unosząc wysoko obie brwi. – A więc?
- Wracam do Auren – powtórzyła stanowczo, krzyżując ręce na piersi. – Ale zabieram ze sobą Rosalindę.
Na jej słowa Falen roześmiał się w głos, po czym spoważniał w ułamku sekundy i warknął gniewnie:
- Nawet o tym nie myśl.
- Nie pozwolę ci jej dłużej tu trzymać w zamknięciu i wykorzystywać. Cedric nie przyjechał po nią ze swoimi wojskami tylko dlatego, że cesarz Rosengardu prosił go, by tego nie robił, gdyż bał się, że skrzywdzisz jego córkę, gdy zobaczysz nadjeżdżających rycerzy. Jednakże ja nie mam zamiaru pozwalać ci dłużej robić z nią, co chcesz. Masz ją uwolnić i jeszcze dziś wracamy obie do Auren – powiedziała ostro księżniczka. Na zaczerwienionej od łez twarzy dziewczyny malowała się groźba, której jeszcze nigdy u niej nie widziano.
- Nie licz na to. Spróbuj chociażby zapukać do jej drzwi, a będziesz tam siedzieć razem z nią. Mam dosyć cackania się z tobą, dziecko. Nadwyrężyłaś moją cierpliwość – odparował Zdrajca, posyłając jej mordercze spojrzenie. – A teraz wybieraj. Albo się uspokoisz i dasz spokój, i zostaniesz tutaj, albo wychodzisz, jak chciałaś, naburmuszona kuzyneczko.
Błękitne oczy Nimfadory były pełne nienawiści, gdy na niego patrzyła. Dziewczyna nie poznawała w nim już swojego brata. Nie wiedziała, co się z nim dzieje. Najpierw jest dla niej dobry, ratuje ją z opresji, a już dwadzieścia cztery godziny później, nienawidzi jej.
Księżniczka uniosła dumnie głowę i wyszła bez słowa. Nie potrzebowała jego łaski. Nie chciała go więcej widzieć, przynajmniej nie teraz. Wraca do Auren, a jeśli coś by jej się stało po drodze, może wtedy Falen nareszcie byłby zadowolony.
________________________________________________
Bardzo się napracowałam nad tym rozdziałem, więc bardzo liczę na wasze komentarze.  Chciałabym,  żebyście wyrazili swoją opinię na temat całego rozdziału, a zwłaszcza pierwszej i ostatniej części ;* Proszę, to dla mnie bardzo ważne... I OGROMNA MOTYWACJA DO DALSZEGO PISANIA.
Do następnego rozdziału, 
Meridiane Falori;)

11 komentarzy:

  1. Kocham Meride ^,^
    a Dora się głupio zachowała. Masz u mnie minusa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Meridiane jesteś najlepsza <3
    Rozdział ciekawy :)
    Nie pomyślałabym, że Wiktoria może się obrazić na Falena, gdy.dowie.się, że ma dzieci.:)
    Musiał.uspokoić ją hipnozą, inaczej.by nie.zadziałało :O
    Widać, że Nimfadora była zdeterminowana, by wrócić do Auren.
    Kiedy wreszcie Cedric i Eryk wrócą!!!
    Wiedziałam,że nie umie.się zajmować dziećmi, ale targowanie się z kilku miesięcznym dzieckiem tojuż przedada3:)
    Mimo że nie lubi się ze swoją bratowąto powinien być jej wdzięczny za.to.iż mógł sb pospać :)
    Znów użył hipnozy na Tori :( Cedric bez żadnych magicznych sztuczek potrafił zawrócić w głowie Wiktlrii :*
    Mam nadzieje, że wkącu to się wszystko ułoży:*
    Pozdrawiam i czekam na NEXT'a <3
    Życze ddduuużżżooo weny <3Pat ka <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju, ten rozdział był epicki! :D Cały, bez wyjątku: kłótnia z Temidą, kłótnia z Nim, rozmowa z Sevianem, no i to gadanie do dziecka! xD
    Akcja cały czas się rozkręca i nie mogę się doczekać jak już Cedric i Eryk przyjadą do Alamer :D

    Mam głupie przeczucie, że szykuje się zamiana ról, ale to chyba tylko przeczucie :P

    Pozdrawiam, dużo weny i czekam niecierpliwie na kolejny rozdział!, Królowa Flawia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No kuuu! Napisałam rozprawkę i zamiast się opublikować to znikło!!!! Dobra, od początku...
    Scena pierwsza - Falen jako tatuś. Zastanawiałam się, czego Temida się spodziewała, dając dziecko facetowi. Nawet gdyby nie był 'geniuszem zła', a zwykłym człowiekiem, z płaczącym dzieckiem miał marne szanse. Tak więc 1:0 dla Naviela.
    Druga scena - hipnoza. Falen przegiął. I tak go lubię, ale przegiął. I o ile pierwszy raz można było jakoś usprawiedliwić, tłumaczyć, że Imevit itd, tak tym razem po prostu ręce mi opadły. Co on zamierza co pełnia resetować pamięć Tori? Może tak na wszelki wypadek... Ehhh...
    No i w końcu - rozmowa z Nim. Po pierwsze dziwię się jej i to bardzo. Po tym wszystkim, co widziała, czego była świadkiem, wyjechała mu z gadką o sumieniu? No proszę... Nim, ogarnij się! Aale potem pokazała pazurki. Wkurzyła się. I to jej wstawiennictwo za Rosalindę. - wojownicza księżniczka. :) Czyżby Nim nie była tak niewinna jak się wydaje? :D
    A jeśli chodzi o Falena - cóż może mógłby być dla niej trochę mniej szorstki, ale zachował się 'po swojemu'. Taki jest, taki powinien być i takiego go uwielbiam. :D
    To tak mniej więcej. Ogólnie rozdział super, bardzo fajnie się czytało.
    Pozdrawiam,
    Gaja.

    OdpowiedzUsuń
  5. A Merida nie jest przypadkiem babcią Naviego i Meri?
    Czytając ostatnią część, miałam łezki w oczętach. To bardzo dziwne? ;( Nimi dobrze gada, ale trochę głupio się zachowała, tak naprawdę. Czasem lepiej milczeć. Wiem to z własnego doświadczenia.
    Nie mogę się doczekać przyjazdu Cedrica i Eryka do Alamer. Ciekawe, jak to będzie z Tori :D.

    PS:Czy tylko ja mam wrażenie, że to Falen jest najbardziej pokrzywdzony?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Merida jest żoną Seviana, a kim on jest chyba nie muszę pisać. Żona Seliwa, czyli babcia dzieciaków ma na imię Meropa... :)

      Usuń
    2. brawo ;) Ktoś tu czytał ze zrozumieniem xD

      Usuń
    3. Kuźwa, sorry, zawsze mam wrażenie, że Merida jest żoną Seliwa. Jestem głupia, sorry XD.

      Usuń
  6. Oj Falen sam sie w to zagubi ciągle używając pierścienia . Raz się pomyli i sam jej coś powie i zacznie wyśleć ;c
    chyba ta gorsza strona Falena się zaczeła czyżby pełnia ?
    -Zingch

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj falenie Falenie... Biedna Nimfadora, chciałabym, żeby była szczęśliwa razem z Tori i Falenem
    Falori
    Emfadora
    Celivan (Soco)
    Coco Evans

    OdpowiedzUsuń