czwartek, 28 stycznia 2016

Tom II : Rozdział 4

Wieści na Karanirze szybko się rozchodzą nawet w czasie wojny. Zaraz po pojmaniu kardeńskiego następcy tronu posłano z listami ogniste feniksy i lodowe feriele do wszystkich przywódców Przymierza.
Po wielogodzinnej ofensywie Karytom udało się zająć twierdzę w Dolinie Smoczych Płomieni. Zdrajców stawiających opór stracono, a pozostałych wzięto do niewoli. Dowodzący obroną Priam, jako bliski współpracownik Falena, został zabrany na przesłuchanie. Paradoksalnie jak na Zdrajcę okazał się wyjątkowo lojalny. Podczas gdy Priwettus i jego brat Rosariell maglowali go pytaniami, milczał. Kiedy Priwettus odprowadzał Priama na noc do celi, oznajmił mu, że jeśli jutro nie będzie bardziej rozmowny i nie wyjawi mu planów Wyklętymi,  nie zawaha się zastosować innych metod przesłuchań... Priam nie wiedział czego bardziej się bać - tortur czy gniewu Falena. Ostatecznie, sparaliżowany strachem, nie widząc innego wyjścia,  sięgnął po schowaną w faldach ubrania pigułkę. Truciznę, którą młody Selear wręczył członkom Kręgu na wypadek porażki.  Sam również nosił jedną przy sobie. O świcie ogłoszono śmierć Priama; wieści szybko dotarły do Alamer.

Kliknij, alby powiększyć :)
Lwia część karyckich oddziałów, prowadzona tymczasowo przez Lathuriela i Brealeriusa, wędrowała dalej. Eryk i Cedric zamierzali do nich dołączyć zaraz po załatwieniu sprawy z Falenem. Zdrajcę zabrano do obozu Przymierza, mieszczącego się między rzeką Sen a rzeką Naris, w którym to zebrali się  członkowie Zakonu i przedstawiciele władców Przymierza, tzn: Rosengardu, Cristallionu, Blackraven etc. Nie zabrakło też Wiktorii i Nimfadory, które usłyszawszy o pojmaniu Falena, rzuciły wszystko i wyruszył do obozu.
Księżniczce łzy cisnęły się do oczu na samą myśl o tym, dokąd zawiść zaprowadziła jej przybranego brata - a po uwięzieniu zaprowadzić mogła już tylko na stryczek - ale nie miała zamiaru dłużej go chronić. Tak wiele razu próbowała przemówić Falenowi do rozsądku..  Jeśli jednak pozostawał on głuchy na jej słowa, dalsze starania nie miały sensu. Wiktoria natomiast nie miała pojęcia,  co powinna czuć w tej sytuacji. Skakać ze szczęścia,  że lada chwila stracą jej krwawego adoratora? Czy raczej martwić się o przyszłość.... W końcu Falen był jej Imevit. Co się działo,  gdy jedno z połączonych umierało? Czy drugie też ginęło? A może miało już nigdy nie zaznać miłości innej niż wymuszona przez los? Bała się pytać.
***
Falen kipiał wściekłością. Najpierw jego drogi kuzynek przytaszczył go jak worek ziemniaków do obozu, oczywiście zasłaniając mu oczy, by nie widział drogi, później kazał odkazić mu rany czymś piekącym jak diabli, żeby nie wdało się zakażenie i żeby móc kilka dni dłużej bawić się z nim przed śmiercią, a na koniec pozwolił Karytom przywiązać go do słupa podtrzymującego jeden z namiotów. Gdzieś między groźbami śmierci a krępowaniem rąk i nóg  Eryk zlecił przeszukanie Zdrajcy. Wszyscy dobrze znali jego sztuczki, więc nikogo nie zdziwiła obecność kilku sztyletów pod ubraniem i trucizn ukrytych za pasem. Teraz kochany Cedriczek, jego funfel Eryczek, sir Nisarian i kilku innych próbowało wyciągnąć z Falena ważne informacje na temat dalszych posunięć Wyklętych, jednak Selear ani myślał współpracować.
- Trzeci raz pytacie, a ja trzeci raz odpowiadam "nie wiem" - powiedział lekkim tonem, uśmiechając się do nich prześmiewczo.
- Kpisz sobie z nas? - warknął zirytowany Even, książę Blackraven. Błękitne oczy zdawały się płonąć, a dłoń wyraźnie błagała właściciela, żeby w końcu użył jej do starcia z twarzy Falena tych jego prowokujących uśmieszków. - Jesteś głową tego wszystkiego! To przez twoje chore ambicje rozpoczęła się wojna!
- Wypraszam sobie - odparł z powagą Falen. - Wojna wybuchła, ponieważ Zdrajcy domagali się swoich praw. Gdyby stary Wespazjan spróbował ich sobie zjednać, zamiast rozpędzać na cztery strony świata, do niczego, by nie doszło. Moje ambicje to impuls zaledwie do działania. 
- A ja inaczej miał traktować to robactwo?
- Evan, Evan, Evan - Selear zacmokał z dezaprobatą. - To, że romansowałem z twoją piękną Rosalindą, nie oznacza, że musisz być dla mnie taki niemiły. Straszny gbur z ciebie, nic dziwnego, że Rosie poszła do mnie.
Doigrał się. Evan wymierzył mu siarczysty policzek. Biała ja śnieg skóra Zdrajcy momentalnie poczerwieniała. 
- Widzisz? I o tym właśnie mówiłem.
Kiedy Evan raz jeszcze uniósł dłoń, Falen zmienił ton. Posłał mu tak mordercze spojrzenie, na jakie tylko było go stać, i wysyczał przez zaciśnięte zęby:
- Tknij mnie jeszcze raz, a obiecuję, że kiedy tylko się uwolnię, nie będziesz miał już tej łapy, ani drugiej, ani nóg. Twoje kawałeczki rzucę sępom na pożarcie, co raczej średnio ci się opłaca.
- Dobra, dosyć tego dobrego!- zawołał Cedric, stając pomiędzy kipiącym gniewem Evanem a rozjuszonym Falenem. Widząc, że Selear ciągle wierci się niespokojnie w miejscu, dodał - Nie próbuj poluzować więzów. Zawiązaliśmy je tak, że sam diabeł by się w nich nie połapał.
- Cóż za spostrzegawczość.
- Po prostu znam twoje sztuczki, gadzie. Bez zbędnych ceregieli, odpowiadaj na pytania albo...
- Albo co?
Kąciki ust Cedrica wygięły się w  uśmiechu na tyle upiornym, że nawet jego, syna naczelnego zwyrodnialca Karaniry, przyprawił o ciarki. Ukucnął przy nim i spojrzał w lodowate oczy Seleara.
- Nie tylko mi zaszedłeś za skórę. Nie wszyscy są jednak tak  humanitarni jak ja. Jeśli nie będziesz współpracował, któryś z nich może się wkurzyć, a wtedy... cóż... zaboli. - Wzruszył ramionami.
Falen zaśmiał się chłodno, prześmiewczo, ale w jego oczach coś się zmieniło. 
- Tortury? Nie rozśmieszaj mnie. Nie wiedziałbyś, jak się zabrać do rzeczy.
- Masz rację. - Cedric uśmiechnął się szerzej. - Dlatego wynająłem zawodowca.Wiesz, tak na wszelki wypadek.
Eryk zagwizdał, a do namiotu wmaszerował tęgi i łysy elf o twarzy poznaczonej dziesiątkami blizn. Falen widział w swoim życiu już różnych podejrzanych typów, ale ten bez wątpienia bił ich wszystkich na głowę samą tylko facjatą.
- Widzisz tego miłego pana? - spytał Cedric, machając przymilnie do dziwnego mężczyzny. - To jest Elias. Radzę ci przywitać się z Elisaem, bo jeśli tak dalej pójdzie, będzie często gościł w twoich skromnych progach. Elias z dziada pradziada jest katem,więc można powiedzieć, że dręczenie innych ma we krwi. Czasem we krwi ma też rzeźniczy fartuszek, wiesz, dorabia sobie na boku.
Elias burknął coś pod nosem, co nie przypominało żadnego znanego Falenowi słowa. 
- No, ale na razie nie będzie nam potrzebny. Czekaj pod namiotem Eliasie.
Mężczyzna skinął głową i bez słowa opuścił namiot.
- Skąd wy go wytrzasnęliście? - spytał zdumiony Falen, wiercąc się niespokojnie.
- Nie chciałbyś wiedzieć  - powiedział Eryk. Chociaż ciałem był w namiocie wraz z pozostałymi, jego myśli krążyły wokół Nimfadory. Dziś miała zawitać do obozu, Wiktoria także. Wątpił, by było to odpowiednie dla nich miejsce, ale... już nie mógł się doczekać. Dopóki nie usłyszał o ich przyjeździe, nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo brakowało mu siostry i ukochanej Nim. - Spytam może inaczej, do czego był ci ten pęk włosów, które przy tobie znaleźliśmy?
- Perukę sobie szykuję, wiesz? Stwierdziłem, że czerń podobno wyszła już z mody, a w blondzie wyglądam jak cherubinek.
- Czyżbyś już stęsknił się za Eliasem? - spytał beznamiętnie Eryk, sprawdzając godzinę na ukrytym w kieszeni zegarku.
Falen zagryzł wargi, przeklinając go w duchu na wszystkie możliwe sposoby. Zachodził w głowę, jak taka dziewczyna jak Wiktoria może mieć tak irytującego brata. Jeśli w końcu przekonałby ją do ślubu (bardziej lub mniej wyrafinowanymi metodami), już w pierwszych tygodniach małżeństwa szwagra musiałby spotkać jakiś nieszczęśliwy wypadek.
- Do eliksiru, a do czego innego?
- Zabawne, że w takiej sytuacji znajdujesz jeszcze czas na mieszanie sobie w kociołkach  zadrwił sir Nisarian.
- Gdzieś pomiędzy planowaniem waszej zguby a ścinaniem głów znajduję kilka minut.
- Mów lepiej do czego był ci potrzebny - zażądał Evan. Zarówno w jego głosie, jak i spojrzeniu kryła się największa znana człowiekowi i elfowi pogarda. Miał żal do Cedrica, że nie pozwalał mu zabić Falena w zemście za krzywdy ukochanej Rosalindy. Za to, jak ją przetrzymywał, jak jej groził, ja prawie ją zabił... Jak ją wykorzystał; co z tego, że najpierw sama się zgodziła. Potem już nie chciała, ale zbytnio się bała, aby mu się przeciwstawić.
Falen milczał. Nie kwapiło mu się do wyjawienia prawdy, nawet mając przysłowiowy (na razie tylko taki) nóż na gardle. Nie mógł zdradzić zbyt wiele, bo wtedy wszystkie jego plany szlag by trafił, ale jeśli nie powie nic, jego szlag trafi. Co wybrać, co wybrać?
- Chciałem zmienić postać. To tyle. Do takiego eliksiru potrzeba fragmentu kogoś, w kogo chcesz się zmienić, a włosy są najmniej obrzydliwym składnikiem.
- Czyją twarz zamierzałeś przybrać? - zapytał sir Nisarian, mierząc Wyklętego badawczym spojrzeniem.
Falen był taki pewny swego zwycięstwa, a gdy przyszło co do czego zaczął chylić się ku upadkowi. Niebawem legenda Seleara, następnego (na szczęście niedoszłego) króla-Zdrajcy skończy się, a na Karanirę powróci pokój.
- Po co pytać, to chyba jasne - odparł w zamyśleniu Cedric, podnosząc się z ziemi. - To włosy ojca, prawda? - Widząc, jak usta Falena zaciskają się w wąską linię, a z twarzy odpływa krew, poznał, że trafił w samo sedno. - Za pomocą takiego eliksiru mógłbyś wcielić się w ojca, lecz po co miałbyś to robić, skoro tyle wysiłku włożyłeś, aby wmówić nam, że nie żyje? Nie... Musiało chodzić o coś innego.
- Ale o co? - zainteresował się Evan.
Eryk myślał, myślał, łamiąc sobie głowę, aż wymyślił.
- Zawsze mógłby zmienić czyjeś zwłoki w Wespazjana. W ten sposób prawdziwy, pewnie jeszcze mu potrzebny, pozostałby przy życiu, a my stracilibyśmy całą nadzieję, o to chodziło?
- No proszę - z lodowatych oczu Falena sypały się iskry. Nikt nie miał wątpliwości, że gdyby jakimś cudem udało mu się poluzować więzy, jak nic rzuciłby im się do gardeł. - Teraz nagle tacy bystrzy jesteście. Szkoda, że inteligencja wam nie dopisała, kiedy Wiktoria i Eryk postawili swój pierwszy krok na Karanirze.
- O czym on mówi? - mruknął Evan do Cedrica.
- Bredzi, żeby zyskać kilka minut - rzucił sir Nisarian, wzruszając ramionami.
Eryk wyglądał na zdezorientowanego.
- O czym mówisz? - spytał, przeciągając sylaby.
Falen uśmiechnął się ironicznie, dmuchnięciem odgarniając z twarzy czarne włosy.
- Rozmawiać mogę wyłącznie z Wiktorią i to na moich zasadach.
- Jeszcze czego. Nie dopuszczę cię do niej, kundlu - warknął Eryk.
- Spokojnie, starszy bracie. Nie udawaj groźnego, bo tak się składa, że z nas dwóch to ja mam więcej elfów na sumieniu.
- Zawsze możemy dowiedzieć się tego od kogoś innego. Do niewoli dostało się wielu twoich popleczników.
- Cedricu, zlituj się, bo zaraz umrę ze śmiechu. Naprawdę sądzisz, że powiedziałem coś tym bałwanom? Oni znają swoje miejsce. Robią to, co rozkażę, a do tego, co ja robię, nie mają prawa się wtrącać. Nie wie nawet Temida. Dzieci tym bardziej, więc od nich wara.
- Dobrze więc, na czym miałyby polegać twoje warunki?
- Cedricu...
- Cicho, Nisarianie. Na nic się jeszcze nie zgodziłem - Ced uciszył go niecierpliwie. Następnie skupił całą swoją uwagę na Zdrajcy. - A więc? Uprzedzam, że jeśli próbujesz przehandlować mi informacje za swoją wolność, muszę cię rozczarować. Nic nie ugrasz.
Falen spojrzał po twarzach zebranych.
- Jeśli chcesz mnie wysłuchać, każ im wyjść.
- Czyli jednak wszystko mi powiesz?
- Nie. Z tobą tylko ustalę warunki. Powiem Wiktorii.
Bo to prawdopodobnie jedyny sposób, żeby zobaczyć ją przed straceniem - dodał już w myślach, nie mając odwagi, by wypowiedzieć te słowa na głos.
- Dobrze. Poczekajcie na zewnątrz - ozwał się Cedric.
- Ale to też mnie dotyczy! Nie zgadzam się...
- Eryku, wyjdź. Im rozkazuję, ciebie proszę.
Chłopak zmarszczył brwi. Co raz mniej podobało mu się to wszystko, ale posłuchał. Po chwili obaj książęta zostali sami.
- Mów szybko, bo nie mam dużo czasu - zażądał Cedric.
- Od kiedy ty się taki stanowczy zrobiłeś?
- Od kiedy zrozumiałem, że pobłażanie nie ma sensu. Szybciej, bo porozmawiasz sobie z Eliasem.
Falen przewrócił oczami, resztkami silnej woli powstrzymując się od posłania go do diabłów.
- W wielu sprawach kłamałem, ale nie w tej, więc słuchaj uważnie. Pamiętasz, jak jakiś czas temu Wiktoria prawie siłą wyrzuciła cię z Alamer i powiedziała, że woli mnie?
- Zauroczyłeś ją. To się nie liczy.
- E tam, czepiasz się szczegółów. Tak czy inaczej, pewnie zastanawiasz się, czemu tak po prostu ją wypuściłem po paru tygodniach.
- Powiedziałeś, że ci się znudziła.
- Powiedziałem tak Erykowi, ale ty, o dziwo, nie jesteś aż tak głupi, aby w to uwierzyć.
- Nie przypuszczałem, że jeszcze kiedyś usłyszę komplement z twoich ust - zadrwił Cedric.
- Nie przyzwyczajaj się. Tak czy inaczej, to co chcę powiedzieć Wiktorii, jest z tym bezpośrednio związane. To dosyć istotna informacja. Jedyna, jaką mogę się z wami podzielić.
- Dlaczego akurat tą?
- Chodzi o bezpieczeństwo Wiktorii. Swoje zamki chronię milczeniem, a Wiktorię mową - odparł niecierpliwie. - Oprócz mnie wie jeszcze tylko jedna osoba, ale do niej nie macie dostępu.
- Czego chcesz w zamian?
- Ze mną zrobisz, co zechcesz, ale musisz mi obiecać, że twoje wojska nie tknął ani bliźniaków, ani Temidy. Temida nic nie wie, więc nic wam po niej, a Naviel i Meridiane... to jeszcze dzieci.
- Zabawne... Nasz ojciec też zlitował się nad tobą, gdy byłeś niemowlęciem, chociaż urodziłeś się synem jego największego wroga - rzekł w zamyśleniu Karyta. - Też byłeś niewinnym, do bólu zwyczajnym dzieckiem, a jednak. Geny zawsze dadzą o sobie znak.
Cedric spojrzał na  kuzyna spod przymrużonych powiek. Badał jego rekcję. Z zadowoleniem dostrzegł, że maska chłodnej obojętności pęka.
- Obiecaj mi albo nigdy wam nie powiem.
- Elias... ma siłę przekonywania.
- Nie odważysz się. - Selear wciągnął ze świstem powietrze. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów Wisear dostrzegł w jego oczach prośbę. Pierwszy i ostatni zapewne. - Obiecaj.
- Jak mnie przekonasz? - spytał, unosząc jasne brwi.
Zdrajca zmagał się chwilę sam ze sobą, a Karyta obserwował to z lubością, aż w końcu usłyszał słowo, o którym myślał, że nigdy nie przejdzie temu pierwszemu przez gardło.
- Proszę.
- Przepraszam, możesz powtórzy? - poprosił przymilnie Cedric.
- Proszę, do ciężkiej cholery!
- Oj, oj - zacmokał z dezaprobatą, potrząsając jasnowłosą głową. - Nieładnie, no ale niech ci będzie. Dobrze wiedzieć, że istnieje ktoś, kim przejmujesz się bardziej niż sobą. To chyba jakiś cud. Tak z ciekawości... czemu ci tak zależy na mojej przysiędze? Równie dobrze mogę ją złamać, jak tylko opuszczę namiot. Nie ufasz mi, prawda?
- Jak psu, ale innym ufam jeszcze mniej.

***
 Rozjuszony Sevian spacerował po sali tronowej. Zaledwie chwilę wcześniej posłaniec przywiózł mu wiadomość o pojmaniu Falena, a następnie o śmierci Priama.
Idiota! Skończony kretyn!, myślał starszy z synów Kardena o młodszym, oczekując na tych członków Kręgu, którzy mu pozostali. Niezwłocznie powiadomił też swe siostry: Serenę i Cassidy, jednak tylko Cassidy mogła się zjawić. Jak tak łatwo mógł dać się pokonać? Już raz ratowałem go od śmierci, czy to nie wystarczy?
-  Panie, jesteśmy! - zawołała wdowa po Priamie. Policzki miała zaczerwienione podobnie jak oczy. Czarne włosy okryte były czarną chustą przypominającą welon, który spływał na czarną suknię.
Zaraz za nią wpadł baron Agis, Cassidy i Temida. Niedługo po nich dołączyli Hetman Kateris, lord Festurius, żona Seviana - księżna Merida i sir Nefret.
- Falen...
- Słyszałem już, Temido. Właśnie po to was tu zwołałem - odparł z lodowatym spokojem Sevian. Choć targała nim złość, nie dał niczego po sobie poznać. - Pytanie, co robić dalej?
- Ja to co? - zazgrzytała zębami Cassidy. - To jasne, że musimy odnaleźć obóz Karytów i uwolnić go stamtąd! To nasz brat.
- Tak, tak. Dobrze mówi - potakiwał lord Festurius, ocierając wstępujący na czoło pot. - To nasz książę, przyszły król! Musimy Jaśnie Pana uwolnić.
- I zrobimy to, prawda Sevianie? - pytała Temida, spoglądając rozbieganym wzrokiem po twarzach innych Zdrajców. - Przecież nie możemy tam Falena zostawić! Będą go bić, torturować... Zrobią wszystko, żeby wyłudzić informacje, a potem go zabiją! - załkała żałośnie.
- Spokój, bo własnych myśli nie słyszę - warknął Sevian, opadając na tron.
Sir Neferet, wierny Falenowi, wciągnął ze świstem powietrze. Sevian nie był królem i nie miał nim być. Od dawna każdy wiedział, że koronowany zostanie Falen, a jednak zachowywał się tak, jakby to on dostał koronę i berło. A przecież od niedawna jeszcze zarzekał się, że jej nie chce...
- Co się tak na mnie patrzysz, Neferetecie? Nie pasuje ci coś?
- N-nie, panie - rzekł, chyląc przed nim czoło.
- Ja myślę. - Zielonkawe oczy Seviana błysnęły groźnie. - Nie podlega wątpliwości, iż powinniśmy uwolnić mego brata, jest tylko jeden problem. Niestety nie znamy miejsca jego pobytu.
- Możemy wysłać jednostki na patrole. Któraś w końcu coś znajdzie - zaproponował lord Festurius, ożywiwszy się nagle.
- Jesteśmy w stanie wojny. Wojska nie powinny być rozdrobnione, ale skoncentrowane wokół ważniejszych twierdz, na granicach i w krajach wroga. Przypominam, że trwa ofensywa w Cristallionie - wtrącił hetman Kateris.
- Tak też myślałem - westchnął ciężko Sevian, przysłaniając dłonią oczy. - Albo uwolnimy Falena i zaryzykujemy albo skoncentrujemy się na wojnie i zaufamy jego sprytowi.
- Jakiemu sprytowi?! Chyba nie chcesz go tam zostawić na pastwę losu!
- Nie gorączkuj się, Cassie. Wcale tego nie powiedziałem.
- Ale do tego zmierzasz! Znam cię, Sev! Tak się martwiłeś, kiedy Falen został otruty, a teraz chcesz go zostawić samego wśród Karytów. Co się stało, że tak nagle jego obecność zaczęła ci przeszkadzać?
- Mężu, czy to prawda...
- Nie wtrącaj się, Merido - syknął rozeźlony Sevian. Bębnił palcami o poręcz tronu. - Falen nie zaczął mi przesadzać. Uważam tylko, że sam powinien ponosić odpowiedzialność za swoje głupie decyzje.
- Głupie decyzje? GŁUPIE DECYZJE?! - wybuchła Cassidy. Jej krzyk wypełnił pomieszczenie. Gdyby nie obecni świadkowie, pewnie wkroczyłyby do gry argumenty siłowe. - Nawet nie orientujesz się, jakie były okoliczności jego porwania! Znasz zarys zaledwie.
- I to wystarczy, aby dostrzec, że Falen jest zbytnim lekkoduchem, aby powierzyć mu władzę nad którymkolwiek z państw Unii Kardeńskiej. Próby ratowania go mogą nas osłabić.
- Nie wygłupiaj się! - prychnęła Temida. - Dwie czy trzy niewielkie jednostki w pełni by wystarczyły. Wątpię, żeby taka liczna zawodowców przekreśli nasze szanse na zwycięstwo w wojnie z Przymierzem.
- Kto niby jest godzien? Może ty? - Oczy córki Kardena zdawały się płonąć tak jak płonie wulkaniczna lawa.
- Zaprzecz. Przecież sam mówiłeś, że nie zależy ci na tronie. Że w życiu są inne priorytety - prosiła go łagodnie Merida.
Sevian jednak milczał.
- A więc jednak - zauważyła z mściwą satysfakcją Cassidy. - Chcesz się go pozbyć.
- Nikogo nie chcę się pozbyć! - warknął książę, tracąc powoli opanowanie.- Jeśli tak wam zależy, hetman zaraz wyśle swoich ludzi. Jeśli Falen się znajdzie, wspaniale. Może przywieziemy go żywego, a może dostaniemy już tylko jego truchło. Jeżeli jednak wasze wojskowe eksperymenty nas osłabią, nie tylko on padnie trupem. Całe Alamer pójdzie jego śladem. A teraz wynocha wszyscy! Muszę zostać sam ze swoimi myślami...
***
Chociaż nad Karanirą słońce wysoko świeciło, w namiocie Falena panowały egipskie ciemności. Powietrze przeszywał zapach środków odkażających, kojarzący się z alkoholem.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - rzekł więzień, dostrzegłszy wątłe światło kaganka.
- Jestem tu tylko dlatego, że Cedric mnie o to poprosił - odpowiedział cichy, posępny głos.
Zimne serce Falena zabiło szybciej na jego dźwięk. Wiktoria usiadła na ziemi, bardzo blisko niego. Kaganek odstawiła nieopodal, aby złoty blask skrytej w nim świecy rozjaśniał ich postacie. - Żałośnie wyglądasz.
- I tak się czuję - odparł nieco zachrypniętym głosem.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - spytała Wiktoria niepewnie, poprawiając fałdy sukni. Okryła się szczelniej płaszczem, chroniąc się przed chłodem przenikającym namiot. Przez chwilę zastanawiała się, czy i jemu nie jest zimno. Zaraz przypomniała sobie jednak, że Falen w połowie jest Wodnikiem, a Wodnicy nie czują zimna.
- Po prostu nie wierzę, że tu jesteś. Dużo czasu upłynęło od naszego ostatniego spotkania.
- Jak dla mnie zbyt mało - odparła, marszcząc nos. - Powiedz i po co ci to było? Te wszystkie kłamstwa i intrygi? Nie dostałeś korony i już raczej nie zdążysz nałożyć jej na skronie. Było warto rozpętać to wszystko?
- Och, Wiktorio... Ja ty mało wiesz o świecie - westchnął, ale kąciki jego ust wygięły się w nikłym, prawie rozbawionym uśmieszku.
- Nie chcę rozumieć zasad twojego świata - zaoponowała prędko, beznamiętnie... - Są chore, podobnie jak zazdrość, która zaprowadzi cię niebawem na szafot. Chociaż wiesz, że inny wyrok nie zapadnie, jesteś taki spokojny... Już coś planujesz, prawda?
- Wysoko mnie cenisz - powiedział cicho, mrużąc lodowate oczy. - Nie oddam głowy katom tak łatwo, lecz nie o tym będziemy rozmawiać.
- Więc o czym? Czemu chciałeś mnie wiedzieć?
- Na wszelki wypadek, gdyby mi się nie poszczęściło, powinnaś znać prawdę. Niebawem Zdrajcy zechcą wykorzystać twoją moc, a ona niewątpliwie cię zgubi. Musisz trzymać się od nich z daleka.
Twarz Wiktorii była ściągnięta, pobladła w nikłym świetle. Przeszło Falenowi przez myśl, że tak pięknie kontrastowała z okalającymi ją ognistymi włosami. Oczy koloru szmaragdu wypełniła niepewność, podobnie jak serce dziewczyny.
- O czym mówisz?
- Pamiętasz dzień, w którym bez słowa oddaliłem cię z Alamer?
- Oczywiście. To było strasznie dziwne nawet jak na ciebie. Najpierw robiłeś wszystko, żebym została, a potem tak po prostu kazałeś mi się wynosić.
- Tamtego dnia przyszła do mnie Wyrocznia Orisama.
- Jak to Wyrocznia? - Tori zamrugała zdziwiona. - Posłaliśmy po nią z Cedriciem tyle miesięcy temu, żeby rozwiązała narzeczeństwo Nimfadory i Rebio. Nas wystawiła, a ciebie odwiedziła?
- To skomplikowane...Wyczuła, że Rebio jest martwy i nie widziała sensu w spotkaniu z wami. Do Alamer też nie przybyła ze względu na mnie.
- Więc na kogo?
Falen spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Milczał chwilę, trzymając ją w napięciu, aż w końcu odpowiedział jednym krótkim słowem.
- Ciebie.
Tori otworzyła szeroko oczy, sztywniejąc nagle.
- Żartujesz. Czemu Wyrocznia miałaby mnie szukać?
- Chciała złożyć ci hołd jako nowej, nieprzebudzonej jeszcze Szeherezadzie. - Widząc, że Wiktoria nie za bardzo rozumie, o czym mówi, Falen wyjaśnił pokrótce. - Szeherezada to imię najwyższej z Wyroczni. Bogini posiadającej moc tak wielką, że jest zdolna przywrócić umarłego do życia Jej przeciwieństwem jest Verinneya, bogini śmierci.
- Nie, to niemożliwe. Jestem tylko człowiekiem. Słabym, bez mocy... Dobrze o tym wiesz - zaprzeczała, choć bez przekonania. Dawno wiedziała, że musi istnieć powód, dla którego znalazła się wraz z bratem w świecie, o którym istnieniu nie powinna wiedzieć, ale... to to zbyt wiele.
- Dobre miałaś przeczucia.
- Przestań czytać mi w myślach - syknęła, wymierzając mu lekkiego kuksańca między żebra.
- Wybacz, nie mogłem się powstrzymać - odpowiedział, tłumiąc śmiech. Widząc jej minę, szybko spoważniał. - Prawda jest taka, że ty i Eryk jesteście ludźmi z przepowiedni. Każdy w Alamer od dawna to podejrzewał, choć do tej pory nie mieliśmy pojęcia, o co tak naprawdę w przepowiedni chodzi. Ale Orisama mi już wszystko wyjaśniła. Nie bez powodu ty i Eryk macie urodziny tego samego dnia, choć nie urodziliście się bliźniętami. Siódmego dnia siódmego miesiąca przebudzi się twoja moc, a co za tym idzie, moc Eryka także. Ty jesteś nowym wcieleniem Szeherezady, a on twoim boskim obrońcą. Nie zginie, dopóki ty żyjesz.
- Nie... Sam w to nie wierzysz.
- Sama odpowiedz sobie na to pytanie. Czy gdybym nie wierzył, wypuścił bym cię z rąk?
Wiktoria milczała. Nie miała pojęcia, co powinna mu odpowiedzieć. Podziękować za prawdę? Zaprzeczyć jej? Wyśmiać... Nie czuła się wyjątkowa, nigdy taka nie była. Zwykła szara myszka z sierocińca, która pewnego dnia zapragnęła podróżować po świecie. Nawet jeśli istniał powód, dla którego wraz z Erykiem dotarli na Archipelag Księżycowy, czy to było właśnie to? A może Falen kłamał kolejny raz, by coś przez to zyskać?
Szeherezada... To imię kołatało się gdzieś w jej pamięci, ale tkwiła w tak wielkim szoku, że nie potrafiła przypisać go do żadnej znanej sobie postaci.
- Szeherezadę kojarzysz z Baśni tysiąca i jednej nocy.
- Ty... co ci mówiłam o grzebaniu mi w mózgu?!
- Spokojnie, królewno. Zanim mnie pobijesz, wysłuchaj mnie do końca. Potem będziesz narzekać, że nie wiesz, a ja mogę nie być już taki rozmowny.
- Niech ci będzie.Ale ostrzegam, jeszcze jedna sztuczka tego rodzaju, a osobiście zawołam Eliasa. Biedak się niecierpliwi.
- Lubię, jak się złościsz.
- To już zauważyłam. Mów, Romeo.
Zmarszczył brwi.
- Kto to Romeo?
- Nieważne. Mów. - Machnęła ze zniecierpliwieniem dłonią.
I wtedy Falen opowiedział jej historię pierwszej Najwyższej, urodzonej w ludzkim świecie. Była ona tą samą Szeherezadą, o której opowiadały baśnie. Kiedy jednak spostrzegła, że ten świat ma już zbyt wielu bogów, postanowiła nieść światło tym, nad którymi nic nie czuwa. W ten sposób osiedliła się na Archipelagu Księżycowym, a wszystkie jej wcielenia nazywano imieniem pierwszej, najważniejsze dla uczczenia jej pamięci.
- Dalej nie rozumiem, jaki to ma związek ze mną i ze Zdrajcami... - przyznała, spuszczając głowę.
- Taki, że niewątpliwie wykorzystają cię do wskrzeszenia Kardena. Igranie z równowagą wszechświata jest niebezpieczne - rzekł grobowym tonem. - Moc jest tak wielka, że może spalić cię od środa. Wyklętych nie będzie obchodziło ryzyko. Spłoniesz, a oni odzyskają przywódcę.


6 komentarzy:

  1. Relacje na żywo dostałaś wiec tu tylko powiem ze jestes okropna :( mojego Galena tak maltretowac

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział! Po prostu cudny!!! A rozmowa Wiktorii i Falena wiele wyjaśnia. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! I pojawienia się mocy Wiktorii!
    Pozdrawiam cię bardzo ciepło i życzę mnóstwa weny oraz czasu na pisanie kolejnych rozdziałów.
    Arya V.

    P.S. Nie uśmiercisz Falena, prawda?
    PP.S. Mam nadzieję, że nie obrazisz się na to pytanie. Kiedy tak mniej więcej następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję ^^ :* Przyda się.

      PS - czytaj a zobaczysz^^
      PP S - Nie, skądże ;)Hmm podejrzewam, że w połowie lutego jeśli wszystko dobrze pójdzie

      Usuń
  3. No nie!
    Pisze ten komentarz już 3 raz ._. Jak mi sie znowu usunie to się wsciekne ,-, i zacznę gryźć ._.
    To tak
    Jedyne słowo jakie mi sie teraz nasuwa na usta - boskie <3
    Tak apropos bogiń xD
    Bardzo mi sie podoba rozdział <3 serio genialny jest :)
    Ciesze się,ze Wiktoria dowiedziała sie o swoim przeznaczeniu choć muszę przyznać,ze te wiadomości nie były dla mnie zaskoczeniem xD sama dobrze to wiesz xD
    Nie jest mi żal Falena, bo wiem, ze sie skurczybyk wywinie xD taki już jest Falen xD wspominałam juz jak bardzo go kocham xD pewnie z tysiąc razy xD Ale to prawda
    Lubię facetów którzy potrafią sie tak sprzeczac xD te jego utarczki slowne są genialne xD z Cedem i z Wiktoria xD
    Ogólnie on jest genialny xD hahahaha <3
    Sevianowi sodowka uderzyła do głowy powiem ci,że jestem zadowolona z tej sytuacji,bo Falen może zobaczyć jaki jest jego 'ukochany' Bartoszek ponadto możesz fajnie to rozwinąć
    Także życzę ci weny,chęci do pisania i po raz kolejny mówię, ze masz talent do pisania,wróżę ci świetlana przyszłość xF nie zepsuj tego :*
    Buziaki :*
    ~D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS bo zapomniałam
      Fajnie, ze zrobilas te mapkę <3 lubię jak ludzie poważnie podchodzą do tego co piszą i robią takie pomoce, ułatwia to wyobrażenie sobie i ogólnie jest fajne :*

      Usuń
  4. Szczerze i uczciwie, ten rozdział jest naprawdę świetny, bardziej mi się podoba od poprzedniego. Widać, że coraz lepiej Ci idzie pisanie po zdaniach jakie układasz, ale na Twoim miejscu unikałabym tych różnych pobocznych słówek i w ogóle, bo trochę powagi całości zabierają :P
    cieszę się, że było tyle o Falenie i nawet był jego wątek z Wiktorią! A dodanie mapki to genialny pomysł, jaram się jak nie wiem haha
    Czekam na kolejny BARDZO niecierpliwie! <3
    ~E

    OdpowiedzUsuń