//Auren//
- Myślę, że musicie sobie z Cedriciem poważnie porozmawiać - powiedział ze śmiertelną wręcz powagą Eryk, prowadząc Wiktorię jednym z korytarzy Auren. To były pierwsze słowa, które do niej wypowiedział od pożegnania z Falenem. Choć Wileński zdążył już zatęsknić za siostrą, podobnie jak ona za nim, nie miał zamiaru tego okazywać. Czuł się zmieszany, zraniony, oszukany. Niby Wiktoria zapewniała go, że to, co się wydarzyło, to tylko kolejna podła intryga Seleara, ale przecież nie mógł mieć pewności. Po tym, jak potraktowała jego i Ceda, kiedy przyjechali po nią do Alamer... Erykowi nawet nie chciało się o tym myśleć, bo to bolało. Tak cholernie bolało. Wiktoria wyparła się wtedy nie tylko swojego narzeczonego, ale i jego, własnego brata, będącego od śmierci rodziców jej jedyną rodziną. Zachowywała się tak, jakby zamierzali zrobić jej krzywdę. Zależało jej, aby gwardziści Falena pojmali ich i wyrzucili za mury pałacu jak śmieci, a może nawet zamknęli w lochu. Takich rzeczy łatwo się nie zapomina. Eryk naprawdę chciał wierzyć, że tamta Wiktoria, nie była prawdziwą Wiktorią, ale... jakaś cząstka niego miała wątpliwości. - Zaraz po naradzie Zakonu poszedł do siebie i podejrzewam, że dalej tam jest. Nie miał dziś najlepszego nastroju... - powiedział, myśląc o decyzji, która na tejże naradzie zapadła.Evan, książę z Blackraven, miał skontaktować się za pomocą czarów z Rosalindą, która z kolei miała przeprowadzić zamach na Falenie. Rosengardzką księżniczkę los obdarzył umiejętnością rozmawiania z wężami. Dziś zamierzała zrobić użytek ze swojego osobliwego talentu. Miała przemówić do jednego z licznych węży, zamieszkujących alamerskie terraria, i napuścić go na Zdrajcę. Wtedy ten ugryzłby go, wprowadzając do jego ciała śmiertelną truciznę - swój własny jad. Falen powinien umrzeć w przeciągu maksymalnie kilku minut. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, Przymierze straciłoby głównego wroga, a Unia Kardeńska jednego ze swoich wodzów. Przywódcę, którego uparli się osadzić na tronie Karaniry.
- Tylko czy będzie chciał ze mną rozmawiać? - westchnęła posępnie Wiktoria, rozpinając guziki płaszcza. Tak jak na zewnątrz panował przeraźliwych chód, tak tu, w Auren, było bardzo ciepło. Wręcz gorąco. A może to emocje ją grzały? Myśl o konfrontacji z ukochanym i najbliższą przyjaciółką, Nimfadorą. Tori miała tylko nadzieję, że uwierzą jej zapewnieniom i wybaczą naiwność, jaką się wykazała, zostając sam na sam z Falenem. Przecież kiedy poszła z nim do lochów, gdzie nie było żadnych światków, sama dała mu okazję do działania... Dlaczego nie przewidziała tego wcześniej? Dlaczego wtedy mu zaufała... To był błąd, którego nie miała zamiaru więcej powtórzyć.
- Nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdyby wyprosił cię za drzwi - odparł beznamiętnie Eryk, nawet nie patrząc na siostrę.
Wiktoria nic nie odpowiedziała. Miała świadomość, że Ced może nie dać jej szansy na wytłumaczenie się i po prostu ją odprawi. Mimo to musiała chociaż spróbować go przekonać. Nie chciała go stracić.
Skręcili w jeden z licznych korytarzy bocznych, przez co znaleźli się w skrzydle, należącym do członków Zakonu. Szli tak chwilę w milczeniu, kiedy usłyszeli kobiece krzyki i dudnienie w drzwi.
- Co tam się dzieje? - rzuciła jakby do siebie Wiktoria, marszcząc brwi.
- Nie wiem, ale to chyba z komnat Herina - mruknął zamyślony Eryk. - Tak czy owak, lepiej to sprawdzić - powiedział i podszedł do drzwi, zza których dobiegały hałasy. Chłopak wyjął z głębokiej kieszeni szaty pęk kluczy na metalowym kółku. Chwilę szukał właściwego, a kiedy go znalazł, włożył do zamka i przekręcił. Ponieważ Herin wychodząc zablokował je czarami tylko tak, by nie można było otworzyć ich od wewnątrz, Eryk nie miał problemu, aby wejść do jego komnat z korytarza.
- Skąd masz klucze do wszystkich komnat? - spytała podejrzliwie Wiktoria, przyglądając się bratu uważnie.
- Kiedyś pożyczyłem od Ceda i ciągle zapominałem mu oddać - mruknął od niechcenia Eryk, po czym pociągnął za klakę i otworzył drzwi. Z wewnątrz wypadła na niego zaaferowana Nimfadora.
- Nim, co ty tu robisz? - spytał zaskoczony chłopak, łapiąc księżniczkę w locie, czym uchronił ją przed upadkiem. - Dlaczego byłaś u Herina?
- Och, nie mam czasu na wyjaśnienia, powiem ci wszystko potem - rzuciła niecierpliwie, odskakując od niego jak oparzona. Nimfadora już miała rzucić się biegiem przed siebie, by jak najszybciej dotrzeć do stajni, wziąć konia i pojechać do Alamer ostrzec Falena, ale wtedy dostrzegła stojącą obok Wiktorię. Elfica momentalnie pobladła. Krew odpłynęła jej nie tylko z twarzy, ale nawet i ust. Oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Innymi słowy, wyglądała jakby właśnie zobaczyła ducha czy też innego upiora.
- Co ty tu robisz? - wyszeptała zamiast powitania, wciągając ze świstem powietrze.
- Falen mnie tu przywiózł - odpowiedziała machinalnie dziewczyna, urażona taką reakcją przyjaciółki. - Nawet nie powiedział, czemu.
- Falen?! - to jedno słowo natychmiastowo otrzeźwiło Nimfadorę. Na białej twarzy elficy malował się teraz wyraz głębokiej determinacji. - Jest tutaj? Mów szybko!
Wiktoria błędnie odczytała jej gwałtowną reakcję. Myślała, że Dora jest wystraszona tym, że być może Falen gdzieś się tu kręci, bo oznaczałoby, iż czary chroniące Auren przestały działaś. Nie miała nawet pojęcia, jak dalekie od prawdy były jej domysły...
- Nie ma go tu Nim. Spotkaliśmy się na wstępie do Wielkiego Lasu Cassiego - wyjaśniała szybko, kiedy ta złapała ją za ramiona i potrząsnęła nią.
- Och... może jeszcze zdążę - rzuciła do siebie córka Wespazjana, po czym, nie zważając na nawoływane prośby Tori, aby powiedziała, co się stało i o co w tym wszystkim chodzi, pobiegła ku wyjściu z twierdzy.
Wiktoria oszołomiona odprowadziła ją wzrokiem. Myślała, że uspokoi ją mówiąc, że Zdrajcy nie ma pod ich dachem, ale tak się nie stało. Osiągnęła wręcz przeciwny efekt. Eryk natomiast natychmiast poskładał sobie wszystko w całość. Herin zaciągnął Dorę na stronę tylko po to, żeby powstrzymać ją przed pokrzyżowaniem planów Zakonowi. Teraz, kiedy ją uwolnił, zamierzala zrobić właśnie to, czemu Herin chciał zapobiec. Ostrzec Falena. Eryk wiedział, że powinien ją zatrzymać. Jako dobry przyjaciel Cedrica i członek Przymierza poczuwał się w obowiązku zrobić wszystko, aby ów plan się powiódł. Falen powinien zginąć - tak będzie dla wszystkich najlepiej. Lecz z drugiej strony, chłopak miał światomość, że Nimfadora nie posluchałaby jego próśb i tłumaczeń. Jeśli chciałby ją zatrzymać, musiałby użyć siły, a tego ukochana by mu nie wybaczyła... Eryk bił się przez chwilę z myślami, zdając się nie słyszeć słów Wiktorii, aż w końcu ostatecznie postanowił, że dziś pozwoli Nimfadorze zrobić co chce. I tak niedługo miała zacząć się wojna, co oznaczalo, że prędzej czy później spotkają się ze Zdrajcą na polu bitwy. I tam Eryk go zabije albo chociaż pomoże go zabić. Jenakże póki to nie nastąpi, Cedric nie powinnien wiedzieć, że udzielił przyzwolenia jego siostrze na to, co zamierzała... Mógłby to potraktować jako zdradę, współpracę z Wyklętymi, a to Eryka by pogrążyło...
- Eryk? Czy ty w ogóle mnie słuchałeś? - spytała rozeźlona Wiktoria, która już trzeci raz zadawała to samo pytanie, a on ciągle nie odpowiadał.
- Nie - przyznał bez bicia młody lord, obrzucając ją przy tym niewidzącym spojrzeniem. - Możesz powtórzyć? - spytał trochę nieobecnym głosem.
Dziewczyna westchnęła z irytacją.
- Pytałam, czy Nim czuje się już lepiej po... no wiesz - powtórzyła, automatycznie ściszając głos. Wyraz jej twarzy zmienił się z zaskoczonego i pytającego na zatroskany. Kiedy pomyślała o Nimfadorze i Rebio, przypomniało jej się, jak kiedyś, jeszcze gdy mieszkała w Alamer, hrabia Flin chciał zrobić jej to samo. Dobierał się do niej w ciemnym korytarzu. Gdyby Selear się wtedy się pojawił, spotkałby ją taki sam los, jak biedną Nim.
To dziwne..., pomyślała Wiktoria. Jak można czuć wdzięczność i nienawiść jednocześnie, i to do tej samej osoby?
Z jednej strony Tori sporo zawdzięczała Falenowi. Uratowanie jej przed Flinem, uwolnienie Nimfadory, uzdrowienie Wespazjana, ale z drugiej strony jej dwukrotne uwięzienie, wykorzystanie, spiskowanie przeciw własnej rodzinie zdecydowanie przemawiały na jego niekorzyść.
- Ani trochę lepiej - odparł krótko Eryk, wzruszając ramionami. Podniósł orzechowe oczy na siostrę. - Razem z Cedem i Priwem robiliśmy wszystko, żeby tylko pomóc jej pozbierać się po tym, co się wydarzyło, ale na niewiele zdała się nasza pomoc. Zdrada brata, który okazuje się nawet nie być jej bratem, coraz większa tęsknota za ojcem. Żałoba jeszcze nie zdążyła minąć, a teraz jeszcze to - Eryk pokręcił posępnie głową. - Nie wiem, ile ciosów Nimfadora jest jeszcze w stanie przyjąć, ale widzę, że jest z nią coraz gorzej. A najgorsze jest to, że nie potrafię jej w żaden sposób pomóc... - w głosie chłopaka pobrzmiewało rozżalenie. Patrzenie, jak ukochana osoba cierpi, każdego dnia załamuje się bardziej i bardziej, bez możliwości pomocy, było w mniemaniu Eryka największą torturą.Gdyby tylko mógł, przyjąłby na siebie cały jej ból, lecz niestety takie czary nie istniały. Albo może istniały, tylko to on ich nie znał.
- Kiedy wróci, mogę spróbować z nią porozmawiać - zaofiarowała się. Dziewczynę ścisnęło za serce. Miała nadzieję, iż brat powie jej, że z drogą Nim już lepiej, chociaż trochę, ale nie...
Jak to jest, że najlepszych ludzi zawsze spotykają najgorsze rzeczy? Podczas gdy złoczyńcy mogą spokojnie używać życia, ciesząc się bezkarnością. I gdzie tu sprawiedliwość? Odpowiedź na to pytanie jest tylko jedna: nie ma czegoś takiego, przynajmniej nie na tym świecie. Sprawiedliwość jest ideą, wielką i piękną, godną podziwu, lecz niestety nierealną. Wymyślono ją tylko po to, by dać dobrym ludziom nadzieję, że zostaną wynagrodzeni za swe uczynki i że los ukarze tych, którzy na to zasłużyli, a którym sami kary wymierzyć nie są w stanie... - Nie wiem, na ile to pomoże, jeśli w ogóle, ale chcę chociaż spróbować. Zależy mi na Nim tak samo jak tobie. Nie chcę stać bezczynnie, kiedy ona cierpi...
- Nie - przyznał bez bicia młody lord, obrzucając ją przy tym niewidzącym spojrzeniem. - Możesz powtórzyć? - spytał trochę nieobecnym głosem.
Dziewczyna westchnęła z irytacją.
- Pytałam, czy Nim czuje się już lepiej po... no wiesz - powtórzyła, automatycznie ściszając głos. Wyraz jej twarzy zmienił się z zaskoczonego i pytającego na zatroskany. Kiedy pomyślała o Nimfadorze i Rebio, przypomniało jej się, jak kiedyś, jeszcze gdy mieszkała w Alamer, hrabia Flin chciał zrobić jej to samo. Dobierał się do niej w ciemnym korytarzu. Gdyby Selear się wtedy się pojawił, spotkałby ją taki sam los, jak biedną Nim.
To dziwne..., pomyślała Wiktoria. Jak można czuć wdzięczność i nienawiść jednocześnie, i to do tej samej osoby?
Z jednej strony Tori sporo zawdzięczała Falenowi. Uratowanie jej przed Flinem, uwolnienie Nimfadory, uzdrowienie Wespazjana, ale z drugiej strony jej dwukrotne uwięzienie, wykorzystanie, spiskowanie przeciw własnej rodzinie zdecydowanie przemawiały na jego niekorzyść.
- Ani trochę lepiej - odparł krótko Eryk, wzruszając ramionami. Podniósł orzechowe oczy na siostrę. - Razem z Cedem i Priwem robiliśmy wszystko, żeby tylko pomóc jej pozbierać się po tym, co się wydarzyło, ale na niewiele zdała się nasza pomoc. Zdrada brata, który okazuje się nawet nie być jej bratem, coraz większa tęsknota za ojcem. Żałoba jeszcze nie zdążyła minąć, a teraz jeszcze to - Eryk pokręcił posępnie głową. - Nie wiem, ile ciosów Nimfadora jest jeszcze w stanie przyjąć, ale widzę, że jest z nią coraz gorzej. A najgorsze jest to, że nie potrafię jej w żaden sposób pomóc... - w głosie chłopaka pobrzmiewało rozżalenie. Patrzenie, jak ukochana osoba cierpi, każdego dnia załamuje się bardziej i bardziej, bez możliwości pomocy, było w mniemaniu Eryka największą torturą.Gdyby tylko mógł, przyjąłby na siebie cały jej ból, lecz niestety takie czary nie istniały. Albo może istniały, tylko to on ich nie znał.
- Kiedy wróci, mogę spróbować z nią porozmawiać - zaofiarowała się. Dziewczynę ścisnęło za serce. Miała nadzieję, iż brat powie jej, że z drogą Nim już lepiej, chociaż trochę, ale nie...
Jak to jest, że najlepszych ludzi zawsze spotykają najgorsze rzeczy? Podczas gdy złoczyńcy mogą spokojnie używać życia, ciesząc się bezkarnością. I gdzie tu sprawiedliwość? Odpowiedź na to pytanie jest tylko jedna: nie ma czegoś takiego, przynajmniej nie na tym świecie. Sprawiedliwość jest ideą, wielką i piękną, godną podziwu, lecz niestety nierealną. Wymyślono ją tylko po to, by dać dobrym ludziom nadzieję, że zostaną wynagrodzeni za swe uczynki i że los ukarze tych, którzy na to zasłużyli, a którym sami kary wymierzyć nie są w stanie... - Nie wiem, na ile to pomoże, jeśli w ogóle, ale chcę chociaż spróbować. Zależy mi na Nim tak samo jak tobie. Nie chcę stać bezczynnie, kiedy ona cierpi...
- Ja też nie chcę, ale rzeczywistość nie pozostawia mi złudzeń - powiedział oschle, starając się utrzymać targające nim emocje na wodzy. Eryk nie chciał dłużej o tym rozmawiać, żeby nie dołować się jeszcze bardziej beznadziejnością sytuacji. Niezależnie od tego, co by zrobił, aby choć trochę ulżyć Nimfadorze, wszystkie jego starania spełzały na niczym. Już chyba tylko czas mógł cokolwiek wskórać. Przecież mówi się: "Czas leczy rany". Szkoda tylko, że przynajmniej jak na razie, czas płynął na jej niekorzyść. Z upływem dni z Nimfadorą było coraz gorzej i gorzej. Popadała w coraz głębszą depresje. W niczym nie przypominała już tej cieszącej się z życia dziewczyny, którą Wiktoria i Eryk poznali pierwszego dnia na Karanirze. - Chodź, im szybciej zobaczysz się z Cedem, tym lepiej. O, i chyba to będzie dobra okazja, by oddać mu klucze. Jak zobaczy ciebie, nie będzie na mnie zły, że je trochę przetrzymałem. Biedaczek naszukał się ich po całym Auren - na twarzy chłopaka zamajaczył zawadiacki uśmiech.
***
Cedric wraz z Lunaris siedział w jednym z salonów księcia, rozmawiając przy herbacie. Książę pragnął dowiedzieć się czegoś więcej o młodej dziewczynie, która okazała się być jego Imevit. Ced co prawda nie zauroczył się w niej od pierwszego wejrzenia, jak to często bywało z Imevit, ale powoli zaczynał odczuwać do niej pewną sympatię. Lunaris wydawała mu się sympatyczna, na swój sposób ujmująca. I bardzo skrzywdzona, co wywoływało u Cedrica politowanie wobec niej i chęć pomocy.
Elfica także polubiła Ceda. W niczym nie przypominał tego naiwnego do bólu głupca i prostaka, którego raczył opisać jej Falen. A fakt, że zostali połączeni przez gwiazdy... Lunaris prędzej by się śmierci spodziewała niż takiego obrotu spraw. Niestety niczego to nie zmieniało. Dziewczyna musiała go zabić, czy chciała czy nie. Taką Falen wyznaczył cenę za wolność, której nigdy nie miała. Przeszło jej przez myśl, aby wykorzystać sytuacje i spróbować dolać Cedricowi trucizny do herbaty, lecz jej pan wyraźnie nakazał jej wstrzymać się trochę z morderstwem. Falenowi zależało bowiem, by Lunaris najpierw wyciągnęła od Ceda choć ogólny zarys tego, co "knuje" Przymierze. Ponadto synowi Kardena zależało też na tym, aby Cedric przed śmiercią zdążył zaufać Lunaris, bo przecież powszechnie wiadomo, że zdrada zaufanych osób boli najbardziej. Zdrajca żałował tylko, że nie będzie mógł patrzeć przybranemu bratu w oczy, podczas gdy ten będzie konać po zażyciu trucizny. Kiedy Ced i Luna zostaną ze sobą sam na sam, i książę nagle nie będzie zdolny zaczerpnąć tchu, wszystko stanie się dla niego jasne. Przed śmiercią dowie się, kto mu to zrobił, lecz będzie zbyt słaby, by cokolwiek zrobić z tym faktem...
- Czyli Wasza Wysokość pozwoli mi mieszkać tu na czas ciąży? - spytała w pewnym momencie Lunaris, uśmiechając się do niego z wdzięcznością znad parującej filiżanki herbaty. Oboje siedzieli teraz na długiej sofie pokrytej drogim materiałem w granatowo-beżowe pasy.
- Przecież nie mogę wysłać cię na ulicę, zwłaszcza w obecnym stanie - odpowiedział rzeczowym tonem Cedric. - Ani z powrotem do Falena. W sumie powrót tam jest chyba nawet gorszy od ulicy - skwitował.
- Myślę, że książę nie tyle nie może, co nie chce - szepnęła słodko, wręcz kokieteryjnie, wlepiając w niego wielke błękitne oczy. - Gdyby taka była wola Waszej Wysokości, Wasi gwardziści już dawno wyrzuciliby mnie stąd, ale tak się nie stało. To świadczy tylko o Waszej dobrej woli, książę.
- Czyli Wasza Wysokość pozwoli mi mieszkać tu na czas ciąży? - spytała w pewnym momencie Lunaris, uśmiechając się do niego z wdzięcznością znad parującej filiżanki herbaty. Oboje siedzieli teraz na długiej sofie pokrytej drogim materiałem w granatowo-beżowe pasy.
- Przecież nie mogę wysłać cię na ulicę, zwłaszcza w obecnym stanie - odpowiedział rzeczowym tonem Cedric. - Ani z powrotem do Falena. W sumie powrót tam jest chyba nawet gorszy od ulicy - skwitował.
- Myślę, że książę nie tyle nie może, co nie chce - szepnęła słodko, wręcz kokieteryjnie, wlepiając w niego wielke błękitne oczy. - Gdyby taka była wola Waszej Wysokości, Wasi gwardziści już dawno wyrzuciliby mnie stąd, ale tak się nie stało. To świadczy tylko o Waszej dobrej woli, książę.
Cedric był lekko zakłopotany, więc postanowił zmienić temat.
- Prosiłem cię już kiedyś, abyś mówiła mi po imieniu. Nie lubię, kiedy zwraca się do mnie po tytułach. To takie sztywne i oficjalne - Ced machnął ręką, po czym odstawił pustą filiżankę na stolik stojący obok.
- Tak, ale... To trochę niezręczne - przyznała zmieszana Lunaris, zakładając nerwowym ruchem jasny kosmyk za ucho. - Pański brat ukarałby mnie za takie spoufalanie..
- Falen to zadufany w sobie hentaj , ja taki nie jestem - Cedric spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W jego niebieskich jak niebo oczach malowała się zaduma. Każde wspomnienie o przybranym bracie było dla niego równie przyjemne jak dźwięk piłowania paznokciami po szkolnej tablicy.
- Wiem - szepnęła po chwili Lunaris, spoglądając mu głęboko w oczy. Patrzyli tak na siebie przez chwilę, a Imevit boleśnie ukłuło ich w serca. Cedric natychmiast odwrócił głowę.
Nie!, rozkazał sobie w myślach.
Imevit, nie Imevit nie miał zamiaru znów bawić się w ''wielką miłość''. Dalej nie pogodził się ze stratą Wiktorii i nie chciał na nowo angażować się w jakiś związek.
- Chyba powinnaś już iść - oznajmił z nagłym chłodem, podnosząc się z miejsca.
- Och, rozumiem... - Lunaris zarumieniła się, ale natychmiast wstała, nerwowym ruchem przygładzając fałdy purpuroworóżowej sukni z bufiastymi rękawami. Wstała tak szybko, że zakręciło jej się w głowie. Przewróciłaby się, gdyby Cedric jej nie złapał. W tym momencie drzwi do salonu otworzyły się na oścież, a w progu stanęli Eryk z Wiktorią.
- Cedric! - wyrwało się Tori, kiedy ujrzała go, obejmującego w pasie inną dziewczynę. Szczupłą, drobną i niestety niebrzydką blondynkę.
- Wiktoria?! - Cedric miał minę, jakby zobaczył ducha, czyli mniej więcej taką, jaka zrobiła chwilę wcześniej na jej widok Nimfadora. - A ty co tu robisz?!
- O, bracie. Ładnie się tu zabawiasz, nie ma co - zacmokał z dezaprobatą Eryk, krzyżując ręce na piersi.
- To nie tak, jak myślisz - rzucił machinalnie książę, szybko odsuwając się od jasnowłosej.
- Dziękuję - mruknęła spłoszona Lunaris, robiąc się czerwona jak wiśnia. Dziewczyna spuściła głowę i czym prędzej wymaszerowała z komnaty. Drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem.
- Co ty tu robisz? - spytał Cedric raz jeszcze, mierząc Wiktorię bacznym spojrzeniem. Mimo iż jego serce zabiło szybciej na jej widok, mimo że miał ochotę zamknąć ją w uścisku i już nigdy nie wypuścić, nie miał zamiaru dać tego po sobie poznać. Wiktoria związała się z jego bratem. Nie chciała go, więc wolał, by nie wiedziała, iż jemu wciąż zależy.
- To może ja was zostawię samych... Widzę, że macie sporo do obgadania...- Eryk zaczął się dyskretnie wycofywać. - O, zapomniałbym - chłopak rzucił wprawionemu w oszołomienie księciu kółko z kluczami i szybko znikną za drzwiami, nim jeszcze Cedric zdążył go skrzyczeć.
- Co ty tu robisz? - spytał oschle elf, a jego oblicze pozostawało nieprzejednane. Książę zdawał się emanować chłodem. Dosłownie i w przenośni. Kiedy elfami targały bardzo silne emocje, działy się dziwne rzeczy. Nagłe burze, ulewy, sztorm /jak w przypadku będącego Dimidiamem Falena/ czy, tak jak teraz, temperatura gwałtownie się obniżała. - Po tym, jak zdradziłaś mnie z tym padalcem, masz jeszcze czelność tu przychodzić? - spytał, a jego ton przywodził na myśl tłuczone szkło. Szkło, którego ostre odłamki godziły w serce Wiktorii.
- Ced, to nie tak... - dziewczyna westchnęła z rezygnacją. Podeszła do niego, a on odruchowo się cofnął. Tori przystanęła ze zbolalą miną. - Proszę, wysłuchaj mnie.
- Nie wiem, czy chcę - odrzekł. Wtedy w Wiktorii coś pękło. - Przepraszam cię, Cedricu, ale to była tylko chwila zapomnienia. Wiesz, tak właściwie to nie moja wina...Przecież nie wybrałam sobie takiego Imevit... Poza tym, to on nalegał, a ja... - przedrzeźnial ją.
- Skończ, skończ, skończ! Nie chcę tego więcej słuchać! - przerwała mu gwałtownie, czerwieniejąc na twarzy.
- Uwierz mi, ja też nie, ale coś czuję, że nic innego mi nie powiesz! Bo jak inaczej mogłabyś się wytłumaczyć?! Przecież moja siostra doskonale wie, co widziała - pokręcił jasnowłosą głową.
Napięcie między nimi rosło coraz bardziej. Zrobiło się jeszcze chłodniej. To wszystko przytłaczało ich teraz niczym ciężki głaz. Wzbudzało gniew, żal, poczucie krzywdy, tęsknotę i wstyd... Tak wiele emocji nimi targało... Tak naprawdę chcieli się sobie rzucić w ramiona, tylko tego pragnęli, lecz urażona duma trzymała ich jak więzy, których nie potrafili zerwać.
- Wiem, że to brzmi jak najgorsza wymówka wszech czasów, ale musisz mi uwierzyć. Falen zahipnotyzował mnie, kiedy wychodziliśmy z celi Rebio. Chwilę po tym, jak go zabił... - zaczęła rozpaczliwe tłumaczenia, desperacko szukając w jego oczach zrozumienia.
"Zahipnotyzował mnie" - to nie brzmiało dobrze. Przecież każdy mógłby w ten właśnie sposób się tłumaczyć, gdyby został nakryty na robieniu czegoś niedozwolonego, a przynajmniej na Archipelagu, bo w świecie znanym Wiktorii takie tłumaczenia na policji mogłyby skutkować wilczym biletem do najbliższego ośrodka psychiatrycznego. Ale co miała poradzić, jeśli taka właśnie była prawda?
- Jakoś nie jestem przekonany - odparł z przekąsem Cedric, wykrzywiając usta w kwaśny uśmiech. - Dobrze pamiętam te wszystkie razy, kiedy znikałaś gdzieś z Falenem, a potem nawet nie mówiłaś mi gdzie i dlaczego z nim pojechałaś. Na przykład wtedy, kiedy zniknęłaś z nim na całą noc. Nie obchodziło cię to, że zamartwialiśmy się z twoim bratem. Ważne, że ty się świetnie bawiłaś... Nie uleciał mi też jeszcze z pamięci moment, w którym pewnego dnia przyszedłem do ciebie nad ranem, byśmy razem poszli na śniadanie, i kogo tam zastałem? Falena. Potem była podobna sytuacja, ale wówczas ty jeszcze sobie spałaś, a on się ubierał. Niech zgadnę, zgubił klucze do swych komnat i łaskawie przenocowałaś go u siebie? Jakaś ty wielkoduszna... - powiedział z jadowitą ironią. Cedric miał już dosyć tych wszystkich niedopowiedzeń i kłamstw. - Już wcześniej podejrzewałem, że coś może was łączyć. Bałem się, że Imevit w końcu zacznie działać, lecz ramię w ramię z obawą szło zaufanie do ciebie. Nie chciałaś mówić, nie pytałem. Teraz żałuję. Gdybym wiedział, że zabawiacie się razem z moim drogim kuzynem, zakończyłbym to już wcześniej. Zastanawiam się tylko, po co ciągnęłaś tę szopkę... Nie mogłaś po prostu ze mną zerwać i pójść do niego? Trzeba było pogrywać na dwa fronty? - w jego głosie pobrzmiewał wyrzut, uraza. Miał do niej żal, i to ogromny. Cedric naprawdę wolałby, aby Wiktoria jasno mu powiedziała, że nic do niego nie czuje niż udawał uczucie, wodziła go za nos.
Dla dziewczyny z kolei jego słowa były jak kolejne ciosy nożem prosto w serce. Wiedziała, że w jego oczach to wszystko nie wyglądało dobrze, ale miała nadzieję, że ich spotkanie przebiegnie jednak trochę inaczej. Spełniały się jej obawy. Cedric nie chciał jej znać.
- Nic między nami nie było, przysięgam! - zawołała, nie mogąc dłużej znieść tych oskarżeń. - Zdradziłam cię, to fakt, ale przyrzekam, że to nie była moja wina! Falen... on... użył tego swojego pierścienia, tego samego, którym podporządkował sobie Wespazjana na trochę przed jego śmiercią. On wymazał mi wszystkie wspomnienia i zastąpił je nowymi. Zauroczył mnie tak, bym myślała, że to z nim jestem zaręczona. Kazał mi cię nienawidzić. Wmówił, że jestem jedynaczką... Dopiero potem, kiedy klejnot w pierścieniu uległ zniszczeniu, wszystko sobie przypomniałam - Wiktoria pokręciła głową. Jej głos drżał, był bliski załamania. Dawno już nie zrobiło jej się tak potwornie przykro. Do tego dochodziło palące uczucie wstydu. - Ced, chyba nie myślisz, że mogłabym tak za twoimi plecami...? - słysząc, że milczy, szepnęła - Ced, proszę, powiedz coś.
Jednakże książę tylko na nią spojrzał i uśmiechnął się krzywo.
- Nawet nie wiesz, jak chciałbym ci uwierzyć.
- To uwierz - szepnęła błagalnie, starając się panować nad głosem. Coraz słabiej jej to wychodziło. Serce dziewczyny trzepotało niespokojnie w piersi, jakby chciało się z niej wyrwać i odfrunąć w siną dal.
- Kiedy nie potrafię - odpowiedział z nutą melancholii. Cedric westchną ciężko. - Nie do końca. Zbyt wiele było dwuznaczności i niedopowiedzeń, bym mógł w pełni ci zaufać, Wiktorio.
- Więc udowodnię ci, że nie kłamię - rzekła z determinacją, unosząc dumnie podbródek. Wiktoria szybkim ruchem otarła pojedynczą łzę, która pojawiła się wbrew jej woli w kąciku oka. Dziewczyna bez słowa minęła Cedrica i otworzyła pojedyncze drzwi, stanowiące przejście do ksiażęcego gabinetu. Dopadła jego biurka i zaczęła szukać czegoś zawzięcie w jego szufladzie. A było w niej wszystko - od papieru i gęsich piór począwszy, przez sztylet i stare listy, aż po wsuwki do włosów Nimfadory (które nie wiedzieć skąd się tam wzięły), więc chwilę zajęło, nim znalazła to, czego szukała.
- Możesz mi powiedzieć, co ty robisz? - spytał ostrożnie książę, stojąc w progu komnaty ze skrzyżowanymi ramionami, opierając się przy tym o framugę drzwi.
Podniosła na niego wzrok. Jej oczy zdawały się płonąć; malowało się w nich zacięcie i pewnego rodzaju szaleństwo. Usta wykrzywił triumfalny uśmieszek, a w delikatnej dłoni trzymała małą fiolkę z szarawym płynem.
- Kiedyś mówiłeś, że zawsze w biurku masz eliksir prawdy. Trzymasz go tam na wypadek, gdybyś miał wątpliwości, czy twój rozmówca jest z tobą szczery. Myślę, że to idealny moment, aby jej użyć. Wtedy się przekonasz, że jestem z tobą szczera - powiedziała, odkorkowując fiolkę.
- Nie! - Cedric natychmiast rzucił się w jej kierunku, z wyrazem paniki wypisanej na twarzy, i wyrwał jej eliksir, nim ta zdążyła go podnieść do ust. - Pod żadnym pozorem nie możesz tego wypić! - powiedział trochę za ostro, zamykając fiolkę z powrotem i odrzucając ją do zagraconej szuflady.
- Dlaczego? - spytała nieco opryskliwie, zaskoczona jego gwałtowną reakcję. - Przecież, gdybym to wypiła...
- Zatrułabyś się - dokończył za nią cierpko. Widząc jej pytające spojrzenie, wyjaśnił - Eliksir prawdy wytwarzany jest na bazie soków Giavolli*. Elfy się po tym źle czują, a co dopiero ludzie! - prychnął. - Wasze organizmy nie są przystosowane do tego typu substancji.
- Czyżby jednak trochę ci na mnie zależało? - spytała, spoglądając na niego bystro spod wachlarza czarnych rzęs.
Cedric przez chwilę nic nie odpowiedział. Patrzył tylko w jej zielone jak dwa szmaragdy oczy, walcząc z samym sobą o to, czy powinien wypowiedzieć te słowa, samemu uzmysławiając sobie przy tym ich wagę, czy może lepiej milczeć. Myślał... Jeśli Wiktoria tak desperacko próbowała udowodnić mu swą prawdomówność, że była gotowa zażyć eliksir, po którym nic nie udałoby jej się zataić, to może jednak mówiła prawdę? Może faktycznie została zahipnotyzowana przez Falena? W sumie Selear byłby do tego zdolny... Lecz z drugiej strony ewentualna hipnoza nie wytłumaczyła jej potajemnych schadzek z synem Kardena. W końcu Cedric poddał się. Zbyt bardzo ją kochał, by dalej ją podejrzewać, nawet jeśli tak nakazywałby rozsądek.
- Tak. Zależało mi przez cały ten czas - powiedział, ujmując jej dłoń i przykładając ją sobie do serca. Jego oblicze nieco złagodniało, a w oczach pojawił się dawny zatroskany wyraz. - Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem. - wyznał. Serce Wiktorii zalała nagła fala ciepła. Dziewczyna wtuliła się w jego pierś, a on odwzajemnił uścisk. Tak bardzo brakowało im obojgu tego brakowało. Czułości, płynącej z bycia drugą osobą, z miłości, w imię której mogliby przenosić góry. W jego ramionach Wiktoria czuła się tak bezpiecznie... Miała wrażenie, że w okół niej świat mógłby zacząć rozpadać się na maleńkie kawałeczki, ale jej nic by sienie stało. Nie mogła spotkać ją żadna krzywda, póki on był obok. Wiktoria wspięła się na palcach i złożyła na ustach Cedrica delikatny pocałunek. Książę ujął delikatnie jej twarz i również ją pocałował. Dziewczyna oplotła rękoma jego szyję. Chichocząc, odrzuciła do tylu głowę, kiedy jej książę całował ją po szyi, schodząc ze swymi pocałunkami coraz bardziej w dół i w dól. Wiktoria rozpięła górny guzik prostej sukni, którą miała na sobie, a on życzliwie pomógł jej z kolejnymi...
Nimfadora popędziła ku stajni, zahaczając na chwilę swoją garderobę, aby wziąć futro, które ochroni ją przed mrozem. Dosiadła pierwszego lepszego rumaka i
wyjechała za mury Auren. Nie było czasu go osiodłać, więc musiała bardzo
uważać, by nie ześliznąć się z jego grzbietu. Z powodu braku
lejców, kierowanie nim było jeszcze trudniejsze. Prawie niemożliwe.
Prawie, bo dla tak zdeterminowanej osoby jak Nimfadora termin
"niemożliwy" czy "nie do wykonania" nie funkcjonował w słowniku.
Księżniczka jechała przez leśny gościniec, wypatrując Falena. Miała
nadzieję, że jeszcze zastanie tu przybranego brata.
Nimfadora wiedziała, że źle robi. Podczas ostatniej wizyty w Alamer Falen nie pozostawiał jej złudzeń. Wyraźnie powiedział, że nie spocznie, póki nie rozprawi się z Cedriciem. Dla księżniczki rodzina była świętością. Jakkolwiek źle czy dobrze by się w niej działo, jej członkowie powinni trzymać się razem. Powinni stać za sobą murem, a nie wznosić mury między sobą. Falen chciał, by Cedric cierpiał, dla Nimfadory było to niepojęte. Wiedziała, że jej przybrany brat nie zasługuje na litość, gdyż z jego strony żadne z nich litości się nie doczeka, ale... Jeśli Dora zgodziłaby się, aby zabito go podstępem, nie byłaby ani trochę lepsza od niego, Cedric podobnie. Falen zasłużył na karę, ale nie taką. W rodzinie nie powinno przelewać się krwi. Nimfadora miała także świadomość, że jeśli któryś z dostojników Przymierza dowie się o tym, iż ostrzegła Wyklętego, może potraktować to jako jej zdradę. A ceną zdrady zawsze jest głowa...
Nimfadora starała się odrzucić od siebie strach, ogarniający ją na mysl o konsekwencjach swojego wyboru. Wolała skupić się na tym, co będzie, jeśli nie zdoła zapobiec wszystkiemu na czas.
- Falen?! - zawołała, kiedy jej uszu dobiegło rżenie innego konia. Księżniczka wyjeżdżała właśnie do Sylur po skutym lodem gościńcu. Mała nadzieję, że jej rumak nie wywróci się na śliskiej powierzchni. Łudziła się też, że zdąży dogonić Falena, nim ten dotrze do Alamer. Nimfadora wolała nie wkraczać do gniazda wężowego, którym stał się jej dawny dom. Poza tym, kiedy Falen dotarłby na miejsce, plan Rosalindy mógłby zostać w każdym momencie zrealizowany. - Falen! - krzyknęła, widząc paręnaście metrów przed sobą zakapturzonego jeźdźca na czarnym koniu. Miała nadzieję, że to jej brat. W sumie księżniczka sama już nie wiedziała, jak go nazywać. Przybranym bratem czy kuzynem? Przez ponad sto lat był bratem, a teraz jest kuzynem, trudno tak nagle się przestawić... Cedric tez miał z tym problem, sam Falen również. Czasami nazywał ją i Ceda swoim rodzeństwem z przyzwyczajenia.
Jeździec ściągnął gwałtownie lejce, a Notta zarżała z dezaprobatą. Nakazał wykonać klaczy obrót, aby zobaczyć, kto za nim woła. Przez chwilę myślał, że to jedna z jego kobiet, która spędzając z nim upojny wieczór, miała nadzieję na coś więcej, a kiedy prawda okazała się inna, zamierzała się teraz odegrać. Książę z ulgą przyjął więc, że osobą nawołującą jego imię jest Nimfadora, a nie jedna z kochanek, którym złamał serce.
- Nim? - spytał zdumiony, spoglądając na nią szeroko otwartymi oczami. Księżniczka zatrzymała wierzchowca metr od Zdrajcy, zwinnie ześlizgnęła się z jego grzbietu i podbiegła do Falena. Na jej policzkach mroź malował rumieńce, oddech miał przyspieszony, serce wygrywało nieskoksowaną melodię. - Po co za mną jedziesz? - spytał, zsiadając z Notty.
- Żeby cię ostrzec - wydyszała, wpatrując się w brata uporczywie. Jej serce zalała fala ulgi. Zdążyła. Zdążyła na czas!
- Niby przed czym? - spytał z ironią, wpatrując się w córkę Wespazjana z pobłażliwą miną. Czarne włosy Falena rozwiewał wiatr, który trzepotał też jego czarną peleryną. Zmrużył swe lodowe oczy. - Czyżby Zakon coś planował?
Nimfadora potrząsnęła żywo głową.
- Rosalinda, ona... Ona jest wężousta. Evan miał się z nią skontaktować. Przekazać decyzję Przymierza. Oni chcą cię zabić, Falenie. Rosalinda... ma napuścić na ciebie jednego z alamerskich węży - zaaferowana księżniczka mówiła szybko i chaotycznie, ale nie przeszkadzało to w rozumieniu ogólnego sensu. - Jeszcze tej nocy masz umrzeć.
Blade oczy Falena rozbłysły mściwie. Posiniałe od chłodu, którego przecież nawet nie czuł, wargi wykrzywiły się w złowrogi uśmiech.
- Dziękuję, że mi mówisz, Nimfadoro. Pytanie brzmi tylko, dlaczego?
- Co "dlaczego"? - zmarszczyła brwi.
- Dlaczego mi pomagasz - sprecyzował. Ton miał uprzejmy, lecz chlodny jak śnieg, który ich otaczał Emanował wyższością. - Jesteś Karytką, nie Zdrajczynią. Moja śmierć leży w twoim interesie... A mimo to chcesz jej zapobiec. Jestem ciekaw, dlaczego.
W błękitnych oczach dziewczyny zamajaczył ból, nostalgia...
Gdzie te czasy, pomyślała, w których dobra wola nie była niczym podejrzanym?
Dziewczyna obawiała się, że minęły bezpowrotnie. Iyane nie żyła od lat. Wespazjan zmarł niedawno. Falen odwrócił się przeciw nim wszystkich, ma teraz nową rodzinę. Cedric już się nie waha, chce zabić Falena, bo on zabiłby go, gdyby tylko miał okazję. Chce go ubiec. A ona? Nimfadora miała wrażenie, że teraz jest tylko pustą w środku skorupą. Powoli traci wszystko, na czym jej zależy. Ich rodzina już nie istniała inaczej niż tylko w teorii, i ona miała tego świadomość. Rodzinny kraj zmienił się w pole bitwy, dom wszechobecnej zdrady. Nachodziły mroczne czasu. Patrząc na ulice obok i Nimfaodra, i Falen czuli już elfią krew, która niebawem nimi popłynie. Upiorne śpiewy jaskółek przepowiadały tragedię. W powietrzu powoli rozchodził się odór śmierci. Pierwszych ofiar... i niestety nieostatnich.
- Nie masz w sobie żadnych uczuć wyższych, nie zrozumiesz. Po prostu przyjmij moje ostrzeżenie i wracaj do Alamer. Zrób w tej sprawie co chcesz, daję ci wolną rękę, bo wiem, że i tak nie posłuchasz żadnych moich próśb czy sugestii. O, i nie mów nikomu w pałacu, że to ja cię ostrzegłam. Nie chcę mieć z twojego powodu kolejnych kłopotów - powiedziała wypranym z emocji głosem, po czym bez słowa wsiadła na konia i odjechała w stronę Auren. Spotkanie z bratem, jak zwykle było dla niej okrutnie bolesne, ponieważ przypominało o tym wszystkim, co było, a już nie wróci. Wspólnym dzieciństwie, dorastaniu, siedzeniu ramię w ramię przy jednym stole i prowadzeniu wesołych rozmów. Nimfadora pamiętała, jak matka uczyła grać małego Falena na pianinie. Dziewczyna nigdy nie wchodziła do komnaty, gdy ćwiczył, bo wiedziała, że to go peszy. Falen był bardzo wstydliwym dzieckiem... Zawsze przykucała więc cicho pod drzwiami i nasłuchiwała z błogim uśmiechem. Miał ogromny talent. Było tez inne wspomnienie... Na przykład te, kiedy pewnego wiosennego poranka wymknęła się z pałacu z jedną z licznych przyjaciółek, które niegdyś miała. Poszły na plażę, by trochę popływać. Nimfadora weszła do wody, na początku całkiem dobrze sobie radziła, ale potem... przyszła silna fala, która pokonałaby niejednego zawodowego pływaka. Wtedy niewiadomo skąd pojawił się Falen i ją wyciągnął. Uratował jej życie. Kiedy spytała go później, co robił na plaży o tej porze, wyznał jej niechętnie, że szukał sposobu, aby skontaktować się z Persenope. W zasadzie przychodził tu każdego ranka i każdego wieczoru, to dlatego tak często znikał. Matka nigdy nie dawała mu odpowiedzi, więc w końcu się poddał.
Zdrajca patrzył przez chwilę w zamyśleni, jak odjeżdża, a potem machinalnie odwrócił się, dosiadł Notty i ruszył ku Alamer, rozprawić się z rosengardzką księżniczką. Falena nie obchodziło już słowo, które dał jej ojcu. Obiecał, że jeśli Rosengard wystąpi z Przymierza, Rosalinda będzie bezpieczna. Niestety Falen nie przewidział, że słodka Rosie jest aż tak dwulicowa. W takiej sytuacji dane słowo chyba traciło na ważności, czyż nie?
Wiktoria poprawiała się właśnie przed lustrem w sypialni Cedrica. Była całkowicie rozanielona, szczęśliwa, iż książę w końcu jej uwierzył. Nie potrafiła uwierzyć, że nareszcie udało jej się wyrwać ze złotej klatki, którą przygotował jej Falen w Alamer. Nagle jednak radość musiała ustąpić miejsca frasunkowi.
- Wiem, że to brzmi jak najgorsza wymówka wszech czasów, ale musisz mi uwierzyć. Falen zahipnotyzował mnie, kiedy wychodziliśmy z celi Rebio. Chwilę po tym, jak go zabił... - zaczęła rozpaczliwe tłumaczenia, desperacko szukając w jego oczach zrozumienia.
"Zahipnotyzował mnie" - to nie brzmiało dobrze. Przecież każdy mógłby w ten właśnie sposób się tłumaczyć, gdyby został nakryty na robieniu czegoś niedozwolonego, a przynajmniej na Archipelagu, bo w świecie znanym Wiktorii takie tłumaczenia na policji mogłyby skutkować wilczym biletem do najbliższego ośrodka psychiatrycznego. Ale co miała poradzić, jeśli taka właśnie była prawda?
- Jakoś nie jestem przekonany - odparł z przekąsem Cedric, wykrzywiając usta w kwaśny uśmiech. - Dobrze pamiętam te wszystkie razy, kiedy znikałaś gdzieś z Falenem, a potem nawet nie mówiłaś mi gdzie i dlaczego z nim pojechałaś. Na przykład wtedy, kiedy zniknęłaś z nim na całą noc. Nie obchodziło cię to, że zamartwialiśmy się z twoim bratem. Ważne, że ty się świetnie bawiłaś... Nie uleciał mi też jeszcze z pamięci moment, w którym pewnego dnia przyszedłem do ciebie nad ranem, byśmy razem poszli na śniadanie, i kogo tam zastałem? Falena. Potem była podobna sytuacja, ale wówczas ty jeszcze sobie spałaś, a on się ubierał. Niech zgadnę, zgubił klucze do swych komnat i łaskawie przenocowałaś go u siebie? Jakaś ty wielkoduszna... - powiedział z jadowitą ironią. Cedric miał już dosyć tych wszystkich niedopowiedzeń i kłamstw. - Już wcześniej podejrzewałem, że coś może was łączyć. Bałem się, że Imevit w końcu zacznie działać, lecz ramię w ramię z obawą szło zaufanie do ciebie. Nie chciałaś mówić, nie pytałem. Teraz żałuję. Gdybym wiedział, że zabawiacie się razem z moim drogim kuzynem, zakończyłbym to już wcześniej. Zastanawiam się tylko, po co ciągnęłaś tę szopkę... Nie mogłaś po prostu ze mną zerwać i pójść do niego? Trzeba było pogrywać na dwa fronty? - w jego głosie pobrzmiewał wyrzut, uraza. Miał do niej żal, i to ogromny. Cedric naprawdę wolałby, aby Wiktoria jasno mu powiedziała, że nic do niego nie czuje niż udawał uczucie, wodziła go za nos.
Dla dziewczyny z kolei jego słowa były jak kolejne ciosy nożem prosto w serce. Wiedziała, że w jego oczach to wszystko nie wyglądało dobrze, ale miała nadzieję, że ich spotkanie przebiegnie jednak trochę inaczej. Spełniały się jej obawy. Cedric nie chciał jej znać.
- Nic między nami nie było, przysięgam! - zawołała, nie mogąc dłużej znieść tych oskarżeń. - Zdradziłam cię, to fakt, ale przyrzekam, że to nie była moja wina! Falen... on... użył tego swojego pierścienia, tego samego, którym podporządkował sobie Wespazjana na trochę przed jego śmiercią. On wymazał mi wszystkie wspomnienia i zastąpił je nowymi. Zauroczył mnie tak, bym myślała, że to z nim jestem zaręczona. Kazał mi cię nienawidzić. Wmówił, że jestem jedynaczką... Dopiero potem, kiedy klejnot w pierścieniu uległ zniszczeniu, wszystko sobie przypomniałam - Wiktoria pokręciła głową. Jej głos drżał, był bliski załamania. Dawno już nie zrobiło jej się tak potwornie przykro. Do tego dochodziło palące uczucie wstydu. - Ced, chyba nie myślisz, że mogłabym tak za twoimi plecami...? - słysząc, że milczy, szepnęła - Ced, proszę, powiedz coś.
Jednakże książę tylko na nią spojrzał i uśmiechnął się krzywo.
- Nawet nie wiesz, jak chciałbym ci uwierzyć.
- To uwierz - szepnęła błagalnie, starając się panować nad głosem. Coraz słabiej jej to wychodziło. Serce dziewczyny trzepotało niespokojnie w piersi, jakby chciało się z niej wyrwać i odfrunąć w siną dal.
- Kiedy nie potrafię - odpowiedział z nutą melancholii. Cedric westchną ciężko. - Nie do końca. Zbyt wiele było dwuznaczności i niedopowiedzeń, bym mógł w pełni ci zaufać, Wiktorio.
- Więc udowodnię ci, że nie kłamię - rzekła z determinacją, unosząc dumnie podbródek. Wiktoria szybkim ruchem otarła pojedynczą łzę, która pojawiła się wbrew jej woli w kąciku oka. Dziewczyna bez słowa minęła Cedrica i otworzyła pojedyncze drzwi, stanowiące przejście do ksiażęcego gabinetu. Dopadła jego biurka i zaczęła szukać czegoś zawzięcie w jego szufladzie. A było w niej wszystko - od papieru i gęsich piór począwszy, przez sztylet i stare listy, aż po wsuwki do włosów Nimfadory (które nie wiedzieć skąd się tam wzięły), więc chwilę zajęło, nim znalazła to, czego szukała.
- Możesz mi powiedzieć, co ty robisz? - spytał ostrożnie książę, stojąc w progu komnaty ze skrzyżowanymi ramionami, opierając się przy tym o framugę drzwi.
Podniosła na niego wzrok. Jej oczy zdawały się płonąć; malowało się w nich zacięcie i pewnego rodzaju szaleństwo. Usta wykrzywił triumfalny uśmieszek, a w delikatnej dłoni trzymała małą fiolkę z szarawym płynem.
- Kiedyś mówiłeś, że zawsze w biurku masz eliksir prawdy. Trzymasz go tam na wypadek, gdybyś miał wątpliwości, czy twój rozmówca jest z tobą szczery. Myślę, że to idealny moment, aby jej użyć. Wtedy się przekonasz, że jestem z tobą szczera - powiedziała, odkorkowując fiolkę.
- Nie! - Cedric natychmiast rzucił się w jej kierunku, z wyrazem paniki wypisanej na twarzy, i wyrwał jej eliksir, nim ta zdążyła go podnieść do ust. - Pod żadnym pozorem nie możesz tego wypić! - powiedział trochę za ostro, zamykając fiolkę z powrotem i odrzucając ją do zagraconej szuflady.
- Dlaczego? - spytała nieco opryskliwie, zaskoczona jego gwałtowną reakcję. - Przecież, gdybym to wypiła...
- Zatrułabyś się - dokończył za nią cierpko. Widząc jej pytające spojrzenie, wyjaśnił - Eliksir prawdy wytwarzany jest na bazie soków Giavolli*. Elfy się po tym źle czują, a co dopiero ludzie! - prychnął. - Wasze organizmy nie są przystosowane do tego typu substancji.
- Czyżby jednak trochę ci na mnie zależało? - spytała, spoglądając na niego bystro spod wachlarza czarnych rzęs.
Cedric przez chwilę nic nie odpowiedział. Patrzył tylko w jej zielone jak dwa szmaragdy oczy, walcząc z samym sobą o to, czy powinien wypowiedzieć te słowa, samemu uzmysławiając sobie przy tym ich wagę, czy może lepiej milczeć. Myślał... Jeśli Wiktoria tak desperacko próbowała udowodnić mu swą prawdomówność, że była gotowa zażyć eliksir, po którym nic nie udałoby jej się zataić, to może jednak mówiła prawdę? Może faktycznie została zahipnotyzowana przez Falena? W sumie Selear byłby do tego zdolny... Lecz z drugiej strony ewentualna hipnoza nie wytłumaczyła jej potajemnych schadzek z synem Kardena. W końcu Cedric poddał się. Zbyt bardzo ją kochał, by dalej ją podejrzewać, nawet jeśli tak nakazywałby rozsądek.
- Tak. Zależało mi przez cały ten czas - powiedział, ujmując jej dłoń i przykładając ją sobie do serca. Jego oblicze nieco złagodniało, a w oczach pojawił się dawny zatroskany wyraz. - Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem. - wyznał. Serce Wiktorii zalała nagła fala ciepła. Dziewczyna wtuliła się w jego pierś, a on odwzajemnił uścisk. Tak bardzo brakowało im obojgu tego brakowało. Czułości, płynącej z bycia drugą osobą, z miłości, w imię której mogliby przenosić góry. W jego ramionach Wiktoria czuła się tak bezpiecznie... Miała wrażenie, że w okół niej świat mógłby zacząć rozpadać się na maleńkie kawałeczki, ale jej nic by sienie stało. Nie mogła spotkać ją żadna krzywda, póki on był obok. Wiktoria wspięła się na palcach i złożyła na ustach Cedrica delikatny pocałunek. Książę ujął delikatnie jej twarz i również ją pocałował. Dziewczyna oplotła rękoma jego szyję. Chichocząc, odrzuciła do tylu głowę, kiedy jej książę całował ją po szyi, schodząc ze swymi pocałunkami coraz bardziej w dół i w dól. Wiktoria rozpięła górny guzik prostej sukni, którą miała na sobie, a on życzliwie pomógł jej z kolejnymi...
***
Nimfadora wiedziała, że źle robi. Podczas ostatniej wizyty w Alamer Falen nie pozostawiał jej złudzeń. Wyraźnie powiedział, że nie spocznie, póki nie rozprawi się z Cedriciem. Dla księżniczki rodzina była świętością. Jakkolwiek źle czy dobrze by się w niej działo, jej członkowie powinni trzymać się razem. Powinni stać za sobą murem, a nie wznosić mury między sobą. Falen chciał, by Cedric cierpiał, dla Nimfadory było to niepojęte. Wiedziała, że jej przybrany brat nie zasługuje na litość, gdyż z jego strony żadne z nich litości się nie doczeka, ale... Jeśli Dora zgodziłaby się, aby zabito go podstępem, nie byłaby ani trochę lepsza od niego, Cedric podobnie. Falen zasłużył na karę, ale nie taką. W rodzinie nie powinno przelewać się krwi. Nimfadora miała także świadomość, że jeśli któryś z dostojników Przymierza dowie się o tym, iż ostrzegła Wyklętego, może potraktować to jako jej zdradę. A ceną zdrady zawsze jest głowa...
Nimfadora starała się odrzucić od siebie strach, ogarniający ją na mysl o konsekwencjach swojego wyboru. Wolała skupić się na tym, co będzie, jeśli nie zdoła zapobiec wszystkiemu na czas.
- Falen?! - zawołała, kiedy jej uszu dobiegło rżenie innego konia. Księżniczka wyjeżdżała właśnie do Sylur po skutym lodem gościńcu. Mała nadzieję, że jej rumak nie wywróci się na śliskiej powierzchni. Łudziła się też, że zdąży dogonić Falena, nim ten dotrze do Alamer. Nimfadora wolała nie wkraczać do gniazda wężowego, którym stał się jej dawny dom. Poza tym, kiedy Falen dotarłby na miejsce, plan Rosalindy mógłby zostać w każdym momencie zrealizowany. - Falen! - krzyknęła, widząc paręnaście metrów przed sobą zakapturzonego jeźdźca na czarnym koniu. Miała nadzieję, że to jej brat. W sumie księżniczka sama już nie wiedziała, jak go nazywać. Przybranym bratem czy kuzynem? Przez ponad sto lat był bratem, a teraz jest kuzynem, trudno tak nagle się przestawić... Cedric tez miał z tym problem, sam Falen również. Czasami nazywał ją i Ceda swoim rodzeństwem z przyzwyczajenia.
Jeździec ściągnął gwałtownie lejce, a Notta zarżała z dezaprobatą. Nakazał wykonać klaczy obrót, aby zobaczyć, kto za nim woła. Przez chwilę myślał, że to jedna z jego kobiet, która spędzając z nim upojny wieczór, miała nadzieję na coś więcej, a kiedy prawda okazała się inna, zamierzała się teraz odegrać. Książę z ulgą przyjął więc, że osobą nawołującą jego imię jest Nimfadora, a nie jedna z kochanek, którym złamał serce.
- Nim? - spytał zdumiony, spoglądając na nią szeroko otwartymi oczami. Księżniczka zatrzymała wierzchowca metr od Zdrajcy, zwinnie ześlizgnęła się z jego grzbietu i podbiegła do Falena. Na jej policzkach mroź malował rumieńce, oddech miał przyspieszony, serce wygrywało nieskoksowaną melodię. - Po co za mną jedziesz? - spytał, zsiadając z Notty.
- Żeby cię ostrzec - wydyszała, wpatrując się w brata uporczywie. Jej serce zalała fala ulgi. Zdążyła. Zdążyła na czas!
- Niby przed czym? - spytał z ironią, wpatrując się w córkę Wespazjana z pobłażliwą miną. Czarne włosy Falena rozwiewał wiatr, który trzepotał też jego czarną peleryną. Zmrużył swe lodowe oczy. - Czyżby Zakon coś planował?
Nimfadora potrząsnęła żywo głową.
- Rosalinda, ona... Ona jest wężousta. Evan miał się z nią skontaktować. Przekazać decyzję Przymierza. Oni chcą cię zabić, Falenie. Rosalinda... ma napuścić na ciebie jednego z alamerskich węży - zaaferowana księżniczka mówiła szybko i chaotycznie, ale nie przeszkadzało to w rozumieniu ogólnego sensu. - Jeszcze tej nocy masz umrzeć.
Blade oczy Falena rozbłysły mściwie. Posiniałe od chłodu, którego przecież nawet nie czuł, wargi wykrzywiły się w złowrogi uśmiech.
- Dziękuję, że mi mówisz, Nimfadoro. Pytanie brzmi tylko, dlaczego?
- Co "dlaczego"? - zmarszczyła brwi.
- Dlaczego mi pomagasz - sprecyzował. Ton miał uprzejmy, lecz chlodny jak śnieg, który ich otaczał Emanował wyższością. - Jesteś Karytką, nie Zdrajczynią. Moja śmierć leży w twoim interesie... A mimo to chcesz jej zapobiec. Jestem ciekaw, dlaczego.
W błękitnych oczach dziewczyny zamajaczył ból, nostalgia...
Gdzie te czasy, pomyślała, w których dobra wola nie była niczym podejrzanym?
Dziewczyna obawiała się, że minęły bezpowrotnie. Iyane nie żyła od lat. Wespazjan zmarł niedawno. Falen odwrócił się przeciw nim wszystkich, ma teraz nową rodzinę. Cedric już się nie waha, chce zabić Falena, bo on zabiłby go, gdyby tylko miał okazję. Chce go ubiec. A ona? Nimfadora miała wrażenie, że teraz jest tylko pustą w środku skorupą. Powoli traci wszystko, na czym jej zależy. Ich rodzina już nie istniała inaczej niż tylko w teorii, i ona miała tego świadomość. Rodzinny kraj zmienił się w pole bitwy, dom wszechobecnej zdrady. Nachodziły mroczne czasu. Patrząc na ulice obok i Nimfaodra, i Falen czuli już elfią krew, która niebawem nimi popłynie. Upiorne śpiewy jaskółek przepowiadały tragedię. W powietrzu powoli rozchodził się odór śmierci. Pierwszych ofiar... i niestety nieostatnich.
- Nie masz w sobie żadnych uczuć wyższych, nie zrozumiesz. Po prostu przyjmij moje ostrzeżenie i wracaj do Alamer. Zrób w tej sprawie co chcesz, daję ci wolną rękę, bo wiem, że i tak nie posłuchasz żadnych moich próśb czy sugestii. O, i nie mów nikomu w pałacu, że to ja cię ostrzegłam. Nie chcę mieć z twojego powodu kolejnych kłopotów - powiedziała wypranym z emocji głosem, po czym bez słowa wsiadła na konia i odjechała w stronę Auren. Spotkanie z bratem, jak zwykle było dla niej okrutnie bolesne, ponieważ przypominało o tym wszystkim, co było, a już nie wróci. Wspólnym dzieciństwie, dorastaniu, siedzeniu ramię w ramię przy jednym stole i prowadzeniu wesołych rozmów. Nimfadora pamiętała, jak matka uczyła grać małego Falena na pianinie. Dziewczyna nigdy nie wchodziła do komnaty, gdy ćwiczył, bo wiedziała, że to go peszy. Falen był bardzo wstydliwym dzieckiem... Zawsze przykucała więc cicho pod drzwiami i nasłuchiwała z błogim uśmiechem. Miał ogromny talent. Było tez inne wspomnienie... Na przykład te, kiedy pewnego wiosennego poranka wymknęła się z pałacu z jedną z licznych przyjaciółek, które niegdyś miała. Poszły na plażę, by trochę popływać. Nimfadora weszła do wody, na początku całkiem dobrze sobie radziła, ale potem... przyszła silna fala, która pokonałaby niejednego zawodowego pływaka. Wtedy niewiadomo skąd pojawił się Falen i ją wyciągnął. Uratował jej życie. Kiedy spytała go później, co robił na plaży o tej porze, wyznał jej niechętnie, że szukał sposobu, aby skontaktować się z Persenope. W zasadzie przychodził tu każdego ranka i każdego wieczoru, to dlatego tak często znikał. Matka nigdy nie dawała mu odpowiedzi, więc w końcu się poddał.
Zdrajca patrzył przez chwilę w zamyśleni, jak odjeżdża, a potem machinalnie odwrócił się, dosiadł Notty i ruszył ku Alamer, rozprawić się z rosengardzką księżniczką. Falena nie obchodziło już słowo, które dał jej ojcu. Obiecał, że jeśli Rosengard wystąpi z Przymierza, Rosalinda będzie bezpieczna. Niestety Falen nie przewidział, że słodka Rosie jest aż tak dwulicowa. W takiej sytuacji dane słowo chyba traciło na ważności, czyż nie?
***
- Ced? - zaczęła z nagłą powagą i niepokojem, odwracając się do niego. Cedric siedział właśnie na skraju łóżka, w rozpiętej jeszcze koszuli, wciągając na nogi długie ciężkie buty. Miał pięknie zarysowane mięśnie brzucha, będące efektem długoletnich treningów.
- Tak? - spojrzał na nią, uśmiechając się do niej promiennie.
- Kim była ta kobieta, z którą cię zastałam?
- Czyżbyś była zazdrosna? - zaśmiał się.
Tori przewróciła oczami i podeszła do niego ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma.
- Pytam poważnie.
- Nazywa się Lunaris. Jest niewolnicą Falena. Niedawno uciekła od niego i przyszła tu błagać o schronienie - wyjaśnił nagle posępniejąc. Cedric złapał ją delikatnie w tali i posadził sobie na kolanach. Wiktoria objęła go za szyję. - A czemu pytasz?
- Coś cię z nią łączy? Jest twoim Imevit, prawda...? - zaczęła niepewna, czy na pewno chce usłyszeć odpowiedź.
Milczenie Cedrica było bardzo wymowne...
- Czyli jednak to prawda. Połączyło was Imevit, tak? - spytała, czując nagle ukłucie. Dziewczyna bała się, że Ced prędzej czy później zakocha się w elficy i zapomni o niej na zawsze, a tego by nie zniosła.
- Tak - powiedział w końcu, spoglądając jej czule w oczy. - Nie wiem, skąd o tym wiesz, ale to prawda. Nic nieznacząca prawda. Oprócz Imevit nic mnie z nią nie łączy, daję słowo.
- Nie powiem, trochę mi ulżyło - przyznała po chwili dziewczyna, wypuszczając z cichym świstem powietrze. - Ale i tak jest jeszcze jedna rzecz, która mnie niepokoi...
- Jaka? - zainteresował się Cedric. Wiktoria zrobiła dziwną miną, trudną do zinterpretowania, i zaczęła zapinać guziki koszuli księcia, wykonanej z barwionego na szkarłatno jedwabiu.
- Bo widzisz... Któregoś dnia Falen zaprosił do swoich komnat kilku członków Kręgu. Rozmawiali, pili, nic szczególnego - wzruszyła ramionami, odwracając wzrok. - Lecz w pewnym momencie do pokoju wpadła ona, Lunaris. Jestem pewna, że to ona...
- Co w tym dziwnego, kochanie? Przecież mówiłem ci, że była jego niewolnicą. W dodatku strasznie wykorzystywaną. Domyślasz się do czego mógł zmuszać ją Falen, prawda?
- Tak, ale... widzisz, ona wcale na biedną, pokrzywdzoną przez los i wykorzystywaną przez niego niewolnicę nie wyglądała. Owszem, czuła przed Falenem respekt. Odniosłam wrażenie, że trochę się go bała, ale bynajmniej nie patrzyła na niego, jak na potwora. Wręcz przeciwnie. Bardziej jak na swojego wybawiciela...
- Wybawiciela? - Cedric zmarszczył czoło. Wydawał się trochę skonfundowany. - Jesteś pewna, że ci się nie wydawało?
- Jestem absolutnie pewna - rzuciła, wstając z jego kolan i podchodząc do okna. Wyglądała przez nie chwilę w zamyśleniu. W tym samym czasie Cedric zdążył podejść do stojącej na komodzie kryształowej karafki i nalać sobie do kieliszka trochę rubinowego alkoholu. Pociągnął kilka łyków słodkiego napoju. Nie był to mocny trunek, bardzo nisko procentowy, ale za to jaki dobry. - Ced, ona chce cię zabić.
- Co takiego? - Cedric aż zakrztusił się winem. Jakoś nie potrafił uwierzyć , że krucha, bezbronna Lunaris, która tak błagała, by nie kazał jej wracać do "tego potwora", była z nim tak naprawdę w zmowie. - Skąd taki pomysł?!
- Rozmawiali przy mnie o tym - wytłumaczyła rzeczowo Wiktoria, odwracając się do niego. Dziewczyna zaczęła bawić się nerwowo perłową bransoletką, którą miała na nadgarstku. - Tylko tyle zrozumiałam, bo mówili po elficku...
- Nie wydaje mi się, by Lunaris była zdolna do czegoś takiego, ale przyjrzę się jej baczniej. Dziękuję, że mi mówisz - odparł Ced, odstawiajac kieliszek i wycierając wierzchem dłoni usta. Wiktoria podeszła do niego i przytuliła mocno. Wciąż miała niedosyć czułości po ostatniej rozłące.
- Przecież wiesz, że nie chcę, by cokolwiek ci się stało - szepnęła. - Nie przeżyłabym tego.
Cedric pogładził ją czule po kasztanowych włosach.
Cedric pogładził ją czule po kasztanowych włosach.
- Kocham cię, Wiktorio.
- Ja ciebie też - przytuliła go mocniej, przymykając powieki.
- W takim razie nie będziesz miała oporów, by w końcu powiedzieć mi, co tyle czasu robiłaś z Falenem za moimi plecami - rzekł z zawdadiackim uśmiechem, odsuwając się od niej na tyle, by móc znów spojrzeć w jej zielone oczy.
- Powiem. Mam już dość niedopowiedzeń - obiecała, uśmiechając się lekko. Nadszedł czas, by zaczeli wszystko od nowa. Bez tajmnic, matactw, krętactw, kłamstw i wybiegów... Nadszedł też czas, by wyjawić prawdę o Wespazjanie...
__________________________________________________________
* Drzewo, występujące pospolicie na Archipelagu Księżycowym. Ma srebrno-złote liście w krztałcie łezek. Jego żywica przypomina swoją konsystencją i składem rtęć.
MERIDIANE FALORI ^^
_______________________________________________
I jak wam się podobało? <3 Myślę, że to dobry moment, abym poprosiła was o komentarz, a także mniej więcej ogólne wrażenia po tym tomie :) Chyba że wolicie zachować te wyznania na epilog <3 <3 <3 Przy okazji przepraszam za błędy, ale nie miałam za dużo czasu na sczytywanie.
To już ostatni rozdział tego tomu. Przed nami jeszcze w miarę krótki epilog, w którym pokażę, co się stało po przyjeździe Falena do Alamer. Rozdziały następnego tomu będą publikowane także na tym blogu, wiec nie trzeba będzie szukać po innych linkach :)
A jeśli już jesteśmy w temacie linków....
ZAPRASZAM DO LAJKOWANIA MOJEGO FANPAGE NA FB :D ---> KLIKNIJ TUTAJ
PS Zachęcam do odwiedzenia bloga jednej z czytelniczek - Patki. Jest to ff, zajrzyjcie chociaż z ciekawości, może wam się spodoba ;) Pretty lie
Gratulacje moja droga. Ukończyłaś pierwszy stage. Pozwól ze rozprawke zachowam sobie na priv :*
OdpowiedzUsuńPo pierwsze:
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!!!
Wreszcie Cedric wybaczył Wiktorii :D
Ciekawe jak zareaguje, gdy dowie się, że Wespezjan żyje!!!
Mam nadziję, że pojedzie po niego i On pomoże mu wygrać tą wojnę.
Mam nadzieję, że nie zawiedziesz nas i nie zabijesz żadnego z głównych bohaterów :D
Jestem Karytką, ale to nie oznacza, że chcę śmierci Falena!
NIE! Mimo, że jest dwulicowy, okrutny dla wszystkich (tylko nie dla swoich dzieci :* ), to nie ozn., że chcę by go nie było!
Kto będzie grał wtedy "czarny" charakter? ;O :P
Mam nadzieję, że Eryk i Nim też wybaczą Wice :P
No właśnie :P Co do Eryka... Spryciaż z niego :P Żeby tak wykorzystać sytułację siostry i przyjaciela...
No no no... Nie myślałam, że jest taki "przebiegły" :P
Ale sądzę, że wybaczy Wice jak dowie się prawdy :)
Wkącu jest jego jedyną rodziną :)
I marzę, by udało mu się z Dorą, choć będzie ciężko... :(
Co do Dory... Mam nadzieję, że nie będzie żałowała, że ostrzegła Falena...
Wiem, że rodziny się nie wybiera, ani wspomnień z nią, ale wszystko ma swoje granice.
Mam tylko nadzieję, że uda jej się dzięki jej dobroci (która się niestety wypala, jest już na samym końcu...) coś wyniknie...
Falen ostrzeżony, Ced na szczęście też :)
Mam nadziję, że Falen nie zrobi nic Rosalindzie... Nie zabije jej prawda? :O
Wracając jeszcze do Nim... Mam nadzieję, że gdy wybaczy już Tori to pomoże jej rozmowa z nią.
Wika można powiedzieć przeszła coś podobnego.. Naszczęście nie doszło do nieszczęścia, ale częściowo wie jak się Nim czuje...
Mam nadziję, że wojna nie poniesie jakiś strasznych strat...
Po drugie:
DZIKĘKUJĘ KOCHANA <3
Dużo to dla mnie znaczy :)
Wiesz jak to jest zaczynać :)
Mam nadzieję, że dorobię się choć w części takiego sukcesu jak ty :P
Mam nadziję, że wydasz swoją książkę :D
Będę jedną z pierwszych, które je kupią :D
Jeżeli ktoś czyta fanfiki o ONE DIRECTION serdecznie zapraszam :*
Wiem, wykorzystuję cię :P Ale jakoś trzeba zacząć :P
To tyle :*
Strasznie dużo piszę "mam nadzieję, że..." Hehe :D Oby moje nadzieje się spełniły :D
Pozdrawiam, czekam na NEXT'a!!! i jeszcze raz dziękuję!!!! :*
Ooooo jaka cudna rozpraweczka :D Dziękuję ;)
UsuńNie nazywajmy ego jeszcze sukcesem, nie jestem tak popularna, ale to miłe :)
Co do książki... Też bym chciała. Robię już małe kroczki w tym kierunku i mam nadzieję, że jak przyjdzie co do czego, to wszystko wypali :D
Powodzenia w prowadzeniu bloga ;)
Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło, że Cedric jej wybaczył. ^^ Od samego początku miałam nadzieję, że nic ich nie rozdzieli. Nie wiem, co jeszcze napisać, więc poprzestanę na pogratulowaniu Ci świetnego rozdziału i zakończenia pierwszego tomu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńMyślę, że łączy ich zbyt wiele, by mogło tak z dnia na dzień się wypalić :) Chciałam na ich przykładzie pokazać prawdziwą miłość, a nie tylko ślepe pożądanie, które reprezentuje Selear ;)
W takim razie w 100% się udało ;)
UsuńOch nareszcie! Uwielbiam to :D Masz talent, kobieto! Nie mogę doczekać się epilogu, jak i II tomu :) Weny i do następnego :D
OdpowiedzUsuńDziękuje<3<3<3
UsuńOjejku!!!
OdpowiedzUsuńZanim przejdziemy do rozdziału napiszę coś od siebie. Twoje opowiadanie nadrabiałam, kiedy były już 73 rozdziały. Nadrobiłam cały. Potem pojawił się 74. Potem przyszły różne rzeczy: szkoła, nauka, oceny itp. W międzyczasie jakieś tam blogi czytałam m.in Opowieści z Erithel i zaczęłam 4 żywioły. Jednak dopiero po przeczytaniu tego rozdziału zaczęłam rozumieć jak ważną rolę w moim życiu odgrywał ten blog. To jak powrót do ulubionej książki. Przeczytałam tyle, ale po powrocie tyle wspomnień i aż się łezka w oku kręci... :-))
Co do rozdziału :
Ja się zaraz popłaczę! To było takie piękne! Imevit, wybaczenie miłość i to wszystko. Do tego postawa Nimfadory... Ja dalej wierzę, że zostanie wynagrodzona za swoje cierpienia. Co do Falena to już sama nie wiem o czym myślę. O Cedricu i Tori: zaczynam ich lubić. To było przesłodkie <3
Coco Evans
Cieszę się, że udało mi się wciągnąć cię bez reszty do mojego świata, do świat, w którym funkcjonuje Karanira :)
UsuńCo do rozdziału :
Cieszęsię, że ci się podobało i że udało mi się przedstawić to, o czym mówisz, choć to wcale do łatwych rzeczy nie należało :*
TAK TAK TAK!! <3 Ced wybaczył Tori :D już się bałam że jej nie wybaczy :/ ciekawe czy Falen zrobi coś Rosie i jak Ced postąpi z Lunaris, za to że miała go otruć, ale mam nadzieję że żadnej z nich nic się nie stanie:D Dobrze że Nim ostrzegła Falena bo nie chciałam żeby zginął :( a PoA bez Falena to nie byłoby to samo :P i ciekawe jak cały Zakon zareaguje na to że Wespazjan żyje. szczególnie jestem ciekawa jak Cedric zareaguje :D i oby Nim jak najszybciej doszła do siebie :( szkoda mi jej, tyle ostatnio przeszła :/ jednak dobrze że Eryk ja uwolnił :D oby dobrze się im układało <3 a co do poprzedniego rozdziału - biedny navi :( widać że Falen się o niego boi ale nie wyobrażam go sobie płaczącego nad trumienką :/ ale jednak mam nadzieję że nic mu się nie stanie ;)
OdpowiedzUsuńteraz czekam z niecierpliwością na epilog i już teraz gratuluję ci ukończenia I tomu :*
Na pewno Zakon się zdziwi xD
UsuńDziękuję <3 Za każdym razem jak widzę taki długi kom i to cały na 'tak' to skaczę z radości pod sufit hahah xD
Ostrzeżenie: Jeśli Falen zginie, chcę pojawić się w drugim tomie jako bohaterka (ewentualnie bohater, byłoby śmiesznie) i też zginąć... Fajnie, że Ced wybaczył Wiktorii, ale nie powinien być z nią znowu. Nie wiem, według mnie to trochę niesprawiedliwe względem Tori, bo przecież Lunaris i Imevit... Niby na razie nic ich nie łączy, ale za chwilę to się może zmienić i Wika zostanie sama. Ced, przemyśl to, proszę! Cieszę się, że Nim ostrzegła Falena (chociaż on ciągle MA swoje włosy xD), mam tylko nadzieję, że Rosalinda przez to nie zginie... Ciekawe, jak zareaguje Cedric, jak dowie się o Wespazjanie... Ale przecież Falen miał go zabić, jak ktoś się o tym dowie. Wiem wiem, jest sobie w Alamer, a oni w Auren, ale może jakoś się dowiedzieć, hmm? A tak ogólnie, to nie wierzę (i zaraz będę ryczeć, bo Russingon), że to już 75 rozdział. Szybko zleciało... Ja dotarłam gdzieś na etapie 20, a niedawno przeczytałam całość jeszcze raz. Podziwiam Cię, że ze wszystkim się wyrabiasz... Z tego co wiem, jesteś w moim wieku, a ja nie mam czasu praktycznie na nic. Ty nie dość, że prowadzisz kilka blogów, to jeszcze dodajesz w miarę regularnie! Jak? Masz talent! Czekam na epilog ☆☆☆
OdpowiedzUsuńHorace Love ♡
Masz rację, z tym Imevit może być pewien problem Fajnie, że to zauważyłaś; to będzie wstęp do innych wątków, które z czasem pojawią się a PoA :)
UsuńChciało ci się czytać jeszcze raz? :D Pozostaje mi sięt ylko cieszyć, że aż tak wciągnęła cię moja historia <3 <3 <3
Nie powiem, niełatwo jest czasami się wyroić, ale jak coś się kocha, to zawsze czas się wyłuska :D
O tak. Nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - Lunaris: Paszła won! Wiki i Ced są zbyt cudowni! Choć jak znam tą historię, to to nie będzie takie proste... Nic tylko czekać na dalszy ciąg wydarzeń.
Po drugie - Nimfadora. Jak przeczytałam co zrobiła to złapałam się za głowę. Nie widzę w jej rozumowaniu ani cienia rozsądku, bardziej dziecięcą wręcz naiwność, a nawet więcej - w pewnym sensie głupotę. Ona sobie zdaje sprawę, że Falen zabije Rosalindę, ale - co tam! Ratować dziada! Bo rodzina! No co to ma być ja się pytam?
Oczywiście rozdział przecudny, czekam na epilog i kolejny tom. Niech wena będzie z Tobą, Meridiane Falori! <3
Z mojego punktu widzenia to też całkiem nierozsądne, ale z miłości robi się różne szalone (pozytywnie i negatywnie) rzeczy. Ona dalej kocha brata, choć wie że nie powinna, to nie potrafi przestać.Żyje przeszłością...
UsuńNajwiększą skazą Nimfadory jest właśnie ta naiwność. Chciała dobrze, ale pytanie tylko: czy Falen to doceni?
Dziękuję za kom ^^^ <3 kocham takie rozprawki
no no no ;)
OdpowiedzUsuńMeri spieła tyłeczek i w koncu napisala coś
i to nie byle jakie coś tylko cudny ostatni rozdzial! <3 SUPER ;*
nie żeby coś ale nie skacze ogromnie z rasosci ze sie pogodzili xD
i Wika, mozna komus rownoczesnie dziekowac i nienawidzic, wiesz mi xD
no no jestem ciekawa jak Ced zareaguje na wiesc ze jego ojciec zyje cos mi sie wydaje ze nie zareaguje zbyt dobrze na wiesc ze Tori to wiedziala xD juz sie nie moge doczekac
zycze weny i do epilogu ;*
~ (ty juz wiesz kto paróweczko ;")
Czemu mam niejasne przeczucie, że ta część o nienawiści i wdzięczności była aluzją do mnie xD ?
UsuńNo na pewno Ced sie lekko zdziwi haha
Ooo czyli jednak w koncu Meri zaczaiła aluzje? ;*** xD hahahahha
UsuńZaczęłam wczoraj czytać rozdział i byłam strasznie zdenerwowana, kiedy w połowie musiałam oddać komputer mamie. No po prostu jak można być tak okrutnym? xd Na szczęście, dzisiaj udało mi się dokończyć i... jestem tak zauroczona... Bardzo mi się podobał rozdział, był świetny, mimo że nie było w nim jakiejś wielkiej akcji, intryg, tajemnic i walk, tak jak zwykle. To dobrze, bo ostatni rozdział w końcu powinien trochę uspokajać akcję, dać chwilę wytchnienia czytelnikowi i spokój, że wreszcie większość rzeczy idzie po myśli bohaterów... Tak się właśnie czuję. Spokojna i ukontentowana ;P Ale też nie mogę się doczekać, co się wydarzy w drugiej części, np. jak długo Cedric i Wiktoria zdołają oszukiwać Imevit? Mam nadzieję, że nie za długo, bo ten ich związek się robi już nudnawy.. xd
OdpowiedzUsuńCzuję też współczucie wobec Nim... Biedna, chciałaby, żeby jej rodzina była w komplecie, pełna miłości i zaufania, a tutaj obaj jej bracia stoją po dwóch stronach barykady. Do tego dochodzą te wszystkie inne przeżycia. Jak dużo jeszcze zniesie? Poza tym, mam wrażenie, że zaczyna być jak ten tonący, co się chwyta brzytwy. Ma świadomość, że ktoś z jej rodziny musi umrzeć, ale chce za wszelką cenę odwlec ten moment, nie zważając na ofiary (na Rosalindę).
Falena pomijam, bo go za wiele w tym rozdziale nie było. Poza tym oczywistym jest, że to najlepsza postać w tej historii :D
Aha, no i Eryk... Super była ta akcja z kluczami xd
To chyba wszystko, co chciałam powiedzieć. No może tylko jeszcze: świetnie piszesz, zazdroszczę... xd
Czekam na epilog z niecierpliwością :)
PS Mogę mieć pytanie? :D
Jak długo zajęło Ci tworzenie postaci? Niekoniecznie wyglądu, ale raczej charakteru i ich relacji z innymi...
I masz dobre wrażenie :) Nimfadora wie, że sytuacja jest beznadziejna, chwyta się brzytwy, choć wie, że się tylko zrani. Dora nie jest głupia, może tylko trochę naiwna, ale w tej sytuacji serce przegrywa z rozsądkiem. chciałaby wszystkich uratować, ale nie może i powoli zaczyna to sobie uświadamiać. Powoli.
OdpowiedzUsuńDziękuję, to kochane <3 Doceniam wysiłek, uwielbiam, kiedy dzielicie się ze mną swoim zdaniem, zwłaszcza w tak długiej formie xD
PS Hmmm właściwie to nie wiem. Na pewno nie było to tak, że przed zaczęciem opowiadania myślałam tydzień czy dwa tylko o postaciach. Powiem ci, że to tak samo przyszło. Często tak mam, że kiedy tworzę nowe opowiadanie, wprowadzam bohaterów, mam wrażenie jakbym tak naprawdę już dobrze ich znała, jakby wszyscy naprawdę gdzieś istnieli i ja bym tylko opisywała ich takimi jacy są, zupełnie jakbym opisywała np. przyjaciół. To trochę dziwne, zważywszy, że staram siena nikim nie wzorować hahha ;) Czasami mam wrażenie, że oni sami kreują sięw mojej głowie, a ja tylko wam to przekazuję.
Kocham, kocham, kocham i jeszcze raz kocham! Tak się cieszę, że Tori wróciła wreszcie do Cedrica. Mam nadzieję, że nic już ich nie rozdzieli no i odkryją prawdę z Lunaris i kim jest tak naprawdę Tori. Rozdział cudowny. Czekam na nexta.~Mrs.Bieber
OdpowiedzUsuńSuper super super super!!!!! BOMBA! :D
OdpowiedzUsuńUhh no wiedziałam że on jej wybaczy, no musiał po prostu jakby nie wybaczył to bym się na niego obraziła ^^
A scena z Nimfadorą - no, bezcenna! Haha wiedziałam że ona ostrzeże Falena, taka dobra siostrzyczka, a Falen nie może umrzeć <3 Tylko szkoda, że jej niezbyt uwierzył w bezinteresowność, i nie podziękował jak brat siostrze, nawet popierającej inną stronę niż on, za uratowanie życia przecież... Biedna Nimi tyle ryzykowała i otzrymała jedynie chłodne podziękowanie :( Mam nadzieję, że Cedric i reszta się o tym nie dowiedzą a nawet jeśli, że nie potraktują ją surowo przecież chciała dobrze... A może się to w epilogu wyjaśni ;) Aha, i Cedric MUSI coś Herinowi powiedzieć, przecież nie wolno tak sobie bezkarnie zamykać Nimfadory !
I ten wątek z Lunaris.. No, będzie się działo :) Oczywiście, ktoś musi ją powstrzymać zanim zabije Cedrica, no on nie może umrzeć. Ale niech jej nie karają, to taka biedna dziewczyna. Wgl najlepiej by było, jakby została u Ceda i do wszystkiego się przyznała. Ale czeeemu ona i Cedric są Imevit?? :'( On musi być z Tori, no... Przecież się kochają, a ona mu wszystko wytłumaczy i będzi jak dawniej. Swoją drogą, ciekawe jak Ced zareaguje na to że jego ojciec nie umarł? Czy będzie zły na Wiktorię, że mu nic nie powiedziała wcześniej? Nie mogę się już doczekać :D
I oczywiście równie ważne pytanie, kiedy i jak Tori odkryje swoje zdolności i to, kim jest? Jaki to będzie miało wpływ na wojnę Unii Kardeńskiej z Przymierzem?
Naprawdę, umiesz budować napięcie ;) Oh, jak ja bym się chciała dowiedzieć odpowiedzi na te wszystkie pytania !!
Chociaż nie, chybabym nie chciała... Wolę z niecierpliwością czekać na ciąg da;szy, lepszy będzie efekt :P
A, zapomniałabym - och, Falenie, nie zabijaj Rosalindy!!! Przecież dostałeś za nią cały Rosengard, a ona po prostu działa według swojej idei, też byś tak zrobił na jej miejscu! Błagam, okaż litość o ile pamiętasz jeszcze co to znaczy!!
NO, to tyle. Może nie aż taki długaśny komentarz, ale postarałam się jak mogłam :D Naprawdę świetnie piszesz, zazdro ^^ (za każdym razem to powtarzam xd),
pozdrawiam i życzę dalszej takiej weny i wytrwałości, i własnej wydanej książki oczywiście :* :*
<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
UsuńDziękuję za te wszystkie miłe słowa :) Naprawdę każdy taki kom to jak kopniak w tyłek, zachęcający do dalszej pracy :D
Cieszę się, że podoba ci się Prophecy ;) Oby drugi tom również trzymał w napięciu :3 Już dodałam epilog, wiec możesz sprawdzić, czy odpowiedziałam na którekolwiek z twoich pytań, czy może zatrzymałam coś na później :)
Superowy rozdział! :* Jedyne co mi za bardzo się nie podoba to, to, że Wiktoria i Cedric są znowu razem. Ona ma być z Falenem!
OdpowiedzUsuńPs. Kiedy będzie nowy rozdział? Chcę... muszę wiedzieć co Falen zrobi z Rosalindą.
Pps. To kiedy elfy z Draconeum mogą przybyć? Iloriel II Ciryatan
Ps jak załatwie pozostałe blogi ;)
UsuńPps mozesz juz przysylac xd
[Pierwsza rozprawka się nie dodała, to po dłuższym namyśle przysyłam drugą - będzie jednak może trochę krótsza i mniej poukładana.]
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim Nimfadora robi straszną głupotę. Chciała śmierci Rebio, gdy ten skrzywdził ją RAZ, a Falen :
- doprowadził do przebicia Eryka mieczem,
- uwięził Wiktorię w Smoczej Twierdzy, aby zmusić Cedrica do zrzeczenia się władzy,
- poszczuł Karytów smokiem ,
- zahipnotyzował Wespazjana,
- uwięził Rosalindę,
- groził śmiercią niezliczonej liczbie osób,
- był dla niej i reszty rodziny OKROPNY !
Jednak ona nadal nie może się pogodzić z tym, że Falen po prostu jest zły. Oczywiście nie chcę śmierci Falena, to mój favourite <3, ale jednak to mi przeszkadza.
Co to pogodzenia się Cedrica i Wiktorii to nie mam żadnych zarzutów. Nie wybaczył jej od razu, ale wybaczył !
Martwi mnie, czy Nim kiedyś się podniesie i ciekawi, co zrobi Ced, jak dowie się o Wespazjanie. Nadal nie mogę dać wiary, jak może aż tak ufać Wiktorii xd
No i sprawa Lunaris .... <3 (piękne imię)
To już koniec rozpraweczki, ogólnie rozdział jest świetny, cudownie opisałaś uczucia bohaterów i ciekawe napisałaś dialogi.
Idę dokończyć komentarz na Epilog, bo to tam to tylko anonimowy przedsmak <3
/Rebekah Mikaeson
Super rozdział! Świetny tom :)
OdpowiedzUsuńUwaga:
OdpowiedzUsuńNazywam się Maya, jestem z Berlina, chcę wysłać ważną informację do każdego, kto to teraz czyta, strzeżcie się fałszywych zaklęć, szukam pomocy od ponad 7 lat, nikt nie był w stanie mi pomóc. Mój mąż zostawił mnie i wyjechał z inną kobietą, byłem sam przez 7 lat, kilka dni temu miałem na myśli zeznanie innej pani tutaj w Internecie, która mówi o dr Ogundele, powiedziała, że ten mężczyzna jest wielkim rzucającym zaklęcia, więc miałem odwagi i skontaktowałem się z DR Ogundele o pomoc, a on był tak uprzejmy, że odpowiedział mi natychmiast i wyjaśniłem mu moje problemy i powiedział mi, żebym się nie martwił, powiedział, że przyprowadzi dla mnie mojego męża w ciągu 24 godzin , byłem zaskoczony i czekałem, aby zobaczyć, po wszystkim, muszę poinformować wszystkich, że stało się to jak cud, do którego zadzwonił mój mąż i prosił, abym mu wybaczył ... Natychmiast mu wybaczam i powiedziałem dr Ogundele, że mam udział jego nazwisko tutaj w Internecie i na stacjach radiowych, dlatego właśnie to robię teraz, więc jeśli ktoś z was potrzebuje pomocy w waszym związku, małżeństwie lub jakichkolwiek ludzkich problemach, skontaktuj się z nim, aby uzyskać rozwiązanie. Zapewniam cię swoim życiem, że ten człowiek, Dr Ogundele, jest Prawdziwy i Potężny. Skontaktuj się z nim: E-mail: ***ogundeletempleofsolution@gmail.com*** WhatsApp i Viber Chat: ** + 27638836445 **