//Auren//
- Jak to Wespazjan żyje?! - głos lady Georgiany przerwał grobową ciszę w sali narad i przeciął powietrze niczym halabarda. Z jej twarzy odpłynęła cała krew, a jej pierś zafalowała.
Po sali potoczyły się nerwowe poszeptywania. Oczy niemal wszystkich członków Zakonu Przymierza zwróciły się ku Wiktorii.
Dziewczyna poczuła zażenowanie, chciała zapaść się pod ziemię. Twarz młodej Wileńskiej zrobiła się czerwona jak chorągwie Kardeńczyków.
Cedric, siląc się na opanowanie, pod stołem sięgnął do jej dłoni, chcąc dodać jej tym małym gestem otuchy.
Wiktoria szybko go odwzajemniła i posłała mu słaby, blady uśmiech.
- Dlaczego mówisz nam o tym dopiero teraz? - zawołał z oburzeniem sir Denirir, uderzając pięścią w stół.
Cedric posłał butnemu szlachcicowi lodowate spojrzenie. Denirir, widząc je, oblał się rumieńcem i wydukał niezdarnie - Wybacz mi, panie, mą śmiałość.
Książę mruknął do niego coś w języku elfów, tak żeby Wiktoria nie mogła tego zrozumieć, po czym zwrócił się do pozostałych, w tym zszokowanych Eryka i siostry:
- Sam dopiero się o tym dowiedziałem - powiedział lakonicznie Ced, załączając dłonie w piramidkę.
- Przecież to niemożliwe, by król żył! - wyrwało się lady Clarysie, wachlującej się teraz gorączkowo koronkowym wachlarzem. Lord Seweziel, mąż kobiety, objął ją tłustym ramieniem i szepnął coś do ucha. I bynajmniej nie były to czułe słówka, lecz raczej coś na kształt cichej reprymendy.- Wszyscy widzieliśmy jego zwłoki, uczestniczyliśmy w jego pogrzebie... - dodała już ciszej.
- Na chwilę przed śmiercią Jego Wysokości, Falen wstrzyknął mu lekarstwo wymieszane z eliksirem, który miał wprowadzić go w stan podobny do śmierci... - wyjaśniła Wiktoria, spuszczając wzrok..
Nimfadora wypuściła ze świstem powietrze z płuc, wbijając w nią błękitne oczy. Malowało się w nich niedowierzanie, połączone z wielką ulgą, szczęściem i złością; księżniczką targały sprzeczne emocje.
- Po co miałby to robić? - spytał wyraźnie skonfundowany Eryk.
- Na prośbę, Wiktorii. To oczywiste - ozwała się cicho, prawie szeptem, Nimfadora. Sprawiała wrażenie nieobecnej. Bawiła się nerwowo złotym pierścieniem z rubinem, by zająć czymś ręce. - Dla nikogo innego nie decydowałby się oszczędzić największego wroga - zacisnęła usta w wąską linię.
Choć jej głos brzmiał łagodnie jak zawsze, słowa księżniczki podziałały na Wiktorię jak policzek w twarz.
- To prawda? Prosiłaś go o to? - sir Nisarian zmarszczył brwi. Mężczyzna zdmuchnął z czoła niecierpliwie jasne włosy, wpadające mu do oczu. Dla Nisariana, podobnie jak dla większości Zakonu, nieprawdopodobnym wydawało się, by ktoś tak zacietrzewiony w swej nienawiści jak młody Selear, uległ namowom kobiety. Przecież każdy dobrze wiedział, że syn Kardena, podobnie jak ojciec, bardzo rzadko liczył się ze zdaniem kogokolwiek, a co dopiero płci przeciwnej... Nawet jeśli była jego Imevit. Co niektórzy, między innymi książę Herin i lady Georgiana, zaczęli się zastanawiać, jakim sposobem Wiktorii udało się wkupić w łaski Falena... Przychodziła im do głowy tylko jedna rzecz, ale woleli zachować swe domysły, by nie narażać się księciu.
- Tak - przyznała po chwili ciszy Tori, sięgając do filiżanki z herbatą. - Ale to było dawno. Mniejsza o to, jakim sposobem Wespazjan przeżył. Liczy się tylko to, że w ogóle przeżył.
- Wiesz, gdzie go szukać? - spytał nagle ożywiony Eryk. Orzechowe oczy chłopaka rozbłysły niczym sztuczne ognie na Nowy Rok.
Powrót Wespazjana mógłby przechylić szalę zwycięstwa na stronę Przymierza. Kardeńczycy stracili swojego wielkiego przywódcę dawno temu, ale Karterczycy, wbrew temu,co się wydawało, nie. Co prawda synowie i wyznawcy Kardena Upadłego dalej chodzili po tym świecie (jeden prawdopodobnie już niedługo), to nie byli tak potężni jak on, podobnie jak Cedric nie mógł jeszcze równać się z ojcem, będącym żywą legendą Archipelagu.
Teraz, kiedy wojna się zaczęła, wszyscy jeszcze dotkliwiej uświadomili sobie wielkość stawki, o którą toczy się gra. I nie chodzi tu tylko o koronę Karaniry, lecz o tych wszystkich elfów, driady, nimfy i każde inne żywe stworzenie, zamieszkujące wyspy.
Wojska Zdrajców co prawda zostały wyparte przez Rosengardczyków z Cristallionu, ale straty w ludziach oraz te materialne poniesione przez ojczyznę Herina były nie do opisania. A to dopiero początek...
- Nie. Falen... Falen jest ostrożny. Nie podawał mi żadnych szczegółów. Wiem tylko, że prawdopodobnie dalej przebywa na terenie kraju - odparła posępnie Wiktoria, ściągając twarz.
- Czyli pozostaje nam szukać - mruknął po części do siebie Priwettus, zakładając ręce za głowę. Rycerz odchylił się na krześle i wykrzywił wargi w leniwy uśmieszek. - Jest tylko jedno "ale".
- O czym mówisz, Priwettusie? - spytał książę Even, posyłając mu długie spojrzenie znad pucharku z winogronowym nektarem.
- Falen jest okrutnikiem, ale z całą pewnością nie głupcem. Wątpię, żeby zostawił Wespazjana w jakiejś twierdzy, całkowicie bez opieki... Pewnie pilnuje go cała horda wojska. Jeśli chcielibyśmy go wyciągnąć z... no, gdziekolwiek jest, to potrzebowalibyśmy kilku oddziałów... Co najmniej. Falen pewnie wszystko dyskretnie obserwuje i widok tak wielkiej liczby żołnierzy niewątpliwie zwróciłby jego uwagę, a wtedy... cóż... albo zabije króla, albo przeniesie go w inne miejsce.
- Nie masz racji, Priw - Cedric pokręcił jasnowłosą głową. - Jeśli będziemy poruszać się nocą, oczywiście kiedy już odnajdziemy ojca, nie będziemy rzucać siew oczy. A jeśli nawet któryś z popleczników Falena by nas zauważył, pewnie pomyśli, że mamy zamiar uderzyć w którąś z ich twierdz, a nie że idziemy po Wespazjana. Poza tym, jak znam Falena, przemilczał fakt o tym, że ojciec jednak nie umarł...
- Panie, jeszcze dziś moi ludzie rozpoczną poszukiwania Jego Wysokości! - zaofiarował się prędko hrabia Feligh, bijąc się w pierś. - Pozwól mi tylko opuścić tę komnatę przed końcem, a ściągnę ich do Auren.
- Nie zezwalam. Niech Denirir się tym zajmie - odparł nieco oschle Cedric, obrzucając go uważnym spojrzeniem. Nigdy specjalnie nie przepadał za Felighem. Zawsze czuł, że w jego przesadnej żarliwości i przejaskrawionej lojalności wobec króla kryje się fałsz. Z tego też powodu długo protestował przed wcieleniem go do Zakonu. Przyjął go tylko ze względu na prośby Seweziela i Clarysy i jego zapewnienia, iż można mu ufać.
- Ale dlaczego?! - obruszył się Feligh , automatycznie purpurowiejąc na twarzy. - W czym on jest lepszy ode mnie?! - zawołał, na co Priwettus parsknął pobłażliwym śmiechem. Nie zamilkł nawet, kiedy ten spiorunował go wzrokiem.
- Bo tak postanowiłem, a tobie pozostaje to zaakceptować, rozumiesz? - rzucił do niego zniecierpliwiony Cedric, podpierając brodę na dłoni.
- Skoro już mniej więcej wiemy, na czym stoimy w sprawie Wespazjana, zastanówmy sięteraz może, co zrobić w sprawie Lunaris... - podsunął Eryk.
Chłopak zajmował miejsce między Cedriciem a Nimfadorą. Księżniczka, dziś milcząc nawet bardziej niż zazwyczaj, siedziała sztywno na pozłacanym krześle, wpatrując w trzaskające płomienie, tańczące w znajdującym się po przeciwnej stronie komnaty kominku. Jej delikatne dłonie, teraz z poobgryzanymi z nerwów paznokciami i skórkami, leżały płasko na obrusie. Od czasu rozmowy z Wiktorią, w której wyjaśniły sobie wszystko, i posłyszeniu nowiny o ukochanym ojcu, czuła się już trochę lepiej. Gdy mijał jej sypialnię, nie słyszał już szlochania, znów zaczynała jeść i starała się już nie uciekać w każdej wolnej chwili do swej samotni. Mimo to wciąż pozostawało w niej coś oziębłego... Nieufnego. Nimfadora przywodziła Erykowi na myśl leśne zwierzę - piękne i dzikie jednocześnie. Spłoszone, wymagające powolnego oswajania...
Jego dłoń niepewnie powędrowała ku dłoni dziewczyny. Nimfadora podniosła na niego zdumione spojrzenie i Eryk już był pewny, że wyszarpie ją, jak to ostatnio miała w zwyczaju, lecz nic takiego się nie stało. Zamiast tego, o dziwo, posłała mu nawet lekki uśmiech, który momentalnie rozpalił płomień w jego sercu. Tak dawno nie widział jej uśmiechniętej... Chłopakowi wydawało się, że od ostatniego razu, kiedy się uśmiechnęła, minęły całe wieki. Dopiero teraz, po raz pierwszy od wielu dni, jej smutna maska powoli, powolutku zaczęła pękać.
- Lunaris? A kto to? - Nisarian zamrugał zaskoczony.
- Ciężarna dziewczyna z Triwendell, była niewolnica Falena - wyjaśnił usłużnie Priwettus. Widząc jednak, że Nisarian w dalszym ciągu nie za bardzo kojarzy, o kim mowa, dodał - Ech, no ta, do której slini się Herin!
Cristallionski książę zakrztusił się winem na te słowa. Przez salę przetoczył sięcichy chichot.
- Aaa, już wiem!
- Do nikogo się nie ślinię! -zaprotestował gwałtownie Herin, jednakże czerwone rumieńce, które wykwitły na jego policzkach (zabawnie kontrastujące z praktycznie białymi włosami) szybko go zdradziły. Po chwili książę odkaszlną teatralnie, chcąc stłumić uczucie zażenowania, i spytał - To co z tą... jak jej tam było? Lunaris?
Wiktoria w skrócie opowiedziała o wszystkim, co wiedziała. O podsłuchanej rozmowie w Alamer, a także o tym, że Lunaris w rzeczywistości wcale nie wydawała się zastraszana i bita przez Falena, bo w jego salonie dogadywali się całkiem dobrze, a sama dziewczyna zamiast czuć wobec niego strach, emanowała szacunkiem. Podziwiała go. A na koniec wzmianka o planowanym zabójstwie... 9Celowo pominęła wątek z Imevit...).
- To faktycznie nie wygląda dobrze... - Clarysa pokręciła głową. - Co robimy? Przecież nie możemy trzymać tu tej żmii, aby nas wszystkich pokąsała.
- Ale nie możemy też tak po prostu wyrzucić jej za bruk. Zamarzłaby - wtrąciła Nimfadora stanowczym tonem, wodząc spojrzeniem po pochmurnych twarzach zebranych.
- Nie wierzę - prychnęła Georgiana. - Święta Nimfadora, obrończyni słabych i uciśnionych znów wraca do gry? - rzuciła szyderczo. Jej ciemne oczy płonęły. - Czyżbyś już zapomniała, jak skończyła się historia z Rebio? Dorosła, a naiwna jak dziecko.
- Zamknij się - wycedził Eryk przez zaciśnięte zęby, podrywając się z miejsca. Krew zawrzała mu w żyłach. - Jak śmiesz się tak do niej mówić?
Georgiana roześmiała się sztucznie. Pozostali obserwowali tę scenę w milczeniu i wielkim napięciu, czekając na ciąg dalszy przedstawienia.
- Zabawne, że zwraca mi uwagę osoba, której nawet nie powinno tu być. Lichy śmiertelnik, który przypadkiem znalazł się nie po tej stroni Bariery i teraz bawi się w rycerza...
- My też jesteśmy śmiertelni, Georgiano - przypomniał jej twardo Evan, spoglądając na lady spode łba.
- Jeśli nie chcesz spędzić najbliższego miesiącach w o chlebie i wodzie w lochach, dzieląc celę ze szczurami, dobrze ci radzę, zamilcz - rzucił ostrzegawczo Cedric, posyłając jej mordercze spojrzenie.
Kiedy ktoś ważył się szydzić z jego siostry, ogarniała go wściekłość. Mógł znieść spokojnie wiele rzeczy, ale nie to.
Niektórzy z pośród członków Zakonu, w tym Wileńscy, spojrzeli na niego zdumieni. Cedric nie przywykł grozić swoim sprzymierzeńcom. To była raczej domena Falena.Ale teraz wszystko się zmieniło. Kiedyś młodszy z książąt wierzył, że każdą kwestię można rozwiązać spokojnie, pokojowo, lecz dziś już nie miał złudzeń. Jeśli zależało mu na wygranej i na posłuchu (?) popleczników, musiał przestać się z nimi wszystkimi cackać. Na łagodności daleko się nie zajedzie. Na uczciwości nie wygra się wojny. Na to wszystko będzie jeszcze czas, gdy zwyciężą, lecz ten dzień jeszcze nie nadszedł.
Georgiana, widząc po nim , iż nie żartował, bąknęła pod nosem ciche, sztuczne przeprosiny.
- Kontynuuj, Nim - polecił siostrze.
- Właściwie powiedziałam już, co chciałam. Nie możemy jej tak po prostu wyrzucić za drzwi.
- Niby dlaczego? - z ciszy wybił się głos Seweziela. - Czemu zależy ci na tej Zdrajczyni?
- Nie zależy - wzruszyła ramionami. - Jeśli dybie na życie któregoś z nas, nie leży w naszym obowiązku chronienie jej. Jednakże dziecko nie jest niczemu winne. Poza tym, cokolwiek chce zrobić, wątpię, żeby robiła to z własnej woli. Jak znam mojego drogiego brata, musiał ją zmanipulować. Zagrozić, że coś jej zrobi, jeśli nie wypełni jego polecenia, albo obiecał jej coś w zamian.
- Więc, co proponujesz? - zaciekawił się Herin. Książę cristallionski skrzyżował ręce na piersi. Zostawienie Lunaris byłoby mu bardzo na rękę... Przyjemnie mu się na nią patrzyło. Gustował w takim typie urody. Patrząc na nią, jakoś nie zastanawiał się specjalnie nad zagrożeniem, które mógłby nań sprowadzić, lecz bardziej nad własnym pożądaniem.
- Zostawić ją jeszcze na jakiś czas w Auren. Przyjrzeć się bliżej jej poczynaniom... Potem zdecydujemy, co z nią zrobić - wyjaśniła Dora.
- Jeśli będziemy ostrożni, nic na tym nie stracimy. Wręcz przeciwnie. Może jeszcze zyskamy na tym, że u nas zostanie - poparł ją Herin, wykrzywiając usta w sardoniczny uśmiech.
- To szaleństwo - westchnęła Wiktoria, wywracając oczami. - Uważam, że to niepotrzebne ryzyko. Niech wraca do Alamer.
Zaufaj mi, wiem, co robię, w myślach Tori rozległ się cichy szept Nimfadory. I ty możesz uznać mnie za naiwną, ale tym razem NAPRAWDĘ wiem, co robię. Lunaris jeszcze nam pomoże, zobaczysz.
Wiktoria nie miała pojęcia, skąd w jej przyjaciółce ta dziwna pewność, zwłaszcza w okresie nieufności, przez który teraz przechodziła, ale postanowiła dać wiarę jej słowom. Oby tego nie żałowali.
- A więc głosujmy - powiedział Cedric.
Po sali potoczyły się nerwowe poszeptywania. Oczy niemal wszystkich członków Zakonu Przymierza zwróciły się ku Wiktorii.
Dziewczyna poczuła zażenowanie, chciała zapaść się pod ziemię. Twarz młodej Wileńskiej zrobiła się czerwona jak chorągwie Kardeńczyków.
Cedric, siląc się na opanowanie, pod stołem sięgnął do jej dłoni, chcąc dodać jej tym małym gestem otuchy.
Wiktoria szybko go odwzajemniła i posłała mu słaby, blady uśmiech.
- Dlaczego mówisz nam o tym dopiero teraz? - zawołał z oburzeniem sir Denirir, uderzając pięścią w stół.
Cedric posłał butnemu szlachcicowi lodowate spojrzenie. Denirir, widząc je, oblał się rumieńcem i wydukał niezdarnie - Wybacz mi, panie, mą śmiałość.
Książę mruknął do niego coś w języku elfów, tak żeby Wiktoria nie mogła tego zrozumieć, po czym zwrócił się do pozostałych, w tym zszokowanych Eryka i siostry:
- Sam dopiero się o tym dowiedziałem - powiedział lakonicznie Ced, załączając dłonie w piramidkę.
- Przecież to niemożliwe, by król żył! - wyrwało się lady Clarysie, wachlującej się teraz gorączkowo koronkowym wachlarzem. Lord Seweziel, mąż kobiety, objął ją tłustym ramieniem i szepnął coś do ucha. I bynajmniej nie były to czułe słówka, lecz raczej coś na kształt cichej reprymendy.- Wszyscy widzieliśmy jego zwłoki, uczestniczyliśmy w jego pogrzebie... - dodała już ciszej.
- Na chwilę przed śmiercią Jego Wysokości, Falen wstrzyknął mu lekarstwo wymieszane z eliksirem, który miał wprowadzić go w stan podobny do śmierci... - wyjaśniła Wiktoria, spuszczając wzrok..
Nimfadora wypuściła ze świstem powietrze z płuc, wbijając w nią błękitne oczy. Malowało się w nich niedowierzanie, połączone z wielką ulgą, szczęściem i złością; księżniczką targały sprzeczne emocje.
- Po co miałby to robić? - spytał wyraźnie skonfundowany Eryk.
- Na prośbę, Wiktorii. To oczywiste - ozwała się cicho, prawie szeptem, Nimfadora. Sprawiała wrażenie nieobecnej. Bawiła się nerwowo złotym pierścieniem z rubinem, by zająć czymś ręce. - Dla nikogo innego nie decydowałby się oszczędzić największego wroga - zacisnęła usta w wąską linię.
Choć jej głos brzmiał łagodnie jak zawsze, słowa księżniczki podziałały na Wiktorię jak policzek w twarz.
- To prawda? Prosiłaś go o to? - sir Nisarian zmarszczył brwi. Mężczyzna zdmuchnął z czoła niecierpliwie jasne włosy, wpadające mu do oczu. Dla Nisariana, podobnie jak dla większości Zakonu, nieprawdopodobnym wydawało się, by ktoś tak zacietrzewiony w swej nienawiści jak młody Selear, uległ namowom kobiety. Przecież każdy dobrze wiedział, że syn Kardena, podobnie jak ojciec, bardzo rzadko liczył się ze zdaniem kogokolwiek, a co dopiero płci przeciwnej... Nawet jeśli była jego Imevit. Co niektórzy, między innymi książę Herin i lady Georgiana, zaczęli się zastanawiać, jakim sposobem Wiktorii udało się wkupić w łaski Falena... Przychodziła im do głowy tylko jedna rzecz, ale woleli zachować swe domysły, by nie narażać się księciu.
- Tak - przyznała po chwili ciszy Tori, sięgając do filiżanki z herbatą. - Ale to było dawno. Mniejsza o to, jakim sposobem Wespazjan przeżył. Liczy się tylko to, że w ogóle przeżył.
- Wiesz, gdzie go szukać? - spytał nagle ożywiony Eryk. Orzechowe oczy chłopaka rozbłysły niczym sztuczne ognie na Nowy Rok.
Powrót Wespazjana mógłby przechylić szalę zwycięstwa na stronę Przymierza. Kardeńczycy stracili swojego wielkiego przywódcę dawno temu, ale Karterczycy, wbrew temu,co się wydawało, nie. Co prawda synowie i wyznawcy Kardena Upadłego dalej chodzili po tym świecie (jeden prawdopodobnie już niedługo), to nie byli tak potężni jak on, podobnie jak Cedric nie mógł jeszcze równać się z ojcem, będącym żywą legendą Archipelagu.
Teraz, kiedy wojna się zaczęła, wszyscy jeszcze dotkliwiej uświadomili sobie wielkość stawki, o którą toczy się gra. I nie chodzi tu tylko o koronę Karaniry, lecz o tych wszystkich elfów, driady, nimfy i każde inne żywe stworzenie, zamieszkujące wyspy.
Wojska Zdrajców co prawda zostały wyparte przez Rosengardczyków z Cristallionu, ale straty w ludziach oraz te materialne poniesione przez ojczyznę Herina były nie do opisania. A to dopiero początek...
- Nie. Falen... Falen jest ostrożny. Nie podawał mi żadnych szczegółów. Wiem tylko, że prawdopodobnie dalej przebywa na terenie kraju - odparła posępnie Wiktoria, ściągając twarz.
- Czyli pozostaje nam szukać - mruknął po części do siebie Priwettus, zakładając ręce za głowę. Rycerz odchylił się na krześle i wykrzywił wargi w leniwy uśmieszek. - Jest tylko jedno "ale".
- O czym mówisz, Priwettusie? - spytał książę Even, posyłając mu długie spojrzenie znad pucharku z winogronowym nektarem.
- Falen jest okrutnikiem, ale z całą pewnością nie głupcem. Wątpię, żeby zostawił Wespazjana w jakiejś twierdzy, całkowicie bez opieki... Pewnie pilnuje go cała horda wojska. Jeśli chcielibyśmy go wyciągnąć z... no, gdziekolwiek jest, to potrzebowalibyśmy kilku oddziałów... Co najmniej. Falen pewnie wszystko dyskretnie obserwuje i widok tak wielkiej liczby żołnierzy niewątpliwie zwróciłby jego uwagę, a wtedy... cóż... albo zabije króla, albo przeniesie go w inne miejsce.
- Nie masz racji, Priw - Cedric pokręcił jasnowłosą głową. - Jeśli będziemy poruszać się nocą, oczywiście kiedy już odnajdziemy ojca, nie będziemy rzucać siew oczy. A jeśli nawet któryś z popleczników Falena by nas zauważył, pewnie pomyśli, że mamy zamiar uderzyć w którąś z ich twierdz, a nie że idziemy po Wespazjana. Poza tym, jak znam Falena, przemilczał fakt o tym, że ojciec jednak nie umarł...
- Panie, jeszcze dziś moi ludzie rozpoczną poszukiwania Jego Wysokości! - zaofiarował się prędko hrabia Feligh, bijąc się w pierś. - Pozwól mi tylko opuścić tę komnatę przed końcem, a ściągnę ich do Auren.
- Nie zezwalam. Niech Denirir się tym zajmie - odparł nieco oschle Cedric, obrzucając go uważnym spojrzeniem. Nigdy specjalnie nie przepadał za Felighem. Zawsze czuł, że w jego przesadnej żarliwości i przejaskrawionej lojalności wobec króla kryje się fałsz. Z tego też powodu długo protestował przed wcieleniem go do Zakonu. Przyjął go tylko ze względu na prośby Seweziela i Clarysy i jego zapewnienia, iż można mu ufać.
- Ale dlaczego?! - obruszył się Feligh , automatycznie purpurowiejąc na twarzy. - W czym on jest lepszy ode mnie?! - zawołał, na co Priwettus parsknął pobłażliwym śmiechem. Nie zamilkł nawet, kiedy ten spiorunował go wzrokiem.
- Bo tak postanowiłem, a tobie pozostaje to zaakceptować, rozumiesz? - rzucił do niego zniecierpliwiony Cedric, podpierając brodę na dłoni.
- Skoro już mniej więcej wiemy, na czym stoimy w sprawie Wespazjana, zastanówmy sięteraz może, co zrobić w sprawie Lunaris... - podsunął Eryk.
Chłopak zajmował miejsce między Cedriciem a Nimfadorą. Księżniczka, dziś milcząc nawet bardziej niż zazwyczaj, siedziała sztywno na pozłacanym krześle, wpatrując w trzaskające płomienie, tańczące w znajdującym się po przeciwnej stronie komnaty kominku. Jej delikatne dłonie, teraz z poobgryzanymi z nerwów paznokciami i skórkami, leżały płasko na obrusie. Od czasu rozmowy z Wiktorią, w której wyjaśniły sobie wszystko, i posłyszeniu nowiny o ukochanym ojcu, czuła się już trochę lepiej. Gdy mijał jej sypialnię, nie słyszał już szlochania, znów zaczynała jeść i starała się już nie uciekać w każdej wolnej chwili do swej samotni. Mimo to wciąż pozostawało w niej coś oziębłego... Nieufnego. Nimfadora przywodziła Erykowi na myśl leśne zwierzę - piękne i dzikie jednocześnie. Spłoszone, wymagające powolnego oswajania...
Jego dłoń niepewnie powędrowała ku dłoni dziewczyny. Nimfadora podniosła na niego zdumione spojrzenie i Eryk już był pewny, że wyszarpie ją, jak to ostatnio miała w zwyczaju, lecz nic takiego się nie stało. Zamiast tego, o dziwo, posłała mu nawet lekki uśmiech, który momentalnie rozpalił płomień w jego sercu. Tak dawno nie widział jej uśmiechniętej... Chłopakowi wydawało się, że od ostatniego razu, kiedy się uśmiechnęła, minęły całe wieki. Dopiero teraz, po raz pierwszy od wielu dni, jej smutna maska powoli, powolutku zaczęła pękać.
- Lunaris? A kto to? - Nisarian zamrugał zaskoczony.
- Ciężarna dziewczyna z Triwendell, była niewolnica Falena - wyjaśnił usłużnie Priwettus. Widząc jednak, że Nisarian w dalszym ciągu nie za bardzo kojarzy, o kim mowa, dodał - Ech, no ta, do której slini się Herin!
Cristallionski książę zakrztusił się winem na te słowa. Przez salę przetoczył sięcichy chichot.
- Aaa, już wiem!
- Do nikogo się nie ślinię! -zaprotestował gwałtownie Herin, jednakże czerwone rumieńce, które wykwitły na jego policzkach (zabawnie kontrastujące z praktycznie białymi włosami) szybko go zdradziły. Po chwili książę odkaszlną teatralnie, chcąc stłumić uczucie zażenowania, i spytał - To co z tą... jak jej tam było? Lunaris?
Wiktoria w skrócie opowiedziała o wszystkim, co wiedziała. O podsłuchanej rozmowie w Alamer, a także o tym, że Lunaris w rzeczywistości wcale nie wydawała się zastraszana i bita przez Falena, bo w jego salonie dogadywali się całkiem dobrze, a sama dziewczyna zamiast czuć wobec niego strach, emanowała szacunkiem. Podziwiała go. A na koniec wzmianka o planowanym zabójstwie... 9Celowo pominęła wątek z Imevit...).
- To faktycznie nie wygląda dobrze... - Clarysa pokręciła głową. - Co robimy? Przecież nie możemy trzymać tu tej żmii, aby nas wszystkich pokąsała.
- Ale nie możemy też tak po prostu wyrzucić jej za bruk. Zamarzłaby - wtrąciła Nimfadora stanowczym tonem, wodząc spojrzeniem po pochmurnych twarzach zebranych.
- Nie wierzę - prychnęła Georgiana. - Święta Nimfadora, obrończyni słabych i uciśnionych znów wraca do gry? - rzuciła szyderczo. Jej ciemne oczy płonęły. - Czyżbyś już zapomniała, jak skończyła się historia z Rebio? Dorosła, a naiwna jak dziecko.
- Zamknij się - wycedził Eryk przez zaciśnięte zęby, podrywając się z miejsca. Krew zawrzała mu w żyłach. - Jak śmiesz się tak do niej mówić?
Georgiana roześmiała się sztucznie. Pozostali obserwowali tę scenę w milczeniu i wielkim napięciu, czekając na ciąg dalszy przedstawienia.
- Zabawne, że zwraca mi uwagę osoba, której nawet nie powinno tu być. Lichy śmiertelnik, który przypadkiem znalazł się nie po tej stroni Bariery i teraz bawi się w rycerza...
- My też jesteśmy śmiertelni, Georgiano - przypomniał jej twardo Evan, spoglądając na lady spode łba.
- Jeśli nie chcesz spędzić najbliższego miesiącach w o chlebie i wodzie w lochach, dzieląc celę ze szczurami, dobrze ci radzę, zamilcz - rzucił ostrzegawczo Cedric, posyłając jej mordercze spojrzenie.
Kiedy ktoś ważył się szydzić z jego siostry, ogarniała go wściekłość. Mógł znieść spokojnie wiele rzeczy, ale nie to.
Niektórzy z pośród członków Zakonu, w tym Wileńscy, spojrzeli na niego zdumieni. Cedric nie przywykł grozić swoim sprzymierzeńcom. To była raczej domena Falena.Ale teraz wszystko się zmieniło. Kiedyś młodszy z książąt wierzył, że każdą kwestię można rozwiązać spokojnie, pokojowo, lecz dziś już nie miał złudzeń. Jeśli zależało mu na wygranej i na posłuchu (?) popleczników, musiał przestać się z nimi wszystkimi cackać. Na łagodności daleko się nie zajedzie. Na uczciwości nie wygra się wojny. Na to wszystko będzie jeszcze czas, gdy zwyciężą, lecz ten dzień jeszcze nie nadszedł.
Georgiana, widząc po nim , iż nie żartował, bąknęła pod nosem ciche, sztuczne przeprosiny.
- Kontynuuj, Nim - polecił siostrze.
- Właściwie powiedziałam już, co chciałam. Nie możemy jej tak po prostu wyrzucić za drzwi.
- Niby dlaczego? - z ciszy wybił się głos Seweziela. - Czemu zależy ci na tej Zdrajczyni?
- Nie zależy - wzruszyła ramionami. - Jeśli dybie na życie któregoś z nas, nie leży w naszym obowiązku chronienie jej. Jednakże dziecko nie jest niczemu winne. Poza tym, cokolwiek chce zrobić, wątpię, żeby robiła to z własnej woli. Jak znam mojego drogiego brata, musiał ją zmanipulować. Zagrozić, że coś jej zrobi, jeśli nie wypełni jego polecenia, albo obiecał jej coś w zamian.
- Więc, co proponujesz? - zaciekawił się Herin. Książę cristallionski skrzyżował ręce na piersi. Zostawienie Lunaris byłoby mu bardzo na rękę... Przyjemnie mu się na nią patrzyło. Gustował w takim typie urody. Patrząc na nią, jakoś nie zastanawiał się specjalnie nad zagrożeniem, które mógłby nań sprowadzić, lecz bardziej nad własnym pożądaniem.
- Zostawić ją jeszcze na jakiś czas w Auren. Przyjrzeć się bliżej jej poczynaniom... Potem zdecydujemy, co z nią zrobić - wyjaśniła Dora.
- Jeśli będziemy ostrożni, nic na tym nie stracimy. Wręcz przeciwnie. Może jeszcze zyskamy na tym, że u nas zostanie - poparł ją Herin, wykrzywiając usta w sardoniczny uśmiech.
- To szaleństwo - westchnęła Wiktoria, wywracając oczami. - Uważam, że to niepotrzebne ryzyko. Niech wraca do Alamer.
Zaufaj mi, wiem, co robię, w myślach Tori rozległ się cichy szept Nimfadory. I ty możesz uznać mnie za naiwną, ale tym razem NAPRAWDĘ wiem, co robię. Lunaris jeszcze nam pomoże, zobaczysz.
Wiktoria nie miała pojęcia, skąd w jej przyjaciółce ta dziwna pewność, zwłaszcza w okresie nieufności, przez który teraz przechodziła, ale postanowiła dać wiarę jej słowom. Oby tego nie żałowali.
- A więc głosujmy - powiedział Cedric.
***
Ponieważ głosów "na tak" i "na nie" było po równo, dyskutowali jeszcze długo na temat tego, czy zatrzymać Lunaris jako ewentualną kartę przetargową i obserwować jej ruch w celu pozyskania cennych informacji, czy wygnać bez zbędnych ceregieli. Ostatecznie przeforsowana została wersja Nimfadory. Jej najbliżsi, podobnie jak Tori, zachodzili w głowę, dlaczego akurat za nią księżniczka zdecydowała się poręczyć (kto wie, może Lunaris w pewnym sensie przypominała Nim ją samą?), ale w końcu poddali się i zaakceptowali jej zdanie.
Później, w dalszej części narady, zapadła decyzja o podwojeniu straży wokół Alamer, a także o wysłaniu żołnierzy Rosengardu i ocalałych z Cristallionu na Gefebor, jedno z państwo, których wojskami posłużył się Sevian w ostatniej masakrze, aby wzięły odwet.
Herin, wbrew sprzeciwom Zakonu, postanowił opuścić Karanirę na czas wyprawy, aby pomścić na Gefeborze swój lud. Krew za krew, jak to głosiła jedna ze słynnych na Archipelagu maksym. Razem z nim pojechał i Even, jego bliski przyjaciel, który już dawniej przysiągłszy wierność państwu swej ukochanej, postanowił wesprzeć Rosengard swoim mieczem.
Zaraz po naradzie zaczęli przygotowywać się do drogi.
Denirir natomiast niezwłocznie skontaktował się Aaliasami,grupą dwudziestu mężów, słynących ze swoich nadzwyczajnych zdolności - nie było na świecie ni osoby, ni rzeczy, której nie potrafiliby odnaleźć. Tak jak smoki przyciągało złoto, tak ich ciągnęło do "zguby".
***
Stan Falena nieustannie się pogarszał. Syn Kardena kolejny dzień leżał nieprzytomny w skrzydle szpitalnym. Nie kontaktował. Oddychał z trudem, ale jeszcze samodzielnie. Jeszcze. Dobrze zbudowały, niegdyś silny Zdrajca, teraz mizerniał z każdym dniem. Jego skóra była już nie tyle blada, co... przezroczysta. Na jego rękach, szyi i pod oczami malowały się niebieskie żyłki. Pod oczami dodatkowo zaczęły pojawiać się sine cienie. Wargi były szare, a czarne włosy matowe. Wyglądał jak trup. Gdyby nie powoli unosząca się i opadająca klatka piersiowa, można byłoby uznać go za już nieżywego.
Księżniczka z Trójkrólestwa każdą wolną chwilę spędzała przy łóżku ukochanego, podobnie jak Sevian, który to na czas nieokreślony przejął dowództwo w Alamer. Serena i Cassidy oczywiście zostały zawiadomione o próbie zabójstwa ich młodszego brata. Obie przybyły niezwłocznie i na zmianę przy nim czuwały. Wszyscy obawiali się najgorszego...
- Meridiane i Naviel ciągle o niego pytają... - szepnęła pogrążona w zadumie Temida. Dziewczyna siedziała na skraju łóżka Falena, gładząc dłonią jego włosy. - A ja już nie wiem, co im odpowiadać...
- Nie wiedziałam, że już potrafią mówić - zdumiała się Cassidy. - Nie chwaliłaś sięwcześniej.
- Nie było okazji - mruknęła Temida, nawet na nią nie patrząc. - Poza tym, na razie to tylko pojedyncze słowa i proste zdania.
- Zabiłbym tą dziewuchę, gdybym tylko mógł - powiedział głucho Sevian, zaciskając pięści.
Książę chodził nerwowo tam i z powrotem po skrzydle szpitalnym, żałując, że sam nie zajął się Rosalindą. Jemu nie zdołała by uciec, nie to co tym głupcom - strażnikom, których wykiwała. - Najchętniej skróciłbym ją o głowę.
- Uspokój się, bracie - przemówiła Serena, głaszcząc dłońmi powietrze. Posłała mu przenikliwe spojrzenie. - Wszyscy jesteśmy wzburzeni, to zrozumiałe, lecz zatruwanie się własnym jadem nic tu nie da. Teraz najważniejszy jest Falen.
- Serena ma rację - przytaknęła natychmiast Cassidy, wiercąca się na niewygodnym krześle. - Na zemstę jeszcze przyjdzie czas. Jeśli jeden Selear umrze z rąk Karytów, co te psy przypłacą tę jedną śmierć setką swoich głów. A jeśli wydobrzeje, też polecą głowy. Nie puścimy im tego płazem - oczy córki Kardena rozbłysły piekielnym blaskiem. Krwistoczerwone wargi wykrzywiał grymas pogardy wobec Przymierza.
Srebrny diadem z jadeitowymi kamieniami, nałożony na czarnowłosą głowę księżniczki, połyskiwał złowrogo w świetle świec.
- Sevianie - zaczęła po chwili ciszy Temida, muskając czule zimny jak lód policzek niedoszłego męża.
- Hmm? - odwrócił się do niej.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli Falena nie da się uratować, będziesz musiał zająć jego miejsce na tronie?
- Nie chcę przeklętej korony ten przeklętego państwa - warknął cicho, po czym zaklął pod nosem. - Poza tym, nie będzie takiej potrzeby. Falen przeżyje. Wiem to.
- Jednakże - kontynuowała Serena, ignorując wypowiedź brata - gdyby jednak trucizna okazała się zbyt silna, pozostajesz jedynym dziedzicem prócz Naviela.
- Jest jeszcze twój mąż... - podsunęła Cassidy, mrużąc oczy.
Serena spojrzała wymownie w sufit.
- Miałam na myśli prawowitego dziedzica, takiego z krwi Kardena. Poza tym, nie sądzę, żeby Veriney się do tego nadawał... Jest zbytnim lekkoduchem. Myśli tylko o własnych interesach, nie o dobrze państwa.
Sevian nie odpowiedział. Zacisnął tylko usta w wąską linię i wbił wzrok w to, co za oknem.
Dawno już się ściemniło. Liczne latarnie oświetlały bielący się śnieżny puch i krzątających się po dziedzińcu służących, okutanych w grube płaszcze. Była pełnia.
- Medyku! - zawołał ni stąd, ni zowąd książę Sevian. Jego ton był ostry, jak połamane sople lodu.
Cassidy aż drgnęła niespokojnie, słysząc jego krzyk.
- Co się stało? Wołałeś, panie? - spytał zadyszany lekarz, wpadając po chwili do izby.
Starszy lekarz był jednym z Karytów, którym Falen "wspaniałomyślnie"
pozwolił zostać w Alamer, a wszystko to ze względu na powszechne uznanie dla jego lekarskich zdolności.
- Tak, wołałem - odrzekł oschle Sev, miażdżąc go spojrzeniem.
Przelękniony posłał pytające spojrzenie w kierunku Temidy, następnie kardeńskich córek, lecz te go zignorowały.
- Powiedz, sługo, mojego brata do takiego stanu doprowadził jad tutejszej odmiany żmii, tak czy nie? - spytał, z premedytacją przeciągając sylaby, jakby chcąc wzmocnić swą wypowiedź. Udało się. Ciałem medyka wstrząsnął dreszcz.
- T-tak. Po co pytasz, skoro wiesz? - jego głos drżał.
- Studentem medycyny co prawda nie jestem, ale z tego co wiem, antidotum na jad wężowy jest surowica... - założył ręce za plecami. - Podałeś mu surowicę, prawda?
- Tak... - przytaknął niepewnie. - Był w bardzo złym stanie, musiałem zaaplikować dużą dawkę.
- Oczywiście - rzucił drwiąco, posyłając mu prześmiewczy uśmiech. - Tylko, że widzisz, Karyto... Domyśliłem się wcześniej, że tak było i postanowiłem przejrzeć medyczne księgi... I wiesz co? - uniósł brwi. - W żadnej z nich nie było ani słowa o tym, że jad karanijskiej żmii prowadzi do śpiączki. A tym bardziej surowica.
Na czoło medyka wstąpiły kropelki potu, język stanął mu kołkiem w gardle. Sevian zmierzył go od stóp do głów triumfalnym spojrzeniem.
- Ty... To twoja sprawka? - spytała jadowicie Temida, nie mogąca uwierzyć w to, co się właśnie działo. Księżniczka miała starego medyka za jednego z najbardziej zaufanych sług, a on od początku knował przeciwko nim...
- Nie, to nie tak, ja wcale nie... - nieudolnie próbował się tłumaczyć, lecz bezskutecznie. - Niczego innego prócz surowicy mu nie podawałem, przysięgam!
- Kłamca! - warknęła Cassidy, zrywając się z miejsca. Dziewczyna podbiegła do niego z prędkością drapieżnej pantery. Niecierpliwym szarpnięciem wyciągnęła sztylet zza pasa, oplatającego jej talię. Przystawiła go Karycie do gardła, drugą ręką przytrzymując go za kołnierz koszuli.
- To wszystko jakieś nie porozumienie! Jestem wierny swojemu księciu! - zarzekał się medyk, unosząc dłonie w obronnym geście. Spojrzał błagalnie na Seviana, lecz ten pozostawał nieubłagany.
- Raczej wierny jego wujowi - poprawił go Sev. - Dalej jesteś Karytą - rzucił, ostentacyjnie biorąc do ręki kosmyk jego złotych włosów. - Trzeba było się domyślić, że sługom Wespazjana nie można ufać nawet po ich śmierci...
- Nie, panie, zaklinam się na wszystkie świętości! Nigdy nie otrułbym księcia Falena! Nigdy!
- Jakieś ostatnie życzenie? - spytała targana furią Cassidy, przyciskając ostrze bliżej jego gardła. Na jasnej skórze zaczęły pojawiać się małe kropelki krwi.
Zacisnął oczy, świadomy, że to jego koniec. Nie mógł się poruszyć, bo tylko przyspieszyłby swoją śmierć., a nawet jeśli jakimś cudem udałoby mu się wyrwać, na niewiele by się to zdało, gdyż nie miał jak się bronić. Był zwykłym szarym obywatelem, nie nosił ze sobą broni.
- Wstrzymaj się, siostro - polecił jej nieoczekiwanie Sevian, zadbawszy przy tym, żeby każde wypowiedziane przez niego słowo brzmiało dostatecznie ostro.
- Ale dlaczego?! Przecież to przez niego Falen gaśnie w oczach! Chyba nie chcesz okazać mu litości! - zaprotestowała wojowniczo.
- Oczywiście, że nie... Chcę zaproponować pewną umowę - odrzekł, przejeżdżając dłonią po podbródku.
- Jaką znów umowę? O czym ty bredzisz? - wyrwało się Serenie. - Daj Cassie wolną rękę. Krew za krew, czyżbyś już zapomniał?
- Nikt nie pamięta tej zasady lepiej ode mnie - rzucił Sev, wywracając oczami, po czym zwrócił się do przerażonego Karyty. - Słuchaj, daję ci trzy dni. Trzy dni na postawienie Falena na nogi. Jeśli ci się uda, jest szansa, że okażę ci łaskę. W przeciwnym razie sznur będzie ostatnim , co zobaczysz przed śmiercią. Jeżeli nie chcesz zawisnąć na alamerskiej bramie, radze ci wziąć moje słowa poważnie.
- Dlaczego to zrobiłeś? - syknęła rozgniewana Cassidy, puszczając starca, pozwalając tym samym uderzył głucho o podłogę.
- Sam go przecież nie uleczę - wzruszył ramionami. - Trzy dni, nie więcej - syknął jeszcze, odwracając się do zbierającego się z podłogi medyka, po czym ruszył do drzwi, nie omieszkawszy przy tym nastąpić mu na dłoń.
- Nie, to nie tak, ja wcale nie... - nieudolnie próbował się tłumaczyć, lecz bezskutecznie. - Niczego innego prócz surowicy mu nie podawałem, przysięgam!
- Kłamca! - warknęła Cassidy, zrywając się z miejsca. Dziewczyna podbiegła do niego z prędkością drapieżnej pantery. Niecierpliwym szarpnięciem wyciągnęła sztylet zza pasa, oplatającego jej talię. Przystawiła go Karycie do gardła, drugą ręką przytrzymując go za kołnierz koszuli.
- To wszystko jakieś nie porozumienie! Jestem wierny swojemu księciu! - zarzekał się medyk, unosząc dłonie w obronnym geście. Spojrzał błagalnie na Seviana, lecz ten pozostawał nieubłagany.
- Raczej wierny jego wujowi - poprawił go Sev. - Dalej jesteś Karytą - rzucił, ostentacyjnie biorąc do ręki kosmyk jego złotych włosów. - Trzeba było się domyślić, że sługom Wespazjana nie można ufać nawet po ich śmierci...
- Nie, panie, zaklinam się na wszystkie świętości! Nigdy nie otrułbym księcia Falena! Nigdy!
- Jakieś ostatnie życzenie? - spytała targana furią Cassidy, przyciskając ostrze bliżej jego gardła. Na jasnej skórze zaczęły pojawiać się małe kropelki krwi.
Zacisnął oczy, świadomy, że to jego koniec. Nie mógł się poruszyć, bo tylko przyspieszyłby swoją śmierć., a nawet jeśli jakimś cudem udałoby mu się wyrwać, na niewiele by się to zdało, gdyż nie miał jak się bronić. Był zwykłym szarym obywatelem, nie nosił ze sobą broni.
- Wstrzymaj się, siostro - polecił jej nieoczekiwanie Sevian, zadbawszy przy tym, żeby każde wypowiedziane przez niego słowo brzmiało dostatecznie ostro.
- Ale dlaczego?! Przecież to przez niego Falen gaśnie w oczach! Chyba nie chcesz okazać mu litości! - zaprotestowała wojowniczo.
- Oczywiście, że nie... Chcę zaproponować pewną umowę - odrzekł, przejeżdżając dłonią po podbródku.
- Jaką znów umowę? O czym ty bredzisz? - wyrwało się Serenie. - Daj Cassie wolną rękę. Krew za krew, czyżbyś już zapomniał?
- Nikt nie pamięta tej zasady lepiej ode mnie - rzucił Sev, wywracając oczami, po czym zwrócił się do przerażonego Karyty. - Słuchaj, daję ci trzy dni. Trzy dni na postawienie Falena na nogi. Jeśli ci się uda, jest szansa, że okażę ci łaskę. W przeciwnym razie sznur będzie ostatnim , co zobaczysz przed śmiercią. Jeżeli nie chcesz zawisnąć na alamerskiej bramie, radze ci wziąć moje słowa poważnie.
- Dlaczego to zrobiłeś? - syknęła rozgniewana Cassidy, puszczając starca, pozwalając tym samym uderzył głucho o podłogę.
- Sam go przecież nie uleczę - wzruszył ramionami. - Trzy dni, nie więcej - syknął jeszcze, odwracając się do zbierającego się z podłogi medyka, po czym ruszył do drzwi, nie omieszkawszy przy tym nastąpić mu na dłoń.
MERIDIANE FALORI
_______________________________
Cześć, to znowu ja ;) Trochemusieliście siewyczekac, jak zawsze ostatnio, no ale rodział już jest :)
Mam nadzieję, że wam się podoba <3
Co sadzicie o pierwszej części, a co o drugiej? O Sevianie, Cedricu? Cassie? Nimfadorze? Całej reszcie?
Piszcie :3
PS PRZEPRASZAM za błędy, jeśli takowe się pojawiły, ale nie miałam ni czasu, ni siły tego sczytać... rozkłada mnie infekcja... I tak cud, że udało mi się wyjść z łóżka i to napisać :P
Iiiiiiiiiiiiiiiiii!!! Pierwsza! O matko... Nie wiem od czego zacząć. No więc: błąd rzucający się w oczy był jeden. Cyfra 9 przed literą "C". I jeszcze jeden,ale nieważne.
OdpowiedzUsuńPodaj mi proszę adres Georgiany, ona musi umrzeć. I adres tego medyka. Przekomarzanki Karytów oczywiście występują nawet w najgorszych sytuacjach. Doceniam tę ich pogodę ducha.
Ogromnie martwię się o Seviana... Jeśli coś mu zrobisz Ciebie też zabiję. Proszę również o wyrozumiałość i utrzymanie Falena przy życiu.
Jako że moja choroba minęła dziękuję za przywrócenie mnie do zdrowia.
Emfadora forever nie zapominaj <3. Cieszę się, że z Nimi lepiej
Cevian <3 najlepszy nierealny Parring na świecie.
I Falori z założeniem zmiany Falena na lepsze.
Pozdrawiam i liczę na szybki rozdział na Erithel, więc przy tym na Twój powrót do zdrowia
Coco Evans
aaaaaaaaaaaaaa! zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęskniłam za PoA! świetnie pokazałaś zmianę Cedrica i Nimfadory, ale i spryt Seviana. podejrzewam, że tak czy inaczej zabije tego medyka. Ale przecież Falen nie moe umrzeć, to jest niemożliwe, jeżeli planujesz jeszcze dwa tomy xd rozdział napisany ciekawie, świetnie się czytało, jest pozbawiony błędów. Śpiez się pisać kolejny !
OdpowiedzUsuńTwoja wierna czytaleniczka wszystkiego, co piszesz :
/Rebekah Mikaelson
Achh, nareszcie nowy rozdział! :D Potwornie się cieszę! Nie mam pojęcia, jak ty dajesz radę prowadzić kilka blogów z opowiadaniami na raz, naprawdę.
OdpowiedzUsuń1) Okej. Nie spodziewałam się, że jakiś nędzny medyk będzie knuł przeciw Falenowi xd No i że Sevian daruje mu życie. Ale mam dziwne przeczucie, że czy Falen ozdrowieje, czy nie, to medyk i tak zawiśnie. Ja bym mu nie darowała! Może tylko ukróciłabym jego męki.
2) AAAAAAAA!!!!! Ale się cieszę, że z Nimfadorą już ciut lepiej, że uśmiechnęła się do Eryka i że dała mu się wziąć za rękę :D !!! Szczerzę się jak głupi do sera. Ich losy są coraz ciekawsze. W poprzedniej części traktowałam to trochę bardziej jak dodatek, a na pierwszym planie był Falen z Wiktorią, ale teraz Nim i Eryk zaczynają trochę ich doganiać.
3) Ciekawe, dlaczego Nimfadora tak ufa Lunaris? (bo chyba nie przeoczyłam nic w poprzednich rozdziałach, prawda ? xd) Naprawdę ciekawe!
Kurczę, mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie trochę szybciej. Oczywiście, nie pospieszam, pisz w tempie, które Ci pasuje. Ja tak tylko sobie wyrażam nadzieję xd
Pozdrawiam i dziękuję za to, że piszesz tego bloga, bo jest świetny! :D
Co za podstępność! Zaskoczyłaś mnie postępkiem medyka. A co do Lunaris, uważam że narobi jeszcze dużo kłopotów. Szybciutko wstawiaj nowy rozdział. Mam nadzieję, że będzie tak samo dobry jak ten.
OdpowiedzUsuńMarchewkowa Dama
Jak zawsze świetne!!!
OdpowiedzUsuńWika nareszcie z Cedem, Nim i Erykiem!!! :D
Nim chroni Lunaris... Ciekawe co ona wymyśliła :P
Biedny Falen :/
Musi z tego wyjść, bo inaczej nie byłoby sensu pisać wiecej niż jedną część, a Ty zaplanowałaś 3 :P
Musi się zdarzyć jakaś drajma :P Inaczej nie byłoby sensu, bo za słodko by się zrobiło :P
Dzisiaj krótko :(
Lecz do następnego!!! <3
<3 KC <3 Pat ka <3
Rozdział świetny. Niech Falena obudzą, a medyka zamkną do lochów o chlebie i wodzie na 1000 lat (wiem jestem ZUA). A co do Nim mądra dziewczynka. :-)
OdpowiedzUsuńTAAK! W końcu nowy rozdział <3 Jestem zachwycona, mam ochotę krzyczeć ze szczęścia, że czekają mnie jeszcze 2 tomy!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ale krótki :< Ogólnie to nie podobają mi się postawy niektórych postaci, irytuje mnie okropnie Cedric :| Pewnie dlatego, że jestem totalnie za Falori :D
Koosmiczne jest to, że trzymasz nas w niepokoju o los Falena, czekam na rozwój wydarzeń i na masę przelanej krwi w nadchodzącej wojnie.
Błędów było troszkę, ale nie dużo, pewnie dlatego, że rozdział nie sczytany :)
Czekam na kolejny, mam nadzieję OGROMNĄ, że będzie szybciutko, tak jak kiedyś szybko bywały.
~E.
http://amnestia-story.blogspot.com/
Mega! Cieszę sie, że juz jest nowy rozdział i że wróciłas po ponad miesiącu z hukiem. Teraz sa wakakcje, więc mam nadzieję, że będziesz nas zasypywać owymi postami co chwilkę :-) Jestem mega ciekawa co z Falenem w nastepnym rozdziale. ciekawi mnie tez co z Nim i Tori w nastepnych czesciach. Będe pilnowac nastepnych rozdziałow :D
OdpowiedzUsuńFenomenalne kursory. Skąd takie?
OdpowiedzUsuń------
http://hint-of-relief.blogspot.com
Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńNiedługo po rozdziale na tajemnice dark high (link w zakładce o blogach), a że rozdział już w 3/4 gotowy, więc myślę, że do końca lipca najpóźniej wstawie prophecy :)
Usuń