//Alamer//
Podczas gdy w Auren trwała narada odnośnie planowanego zamachu na Falena, Zdrajca siedział sobie spokojnie przy biurku we własnym gabinecie, sporządzając listę rzeczy, które musi w najbliższym czasie dostarczyć Wespazjanowi. Fakt, dla syna Kardena najlepszym rozwiązaniem byłoby pozostawienie przybranego ojca samemu sobie i czekanie na jego śmierć, lecz ponieważ dał słowo Wiktorii, iż pozwoli mu żyć, przynajmniej dopóki ona nie wygada się o tym, że przeżył, więc czuł się w obowiązku, by słowa dotrzymać. Falen kłamał już wiele razy, kłamie nadal i kłamać zapewne będzie dalej, ale mimo to danego raz słowa nie złamie. Jeśli ktoś zmusi go do przysięgi, przysięgę dotrzyma, chociaż często niechętnie. W przeciwnym razie splamiłby swój honor, a honor dla elfa to świętość. Och, o ile łatwiej by było, gdyby ktoś zdołał wymusić na nim obietnicę o zaprzestaniu dążeń do wojny, lecz niestety sprawa nie była taka prosta. Falen bowiem jest jak dzikie zwierze, którego żadna siła nie zdoła do niczego zmusić, choćby ktoś próbował najróżniejszych sztuczek i stosowała podstępy. Jeśli naprawdę się w jakiejś sprawie zawziął, to nie ulegnie, chociażby miał przystawiony nóż do gardła. W tej sprawie było podobnie. Książę naprawdę wierzył we własną słuszność, więc nie miał zamiaru się wycofać. Zbyt daleko zaszedł, zbyt wielu sojuszników zebrał, żeby teraz zrezygnować. Musiał doprowadzić sprawę do końca. Albo wygra, albo zginie w walce z Cedricem, ale na pewno się nie wycofa. Na pewno się nie podda.
- Przestań mi przeszkadzać, Saphria - mruknął zirytowany Falen do swej wilczycy, która spragniona zabawy, postanowiła się o nią upomnieć i teraz trącała nosem nogę starszego księcia. - Jesteś męcząca.
Wilczyca jednak nic sobie z jego słów nie robiła i dalej niestrudzenie próbowała wymusić na nim trochę uwagi. Szturchała go tak dalej do skutku, aż w końcu Falen nie wytrzymał. Nie da się ukryć, że nigdy nie grzeszył cierpliwością. Podobnie jak Cedric. I Nimfadora. Wespazjan też... A o Kardenie to już nie wspomnę. Cała rodzina była w gorącej wodzie kąpana. Niektórzy tylko lepiej się kryli ze swoim wiecznym zniecierpliwieniem, a inni trochę gorzej.
- Masz i daj mi święty spokój - warknął podenerwowany, rzucając jej wyczarowaną przez siebie piłeczkę z jagnięcej skóry. Poskutkowało. Saphria pobiegła szybko za piłką, przestając trącać nogę księcia. Tak więc Falen zyskał chwilkę na dokończenie listy.
"...
leki (albo nie),
jedzenie (choć to można pominąć),
artykuły higieniczne (opcjonalnie)
..."
- Zaraz mnie szlag jasny trafi - mruknął sam do siebie, kiedy po chwili wilczyca znów przybiegła do niego, odkładając mu pod stopy zaplutą piłeczkę. Jej złote oczy patrzyła na niego wesoło z wyczekiwaniem na kolejny rzut. Saphria choć była wilczycą, zachowywała się podobnie do zwykłego, oswojonego psa. A w każdym razie wobec Falena, bo na całą resztę warczała, a czasem nawet rzucała im się do gardła. Książę zastanawiał się przez chwilę co zrobić. Jak rzuci jej ją jeszcze raz, ona znów przybiegnie i ta zabawa będzie trwała w nieskończoność, a jeśli tego nie zrobi, Saphria znów zacznie molestować mu udo swoim nochalem. I wtedy Falen wpadł na pewien pomysł. Zerknął ukradkowo w stronę uchylonych drzwi, za którymi znajdował się jeden z jego salonów gościnnych.
- Saphria, łap. No masz, biegnij - powiedział, ciskając piłeczką tak mocno, że ta poleciała w głąb owego saloniku. Wilczyca od razu za nią pobiegła, dysząc radośnie. Wtedy Falen zerwał się z miejsca jak oparzony i podbiegł do drzwi. Kiedy tylko Saphria zniknęła za progiem salonu, Dimidiam szybko zatrzasnął je i czarami zablokował, tak żeby wilczyca pod żadnym pozorem z niego nie wyszła. I to był strzał w dziesiątkę. Saphria co prawda awanturowała się, i to nie mało; ciągle powarkiwała, drapała pazurami drzwi, wydawała z siebie odgłosy podobne do szczekania, ale przynajmniej jej nos już nie naruszał jego przestrzeni osobistej.
Niestety jego sposób nie trwał długo. Ledwo zdążył usiąść z powrotem na miejsce, a już rozległo się hałaśliwe pukanie do drzwi.
- Cholera jasna, czego znowu chcą - mruknął do siebie niezadowolony, po czym zawołał na głos - Wejść!
Drzwi uchyliły się lekko, a w progu stanął wysoki chyba na dwa metry i niezwykle otyły mężczyzna o krótko przystrzyżonych czarnych włosach i gęstej brodzie z zaplecionymi na niej warkoczykami. Ubrany był w skórzaną tunikę, opinającą ciasno wielki brzuch, lniane spodnie i ciężkie buciory. Wzrok jego był dziki, a wąskie usta wiecznie wygięte w grymas. Spiczaste uszy były poprzekłuwane dziesiątkami metalowych kółeczek.
- Panie! - mężczyzna skłonił się w pas, bijąc się w pierś z szacunkiem.
- Czego chcesz, Paelisie? - spytał cierpkim tonem Falen, mierząc Zdrajcę spojrzeniem pełnym wyższości. Przybrany syn Wespazjana nigdy nie zawracał sobie głowy takimi błahostkami, jak uprzejme zwracanie się do podwładnych, czy traktowanie ich... po ludzku? Falen bowiem wychodził z założenia, że nie ma co tracić czasu na takie bzdety. Przecież nie bez powodu jest się ponad nimi, czyż nie? Ma nimi rządzić, a nie głaskać ich po tych pustych głowach. Tak więc Falen pomiatał nimi jak chciał; miły potrafił być ewentualnie tylko wobec pięknych kobiet - czy to arystokratek, czy choćby zwykłych służących - ale to i też nie zawsze, tylko do czasu, dopóki nie dostanie od nich tego, czego chce.
- Wasza Wysokość, pewna kobieta nalega na spotkanie z tobą - powiedział Paelis, prostując się. Jego kaprawe oczka lśniły ekscytacją, ale i pewnym lękiem, raczej nie spotykanym u osoby o tak barbarzyńskim i brutalnym charakterze, jak on.
- Powiedz jej, że dziś nie udzielam audiencji. Każ przyjść innym razem - odparł Falen bez większego zainteresowania. Głowa państwa zawsze miała do czynienia z wieloma interesantami, przychodzącymi doń ufnie z nadzieję, iż król ulituje się nad nimi i polepszy ich los. Choć na Karanirze formalnie trwało bezkrólewie, to Falena traktowali jako najważniejszą osobę w kraju, czy popierali go czy też nie. Albowiem kto jest panem w Alamer, ten jest panem całej Karaniry. Tak jak za czasów Wespazjana, jego ojca i dziadka przychodzący poddani naprawdę mieli szansę na wysłuchanie swym próśb, tak teraz... Zdrajca mało kiedy raczył pozytywnie rozpatrzeć ich wnioski. Przeważnie odtrącał znaczną większość z nich, nie wysłuchawszy ich nawet do końca. Czasem tylko decydował się okazać serce i w znikomy sposób pomóc, ale takie dni naprawdę były rzadkością. Lecz niestety jeśli propagandowy plan Seviana, przedstawiający Falena poddanym jako dobrotliwego i troskliwego władcę (choć ten obraz nijak miał się do prawdziwego oblicza Dimidiama), przybrany syn Wespazjana musiał zmienić trochę swoje podejście. Ale to od jutra, dziś jeszcze po staremu odprawi tę wieśniaczkę z niczym.
- Ale Panie... tej kobiety nie można tak po prostu wyprosić... - napomknął niepewnie Paelis, świadomy, że za ociąganie się z wykonaniem "pańskiego" rozkazu może spotkać go chłosta.
- No popatrz, a czyż nie właśnie to zrobiłem? - odrzekł Falen, zadzierając wysoko czarne brwi. Księżę przeciągnął się leniwie w miejscu. Następnie zabrał się za zwijanie sporządzonej listy w rulonik i upchnął ją do kieszeni szaty. - Naucz się, Paelisie, iż to ja decyduję co mi wolno, a czego nie. Tylko i wyłącznie ja, a nie jakieś babsko, które cała życie w domu spędziło.
- Ale... Zaufaj mi, książę, to naprawę nie byle kto... To jest... - podjął kolejna próbę przekonania go, a na jego czole wystąpiły świadczące o narastającym zdenerwowaniu kropelki potu. Zanim jednak zdążył dokończyć, drzwi za nim rozwarły się na oścież z wielkim hukiem.
- Och, doprawdy, długo jeszcze mam czekać? - w progu komnaty stanęła szczupła i wysoka kobieta, odziana w powłóczystą, srebrną suknię z lśniącego materiału. Stopy miała bose, pokryte w części czymś, co przypominało białe łuski. Podobne łuski można było dostrzec na jej dłoniach, wystających z długich i rozkloszowanych rękawów, na szyi i na krańcach bladych jak u porcelanowej lalki policzkach. Usta nowo przybyłej miały sercowaty kształt, a barwę intensywnie czerwoną, przywodzącą na myśl świeżą krew. Oczy jej, okolone długimi srebrzystymi rzęsami, były całkowicie czarne, z białkami włącznie. Mogła wydawać się ślepa, lecz to tylko mylne złudzenie. Widziała bowiem o wiele więcej niż zwykły śmiertelnik czy nawet elf. Długie i złociste jak słoneczne promienie włosy kobiety były z tyłu głowy związane w mały koczek, w którym miał początek długi falowany kucyk. Przykryte częściowo zostały białą jak śnieg jedwabną chustą, opadającą na plecy i ramiona. Jej długą szyję zwieńczono kryształowym wisiorkiem, przypominającym kształtem nieco cztery przeplatające się wzajemnie okręgi [spójrz: kursor]. Tajemnicza przybyszka była naprawdę piękna, ale i przerażająca jednocześnie. Kobieta roztaczała wokół siebie aurę lodowatego chłodu i płomiennej nieprzewidywalności. Emanowała białą poświatą, świeciła niczym gwiazda, która zstąpiła na ziemię z nieboskłonu. W sumie to nawet po części była prawda. W jej żyłach płynęła niebiańska krew.
Na jej widok Falenowi odjęło mowę. Książę nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.
- Odejdź, Paelisie, synu Peihella - powiedziała zadziwiająco ostro, choć jej głos barwę miał przecież tak łagodną. Mężczyzna popatrzył na nią chwilę osłupiały, widocznie zachodząc w głowę, skąd zna jego imię, ale posłusznie wykonał polecenie Pani.
- Ty jesteś... - kiedy Falen zdołał w końcu wykrztusić z siebie te dwa na krzyż słowa, ona mu przerwała.
- Tak, Falenie Selearze, trzeci tego imienia synu Kardena Seleara - jej głos, choć w dalszym ciągu spokojny i melodyjny, przywodził teraz paradoksalnie na myśl tłuczone szkło. - Nazywam się Orisama i jestem jedną Pięciu Wyroczni, którym pod opiekę Pan nasz - Księżyc - i Pani nasza - Słońce - poleciły nam Archipelag - przedstawiła się, podchodząc do niego bliżej. Jej stopy zdawały się nie dotykać ziemi, gdy po niej stąpała.
- Wiem, kim jesteś - odparł, otrząsając się w końcu z szoku, który zbił go na chwilę z tropu. Falen podniósł się z miejsca i wygładził ostentacyjnie czarno-zielony żupan, do którego przyczepiona była obszerna czarna peleryna. Jego lodowato niebieskie oczy przyglądały się Orisamie nieufnie i podejrzliwie, lecz także z podziwem i pewnego rodzaju szacunkiem. - Pytanie brzmi tylko, co cię tu sprowadza, Pani.
- Twój adoptowany brat, Cedric, postanowił mnie tu sprowadzić z dalekiego Triwendell.
- Cedric? A czego on chciał, jeśli wolno spytać - w jego głosie pobrzmiewało coś podobnego do pretensji.
- Uspokój się, młody Selearze. Zbyt wiele emocji jeszcze żadnemu z nas nigdy nie wyszło na dobre - skarciła go chłodno Orisama. - Nie licz, że ci powiem, o co mnie prosił. To nie twoja sprawa. Wystarczy ci tylko wiedzieć, że kiedy po trzech tygodniach w końcu dotarłam na Karanirę, okazało się, iż wszystko rozwiązało się samo, bez mojego udziału. Tak więc uznałam za zbyteczne nawiedzanie Auren, skoro moja pomoc nie jest już potrzebna jego mieszkańcom, i skierowałam się od razu do Alamer - powiedziała, przesuwając palcem po blacie biurka.
- Wciąż Wyrocznia nie odpowiedziała mi na moje pierwsze pytanie - upomniał się. Czarne oczy Orisamy natychmiast powędrowały na niego. Jej spojrzenie przyprawiało Zdrajcę o ciarki. Kiedy Wyrocznia na ciebie patrzyła, miało się wrażenie, że jej oczy przedzierają się przez twoją skórę i kości, aż do samego serca i duszy, lecz wytrzymał to spojrzenie.
- Przybyłam tu, aby oddać hołd naszej Szeherezadzie - odparła z powagą, prostując się.
- Szeherezada umarła wiele lat temu. Jeśli myślisz, że znajdziesz w moim domu jej bielące się kości, jesteś w błędzie, o Orisamo - głos Falena stał się prześmiewczy, a kąciki jego ust powędrowały ku górze, tworząc szyderczy uśmiech.
Ku wyjaśnieniu - mianem Szeherezady określało się każde kolejne wcielenie pierwszej i najwyższej Wyroczni, prawowitej Królowej całego Archipelagu, czegoś na kształt bóstwa. Szeherezada odradza się co parę lat, gdy jej poprzednie wcielenie obumarło, lecz od jakiś trzystu lat nie odrodziła się jeszcze ani razu. Dlatego właśnie dla wielu młodych, nie pamiętający jej ostatniego wcielenia, w tym i Falena, stała się ona mitem. Kimś legendarnym, kto kiedyś może i stąpał po tej ziemi, lecz już odszedł bezpowrotnie.
- Mylisz się, Selearze. Po przeszło trzech wiekach Szeherezada powróciła na nasz Archipelag. Ja i moje siostry Wyrocznie czujemy to. Czujemy, jak nas wzywa jej moc, choć ona sama nie jest jeszcze jej świadoma - słowa Orisamy pobrzmiewały w komnacie księcia echem. Falen dalej wydawał się być nie do końca przekonany.
- Z całym szacunkiem, ale nie sądzę, abym był tak głupi czy też ślepy, by nie zauważyć, że pod moim dachem schronienie ma bóstwo - odrzekł, krzyżując ręce na piersi.
- Nie sądzę, że jesteś głupi czy ślepy, lecz że jesteś ignorantem, takim samym jak twój ojciec - zagrzmiała Orisama, mrużąc powieki.
- To mi pociecha - mruknął z irytacją Zdrajca, wywracając oczami.- Tak czy inaczej, pod moim dachem nie ukrywa się żadna Szeherezada. Ani uśpiona, ani przebudzona - dodał ze złośliwym uśmieszkiem. - Jeśli to wszystko, to muszę cię, o Pani, rozczarować. Nic ciekawego tu już nie znajdziesz, więc spokojnie możesz wracać do swojego Triwendell, czy skąd tam pochodzisz - dodał na koniec, okrążając biurko i podchodząc do niej bliżej, tak że teraz dzieliło ich od siebie tylko kilka centymetrów.
- Jesteś bardzo pewny siebie, Selearze - zauważyła chłodno kobieta, świdrując go swymi czarnymi oczami. Większość z zamieszkujących Archipelag stworzeń czuło wobec niej respekt i miało świadomość jej wyższości. Kłaniali jej się zarówno młodzi, jak i starzy, elfy i zwierzęta, a syreny, nimfy i driady wygrywały na jej cześć swe pieśni. Lecz Falen był inny. Nie miał zamiaru chylić przed nią czoła, choć Orisama była być może bytem bardziej wiekowym niż jego pradziad, a nawet starszym. Niewykluczone, iż pamiętała czasy samego Imeny, który dał początek tej dynastii. Była też od niego znacznie potężniejsza. Jednakże nie sprawiało to na nim najmniejszego wrażenia. - I to cię właśnie zgubi. Pamiętaj, kiedy ma się oczy zasłonięte pychą, nigdy nie będą w stanie dostrzec zagrożenia. Zobaczysz, kiedyś twoje zadufanie wpędzi cię do grobu.
- Mam to potraktować jako przepowiednię czy jedną z tych cennych ludowych mądrości, które są warte mniej więcej tyle, ile ziarenko piasku na wielkie pustyni sameryckiej*? - spytał drwiąco, splatając palce za plecami.
- Nie dość, że pyszny, to jeszcze bezczelny - jej oczy zalśniły groźnie. - Nie dziwę się wielkiej Szeherezadzie, że potrzeba było siły i podstępu, aby zmusić ją do zostania z tobą.
- Tyle podstępów w swoim życiu uknułem, że zdążyłem już stracić rachubę. Jakby Jaśnie Pani raczyła wyrażać się jaśniej, byłbym bardzo wdzięczny, ponieważ zaczyna męczyć mnie już ta rozmowa.
- Mówię o młodym jeszcze dziewczęciu, które, doprawdy nie wiem za co, los pokarał takim Imevit jak ty - odparła z nutą jadowitości w głosie.
- Co takiego? - Falen otworzył szeroko oczy ze zdumienia. - Że niby Wiktoria? Nie... Nie, to niemożliwe.
- Wiesz jaką nikczemnością jest zarzucanie Córce Gwiazd kłamstwa? Zwłaszcza wiedząc, iż przez nasze usta nigdy nie mogłoby przejść fałszywe świadectwo?
- Popełniłem w życiu już zbyt wiele zbrodni, a moje ręce splamiła zbyt wielka ilość krwi, by przejmować się takimi "nikczemnościami", Pani. To jednakże nie zmienia faktu, że nie uwierzę, że to w Wiktorii odrodziła się Najwyższa - zaoponował stanowczo, przybierając na powrót lodowatą maskę, niewyrażającą emocji. - Zakładając oczywiście, że mit o Szeherezadzie jest prawdziwy.
- Oczywiście, że jest! Poza tym, czyżbyś zapomniał, że Szeherezada nigdy nie wywyższała żadnej z ras? Nigdy nie kładła na szali jednej ponad drugą? Jeśli taka była wola Najwyższej, mogła odrodzić się nawet w zwykłej, zdawałoby się, śmiertelniczce.
- Nie chodzi już o samo jej pochodzenie, lecz bardziej o to, że jest ona po prostu zbyt słaba. Psychicznie i fizycznie. Nawet nie zauważyłaby, kiedy ktoś wbiłby jej nóż w plecy. Nie potrafiła obronić się przed Flinem, kiedy ten chciał ją zgwałcić. Niewiele też trzeba, żeby złamać jej ducha. Wystarczy powiedzieć parę słów, które uderzą w czuły punkt, pozbawić na trochę wolności i już jest jak cień człowieka - głos Falena zdawał się być lekki i beztroski, choć tak naprawdę kryło się pod nim wielkie napięcie, które, rzecz jasna, Orisama wyczuła od razu. Naprawdę nie łatwo oszukać Wyrocznię... Wie, że łgarz, nawet jeszcze przed tym, nim wypowiesz zaplanowane kłamstwo na głos. - Nie, ona na pewno nie jest Szeherezadą. Ktoś taki nie może być Najwyższą.
- Znów wychodzi na wierzch twa ignorancja - odparła pogardliwie Orisama. Dłoń kobiety mimowolnie powędrowała do spoczywającego na jej piersi wisiorka, który pod wpływem dotyku rozjarzyła się oślepiającą bielą, przed którą Falen musiał mrużyć oczy. Jednak równie szybko jak się rozpaliło, światło to zgasło, a ona zabrała rękę.- Twoje elfie oczy nigdy nie dostrzegą tego, co widzi serce Wyroczni, a moje serce widzi w niej Najwyższą. Czasami to osoby, które mamy za najsłabsze ogniwo, kryją w sobie największą siłę, która tylko czeka, aby się ujawnić. Bo chyba nie sądziłeś, iż ona i jej brat trafili na Karanirę przypadkiem. Czyżbyś nie słyszał o przepowiedni alamerskiej?
- Oczywiście, że słyszałem o niej - odburknął Falen, przyglądając się spoglądającej za okno Orisamie. W świetle słonecznych promieni zdawała się być jeszcze piękniejsza. - Sam nawet powiedziałem o niej Wiktorii.
I książę, i Wyrocznia wiedzieli, iż to nie do końca była prawda. Przecież Falen nie uświadomił jej tak ot tak, ale raczej zadbał, by sama ją przeczytała, położył książkę z przepowiednią tak, by dostała się ona w ręce dziewczyny. A to wszystko po to, by zasiać w jej sercu ziarno niepewności i nieufności wobec Cedrica, który nie raczył jej o owej przepowiedni poinformować. Jednakże Orisama nie miała zamiaru tracić czasu na zbaczanie z tematu. Przybyła tu bowiem przecież w jednym celu. Pokłonić się swojej Szeherezadzie, a nie, by wdawać się w jałowe spory z jej Imevit.
- Wiktoria przybyła na Archipelag, gdyż taka była wola Pana i Pani na nieboskłonie. Ona jest Szeherezadą. Jest Najwyższą, a ty jesteś zbyt wielkim niedowiarkiem, by przyjąć do wiadomości, że pewnego dnia to ona zaprowadzi tu nowy porządek. Eryk natomiast, brat jej, narodził się, aby ją bronić. W dzień, w którym przebudzi się drzemiąca w dziewczynie moc, i w nim odezwie się moc. Przecież byle kto nie mógłby zostać mianowanym stróżem Chodzącej Światłości.
Falen zacisnął zęby i nic nie odpowiedział. Nie mógł w to wszystko uwierzyć, potrzebował trochę czasu, by to wszystko na spokojnie przetworzyć sobie w głowie. Niespecjalnie podobała mu się też myśl, iż, jeśli to wszystko prawda, Wiktoria jest kimś znacznie ważniejszym od niego, znacznie potężniejszym. Szeherezada posiada moc po stokroć większa niż czyjakolwiek inna. Z je potęgą może się równać tylko Amateis, bóstwo ciemności, cierpienia, zdrady i śmierci, będąca całkowitym przeciwieństwem Najwyższej. Szeherezada bowiem jest światłością, jest dobrem i miłością, a także życiem, choć w razie potrzeby, i zabić może, w przeciwieństwie do swoich mniejszych sióstr. Tego właśnie obawiał się Falen. Przecież jeśli w dziewczynie przebudzi się siła, z której nauczy się niedługo po tym korzystać, będzie wystarczyć jedno jej słowo, by zadać mu śmiertelny cios. Jedno słowo, a spłonie, przestanie oddychać, jego serce się zatrzyma czy zakończy swój żywot w jakikolwiek inny sposób. Dopiero teraz, po raz pierwszy od dawna, Dimidiam zaczął się obawiać o siebie. Karyci mając ją po swojej stronie na pewno zrobią z niej użytek, a wtedy zetrą wszystkich Zdrajców na proch. Zaraz jednak na myśl przyszła mu inna sprawa. Jeśli Wiktoria dostanie się w ręce Przymierza, może to oznaczać dla koniec dla niego i dla wszystkich Wyklętych, jednakże, jeśli wpadnie ona w szpony Unii Kardeńskiej, to ją spotka koniec. Albowiem skoro Szeherezada jest życiem, może takowe życie przywrócić komuś, kto już dawno je stracił. A kogo Zdrajcy chcieliby sprowadzić z powrotem? Odpowiedz była prosta. Kardena. Kardena Seleara, znanego szerzej jako Karden Upadły. Z jednej strony sprowadzenie twórcy ideologii przez nich wyznawanej byłoby dla niego i reszty Wyklętych wielką szansą. Pomijając już fakt, że Falen chciałby poznać ojca, którego śladami podążał jeszcze za czasów, gdy miał go jedynie za wuja. Niestety, jak to często w życiu bywa, nie wszystko było takie proste. Powszechnie wiadomo z historii, że znaczna część spośród poprzednich wcieleń Szeherezady straciła życie przez próbę wskrzeszenia. Wiele było przypadków, w których ich ciała nie wytrzymywały wydzielającej się przy tym rytualne energii, która ostatecznie rozsadzała je od środka, powodując jej zgon. A na to Falen nie mógł pozwolić. Chciał odzyskać ojca, ale... nie kosztem życia Wiktorii .Jeśli miała być ona bezpieczna, żaden, absolutnie żaden Zdrajca nie mógł się o niej dowiedzieć. Przeznaczenie Wiktorii powinno pozostać tajemnicą tak długo, jak to tylko możliwe. Najlepiej żeby nawet ona sama póki co nie wiedziała. Zawsze istniało przecież ryzyko, iż któryś z elfów odczytałby prawdę z jej myśli, a wtedy... życie dziewczyny zawisłoby na włosku.
- Nie dopuszczę cię do niej - powiedział po chwili Falen, zdobywając się na najwyższą powagę. Jego ciało było napięte, a słowa ostrożnie cedzone przez zęby.
- Jak śmiesz mi się przeciwstawiać? - głos Orisamy brzmiał ostro i wrogo. Odwróciła się od okna, by móc sztyletować go spojrzeniem czarnych jak dwa moriony oczu. - Jak śmiesz stawać mi na drodze do niej?
- Normalnie. Nie możesz do niej iść, ani o niczym jej mówić. Nikomu innemu także. To o czym rozmawialiśmy w tym pokoju ma nie opuścić jego ścian.
- Nie masz prawa mi niczego zabronić. Jestem twoją Wyrocznią.
- Wyrocznią może tak, ale z całą pewnością nie moją Panią - odparł, podchodząc do niej bliżej. Jego spojrzenie było nieprzejednane, a postawa zdradzała wielkie napięcie.Jednakże i tak mniejsze od determinacji, którą teraz czuł. - Obiecaj, że nikomu nie powiesz o tym, że ona jest Szeherezadą. Obiecaj - zażądał od Orisamy, świadom, iż słowo Wyroczni jest jedną z największych świętości tego świata. Jeśli któraś z Córek Gwiazd nie dotrzymałaby danego słowa, umarłaby potępiona przez nie.
- Nie mogę tego zrobić - odparła stanowczo, wytrzymując jego spojrzenie. - Lud powinien wiedzieć, kto jest jego Panią, kto jest prawowitą Królową Archipelagu. Mają prawo wiedzieć, do kogo uciekać się o pomoc.
- Nie mają żadnych praw. Nic nie muszą. .Ale ty owszem. Obiecaj. Obiecaj, że nikt się o niej nie dowie z twoich ust - zażądał gwałtowniej, z coraz większym trudem starając się zapanować nad sobą. - Czy ty nie rozumiesz, że Zdrajcy wykorzystają ją do wskrzeszenia Kardena? To ją zabije! Jest zbyt słaba... Na pewno nie dałaby rady.
- Zdumiewasz mnie, Selearze - oznajmiła Orisama, a jej, zdawałoby się, niewidzące oczy rozbłysły nagle jakąś dziwną emocją, której nie potrafił zinterpretować. - Mogłabym sądzić, że tobie, jako Zdrajcy i synowi Upadłego, najbardziej będzie zależeć na przywróceniu go.
- Zależy, ale nie za taką cenę - warknął Falen już znacznie głośniej. - Obiecaj. Obiecaj, że będziesz strzegła jej tajemnicy!
- Nie muszę przed tobą niczego przysięgać - syknęła gniewnie, wpatrując się w niego z nieskrywaną pogardą i gniewem. - Lud ma prawo wiedzieć, komu podlega!
- Chcesz wiedzieć komu podlega? Mi! Wszyscy oni należą do mnie! To ja wyznaczam prawo w moim kraju - syknął. - Próbowałem z tobą porozumieć się po dobroci, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Nie pozwolę wykorzystać jej w taki sposób, tylko dlatego bo ty, Wyrocznio od siedmiu boleści, ubzdurałaś coś sobie. Nie pozwolę jej umrzeć przez coś tak niepotrzebnego.
- Och wierzę. Pytanie tylko, co zamierzasz zrobić, by mnie przekonać - pewna siebie rzuciła mu wyzwanie, nie spodziewając się nawet, iż Falen na nie odpowie. To prawda, Wyrocznie widziały przyszłość, ale nie całą. Wiele rzeczy im umykało. Prawdziwą wiedzę na temat tego co było, jest i będzie posiadały tylko Słońce i Księżyc oraz po części ich córka nazywana Szeherezadą, na cześć pierwszego swojego wcielenia, które nosiło te właśnie imię, oraz jej bliźniacza siostra Amateis.
- Właśnie to - odparł niemal szeptem Falen, z jadowitą nutą w głosie. W jego pozornie niewinnych, błękitnych oczach malowała się wielka brutalność i gwałtowność. Książę chwycił Orisamę za szyję i mocno ścisnął, świadomy, iż nie może ona swymi czarami wyrządzić mu jakiejkolwiek krzywdy. Wyrocznia szarpała się, próbując poluzować palcami jego uścisk, aby móc złapać choć trochę tlenu. Gdyby tylko znajdowali się na otwartej przestrzeni... Mogłaby użyć przeciwko niemu natury - poruszyć wodę, napuścić na niego ogień, poszczuć nań drzewne korzenie czy przywołać wichurę, która zmiecie go z powierzchni ziemi, lecz teraz nie miała takiej możliwości. W pobliżu nie było wody ani żadnych roślin, w kominku ogień nie rozpalono ognia, a wichury nie przywoła takim pomieszczeniu. Chociaż dużych rozmiarów, mimo wszystko było zbyt ciasne na takie czary. Razem z Falenem, i ona mogłaby zostać przez porwana przez przywołany wiatr, a wtedy skończyłoby się tragicznie dla nich obojga. - Przysięgniesz albo cię zabiję. Wybieraj. No dalej!
- Przy-przysiegam - wydusiła w końcu niemalże na bezdechu, z trudem łapiąc choć niewielki haust powietrza. Nie chciała umierać, więc nie miała innego wyjścia. W jej sercu zapałała nienawiść. Żałowała, że nie ma mocy Najwyższej lub Amateis, by samemu go zabić.
- Nareszcie - warknął Falen, wypuszczając ją. Kobieta zachwiała się i upadła mocno na ziemię. Księżę przestąpił leżącą Wyrocznię, tak przez niego poniżoną, i podszedł do drzwi, w które ktoś uderzał od paru momentów z drugiej strony. I nie, to nie była Saphria. Chodziło o drzwi główne do gabinetu, a nie poboczne do saloniku, w którymi ją zamknął.
- Spotka cię za to kara, zobaczysz - warknęła Orisama, tracąc do reszty swe opanowanie. Kobieta zaczęła zbierać się niezdarnie z ziemi. Chusta opadła z jej włosów, odsłaniając coś na szczycie jej głowy, przypominające małe złociste różki.
- Nie boję się jej. Osiągnąłem co chciałem i tylko to się liczy - odparował chłodno, spoglądając na nią z wyższością i szyderstwem wypisanym na twarzy.
- Zdajesz sobie sprawę, jak okrutnie ukarałby cię Wszechświat za zabicie Wyroczni?! - spytała rozgniewana, nakładając z powrotem chustę.
Falen uśmiechnął się tylko półgębkiem i dodał, już całkowicie spokojnie:
- I tak spłonę w czeluściach Hathorem. Jedno potępienie w tę czy w tamtą nie robi mi już różnicy - otworzył drzwi. Ku jego zdumieniu w progu ujrzał małego chłopca, stojącego chwiejnie na nóżkach. Widocznie musiał podpierać się o drzwi, bo kiedy tylko Falen je otworzył, czarnowłosy maluch poleciał od razu do przodu i upadł na kolana, podpierając się rączkami.
- Tata - powiedział mało wyraźnie Navi, spoglądając na ojca wesoło swoimi granatowo-złotymi oczami. On i Meridiane rozwijali się bez zarzutów. Tydzień temu zaczęli stawiać swoje pierwsze kroczki, a ostatnio składać proste wyrazy, takie jak "tata" i "mama". Mały książę szybko i uroczo niezdarnie pozbierał się z ziemi, by wykonać kilka kroków do przodu i przytulić się do ojcowskich nóg, gdyż wyżej nie dosięgał. - Tata!
- Mały, co ty tu robisz? Którego nieodpowiedzialnego elfa mam zwolnić za niedopilnowanie cię? Mogłeś sobie zrobić krzywdę, sam wałęsając się po Alamer! - powiedział, zapominając natychmiast o Orisamie, i biorąc synka na ręce. Choć dla całego świata Falen był okrutny, naprawdę kochał Naviela i jego siostrę. Choć na początku miał cichą nadzieję, że Temida poroni, tak teraz cieszył się, że tak się nie stało. Rzadko to okazywał, ale naprawdę ich kochał. Na swój zawiły i pokręcony sposób, ale zawsze to jednak była miłość.
- Tata - powtórzył jeszcze raz, oplatając małe rączki wokół ojcowskiej szyi i przytulając się doń mocno. Falen pocałował syna delikatnie w głowę i pogładził po plecach.
- Urocze dziecko - powiedziała spokojnie Orisama, zachodząc Falena od tyłu. - Szkoda by było, gdyby coś mu się stało... - dodała jadowicie, przesuwając delikatnie dłonią po zarumienionym policzku małego księcia.
- O czym ty znowu mówisz? - rzucił szorstko Falen, spoglądając na kobietę groźnie.
- Zależy ci na nim, prawda? - ciągnęła, tak jakby w ogóle go nie usłyszała. Zabrała rękę i przeniosła spojrzenie z syna na ojca. - Jaka więc szkoda, że nie dane ci będzie zobaczyć, jak mały dorasta... - zacmokała, kręcąc głową. Po chwili dodała coś do dziecka w języku, którego Falen nie rozumiał, co było dziwne, gdyż przecież elfy znały wszystkie języki. Widocznie wszystkie prócz tego. Navi spojrzał na Orisamę wielkimi oczami, które momentalnie napełniły się łzami. Mały zaczął płakać, przestraszony odwracając od niej główkę.
- Coś ty mu powiedziała?! - zawarczał z wściekłością Falen, przytulając malca do siebie, by go trochę uspokoić.
- To co powiem i tobie - odparła, uśmiechając się z przerażającą zawiścią. - Poczekaj rok, może trochę dłużej, a twoim największym zmartwieniem nie będzie już to, czy uda ci się pokonać przybranego brata, lecz to, gdzie znaleźć taką maleńką trumienkę - ciągnęła z okrutną satysfakcją.
- Przestań łżeć, suko, bo inaczej...
- Bo co? - zakpiła z niego. - Udusisz mnie? Skrócisz o głowę? A może poprowadzisz na stryczek? Prawda jest taka, Selearze, że moja śmierć niczego tu nie zmieni. Nie zmieni JEGO przyszłości, nie zmieni losu Naviela. A jego losem jest śmierć, jeszcze jako dziecko. Zobaczysz, nadejdzie taki dzień, w którym Naviel spłonie od jednej z iskier rozpętanej przez ciebie pożogi. Poniesie śmierć za twoje błędy, choć sam nie zdąży jeszcze niczym zawinić.
Serce Falena zamarło, a mały nadal płakał. Nie, to nie mogła być prawda. Ta wiedźma na pewno mówiła to tylko w zemście, żeby odgryźć się za to, jak ją potraktował. Ale... nie.... to nie możliwe... choć jednak... Przecież Wyrocznie nie mogą kłamać. On sam o tym dobrze wiedział. Ale... Nie. To niemożliwe.
- Naviel nie umrze - odparł cierpko Falen, cedząc słowa nienawistnie. Jego serce, choć skamieniałe, ogarniała coraz większa trwoga. Navi i Meridiane byli jednymi z nielicznych osób, o które Zdrajca naprawdę się bał. - Alamer jest ściśle strzeżone. Nikt tu nie wejdzie ani stąd nie wyjdzie bez mojej zgody. Navi jest tu bezpieczny.
- Tu może tak, ale... przecież nadejdzie taki dzień, w którym opuści jego mury, czyż nie? - oczy kobiety zalśniły, jakby tylko na to czekała. Rozkoszowała się jego cierpieniem, które tak łatwo było odczytać z tych przerażonych bladych oczu.
Falen przymknął powieki. Dawno nie czuł takiej desperacji i równie bezsilnej trwogi. Kiedy w końcu zdołał ponownie zabrać głos, słowa z trudem przychodziły mu przez gardło.
- Masz trzy sekundy na opuszczenie mojego domu albo w przeciwnym razie zabiję cię i nie będzie mnie obchodzić, czy dziecko na to patrzy czy nie.
- Już się robi, Jaśnie Panie - zadrwiła z niego na odchodne, spoglądając na nich ostatni raz z mściwym rozbawieniem. Po chwili drzwi się za nią zatrzasnęły. Odeszła i oby już nie wracała.
- Ćśśś, już dobrze. Nie płacz - szepnął małemu do ucha, przytulając go mocniej. - Nie słuchaj jej. Mówi tak tylko z zemsty. Nic nie stanie się ani tobie, ani Meridiane, bo nigdy nie opuścicie murów Alamer. Przynajmniej dopóki nie będziecie w pełni dorośli. Nie pozwolę, żeby coś wam się stało - powtórzył. - Nie opuścicie Alamer.
_______________________________
* Pustynia samerycka to jedna z największych pustyń na Archipelagu. Znajduje się w Królestwie Gefebor, należącym d Unii.
** Hathorem - na Karanirze stanowi odpowiednik naszego piekła.
- Wasza Wysokość, pewna kobieta nalega na spotkanie z tobą - powiedział Paelis, prostując się. Jego kaprawe oczka lśniły ekscytacją, ale i pewnym lękiem, raczej nie spotykanym u osoby o tak barbarzyńskim i brutalnym charakterze, jak on.
- Powiedz jej, że dziś nie udzielam audiencji. Każ przyjść innym razem - odparł Falen bez większego zainteresowania. Głowa państwa zawsze miała do czynienia z wieloma interesantami, przychodzącymi doń ufnie z nadzieję, iż król ulituje się nad nimi i polepszy ich los. Choć na Karanirze formalnie trwało bezkrólewie, to Falena traktowali jako najważniejszą osobę w kraju, czy popierali go czy też nie. Albowiem kto jest panem w Alamer, ten jest panem całej Karaniry. Tak jak za czasów Wespazjana, jego ojca i dziadka przychodzący poddani naprawdę mieli szansę na wysłuchanie swym próśb, tak teraz... Zdrajca mało kiedy raczył pozytywnie rozpatrzeć ich wnioski. Przeważnie odtrącał znaczną większość z nich, nie wysłuchawszy ich nawet do końca. Czasem tylko decydował się okazać serce i w znikomy sposób pomóc, ale takie dni naprawdę były rzadkością. Lecz niestety jeśli propagandowy plan Seviana, przedstawiający Falena poddanym jako dobrotliwego i troskliwego władcę (choć ten obraz nijak miał się do prawdziwego oblicza Dimidiama), przybrany syn Wespazjana musiał zmienić trochę swoje podejście. Ale to od jutra, dziś jeszcze po staremu odprawi tę wieśniaczkę z niczym.
- Ale Panie... tej kobiety nie można tak po prostu wyprosić... - napomknął niepewnie Paelis, świadomy, że za ociąganie się z wykonaniem "pańskiego" rozkazu może spotkać go chłosta.
- No popatrz, a czyż nie właśnie to zrobiłem? - odrzekł Falen, zadzierając wysoko czarne brwi. Księżę przeciągnął się leniwie w miejscu. Następnie zabrał się za zwijanie sporządzonej listy w rulonik i upchnął ją do kieszeni szaty. - Naucz się, Paelisie, iż to ja decyduję co mi wolno, a czego nie. Tylko i wyłącznie ja, a nie jakieś babsko, które cała życie w domu spędziło.
- Ale... Zaufaj mi, książę, to naprawę nie byle kto... To jest... - podjął kolejna próbę przekonania go, a na jego czole wystąpiły świadczące o narastającym zdenerwowaniu kropelki potu. Zanim jednak zdążył dokończyć, drzwi za nim rozwarły się na oścież z wielkim hukiem.
- Och, doprawdy, długo jeszcze mam czekać? - w progu komnaty stanęła szczupła i wysoka kobieta, odziana w powłóczystą, srebrną suknię z lśniącego materiału. Stopy miała bose, pokryte w części czymś, co przypominało białe łuski. Podobne łuski można było dostrzec na jej dłoniach, wystających z długich i rozkloszowanych rękawów, na szyi i na krańcach bladych jak u porcelanowej lalki policzkach. Usta nowo przybyłej miały sercowaty kształt, a barwę intensywnie czerwoną, przywodzącą na myśl świeżą krew. Oczy jej, okolone długimi srebrzystymi rzęsami, były całkowicie czarne, z białkami włącznie. Mogła wydawać się ślepa, lecz to tylko mylne złudzenie. Widziała bowiem o wiele więcej niż zwykły śmiertelnik czy nawet elf. Długie i złociste jak słoneczne promienie włosy kobiety były z tyłu głowy związane w mały koczek, w którym miał początek długi falowany kucyk. Przykryte częściowo zostały białą jak śnieg jedwabną chustą, opadającą na plecy i ramiona. Jej długą szyję zwieńczono kryształowym wisiorkiem, przypominającym kształtem nieco cztery przeplatające się wzajemnie okręgi [spójrz: kursor]. Tajemnicza przybyszka była naprawdę piękna, ale i przerażająca jednocześnie. Kobieta roztaczała wokół siebie aurę lodowatego chłodu i płomiennej nieprzewidywalności. Emanowała białą poświatą, świeciła niczym gwiazda, która zstąpiła na ziemię z nieboskłonu. W sumie to nawet po części była prawda. W jej żyłach płynęła niebiańska krew.
Na jej widok Falenowi odjęło mowę. Książę nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.
- Odejdź, Paelisie, synu Peihella - powiedziała zadziwiająco ostro, choć jej głos barwę miał przecież tak łagodną. Mężczyzna popatrzył na nią chwilę osłupiały, widocznie zachodząc w głowę, skąd zna jego imię, ale posłusznie wykonał polecenie Pani.
- Ty jesteś... - kiedy Falen zdołał w końcu wykrztusić z siebie te dwa na krzyż słowa, ona mu przerwała.
- Tak, Falenie Selearze, trzeci tego imienia synu Kardena Seleara - jej głos, choć w dalszym ciągu spokojny i melodyjny, przywodził teraz paradoksalnie na myśl tłuczone szkło. - Nazywam się Orisama i jestem jedną Pięciu Wyroczni, którym pod opiekę Pan nasz - Księżyc - i Pani nasza - Słońce - poleciły nam Archipelag - przedstawiła się, podchodząc do niego bliżej. Jej stopy zdawały się nie dotykać ziemi, gdy po niej stąpała.
- Wiem, kim jesteś - odparł, otrząsając się w końcu z szoku, który zbił go na chwilę z tropu. Falen podniósł się z miejsca i wygładził ostentacyjnie czarno-zielony żupan, do którego przyczepiona była obszerna czarna peleryna. Jego lodowato niebieskie oczy przyglądały się Orisamie nieufnie i podejrzliwie, lecz także z podziwem i pewnego rodzaju szacunkiem. - Pytanie brzmi tylko, co cię tu sprowadza, Pani.
- Twój adoptowany brat, Cedric, postanowił mnie tu sprowadzić z dalekiego Triwendell.
- Cedric? A czego on chciał, jeśli wolno spytać - w jego głosie pobrzmiewało coś podobnego do pretensji.
- Uspokój się, młody Selearze. Zbyt wiele emocji jeszcze żadnemu z nas nigdy nie wyszło na dobre - skarciła go chłodno Orisama. - Nie licz, że ci powiem, o co mnie prosił. To nie twoja sprawa. Wystarczy ci tylko wiedzieć, że kiedy po trzech tygodniach w końcu dotarłam na Karanirę, okazało się, iż wszystko rozwiązało się samo, bez mojego udziału. Tak więc uznałam za zbyteczne nawiedzanie Auren, skoro moja pomoc nie jest już potrzebna jego mieszkańcom, i skierowałam się od razu do Alamer - powiedziała, przesuwając palcem po blacie biurka.
- Wciąż Wyrocznia nie odpowiedziała mi na moje pierwsze pytanie - upomniał się. Czarne oczy Orisamy natychmiast powędrowały na niego. Jej spojrzenie przyprawiało Zdrajcę o ciarki. Kiedy Wyrocznia na ciebie patrzyła, miało się wrażenie, że jej oczy przedzierają się przez twoją skórę i kości, aż do samego serca i duszy, lecz wytrzymał to spojrzenie.
- Przybyłam tu, aby oddać hołd naszej Szeherezadzie - odparła z powagą, prostując się.
- Szeherezada umarła wiele lat temu. Jeśli myślisz, że znajdziesz w moim domu jej bielące się kości, jesteś w błędzie, o Orisamo - głos Falena stał się prześmiewczy, a kąciki jego ust powędrowały ku górze, tworząc szyderczy uśmiech.
Ku wyjaśnieniu - mianem Szeherezady określało się każde kolejne wcielenie pierwszej i najwyższej Wyroczni, prawowitej Królowej całego Archipelagu, czegoś na kształt bóstwa. Szeherezada odradza się co parę lat, gdy jej poprzednie wcielenie obumarło, lecz od jakiś trzystu lat nie odrodziła się jeszcze ani razu. Dlatego właśnie dla wielu młodych, nie pamiętający jej ostatniego wcielenia, w tym i Falena, stała się ona mitem. Kimś legendarnym, kto kiedyś może i stąpał po tej ziemi, lecz już odszedł bezpowrotnie.
- Mylisz się, Selearze. Po przeszło trzech wiekach Szeherezada powróciła na nasz Archipelag. Ja i moje siostry Wyrocznie czujemy to. Czujemy, jak nas wzywa jej moc, choć ona sama nie jest jeszcze jej świadoma - słowa Orisamy pobrzmiewały w komnacie księcia echem. Falen dalej wydawał się być nie do końca przekonany.
- Z całym szacunkiem, ale nie sądzę, abym był tak głupi czy też ślepy, by nie zauważyć, że pod moim dachem schronienie ma bóstwo - odrzekł, krzyżując ręce na piersi.
- Nie sądzę, że jesteś głupi czy ślepy, lecz że jesteś ignorantem, takim samym jak twój ojciec - zagrzmiała Orisama, mrużąc powieki.
- To mi pociecha - mruknął z irytacją Zdrajca, wywracając oczami.- Tak czy inaczej, pod moim dachem nie ukrywa się żadna Szeherezada. Ani uśpiona, ani przebudzona - dodał ze złośliwym uśmieszkiem. - Jeśli to wszystko, to muszę cię, o Pani, rozczarować. Nic ciekawego tu już nie znajdziesz, więc spokojnie możesz wracać do swojego Triwendell, czy skąd tam pochodzisz - dodał na koniec, okrążając biurko i podchodząc do niej bliżej, tak że teraz dzieliło ich od siebie tylko kilka centymetrów.
- Jesteś bardzo pewny siebie, Selearze - zauważyła chłodno kobieta, świdrując go swymi czarnymi oczami. Większość z zamieszkujących Archipelag stworzeń czuło wobec niej respekt i miało świadomość jej wyższości. Kłaniali jej się zarówno młodzi, jak i starzy, elfy i zwierzęta, a syreny, nimfy i driady wygrywały na jej cześć swe pieśni. Lecz Falen był inny. Nie miał zamiaru chylić przed nią czoła, choć Orisama była być może bytem bardziej wiekowym niż jego pradziad, a nawet starszym. Niewykluczone, iż pamiętała czasy samego Imeny, który dał początek tej dynastii. Była też od niego znacznie potężniejsza. Jednakże nie sprawiało to na nim najmniejszego wrażenia. - I to cię właśnie zgubi. Pamiętaj, kiedy ma się oczy zasłonięte pychą, nigdy nie będą w stanie dostrzec zagrożenia. Zobaczysz, kiedyś twoje zadufanie wpędzi cię do grobu.
- Mam to potraktować jako przepowiednię czy jedną z tych cennych ludowych mądrości, które są warte mniej więcej tyle, ile ziarenko piasku na wielkie pustyni sameryckiej*? - spytał drwiąco, splatając palce za plecami.
- Nie dość, że pyszny, to jeszcze bezczelny - jej oczy zalśniły groźnie. - Nie dziwę się wielkiej Szeherezadzie, że potrzeba było siły i podstępu, aby zmusić ją do zostania z tobą.
- Tyle podstępów w swoim życiu uknułem, że zdążyłem już stracić rachubę. Jakby Jaśnie Pani raczyła wyrażać się jaśniej, byłbym bardzo wdzięczny, ponieważ zaczyna męczyć mnie już ta rozmowa.
- Mówię o młodym jeszcze dziewczęciu, które, doprawdy nie wiem za co, los pokarał takim Imevit jak ty - odparła z nutą jadowitości w głosie.
- Co takiego? - Falen otworzył szeroko oczy ze zdumienia. - Że niby Wiktoria? Nie... Nie, to niemożliwe.
- Wiesz jaką nikczemnością jest zarzucanie Córce Gwiazd kłamstwa? Zwłaszcza wiedząc, iż przez nasze usta nigdy nie mogłoby przejść fałszywe świadectwo?
- Popełniłem w życiu już zbyt wiele zbrodni, a moje ręce splamiła zbyt wielka ilość krwi, by przejmować się takimi "nikczemnościami", Pani. To jednakże nie zmienia faktu, że nie uwierzę, że to w Wiktorii odrodziła się Najwyższa - zaoponował stanowczo, przybierając na powrót lodowatą maskę, niewyrażającą emocji. - Zakładając oczywiście, że mit o Szeherezadzie jest prawdziwy.
- Oczywiście, że jest! Poza tym, czyżbyś zapomniał, że Szeherezada nigdy nie wywyższała żadnej z ras? Nigdy nie kładła na szali jednej ponad drugą? Jeśli taka była wola Najwyższej, mogła odrodzić się nawet w zwykłej, zdawałoby się, śmiertelniczce.
- Nie chodzi już o samo jej pochodzenie, lecz bardziej o to, że jest ona po prostu zbyt słaba. Psychicznie i fizycznie. Nawet nie zauważyłaby, kiedy ktoś wbiłby jej nóż w plecy. Nie potrafiła obronić się przed Flinem, kiedy ten chciał ją zgwałcić. Niewiele też trzeba, żeby złamać jej ducha. Wystarczy powiedzieć parę słów, które uderzą w czuły punkt, pozbawić na trochę wolności i już jest jak cień człowieka - głos Falena zdawał się być lekki i beztroski, choć tak naprawdę kryło się pod nim wielkie napięcie, które, rzecz jasna, Orisama wyczuła od razu. Naprawdę nie łatwo oszukać Wyrocznię... Wie, że łgarz, nawet jeszcze przed tym, nim wypowiesz zaplanowane kłamstwo na głos. - Nie, ona na pewno nie jest Szeherezadą. Ktoś taki nie może być Najwyższą.
- Znów wychodzi na wierzch twa ignorancja - odparła pogardliwie Orisama. Dłoń kobiety mimowolnie powędrowała do spoczywającego na jej piersi wisiorka, który pod wpływem dotyku rozjarzyła się oślepiającą bielą, przed którą Falen musiał mrużyć oczy. Jednak równie szybko jak się rozpaliło, światło to zgasło, a ona zabrała rękę.- Twoje elfie oczy nigdy nie dostrzegą tego, co widzi serce Wyroczni, a moje serce widzi w niej Najwyższą. Czasami to osoby, które mamy za najsłabsze ogniwo, kryją w sobie największą siłę, która tylko czeka, aby się ujawnić. Bo chyba nie sądziłeś, iż ona i jej brat trafili na Karanirę przypadkiem. Czyżbyś nie słyszał o przepowiedni alamerskiej?
- Oczywiście, że słyszałem o niej - odburknął Falen, przyglądając się spoglądającej za okno Orisamie. W świetle słonecznych promieni zdawała się być jeszcze piękniejsza. - Sam nawet powiedziałem o niej Wiktorii.
I książę, i Wyrocznia wiedzieli, iż to nie do końca była prawda. Przecież Falen nie uświadomił jej tak ot tak, ale raczej zadbał, by sama ją przeczytała, położył książkę z przepowiednią tak, by dostała się ona w ręce dziewczyny. A to wszystko po to, by zasiać w jej sercu ziarno niepewności i nieufności wobec Cedrica, który nie raczył jej o owej przepowiedni poinformować. Jednakże Orisama nie miała zamiaru tracić czasu na zbaczanie z tematu. Przybyła tu bowiem przecież w jednym celu. Pokłonić się swojej Szeherezadzie, a nie, by wdawać się w jałowe spory z jej Imevit.
- Wiktoria przybyła na Archipelag, gdyż taka była wola Pana i Pani na nieboskłonie. Ona jest Szeherezadą. Jest Najwyższą, a ty jesteś zbyt wielkim niedowiarkiem, by przyjąć do wiadomości, że pewnego dnia to ona zaprowadzi tu nowy porządek. Eryk natomiast, brat jej, narodził się, aby ją bronić. W dzień, w którym przebudzi się drzemiąca w dziewczynie moc, i w nim odezwie się moc. Przecież byle kto nie mógłby zostać mianowanym stróżem Chodzącej Światłości.
Falen zacisnął zęby i nic nie odpowiedział. Nie mógł w to wszystko uwierzyć, potrzebował trochę czasu, by to wszystko na spokojnie przetworzyć sobie w głowie. Niespecjalnie podobała mu się też myśl, iż, jeśli to wszystko prawda, Wiktoria jest kimś znacznie ważniejszym od niego, znacznie potężniejszym. Szeherezada posiada moc po stokroć większa niż czyjakolwiek inna. Z je potęgą może się równać tylko Amateis, bóstwo ciemności, cierpienia, zdrady i śmierci, będąca całkowitym przeciwieństwem Najwyższej. Szeherezada bowiem jest światłością, jest dobrem i miłością, a także życiem, choć w razie potrzeby, i zabić może, w przeciwieństwie do swoich mniejszych sióstr. Tego właśnie obawiał się Falen. Przecież jeśli w dziewczynie przebudzi się siła, z której nauczy się niedługo po tym korzystać, będzie wystarczyć jedno jej słowo, by zadać mu śmiertelny cios. Jedno słowo, a spłonie, przestanie oddychać, jego serce się zatrzyma czy zakończy swój żywot w jakikolwiek inny sposób. Dopiero teraz, po raz pierwszy od dawna, Dimidiam zaczął się obawiać o siebie. Karyci mając ją po swojej stronie na pewno zrobią z niej użytek, a wtedy zetrą wszystkich Zdrajców na proch. Zaraz jednak na myśl przyszła mu inna sprawa. Jeśli Wiktoria dostanie się w ręce Przymierza, może to oznaczać dla koniec dla niego i dla wszystkich Wyklętych, jednakże, jeśli wpadnie ona w szpony Unii Kardeńskiej, to ją spotka koniec. Albowiem skoro Szeherezada jest życiem, może takowe życie przywrócić komuś, kto już dawno je stracił. A kogo Zdrajcy chcieliby sprowadzić z powrotem? Odpowiedz była prosta. Kardena. Kardena Seleara, znanego szerzej jako Karden Upadły. Z jednej strony sprowadzenie twórcy ideologii przez nich wyznawanej byłoby dla niego i reszty Wyklętych wielką szansą. Pomijając już fakt, że Falen chciałby poznać ojca, którego śladami podążał jeszcze za czasów, gdy miał go jedynie za wuja. Niestety, jak to często w życiu bywa, nie wszystko było takie proste. Powszechnie wiadomo z historii, że znaczna część spośród poprzednich wcieleń Szeherezady straciła życie przez próbę wskrzeszenia. Wiele było przypadków, w których ich ciała nie wytrzymywały wydzielającej się przy tym rytualne energii, która ostatecznie rozsadzała je od środka, powodując jej zgon. A na to Falen nie mógł pozwolić. Chciał odzyskać ojca, ale... nie kosztem życia Wiktorii .Jeśli miała być ona bezpieczna, żaden, absolutnie żaden Zdrajca nie mógł się o niej dowiedzieć. Przeznaczenie Wiktorii powinno pozostać tajemnicą tak długo, jak to tylko możliwe. Najlepiej żeby nawet ona sama póki co nie wiedziała. Zawsze istniało przecież ryzyko, iż któryś z elfów odczytałby prawdę z jej myśli, a wtedy... życie dziewczyny zawisłoby na włosku.
- Nie dopuszczę cię do niej - powiedział po chwili Falen, zdobywając się na najwyższą powagę. Jego ciało było napięte, a słowa ostrożnie cedzone przez zęby.
- Jak śmiesz mi się przeciwstawiać? - głos Orisamy brzmiał ostro i wrogo. Odwróciła się od okna, by móc sztyletować go spojrzeniem czarnych jak dwa moriony oczu. - Jak śmiesz stawać mi na drodze do niej?
- Normalnie. Nie możesz do niej iść, ani o niczym jej mówić. Nikomu innemu także. To o czym rozmawialiśmy w tym pokoju ma nie opuścić jego ścian.
Morion |
- Wyrocznią może tak, ale z całą pewnością nie moją Panią - odparł, podchodząc do niej bliżej. Jego spojrzenie było nieprzejednane, a postawa zdradzała wielkie napięcie.Jednakże i tak mniejsze od determinacji, którą teraz czuł. - Obiecaj, że nikomu nie powiesz o tym, że ona jest Szeherezadą. Obiecaj - zażądał od Orisamy, świadom, iż słowo Wyroczni jest jedną z największych świętości tego świata. Jeśli któraś z Córek Gwiazd nie dotrzymałaby danego słowa, umarłaby potępiona przez nie.
- Nie mogę tego zrobić - odparła stanowczo, wytrzymując jego spojrzenie. - Lud powinien wiedzieć, kto jest jego Panią, kto jest prawowitą Królową Archipelagu. Mają prawo wiedzieć, do kogo uciekać się o pomoc.
- Nie mają żadnych praw. Nic nie muszą. .Ale ty owszem. Obiecaj. Obiecaj, że nikt się o niej nie dowie z twoich ust - zażądał gwałtowniej, z coraz większym trudem starając się zapanować nad sobą. - Czy ty nie rozumiesz, że Zdrajcy wykorzystają ją do wskrzeszenia Kardena? To ją zabije! Jest zbyt słaba... Na pewno nie dałaby rady.
- Zdumiewasz mnie, Selearze - oznajmiła Orisama, a jej, zdawałoby się, niewidzące oczy rozbłysły nagle jakąś dziwną emocją, której nie potrafił zinterpretować. - Mogłabym sądzić, że tobie, jako Zdrajcy i synowi Upadłego, najbardziej będzie zależeć na przywróceniu go.
- Zależy, ale nie za taką cenę - warknął Falen już znacznie głośniej. - Obiecaj. Obiecaj, że będziesz strzegła jej tajemnicy!
- Nie muszę przed tobą niczego przysięgać - syknęła gniewnie, wpatrując się w niego z nieskrywaną pogardą i gniewem. - Lud ma prawo wiedzieć, komu podlega!
- Chcesz wiedzieć komu podlega? Mi! Wszyscy oni należą do mnie! To ja wyznaczam prawo w moim kraju - syknął. - Próbowałem z tobą porozumieć się po dobroci, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Nie pozwolę wykorzystać jej w taki sposób, tylko dlatego bo ty, Wyrocznio od siedmiu boleści, ubzdurałaś coś sobie. Nie pozwolę jej umrzeć przez coś tak niepotrzebnego.
- Och wierzę. Pytanie tylko, co zamierzasz zrobić, by mnie przekonać - pewna siebie rzuciła mu wyzwanie, nie spodziewając się nawet, iż Falen na nie odpowie. To prawda, Wyrocznie widziały przyszłość, ale nie całą. Wiele rzeczy im umykało. Prawdziwą wiedzę na temat tego co było, jest i będzie posiadały tylko Słońce i Księżyc oraz po części ich córka nazywana Szeherezadą, na cześć pierwszego swojego wcielenia, które nosiło te właśnie imię, oraz jej bliźniacza siostra Amateis.
- Właśnie to - odparł niemal szeptem Falen, z jadowitą nutą w głosie. W jego pozornie niewinnych, błękitnych oczach malowała się wielka brutalność i gwałtowność. Książę chwycił Orisamę za szyję i mocno ścisnął, świadomy, iż nie może ona swymi czarami wyrządzić mu jakiejkolwiek krzywdy. Wyrocznia szarpała się, próbując poluzować palcami jego uścisk, aby móc złapać choć trochę tlenu. Gdyby tylko znajdowali się na otwartej przestrzeni... Mogłaby użyć przeciwko niemu natury - poruszyć wodę, napuścić na niego ogień, poszczuć nań drzewne korzenie czy przywołać wichurę, która zmiecie go z powierzchni ziemi, lecz teraz nie miała takiej możliwości. W pobliżu nie było wody ani żadnych roślin, w kominku ogień nie rozpalono ognia, a wichury nie przywoła takim pomieszczeniu. Chociaż dużych rozmiarów, mimo wszystko było zbyt ciasne na takie czary. Razem z Falenem, i ona mogłaby zostać przez porwana przez przywołany wiatr, a wtedy skończyłoby się tragicznie dla nich obojga. - Przysięgniesz albo cię zabiję. Wybieraj. No dalej!
- Przy-przysiegam - wydusiła w końcu niemalże na bezdechu, z trudem łapiąc choć niewielki haust powietrza. Nie chciała umierać, więc nie miała innego wyjścia. W jej sercu zapałała nienawiść. Żałowała, że nie ma mocy Najwyższej lub Amateis, by samemu go zabić.
- Nareszcie - warknął Falen, wypuszczając ją. Kobieta zachwiała się i upadła mocno na ziemię. Księżę przestąpił leżącą Wyrocznię, tak przez niego poniżoną, i podszedł do drzwi, w które ktoś uderzał od paru momentów z drugiej strony. I nie, to nie była Saphria. Chodziło o drzwi główne do gabinetu, a nie poboczne do saloniku, w którymi ją zamknął.
- Spotka cię za to kara, zobaczysz - warknęła Orisama, tracąc do reszty swe opanowanie. Kobieta zaczęła zbierać się niezdarnie z ziemi. Chusta opadła z jej włosów, odsłaniając coś na szczycie jej głowy, przypominające małe złociste różki.
- Nie boję się jej. Osiągnąłem co chciałem i tylko to się liczy - odparował chłodno, spoglądając na nią z wyższością i szyderstwem wypisanym na twarzy.
- Zdajesz sobie sprawę, jak okrutnie ukarałby cię Wszechświat za zabicie Wyroczni?! - spytała rozgniewana, nakładając z powrotem chustę.
Falen uśmiechnął się tylko półgębkiem i dodał, już całkowicie spokojnie:
- I tak spłonę w czeluściach Hathorem. Jedno potępienie w tę czy w tamtą nie robi mi już różnicy - otworzył drzwi. Ku jego zdumieniu w progu ujrzał małego chłopca, stojącego chwiejnie na nóżkach. Widocznie musiał podpierać się o drzwi, bo kiedy tylko Falen je otworzył, czarnowłosy maluch poleciał od razu do przodu i upadł na kolana, podpierając się rączkami.
- Tata - powiedział mało wyraźnie Navi, spoglądając na ojca wesoło swoimi granatowo-złotymi oczami. On i Meridiane rozwijali się bez zarzutów. Tydzień temu zaczęli stawiać swoje pierwsze kroczki, a ostatnio składać proste wyrazy, takie jak "tata" i "mama". Mały książę szybko i uroczo niezdarnie pozbierał się z ziemi, by wykonać kilka kroków do przodu i przytulić się do ojcowskich nóg, gdyż wyżej nie dosięgał. - Tata!
- Mały, co ty tu robisz? Którego nieodpowiedzialnego elfa mam zwolnić za niedopilnowanie cię? Mogłeś sobie zrobić krzywdę, sam wałęsając się po Alamer! - powiedział, zapominając natychmiast o Orisamie, i biorąc synka na ręce. Choć dla całego świata Falen był okrutny, naprawdę kochał Naviela i jego siostrę. Choć na początku miał cichą nadzieję, że Temida poroni, tak teraz cieszył się, że tak się nie stało. Rzadko to okazywał, ale naprawdę ich kochał. Na swój zawiły i pokręcony sposób, ale zawsze to jednak była miłość.
- Tata - powtórzył jeszcze raz, oplatając małe rączki wokół ojcowskiej szyi i przytulając się doń mocno. Falen pocałował syna delikatnie w głowę i pogładził po plecach.
- Urocze dziecko - powiedziała spokojnie Orisama, zachodząc Falena od tyłu. - Szkoda by było, gdyby coś mu się stało... - dodała jadowicie, przesuwając delikatnie dłonią po zarumienionym policzku małego księcia.
- O czym ty znowu mówisz? - rzucił szorstko Falen, spoglądając na kobietę groźnie.
- Zależy ci na nim, prawda? - ciągnęła, tak jakby w ogóle go nie usłyszała. Zabrała rękę i przeniosła spojrzenie z syna na ojca. - Jaka więc szkoda, że nie dane ci będzie zobaczyć, jak mały dorasta... - zacmokała, kręcąc głową. Po chwili dodała coś do dziecka w języku, którego Falen nie rozumiał, co było dziwne, gdyż przecież elfy znały wszystkie języki. Widocznie wszystkie prócz tego. Navi spojrzał na Orisamę wielkimi oczami, które momentalnie napełniły się łzami. Mały zaczął płakać, przestraszony odwracając od niej główkę.
- Coś ty mu powiedziała?! - zawarczał z wściekłością Falen, przytulając malca do siebie, by go trochę uspokoić.
- To co powiem i tobie - odparła, uśmiechając się z przerażającą zawiścią. - Poczekaj rok, może trochę dłużej, a twoim największym zmartwieniem nie będzie już to, czy uda ci się pokonać przybranego brata, lecz to, gdzie znaleźć taką maleńką trumienkę - ciągnęła z okrutną satysfakcją.
- Przestań łżeć, suko, bo inaczej...
- Bo co? - zakpiła z niego. - Udusisz mnie? Skrócisz o głowę? A może poprowadzisz na stryczek? Prawda jest taka, Selearze, że moja śmierć niczego tu nie zmieni. Nie zmieni JEGO przyszłości, nie zmieni losu Naviela. A jego losem jest śmierć, jeszcze jako dziecko. Zobaczysz, nadejdzie taki dzień, w którym Naviel spłonie od jednej z iskier rozpętanej przez ciebie pożogi. Poniesie śmierć za twoje błędy, choć sam nie zdąży jeszcze niczym zawinić.
Serce Falena zamarło, a mały nadal płakał. Nie, to nie mogła być prawda. Ta wiedźma na pewno mówiła to tylko w zemście, żeby odgryźć się za to, jak ją potraktował. Ale... nie.... to nie możliwe... choć jednak... Przecież Wyrocznie nie mogą kłamać. On sam o tym dobrze wiedział. Ale... Nie. To niemożliwe.
- Naviel nie umrze - odparł cierpko Falen, cedząc słowa nienawistnie. Jego serce, choć skamieniałe, ogarniała coraz większa trwoga. Navi i Meridiane byli jednymi z nielicznych osób, o które Zdrajca naprawdę się bał. - Alamer jest ściśle strzeżone. Nikt tu nie wejdzie ani stąd nie wyjdzie bez mojej zgody. Navi jest tu bezpieczny.
- Tu może tak, ale... przecież nadejdzie taki dzień, w którym opuści jego mury, czyż nie? - oczy kobiety zalśniły, jakby tylko na to czekała. Rozkoszowała się jego cierpieniem, które tak łatwo było odczytać z tych przerażonych bladych oczu.
Falen przymknął powieki. Dawno nie czuł takiej desperacji i równie bezsilnej trwogi. Kiedy w końcu zdołał ponownie zabrać głos, słowa z trudem przychodziły mu przez gardło.
- Masz trzy sekundy na opuszczenie mojego domu albo w przeciwnym razie zabiję cię i nie będzie mnie obchodzić, czy dziecko na to patrzy czy nie.
- Już się robi, Jaśnie Panie - zadrwiła z niego na odchodne, spoglądając na nich ostatni raz z mściwym rozbawieniem. Po chwili drzwi się za nią zatrzasnęły. Odeszła i oby już nie wracała.
- Ćśśś, już dobrze. Nie płacz - szepnął małemu do ucha, przytulając go mocniej. - Nie słuchaj jej. Mówi tak tylko z zemsty. Nic nie stanie się ani tobie, ani Meridiane, bo nigdy nie opuścicie murów Alamer. Przynajmniej dopóki nie będziecie w pełni dorośli. Nie pozwolę, żeby coś wam się stało - powtórzył. - Nie opuścicie Alamer.
_______________________________
* Pustynia samerycka to jedna z największych pustyń na Archipelagu. Znajduje się w Królestwie Gefebor, należącym d Unii.
** Hathorem - na Karanirze stanowi odpowiednik naszego piekła.
MERIDIANE FALORI
_________________________________
No cześć :D Jak wam się podobał ten rozdział? Wiem, ze trochę minęło od rozdziału, w którym Cedric wzywał Wyrocznię, no ale 3 tygodnie to 3 tygodnie, co nie? ;) Zresztą dopiero teraz był najlepszy moment na wprowadzenie jej. A teraz trochę o tym rozdziale. Co myślicie o postawie Orisamy? A co o postawie Falena? Bardzo się przejął zarówno kwestią Wiktorii, jak i Naviego... Jak myślicie, Orisama kłamała? A może Naviego naprawdę spotka śmierć? Piszcie, co sądzicie <3 Jeśli nie macie konta na bloggerze, nic nie szkodzi, można komentować z anonima albo na moim facebookowym chatcie :3 To już prawie koniec tego domu, więc tymbardziej chcę poznać waszą opinię <3 Do następnego rozdziału,
pozdrawiam, Meridiane Falori.
nie , nie ,nie , mały navi nie może umrzeć :'(
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię.
OdpowiedzUsuńSerio czy sarkazm? XD
Usuńhahahahaaaah
Usuńwooooooooooow
OdpowiedzUsuńniezle to sie porobilo
wyrocznia sie zemscila na Falenie tylko szkoda ze na maluchu :(
ale cos mi sie wydaje ze nie zartowala :/
ale zeby byc takim dupkiem dla wilczycy -.- grrrr jak ja bym chciala miec taka piekna wilczyce *-*
uuuu Falen przeja sie Wika <3 loffki
super rozdzial :)
czekam na cd i pozdrawiam parówko :**
lofki forevki xD
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award! :) Więcej informacji na http://lily-james-i-ja.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAnna M. Waldorf
ajajajajajaj :_: zamęczasz mnie psychicznie!
OdpowiedzUsuńJa już taka wesoła, że wszystko się układa, a tu taka niespodzianka. Jak Tobie się udaje wymyślać takie zwroty akcji?! xd cholera!
Ta wyrocznia i to jak Falen chciał ją udusić - no po prostu miodzio! ;P
Kooocham tę powieść xd
Chcialam jeszcze dodać, że przez Ciebie, jak dzisiaj byłam na Hobbicie, to co pokazywali Legolasa ja myślałam "Cedric, Cedric, Cedric!" :D
Hahaha widzę, że nieźle działam ci na psychikę :D Ale spokojnie, miałam podobnie xD Tak samo jak oglądałam ostatnio Percy'iego Jacksona i co pokazywali Percy'iego ja brałam go za Finna Rossmary'ego xD
UsuńCieszę się, że się podobało i bardzo dziękuję za komentarz ^^ Niby nic, a cieszy :D
Za błędy trzeba płacić
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej przyjdzie czas kiedy syn Kardena się o tym przekona
Niczego nie da się całkowicie chronić
Imevit Falena najwyższą
Zaskoczyłaś mnie tym pomysłem ( oczywiście pozytywnie)
Jak się potoczą losy bohaterów?
Mam nadzieję że niedługo się przekonam :)
Wow. :-)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: haha to mój pierwszy komentarz pod Twoim rozdziałem :-) bo w końcu nadrobiłam wszystkie -)
Po drugie: Fantastyczny, jak poprzednie. Bardzo jestem ciekawa co ta Wyrocznia powiedziała synkowi Falena i co się stanie :-(
W końcu dobrnęłam do najnowszego rozdziału! Uff! Cztery dni tłukę tekst, bo w myślach mam tylko: Co dalej? Co dalej?! No i powiem tak: Ogólnie super, ciesze się, że wreszcie pojawił się ktoś, kogo Falen się przestraszył, a raczej coś czego się przestraszył. Jedyne co mi się nie spodobało, to... Lunaris i Cedric. Mam nadzieję, że to się nie skończy tak jak myślę... Zdecydowanie wolę wersję Wiki i Cedric :) A Falen... Błagam zgotuj mu jakąś gehennę za to wszystko!
OdpowiedzUsuńZapomniałam dodać, że szkoda Naviego...
OdpowiedzUsuńOMG! Dziewczyno z każdym rozdziałem coraz bardziej zakochuję się w twoim stylu. Ten rozdział jest po prostu genialny *.*
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział,choć końcówka smutna
OdpowiedzUsuńKurde pisałam komentarz już dawno, a teraz patrzę, że go nie ma :D Już dużo lepiej się czyta itd :) Nadal wierzę, że Falen się o garnie i wcale nie ubolewam nad tym, ze przypomina mi Damona, bo go uwielbiam :P
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na nowy rozdział :)
pozdrawiam
I wreszcie nadrobiłam cały blog. 73 rozdziały to dużo. I nie piszę tu o czasie czytania bloga przeze mnie, ale o tym ile włożyłaś w to pracy. Napisanie tylu rozdziałów jest wielkim wyczynem. Gratuluję Ci wytrwałości w dążeniu do celu i szczerze Cię za to podziwiam.
OdpowiedzUsuńNo, ale dość o Tobie teraz o blogu:
Przez te 73 rozdziały bardzo wkręciłam się w historię. Poznałam też swoje Imevit i jest to Sevian <3
Zrobiłam też kilka list jakby moich Oscarów dla postaci :
1. Moja ulubiona postać:
1. Sevian
2. Nimfadora
3. Meridiane i Naviel
4. Eryk
5. Wespazjan Lupus
6. Falen
7. Tori
8. Cedric
9. Rosalinda
10. Temida
2. Pięć znienawidzonych postaci :
1. Seliw IV (wkurza mnie po prostu)
2. Persepone (za zostawienie Falena)
3. Rebio II
4. Karden
5. Wyrocznia (za życzenie Naviemu śmierci)
3. Dwa ulubione miejsca:
1. Alamer
2. Auren
4. Ulubione rasy:
1. Zdrajcy
2. Karyci
3. Wodniki
4. Ludzie
5. Ulubione symbole :
1. Herb Alamer
2. Symbol Zdrajców
3. Znamię Kardena
6. Ulubione parringi :
1. Cevian (ja i Sevian)
2. Eradora (Eryk i Nimfadora)
3. Falori (Falen i Tori)
I ogólnie całą historia mnie wciągnęła. Była dla mnie cudowną odskocznią od świata zewnętrznego i za to Ci dziękuję :-)
Czekam na nexta
Coco Evans
Ps. Wszelkie pytania o uzasadnienie pozycji na listach pisz na Facebooku :-)
Ps. 2. Swoją drogą doczekałaś się swojego długiego komentarza podobał się??
Tak i to jak <3 Faktycznie włożyłam w Prophecy sporo serca i cieszę się, że osoby takie jak ty to doceniają :) Czytałam każdy z twoich komentarzy i każdy sprawiał mi wielką radość. Dziękuję za miłe słowa i trzymaj za mnie kciuki, żeby starczyło weny i czasu na pozostałe rozdziały ;)
UsuńCzymam!!! :-)
UsuńA zwłaszcza za wydarzenie za rok :-)
Dzięki, to wiele dla mnie znaczy <3
UsuńOby tylko się udało i komisja była podobnie pozytywnie nastawiona do mojej twórczości xD
- Mer
Kocham to! Swietnie piszesz!
OdpowiedzUsuń/Smokomaniaczka/
Kiedy następny rozdział (albo tom :)) ?
OdpowiedzUsuń/Smokomaniaczka/
Wiem, wiem, że trochę zaniedbałam Prophecy i pozostałe blogi, ale postaram sięw przeciągu 10 dni dodać rozdział :)
Usuń