sobota, 6 września 2014

Rozdział 68

Od dnia, w którym Wiktoria oświadczyła (nie do końca świadoma tego, co mówi) Cedricowi i Erykowi, że nie ma takiej siły, która odciągnęłaby ją od Falena, minęły trzy doby. Na początku młodszy z synów Wespazjana oraz brat Tori byli na nią wściekli. Chłopcy nie potrafili zrozumieć jej zachowania. Jednakże jak bardzo źli by nie byli, Cedric nie sprawiał wrażenia furiata a Eryk siedział obojętnie z drinkiem w ręku. Innymi słowy, zachowywali się całkowicie inaczej niż w zmanipulowanym przez Zdrajcę (niestety dosyć realistycznie) widzeniu.

Kiedy złość księcia opadła i została zastąpiona przez pewnego rodzaju rozżalenie - było jeszcze gorzej. Cedric IV Wisear nigdy się nad sobą nie użalał. Albo przyjmował wszystko ze stoickim spokojem, albo wybuchał, po czym za chwilę się uspokajał, ale ostatecznie i tak chodził podenerwowany do końca dnia, jednak teraz... teraz to miał doła. Po raz pierwszy od jakiś czterdziestu lat. Nic więc dziwnego, że Eryk postanowił szybko doprowadzić go do porządku, chociaż on sam też przez to wszystko nie miał najlepszego nastroju. I jeszcze ta sprawa z Nimfadorą... W gruncie rzeczy chłopak nie miał chwili wytchnienia. Albo pocieszał swoją księżniczkę i próbował pomóc uporać jej się z tym, co ją spotkało (a zajmowało to znaczącą większość czasu), albo próbował "ogarnąć" swojego najlepszego przyjaciela, który oczywiście też starał zajmować się Dorą. Pod tym względem dzisiejszy dzień nie odbiegał zbytnio od reszty...
Eryk stał pod zamkniętymi na cztery spusty drzwiami, przez które wchodziło się do prywatnych komnat książęcych, i uderzał w nie raz po raz, czekając, aż Cedric z własnej woli raczy w końcu go wpuścić .
- Ced, cholera jasna, otwieraj natychmiast, bo tracę cierpliwość! - zawołał zirytowany chłopak, pukając (jeśli to jeszcze można nazwać pukaniem) w rzeczone drzwi.
- Odejdź precz - odkrzyknął mu przyjaciel, który od rana niespecjalnie miał ochotę z kimkolwiek rozmawiać. Eryk jednak nie dawał za wygraną. Co to, to nie.
- Pogadałeś sobie? Otwieraj, ale już!
Nikt się nie odezwał.
- Okay, skoro tak pogrywasz... - Eryk mruknął do siebie, po czym zagroził, przekrzykując uderzanie w drzwi - Liczę do trzech. Albo zwleczesz swój leniwy tyłek z łóżka i podejdziesz otworzyć, albo pojadę do Alamer i ściągnę Falena. Taaak. Podobno Zdrajcy umieją się włamywać do komnat. A więc?! Co wybierasz?! Znasz mnie już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie żartuję! Wpuścisz mnie lub zrobi to Falen!
- Ech, wchodź jak musisz - westchnął ciężko Cedric, po czym machnął od niechcenia ręką, wypowiadając odpowiednie zaklęcie. Drzwi otworzyły się na oścież. Młody lord nie czekając aż książę zmieni zdanie i znów zamknie mu je przed nosem, wparował czym prędzej do środka.
- Możesz mi, do ciężkiej cholery, wytłumaczyć, co ty odpierdzielasz, człowieku?! Doprawdy ja... - w tym momencie Eryk urwał swój ledwo zaczęty monolog, bo zorientował się, że nie wie, gdzie mówić. Nigdzie nie widział Ceda. Rozejrzał się w około, aż w końcu jego wzrok padł na kołdrę ze sporym wybrzuszeniem w kształcie człowieka, elfa, mało istotne.
- Aha. Rozumiem, że naszła cię ochota na grę w "Znajdź Cedrica", hę? No dobra, więc.... Gdzie jest Ced? Niech zgadnę, tu jest - rzucił, jednym ruchem ściągnąwszy grubą kołdrę z jego łóżka, odsłaniając tym samym leżącego z twarzą wbitą w poduszkę i rozkrzyżowanymi ramionami Cedrica. Tak jak zazwyczaj młodszy z synów Wespazjana prezentował się nad wyraz dobrze, teraz nie wyglądał już tak seksownie. Raczej jakby go coś przejechało.
- Raju, gościu, gdzie twoja książęca godność? Wyglądasz jak zwłoki - powiedział z przekąsem lord, krzyżując ręce na piersi.
- Czego chcesz? - spytał Cedric, nie zadając sobie trudu, by na niego spojrzeć.
- Nimfadora kazała mi ustawić cię do pionu, jakkolwiek to brzmi, więc przyszedłem tu, żeby cię naprawić, bo się ostatnio trochę popsułeś - oznajmił Eryk, a po jego ustach przemknął szybki uśmieszek. Następnie dodał już nie tak lekkim tonem - Nimi martwi się o ciebie. Ja też.
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Czuję się doskonale, nie widać? - rzucił sarkastycznie elf, podnosząc głowę z poduszek i spoglądając na przyjaciela ze sztucznym, wręcz groteskowym, uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- No jakoś nie - odparował Eryk, unosząc jedną brew. Chłopak usiadł na skraju jego łóżka i powiedział do niego, siląc się na pokrzepiający ton - Słuchaj, stary, wiem, co czujesz. Mnie też cała ta sytuacja z Wiktorią... - przez chwilę nie wiedział, jak to ująć w słowa - Mnie też cholernie zabolało to, co odstawiła moja siostra, okay? To było chamskie i podłe, i nigdy bym się tego po niej nie spodziewał, zwłaszcza po tym, co razem przeszliśmy, ale nie możemy się dołować. Jasne, wybrała Falena i koncertowo wystawiła nas wszystkich do wiatru, ale... to nie koniec świata. Wiktoria jest mądrą dziewczyną. W końcu się opamięta... Nie mam pojęcia, co strzeliło jej do głowy, ale wiem, że kiedyś się opamięta.
Gdy Cedric nadal nic nie odpowiadał, tylko leżał nieruchomo, Eryk kontynuował:
- Złamane serce boli, to jasne. Ja po swoim pierwszy zerwaniu z niejaką Anastazją Lorewicz nie mogłem pozbierać się przez... - chłopak zmarszczył brwi, jakby próbował sobie przypomnieć - jakieś trzy miesiące. No, co prawda twoja sytuacja nieco jest gorsza, bo twoja dziewczyna olała cię dla twojego starszego brata, który w zasadzie nawet nie jest twoim bratem, no i tak jakoś chyba cię nie zbyt darzy sympatią, skoro wyczekuje końca zimy, by wypowiedzieć ci wojnę i zmieść ciebie i twoich sojuszników na popiół, ale... Rany, on naprawdę cię nie lubi.
Widząc mordercze spojrzenie Cedrica, dodał:
- Oczywiście jestem pewien, że to nic osobistego... Po prostu Wika go wolała może dlatego że... W zasadzie to nie wiem, co moja siostra widzi w tym baranie, ale na pewno w końcu z nim zerwie... Oj... sorry, jestem raczej kiepski w pocieszaniu ludzi... elfów... cokolwiek. Nawet moją złotą rybkę przyprawiłem o depresję, więc... - Eryk wzruszył zmieszany ramionami.
- Czekaj... Mówiłeś o pierwszym zerwaniu z kimś tam  - Ced machnął niecierpliwie ręką. - Mniejsza o imię... To ile było właściwie tych zerwań?
- Emm... Właściwie to my cały czas się schodziliśmy i na nowo rozchodziliśmy. W gruncie rzeczy chodziliśmy ze sobą od ostatniej klasy gimnazjum, potem pierwsze zerwanie w lutym, w pierwszej klasie liceum, pół roku później  drugie zerwanie, dwa miesiące później wielki powrót do siebie... na całe trzy tygodnie... a potem trzecie zerwanie...
- Jeny...
-A to jeszcze nie wszystko. Potem rok od ostatniego zerwania, znów postanowiliśmy do siebie wrócić, no wiesz, miłość na zawsze i takie bzdety. Po miesiącu znów koniec.
- Burzliwy romans? - rzucił kpiąco książę, a na jego ustach po raz pierwszy od początku rozmowy pojawił się cień uśmiechu.
- Tak jakby... O ile można tak nazwać niedojrzały związek dwójki nastolatków - odpowiedział Eryk, odwzajemniając uśmieszek. - Dzień przed wielkim sztormem, z którego nas wyciągnąłeś i zabrałeś na Karanirę, zobaczyłem maila od niej z propozycją "naprawienia tego". I już nigdy jej nie odpiszę... - wytarł wyimaginowaną łezkę, po czym się roześmiał - A tak serio to mi nawet nie szkoda. Żałuję tylko, że już nie poznam zakończenia Gry o tron. I nie obejrzę drugiej części Avatara, bo podobno miała wyjść do kin za jakiś czas... Ani już nie zdążę przeczytać ostatniej części Igrzysk Śmierci... Kosogłosa bodajże... I tamta manga... Ja piernicze, co tam rycerze i zamki, chce wracać do domu!
Książę w odpowiedzi parsknął śmiechem.
- Powiedz to Nimfadorze - rzucił Cedric, przekręcając się na drugi bok.
- Oj, jak wyskoczę na chwilkę, to może nie zauważy... Przecież bym wrócił. Z zapasem książek, mang, filmów.... Chwila... Na co mi filmy, jak nie ma tu DVD i elektryczności. Cholera. Mój plan spalił na panewce - Eryk zwiesił teatralne głowę, a Cedric, pomimo parszywego nastroju, zaśmiał się krótko. Niestety, po chwili nakrył sobie głowę kołdrą i wymamrotał do przyjaciela:
- Nie zrozum mnie źle, miło, że wpadłeś z wizytą, ale jakoś nie mam ochoty na rozmowy.
- O nie. przyszedłem tu, żeby: primo, wyciągnąć cię z dołka, secundo, ogarnąć cię, bo za jakieś pół godziny zaczyna się urodzinowy bankiet twojego Priwettusa. Twojego  Priwettusa - powtórzył Eryk, tłumiąc śmiech. - Jak to zabrzmiało. Jakbyście byli w związku partnerskim, czy czymś w tym stylu.
- Że co takiego? - spytał z pewnego rodzaju znużeniem Ced, odrzucając kołdrę i posyłając mu pytające spojrzenie.
- Związek partnerski. No wiesz. Kiedy dwóch panów bardzo się kocha...
- Dobra, dosyć. Nie musisz kończyć - uciął szybko książę. - A teraz naprawdę wolałbym zostać sam ze sobą i to wszystko przemyśleć. Wiesz, wymazać z pamięci ten, niestety chyba zmarnowany czas...
- Nawet tak nie mów. Ona do ciebie wróci prędzej czy później, jestem tego pewien. A teraz szykuj się na bankiet - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu lord, wyszarpując siłą kołdrę księciu, za co Cedric odwdzięczył mu się morderczym spojrzeniem.
- Oddawaj - rzucił takim tonem, jakim Falen przeważnie beszta swoich sługusów.
- Nie - odpowiedział Eryk, zwijając kołdrę i ciskając nią w kąt komnaty. - Wstawaj - rozkazał, ściągając Cedrica za nogę z łóżka. Oczywiście książę się nie dawał, ale lord też się nie poddawał. Był tak zacięty, że w końcu udało mu się zwalić przyjaciela na ziemię. Przy małej pomocy łaskotek.
- Nigdzie nie idę, rozumiesz? Nie mam ochoty balować.
- Ced, daj spokój. Tu nie chodzi o ten durny bankiet, ale o Priwa. To twój przyjaciel od czasów wcześniejszych niż te, w których moi prapradziadkowie jeszcze nawet nie mieli w planach pradziadków, więc to, kuźwa, chyba do czegoś zobowiązuje, co nie? Tak czy inaczej, pójdziesz tam, złożysz mu życzenia i będziesz się świetnie bawić, albo chociaż udawać, że się świetnie bawisz, a wieczorem możemy zrobić terapię dla smutnych i odrzuconych, okay?
- Nie...
- Tak.
- Powiedziałem przecież "nie". Złożę mu życzenia później.
- Nie ma mowy. Idziesz.
- Nie chcę.
- Cedric?
- Tak?
- Powiedziałeś "tak", czyli idziesz - oznajmił z triumfalnym uśmiechem Eryk.
- Zdajesz sobie, że jako książę, mogę wtrącić do lochu każdego, kto minie irytuje? A ty dzisiaj bijesz wszelkie rekordy.
- Nie strasz, nie strasz. Jakbym chciał mieć za przyjaciela pond stu dwudziestoletniego zgreda, który nie zna się na żartach, przyjaźnił bym się z twoim bratem, kuzynem, pies wie, czym on tam właściwie jest. Najpierw starszy rodzony brat, potem brat przyrodni, ale wciąż najstarszy z rodzeństwa, teraz kuzyn, starszy od was, ale najmłodszy wśród "swoich". Tak to się szybko wszystko zmienia, że nie zdziwiłbym się, gdyby nagle okazało się, że w ogóle jest jakimś podrzutkiem. Albo nawet siostrą. Podrzuconą siostrą? A zresztą… - chłopak wzruszył ramionami, po czym podszedł do zdobionej komody i wyciągnął z niej pierwszą lepszą szatę. - Masz dwie minuty z zegarkiem w ręku, po jednej na ubranie się i poranne mycie. O ile poranna toaleta może się odbywać po siedemnastej - powiedział, rzucając Cedricowi szaty.
- Myłem się wcześniej - odburknął.
- Jeszcze raz ci nie zaszkodzi. Marsz do łazienki - widząc jego minę, dodał - I nawet nie próbuj dalej się odszczekiwać. Idziesz i koniec kropka. Robisz to dla Priwettusa. No zagęszczaj ruchy, blondasku, bo faktycznie każę posłać po twojego braciszka. Kto jak kto, ale on będzie wiedział, jak postawić cię na nogi.
- Bardzo śmieszne, Eryku - mruknął z przekąsem Ced, człapiąc do łazienki z miną straceńca.
- Ja nie żartuję. A teraz idź już wreszcie się ogarnąć, bo ja cię ogarnę, a naprawdę nie mam ochoty cię szczotkować.
- Nie wiesz, co tracisz - rzucił ironicznie książę, po czym zatrzasnął za sobą drzwi łazienki.

***

Ogarnięcie się zajęło Cedricowi "troszeczkę" więcej czasu, niż Eryk mu wyznaczył, ale to nie ważne. Mimo że w środku książę nadal był w rozsypce, no bo nie codziennie zostawia cię dziewczyna, dla której zrzekłeś się praw koronacyjnych, by zostać kochanką twojego brata, który nawet nie jest bratem, a przynajmniej nie twoim, starał zachowywać się normalnie. Syn Wespazjana miał na sobie czarno - granatową szatę, wyszywaną srebrną nicią. Do tego aksamitny płaszcz w kolorze królewskiej purpury, spięty pod szyją ametystową zapinką. A na nogach długie buty ze smoczej skóry. Ciemnej. Długie do ramion blond włosy związane zostały z tyły tasiemką. Ta fryzura cieszyła się sporą popularnością wśród szlachetnie urodzonych Karanijczyków, tak jak perułki w wiktoriańskiej Anglii.
- Gdybym był dziewczyną, powiedziałbym, że wyglądasz bosko, ale że jestem facetem, to powiem ci, że ujdzie w tłoku. A tak w ogóle, to masz jakiś prezent dla Priwa? I nie, nie mów, że znajomość z tobą jest prezentem samym w sobie - Eryk złapał się pod boki, posyłając przyjacielowi znaczące spojrzenie.
- No, a niby nie? - zaśmiał się Ced. - A tak całkiem poważnie, to kilka dni temu posłaniec z Clarissy dostarczył mi klatkę z kilku miesięcznym smokiem ankaryckim. Na razie jest jeszcze młody i mały, więc Priwettus będzie miał czas go wytresować i oswoić, zanim dorośnie - wyjaśnił, siadając na krześle przy biurku. 
- Aha... A co to w ogóle jest ta Clarissa? To jakaś damulka zajmująca się handlem smokami czy co? - spytał Eryk, marszcząc brwi.
- Clarissa to jedno ze starszych miast karanirskich. Znajduje się na Wyżynie Meridiańskiej, tej od strony Oceanu Ezerskiego. Została nazwana tak na cześć królowej Clarissy, żony króla Emeryka IX, zwanego Niepokonanym. Leży niedaleko miasta Parisse  - wyjaśnił z pobłażliwym uśmieszkiem Cedric. - Widzę, że nie przejrzałeś tych książek od mojej siostry, skoro nie wiesz.
- No jakoś tak nie było czasu, rozumiesz - chłopak zbył go machnięciem dłoni. - To może ja pójdę po tego smoka. Gdzie go masz?                                             MapaKaraniry dla przypomnienia :) [klik]
- Idź do mojego gabinetu, tam pod oknem jest żelazna klatka, a w środku takie coś.
Eryk zgodnie z instrukcjami Cedrica udał się do jego gabinetu. Na progu rozejrzał się po wnętrzu. Tak jak powiedział książę, zaraz pod jednym z okien znajdowała się klatka z ognioodpornego (dzięki elfickim zaklęciom) żelaza. Miała kształt średniej wielkości sześcianu. Przez pręty Eryk dostrzegł zwiniętego w kłębek małego smoka o jasno i ciemnozielonych łuskach. Spał. Miał długi ogon zakończony kolcami. Z łapek, z kształtu przypominających raczej łapki szczeniaczka niż smoka, przynajmniej na razie, wystawały pazurki. Istotka miała skrzydła jak u nietoperza, tylko że pokryte tymi samymi łuskami co reszta działa, duże płatowate uszy i krótki pyszczek. Eryk poszedł ostrożnie do klatki i nachylił się nad nią. Bez wątpienia stworzenie, które Cedric nazywał smokiem ankaryckim było urocze, ale chłopak miał świadomość, że gdy urośnie... stanie się trochę mniej sympatyczne. No ale jeśli Priwettusowi uda się go oswoić i wytresować, malec nie powinien sprawiać kłopotów. Lord chwycił za uchwyt na górze klatki. Wtedy smok się zbudził, otwierając sennie duże, czarne jak smoła oczy. Kiedy zobaczył nieznajomego, napiął wszystkie mięśnie i zawarczał gardłowo.
- Oj, nie bulwersuj się tak. Później dokończysz drzemkę - mruknął Eryk, ruszając do drzwi. - Twój prezent chyba mnie nie lubi - rzucił do Cedrica, oddając mu klatkę.
- Wcale się nie dziwię - Ced uśmiechnął się ironicznie, posyłając Erykowi kuksańca między żebra.
- Ha, ha, ha.  Możemy już iść?
- Ech... Skoro musimy, chociaż naprawdę zabawa to teraz ostatnie na co mam ochotę.
- Już ci chyba coś powiedziałem na ten temat, co nie? Albo pójdziesz, albo będę ci tak zrzędził do rana.
Pod taką groźbą Cedric ostatecznie uległ i zszedł po marmurowych schodach do sali balowej. Z jednej strony wiedział, że powinien tu być dla Priwettusa, ale... teraz nie mógł myśleć o niczym innym niż o Wiktorii, Falenie, Nimfadorze i rosnących w siłę Wyklętych.
- Panie - powitał swego księcia sędziwy mężczyzna o włosach dłuższych niż Cedrica, odziany w ciemnozieloną szatę. Na jego, widok liczący sobie około pięciuset, zgiął się w pół. Następnie skinął uniżenie i na Eryka, który jakby nie było, miał tytuł lorda.
Były narzeczony oraz brat Wiktorii przestąpili próg komnaty. Sala balowa stanowiła jedno z piękniejszych i większych pomieszczeń Auren. Ściany były tu wyłożone aksamitem barwy oceanu, a podłogę pokrywały białe kafle, przywodzące na myśl pianę morską. Sufit, z którego zwisały kryształowe kandelabry, był lustrzany, tak więc podczas bali i bankietów odbijały się w nich pięknie wirujące na parkiecie pary. Ogólnie komnata ta posiadała dwa poziomy. Pierwszy, czyli ten, na którym odbywały się tańce, i ten , w którym Cedric i Eryk właśnie się znajdowali. Drugi natomiast miał postać dużego balkonu, z którego, patrząc w dół, można było obserwować zebranych. Na owym balkonie poustawiane zostały okrągłe stoliki, nakryte lazurowymi i kobaltowymi obrusami, przystrojone  kwiatami i świecami. Ściany zarówno na pierwszym, jak i na drugim poziomie zdobiły obrazy, a pod nimi nie brakowało rzeźb i wymyślnych kwietników. Ich uszu dobiegała przyjemna muzyka, wygrywana przez uznanych na całej Karanirze muzyków. Widać było, że bal trwał w najlepsze.
- Chyba trochę się spóźniliśmy - zauważył Eryk, przyglądając się gościom i próbując wyłapać gdzieś w tłumie swoją ukochaną. Cedric nie zdążył mu odpowiedzieć, gdyż za ich plecami rozległ się znajomy, przyjazny głos.
- Ced! Jednak żyjesz! Bo już zaczynałem wątpić... -  ozwał się Priwettus, uśmiechając się do przyjaciela szeroko. - Eryku, ciebie też niezmiernie miło mi widzieć - zwrócił się z tym samym uśmiechem do brata Wiktorii. Młody lord odpowiedział mu w tym samym tonie.
Priwettus był dobrze zbudowanym mężczyzną, nieco niższym od Cedrica. Miał dosyć ostre, lecz mimo to przyjazne rysy twarzy. Solidnie zarysowana linia szczęki, pogodne, niebieskie oczy, lekko zadarty nos i szeroki uśmiech. Puszczone luzem na plecy długie włosy miały odcień platyny. U jego boku stała Nimfadora. Księżniczka ubrana była w delikatną suknię w kolorze pudrowego różu, podkreślającym blade rumieńce na jej twarzy. Złociste loki Nimfadory, zdobione diademem, spięte zostały z tyłu głowy w ten sposób, że część z nich została zebrana w  koczka, a reszta puszczona luzem. Ze spiczastych elfich uszek zwisały cyrkonowe kolczyki, a szyję zdobiła drogocenna kolia, również wykonana z cyrkonii.
Wyglądała pięknie. Wręcz zjawiskowo. Przywodziła Erykowi na myśl Afrodytę, tak dobrze znaną mu z mitów boginię. Wszystko byłoby idealnie, gdyby w błękitnych jak niebo, teraz zaczerwienionych, oczach dziewczyny nie malował się taki potworny smutek. Chłopak jej bardzo współczuł. Było mu jej żal.  Tak cholernie żal. Eryk wiedział, że Rebio okrutnie ją skrzywdził i miał świadomość, że Nimfadorze nie łatwo się pozbierać, ale... miał tylko nadzieję, że w końcu jej się to uda. Że kiedyś... po latach... może to wspomnienie zacznie się zacierać, aż w końcu zapomni. Chociaż zapomnienie czegoś takiego raczej graniczyło z cudem.
- Tak... Jak mógłbym przegapić twoje urodziny? - odpowiedział Cedric, ignorując szturchającego go Eryka. Następnie książę złożył swemu przyjacielowi życzenia od serca, starając się, by nie umknęło mu nic, co powinien i chciałby mu powiedzieć. Potem wręczył Priwettusowi podarunek. Tak jak przypuszczał syn Wespazjana, Priw, zawsze marzący o posiadaniu własnego smoka, był zachwycony prezentem. Dowódca wojsk należących do Cedrica, postanowił nazwać stworzenie Koreen, co w języku elfickim znaczy tyle co "ognik".
Tego wieczoru żadne z dzieci Wespazjana nie miało nastroju na zabawę. Cedric próbował zapomnieć o Wiktorii, a Nimfadora próbowała zapomnieć o... w zasadzie o wszystkim. Księżniczka już nie miała siły męczyć się dalej. Miała dosyć poważnych rozmów o wojnie i wiecznego strachu, że w każdej chwili może ona wybuchnąć, bo przecież nie powiedziane, że Zdrajcy będą czekać do stopnienia śniegu. Miała dosyć postawy Falena. Nie wiedziała, które z nich i czym mu zawiniło, ale i tak próbowała go tyle czasu jeszcze przekonać, by odwołał to wszystko. Pokazać, że nie tędy droga. Jednakże Nimfadora już porzuciła nadzieję, iż adoptowany syn dobrego króla kiedykolwiek się opamięta po tym, co jej powiedział, gdy ostatni raz gościła w Alamer. Pragnęła, aby Falen się nawrócił, ale... nie było już na to szansy. On nic nie rozumiał. A może zwyczajnie nie chciał zrozumieć? Na domiar złego Nimfadora bardzo tęskniła za ojcem, bo przecież nie mogła wiedzieć, że Wespazjan gdzieś tam jeszcze jest, że on żyje. Dorze niewysłowienie brakowało taty, rozmów z nim, wspólnie spędzanego czasu... Na dodatek ta sprawa z Rebio i zdrada Wiktorii... Księżniczka miała ją za przyjaciółkę, a ona tak po prostu ich wszystkich wystawiła. Z jednej strony dziewczyna uważała, że to do Tori zupełnie nie podobne, ale... przecież słyszała na własne uszy, co mówiła i widziała na własne oczy, co robiła... Jak to jest, że niemal wszyscy, którym Nimfadora kiedykolwiek ufała albo umierali, albo ją zdradzali. Dlaczego? Za co? Księżniczka czuła, że to wszystko, co powoli ją niszczyło, teraz doszczętnie ją zmiażdżyło. Już nie dawała rady. Coraz częściej nachodziły ja myśli, że chyba wolałaby zasnąć i już  nigdy się nie obudzić. Tak byłoby łatwiej. Ale czy na pewno lepiej? Tak właściwie to Nimfadora nic sobie jeszcze nie zrobiła tylko ze względu na brata i ukochanego. Oni też nie mieli łatwo. Nie chciała, by jej odejście ich dobiło. Wiedziała, że nigdy by jej nie wybaczyli, gdyby stchórzyła i się poddała. Poza tym księżniczka nie miała odwagi cokolwiek zrobić. Tak jakby jakaś część niej ciągle wierzyła, że w końcu nadejdą lepsze dni. Dni, w których nie będzie się słyszeć o wojnie, zdradzie i wszystkich innych nieszczęściach. Dni, w którym wszyscy będą szczęśliwi. Ona będzie szczęśliwa. Ale póki jeszcze nie nadeszły, Nimfadora musiała żyć dla swoich bliskich, bo dla siebie już nie chciała.
- Tak swoją drogą, dziś koło południa do drzwi Auren zapukała jakaś dziewczyna... Powiedziała, że koniecznie chce porozmawiać z księciem - przypomniał sobie po chwili Priwettus.
- Tak? I co jej powiedziałaś? - spytał Cedric, przyglądając się przyjacielowi badawczo.
- Że... że aktualnie książę jest nieco... "zajęty", ale bez obaw, kazałem jej poczekać w moim salonie.
- Rozumiem. To może ja pójdę sprawdzić, o co chodzi, żeby nie czekała jeszcze dłużej - powiedział szybko Cedric, upatrując szansę na wymknięcie się z przyjęcia.- Mówiła kim jest?
- Tak. Nazywa się Lunaris z Triwendell czy jakoś tak...

MERIDIANE FALORI ^^^ 
_____________________________
Cześć :) Przepraszam, że tyle czekaliście, ale mam nadzieję, że było warto ^^^ Piszcie, co sądzicie o rozdziale :D

9 komentarzy:

  1. Byłoby super gdyby powiedziała całą prawde Cedricowi...
    A rozdział super ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny! Żal mi Nimi, tyle przeżyła... ;(
    Popieram Natasze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno nie komentowałam, ale ile razy pod rząd można pisać, że jest super i że mi się podobało. Jeszcze byś w pychę popadła... :D
    Dzisiaj jednak będzie inaczej. Zamierzam być szczera i to do bólu, więc mam nadzieję że się nie obrazisz.
    To był pierwszy rozdział tego opowiadania, który tak ciężko mi się czytało. Szczególnie dialog między Cedriciem a Erykiem. A z nich dwóch to wypowiedzi Eryka mnie jakoś bardziej... irytowały? Momentami musiałam dwa, trzy razy przeczytać, żeby załapać o co mu chodziło. I to było trochę męczące.
    Ale nadrobiłaś końcóweczką. Będzie Lunaris, będzie impreza. Zobaczymy tylko dla kogo. xD
    I w ten sposób na nowo pobudziłaś mój głód następnego rozdziału. Jak to się potoczy? Zobaczymy. *zaciera ręce*
    Btw, już chyba nie jestem za Falori. :D Ona nie jest dla niego, Falen zdecydowanie zasługuje na kogoś lepszego. Na taką, która będzie jego panią i zawsze stanie za nim murem. Ale nie Temida... Może jeszcze kiedyś ktoś inny się pojawi... ;p :D
    No to do następnego. ;)
    Gaja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no niestety, czasami trafi się słabszy rozdział ;)
      wiesz, trudno, żeby wiktoria obstawala za falenem murem, jak on tak ja traktuje ;) no ale zobaczymy co sie zmieni w przyszlych rozdizalach :)

      Usuń
  4. super, czekam na next rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. 1. "Tak jak zazwyczaj młodszy z synów Wespazjana prezentował się nad wyraz dobrze, teraz nie wyglądał już tak seksownie. Raczej jakby go coś przejechało." Twarz w podłodze normalnie xD
    2. " A tak serio to mi nawet nie szkoda. Żałuję tylko, że już nie poznam zakończenia Gry o tron. I nie obejrzę drugiej części Avatara, bo podobno miała wyjść do kin za jakiś czas... Ani już nie zdążę przeczytać ostatniej części Igrzysk Śmierci... Kosogłosa bodajże... I tamta manga... Ja piernicze, co tam rycerze i zamki, chce wracać do domu!" OMG! Właśnie polubiłam Eryka xD Muszę zmienić ocenę w ankiecie.
    3. "...nie zdziwiłbym się, gdyby nagle okazało się, że w ogóle jest jakimś podrzutkiem. Albo nawet siostrą. Podrzuconą siostrą?" Jeju, czego ja tu się dowiaduję? o.O

    No i NARESZCIE pojawia się Lunaris! :D Tyle na nią czekałam.
    Rozdział naprawdę epicki. Zaczyna mi już brakować słów do określania Twojej powieści, żeby nie powtarzały się co komentarz xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie szkoda mi Cedrica :( Załamał się biedaczek :(
    Ale cóż się dziwić? Ukochana zostawiła go dla przybranego brata / kuzyna -.-
    To musi cholernie boleć :'(
    Mam nadzieję, że się chłopina pozbiera :)
    Eryk i jego metody pocieszania są the best :D
    Zciągnięcie kołdry z łóżka i zżucenie Ceda jest poprostu perfekcyjne :D
    Ja na miejscu Cedrica także wolałabym ogarnąć się (zewnętrznie, bo wewnętrznie się jeszcze nie da :( ) i iść na ten bankiet, niż całą noc wysłuchiwać zżędzenia Eryka :)
    WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO PRIWETUS :* (wiem spóźnione, ale wcześniej nie miałam kiedy, bo szkoła :( )
    Biedna Nimi :(
    Nie dość, że została zgwałcona przez kiedyś "narzeczonego", a wcześniej przyjaciela -.- to jeszcze przyjaciółka wystawiła do wiatru -.-
    Naprawde mi jej żal :(
    Gdyby nie to, że ma jeszcze Eryka i Ceda napewno by się załamała :(
    Mam nadzieję, że sprawa z Wiktorią szybko się rozwiąże (ale znając Ciebie napewno tak szybko nie będzie :() )
    Pojawiła się wkońcu Lunaris :)
    Ciekawie jak ona namiesza w życiu tej trójki ...
    Ciekawe czy Lunaris będzie Imevit Cedrica :) Oby NIE!!!
    A może jednak...? NIE! Jednak NIE!
    Pozdrawiam i czekam na NEXT :*
    Mam nadzieję, że nic nie pominęłam :)
    Weny :-* <3Pat ka <3

    OdpowiedzUsuń
  7. To było....
    -
    -
    -
    -
    Fajne! Najlepsze życzenia urodzinowe dla Priwa ;-)
    Nawet jeśli już były :-)
    I mamy wejście Lunaris. Mam nadzieję, że stanie po stronie Karytów. Tak czy siak czytam dalej :-)
    Coco Evans

    OdpowiedzUsuń