Była trzecia w nocy. Falen spał właśnie z przytuloną do
siebie Wiktorią w jego sypialni. Starszemu z książąt zarówno tej nocy, jak i
każdej innej nie śniło się zupełnie nic. To nie tak, że Falen nie pamiętał swoich
snów, jak to czasami bywa w przypadku ludzi. On po prostu ich nie miał. Nie
śnił. Nigdy. Nie potrafił, odkąd przyjął na siebie klątwę Zdrajców. Falen nie wiedział,
jaki związek ma to z jego przeklęciem, ale szczerze mówiąc, nigdy specjalnie
się nad tym nie zastanawiał. Najwyraźniej Wyklętym nie dane było oderwać się od
szarej rzeczywistości i uciec do krainy sennych marzeń, zaznając przy tym
ukojenia. Falen jak każdy inny Zdrajca po prostu zamykał oczy, a potem, po
długich godzinach całkowitej ciemności, ponownie je otwierał. To wszystko.
Książę właśnie odsypiał zarwane ostatnimi czasy noce, gdy nagle idealną ciszę,
panującą teraz w sypialni, przerwało donośne pukanie do drzwi.
- Falen… - ziewnęła sennie Wiktoria, przecierając oczy. –
Ktoś się dobija! Idź otworzyć – powiedziała, tłumiąc kolejne ziewnięcie.
- Przecież słyszę – warknął cicho, przekręcając się na drugi
bok i chowając głowę w poduszkach.
- Nie masz zamiaru otworzyć? Przecież ten ktoś zaraz wyważy
drzwi! To musi być coś ważnego – powiedziała dziewczyna, szturchając go lekko.